one trzy.doc

(93 KB) Pobierz
ONE TRZY

ONE TRZY

 

czyli krótka historia pewnego girlsbandu

 

 

[scenariusz ten powstał na potrzeby pracy warsztatowej grupy teatralnej prowadzonej przy częstochowskim MDK przez Sebastiana Banaszczyka, który dokonał tej dość swobodnej adaptacji sztuki teatralnej „Szeherezada czyli disco-polo live!” autorstwa Krzysztofa Jaworskiego – adaptacji, którą nazwijmy lepiej ‘pirackim remiksem’… wszelkie zmiany w stosunku do oryginału podyktowane zostały przede wszystkim całkowicie żeńskim składem grupy]

 

 

 

OSOBY DRAMATU :

 

Mongoł (M) – 16 lat, szerokie zielone bojówki, czerwona bluza z kapturem, koszulka z jakimś ekologicznym sloganem, płócienna torba lub plecak

 

Żaneta (Ż) – 18 lat, modnie choć nieco krzykliwie ubrana, długie paznokcie, trwała, pasemka

 

Trzecia (3) – 17 lat, biała koszula, czarny kostium, okulary, czarna torba lub teczka

 

 

 

 

SCENA  1

 

Rzecz dzieje się w plenerze, na ławce w parku. Zza drzewa wychodzi Mongoł wyraźnie zaaferowana szukaniem czegoś w trawie. Podnosi małe patyczki, ogląda je uważnie – niektóre z nich układa na ławce. Wreszcie zrezygnowana przysiada chcąc zapalić papierosa. Na ziemię wysypują jej się zapałki. Wreszcie odpala. Tymczasem przechodząca obok Żaneta zauważa Mongoła i chcąc zrobić jej kawał zachodzi ją od tyłu. Zaskoczona Mongoł wyrzuca w popłochu papierosa nie chcąc zostać nakryta przez niewiadomo kogo na popalaniu.

 

Ż :  No, sorry, no…

 

M :  Lepiej mi fajkę oddaj – ostatnia była…

 

Ż :  Sama jestem na głodzie, zero kasy…

 

Ż :  Ty, Mongoł, a na co ci tyle patyków…? (zrzuca patyki z ławki chcąc usiąść)

 

M :  Żaneta!!!

 

Ż :  Coś taka nie w sosie?

 

M :  Zgubiłam Teodora.

 

Ż :  Kogo?

 

M :  Teodora. (zbierając na kolanach rozrzucone wokół patyki) Patyczaka z naszego gabinetu biologicznego. Każdy musiał zabrać na ferie jakiegoś zwierzaka do domu, żeby nie pozdychały bez opieki… To wzięłam Teodora… Pomyślałam, że z takim patyczakiem to wiele zachodu nie będzie… A teraz… Kurde… Co ja teraz zrobię…? Biologica wezwie matkę… Ale będzie masakra!

 

Ż : Co za problem? Odkup innego.

 

M :  Zwariowałaś!? To jej ulubiony okaz. Dostała go od męża na trzydziestą rocznicę ślubu… Wychowała od małego… Resztki z obiadu przynosiła… Pozna – cwana jest. Przechlapane – nie mam się jej nawet co na oczy pokazywać!

 

Ż :  Nie wie jeszcze…? No to coś wymyślimy. Gdzie go zgubiłaś?( próbuje szukać wraz z M.)

 

M :  Gdybym wiedziała – to bym znalazła.

 

Ż :  No, ale gdzie go mogłaś zgubić? Skup się Mongoł. Mongoł!

 

M :  Jak wychodziłam z domu, to go jeszcze miałam… Potem jechałam trzynastką… Tu siedziałam chwilę, bo się spóźniłam na wf, więc i  tak nie było już sensu iść… Pomyślałam, że mi się tu gdzieś zawieruszył, to się rozejrzałam i pozbierałam… Różne takie… Podobne do niego… Rzeczy… Bo może tu gdzieś jest, tylko się boi, albo zasłabł ze stresu i się nie rusza – więc trzeba poczekać chwilkę, aż mu odpuści. To czekam… Jezu, Żaneta, a jak on mi w tej trzynastce z torby wylazł?!

 

Ż : (podnosząc coś) Łeeee!

 

M :  Teodor?

 

Ż :  No i co teraz?

 

M :  Do szkoły nie mam nawet po co iść.

 

 

Ż :  Mongoł… No! Uszy do góry. Ja ci już dawno mówiłam : daj sobie z tą szkołą luz… (Żaneta znajduje niedopałek wyrzucony wcześniej przez Mongoła, odpala. Mongoł w tym czasie zajada wyciągniętą z torby wielką bułkę z ogromną ilością sałaty.)

Garb ci tylko rośnie. A jak się tipsy niszczą od pisania, horror! Ja to bym chciała gdzieś wyjechać, a nie tu męczyć się i babrać w cudzych kłakach. Co innego otworzyć swój zakład w Paryżu… Tam to są włosy – nie to, co u nas! Kurde, Mongoł, trzeba coś wykombinować. Jak mnie dzisiaj jedna baba wkurzyła! Mówię ci. Akurat Paweł dzwonił, kiedy jej robiłam pasemka… No, może trochę za długo trzymałam jej utleniacz na włosach, ale żeby od razu na mnie z mordą! Przecież jej wszystkich kudłów nie spaliłam, poza tym cebulki zostały, to jej odrosną! Ale i tak mi zawiesili praktyki na tydzień – na dywanik i do wyjaśnienia… Mongoł, rusz wreszcie czachą i wykombinuj coś – szkoła szkołą, ale żyć po ludzku jak człowiek też trzeba, nie?

 

M :  Kiedy od miesiąca ruszam i nic. Mówiłam : pieczarki zacznijmy hodować… Jeden pokój u was ziemią by się zasypało… W mieszkaniu i tak wilgotno macie…

 

M : No to żółwie…

 

Ż :  Co żółwie?

 

M :  Żółwie hodować. Taki żółw to zasadniczo mało je, mało miejsca zajmuje i nie trzeba z nim na dwór wychodzić… Siedzi tylko w skorupie i się kurzy. To czasem go odkurzyć trzeba. A jak podrośnie – to bach! Do zoologa go. Czysty zysk, siostro! A ludzie żółwie lubią.

 

Ż :  No, jak ty nie umiesz ekonomicznie myśleć, Mongoł! To aż mi cię szkoda…

 

M :  Bo co?

 

Ż :  Widziałaś chociaż raz w życiu, żeby w telewizorze żarcie dla żółwiów (tak ma być!) reklamowali?

 

M :  Nie.

 

Ż :  No widzisz. I jaki z tego morał?

 

M :  Jaki?

 

Ż :  Że u nas nikt w domu żółwiów nie trzyma.

 

M :  Może i racja. Ale mój szwagier trzyma! Właściwie nie żółwia, tylko kanarka… Ty, Żaneta, a może by tak kanarki zacząć hodować zamiast żółwi… Taki kanarek to zaśpiewać może nawet albo co… A żółw, bydlę jedno, nie śpiewa. A naród śpiewanie lubi…!!!

 

Ż :  Ty, Mongoł… Ja pomyślałam sobie teraz… Że ty, barani łbie… Ty to jesteś czasem genialna…!

 

 

 

 

 

 

PRZERYWNIK 1  - z offu, mile widziana projekcja wideo na temat 3

 

 

MONOLOG TRZECIEJ :

 

…co jutro mam…? szkoła do 15.20… zaraz potem zebranie samorządu szkolnego… o 15.45 kółko dziennikarskie… 17.00 MDK… 18.15 dodatkowy angielski… o 19.30 korepetycje z matmy… a o 20.45 basen…

 

…aaa… miałam jeszcze oddać książki do czytelni… nie zdążę…

 

…Żaneta mówi, że powinnam się jeszcze na lekką atletykę zapisać, żeby zdążać na te wszystkie dodatkowe zajęcia… no, w takim tempie to nie dożyję nawet matury, nie mówiąc już o emeryturze…

 

…a może powinnam zacząć chodzić na jogę, żeby się wyciszyć…? tylko kiedy? gdzie ja ją wetknę w grafik… o czwartej rano w niedzielę?

 

…spotykam Mongoła trzy dni temu w szkole i Mongoł mówi mi, że zakładają z Żanetą zespół… jaki zespół? no, taki, żeby wszyscy śpiewali nasze kawałki i żeby nas w radio puszczali… ona ma instrument, Żaneta nieźle tańczy i zna się na makijażach… tylko potrzebują kogoś z głową, kto tym wszystkim sensownie pokieruje… zgódź się – mówi Mongoł – będzie fajnie!

 

…i choć dziwię się sama sobie słysząc moją odpowiedź – zgadzam się… a niech tam… lepsze to niż te nudne korepetycje z matmy…

 

…dość życia na smyczy z wywieszonym ozorem…

 

…będzie fajnie!

 

 

 

 

 

 

SCENA  2

 

Ta sama ławka kilka dni później. Szybkim krokiem zbliża się 3. Jak zawsze gdzieś się spieszy. Pod pachą jakieś dodatkowe papiery, teczki. Spogląda na zegarek, rozgląda się dookoła. Widać, że umówiła się z kimś, kto jeszcze nie przybył. Wreszcie siada. Natychmiast zrywa się i starannie czyści ławkę chusteczką higieniczną  – po czym precyzyjnie umieszcza ją w stojącym nieopodal koszu na śmieci. Aby nie marnować czasu zaczyna odrabiać lekcje.

Nadchodzi Żaneta. Siada. Zajęta pisaniem 3 nie poświęca jej swojej uwagi, więc znudzona Żaneta zaczyna bawić się komórką, która wydaje przy tym z siebie przeróżne, przeszkadzające Trzeciej w pisaniu, melodyjki. Wreszcie pojawia się Mongoł z…

 

 

 

3 :  Jesteś wreszcie… Skąd ty to masz?

 

M :  Przecież mówiłam… Jak byłam mała, to mnie matka na harmonię zapisała…

 

Ż : (próbując podnieść) Na taką wielką?

 

M :  Co ja przez tę harmonię przeżywałam! Jak inni szli się bawić na podwórko, to ja zasuwałam z tą harmonią na pośmiewisko. A ręce to mi się normalnie do ziemi jak małpie wyciągały – takie to było ciężkie…

 

Żaneta trzymając harmonię na kolanach próbuje rozgryźć tajniki wydobywania z niej melodii.

 

3 :  Trochę przykurzona…

 

M :  A na imieninach jak inne dzieci żarły ciastka i ganiały po domu, to ja musiałam wygrywać starym jakieś przerąbane kawałki. Nie macie pojęcia co za los!

 

Ż :  Nie rozczulaj mi się tu Mongoł. Ważne, że instrument jest. Jeszcze matce będziesz dziękować…

 

3 :  Zagrasz coś? (ironicznie wobec Ż.) Z melodią.

 

M :  Ale co? Pamiętam! „Siadła pszczółka na jabłoni”. …siadła pszczółka na jabłoni… Jak tam dalej było…?

 

Ż :  I zapyliła kwiat.

 

M :  …i zapyliła kwiat…

 

3 :  Ej, poczekaj! Chyba : „zapylała kwiat”. Tam było, że „zapylała”. Jak by było „zapyliła”, to by musiało być „siedziała”, nie? A jak to brzmi : siedziała pszczółka na jabłoni?!

 

Ż :  Nieważne! Harmonia to jeszcze nie wszystko. Najpierw trzeba wymyślić nazwę. A tam i tak było, że „zapyliła”, bo pamiętam!

 

3 :  Zapylała.

 

Ż :  Zapyliła.

 

3 :  Zapylała!

 

Ż :  Zapyliła!

 

M :  Cisza. Siadać! Spokój ma być. Zaraz… Dobra, macie jakieś propozycje? Ale zgadzamy się, że nazwa musi być po angielsku?

 

Ż :  No jasne. Po polsku się nie nadaje.

 

3 :  A znasz jakiś wyraz po angielsku?

 

Ż :  Pewnie, że znam. Nie twoja sprawa.

 

3 :  Jak możesz znać, skoro nawet nie pamiętasz, że „zapylała”…

 

Ż :  Zapyliła!!! (obrażona zabiera torebkę i odchodzi, M. ją zatrzymuje)

 

M :  Żanetka! Spokój. Dla dobra zespołu… No… Jaki to wyraz?

 

Ż :  A, teraz to już zapomniałam!

 

M :  To może przypomnijmy sobie na początek jakiś zespół angielski, co go w telewizji pokazują…

 

Ż :  No, zespół to ja znam.

 

M :  Jaki?

 

Ż :  Majkel Dżekson.

 

M :  Michael Jackson się nie nadaje.

 

Ż :  A dlaczego niby?

 

3 :  Bo to nie po angielsku.

 

Ż :  A jak?

 

3 :  Po amerykańsku.

 

Ż :  Aaaha… No to znam jeszcze jeden!

 

M :  Jaki…?

 

Ż :  Her sprej!!

 

3 :  Hair spray? Hair spray super strong.

 

M :  Właśnie.

 

3 :  Co, chcesz się nazywać Lakier Do Włosów?!

 

M :  Gdzie tam! Super Strong. Przebojowo, nie?

 

3 :  Jak odżywka dla mięśniaków… Może już lepiej Power?

 

M :  Power!

 

Ż :  Może być. I to po angielsku jest?

 

M :  A coś ty myślała, że po turecku… Power. Taki wiesz : pałer… „Ale pałer balanga była” – się mówi…

 

Ż :  Pałer Balanga? Super!

 

3 :  Zaraz, zaraz… Mnie się nie podoba.

 

M :  Dlaczego ci się nie podoba?

 

3 :  Mnie to nie brzmi.

 

Ż :  Co ci znowu nie brzmi?

 

3 :  Takie zwyczajne… Trzeba by tak jakoś naukowo, z klasą, z odniesieniami, z książki – a nie z głowy… Coś takiego niebanalnego… Coś oryginalnego… Madame Butterfly… Albo… Koloseum… Mgławica Oriona…

 

Ż :  Albo… Trepanacja Czaszki! Nad nami jeden chirurg mieszka, jego żona się u mnie czesze, to on tam w domu trzyma różne książki – jak ci tak bardzo zależy, pożyczę jakąś…

 

3 : A nazwiska? Nazwiska też będziemy musiały sobie zmienić!

 

Ż :  No, ja na ten przykład chciałabym mieć inne nazwisko… Jak te aktorki z Ameryki…

 

M :  A jak by się tak jakąś prawdziwą aktorkę udało zaprosić, żeby z nami potańczyła? U ciebie Żaneta się czesze taka jedna… Może by się dała namówić…

 

Ż :  A co to za aktorka jak ona z teatru? Nigdy w życiu w telewizorze jej nie widziałam!

 

3 :  Eee, nie zgodzi się jak to artystka z teatru…

 

M :  No to ja coś mogę robić.

 

Ż :  Ty? Ty to jesteś głupsza od krzesła, Mongoł. Twoje zadanie to stać i męczyć instrument…

 

M :  Ale w przerwie coś mogę robić.

 

3 :  W jakiej przerwie? To nie mecz.

 

M :  Między piosenkami. Na przykład mogę opowiadać dowcipy. Dajmy na to, jesteśmy na scenie, gramy, gramy, śpiewamy, a jak będzie przerwa, to żeby się ludziom nie nudziło, ja opowiem dowcip.

 

3 / Ż :  Jaki znowu dowcip, Mongoł?

 

M :  Śmieszny dowcip. Śmieszny. Żeby wesoło było! Na przykład : przychodzi kornik do kornika i mówi : „Bracie korniku, zapraszam cię na obiad.” – „A co będzie?” pyta ten drugi. – „Szwedzki stół.” Dobre, nie?

 

 

 

 

PRZERYWNIK 2z offu, mile widziana projekcja wideo na temat Żanety

 

 

MONOLOG ŻANETY :

 

 

 

 

…najbardziej to bym chciała wyjechać do Paryża… miałabym swój własny zakład… wszystkie gwiazdy filmowe by się u mnie czesały…

 

…no ostatecznie mogłabym zostać modelką… albo aktorką… albo nie – najlepiej popularną piosenkarką… taką z MTV… sławną i bogatą… jeździłabym limuzyną z własnym szoferem i miała dom na Lazurowym Wybrzeżu…

 

…no i znałabym wszystkich sławnych ludzi… o, na przykład Christiano Ronaldo… mogłabym spotkać go na jakimś przyjęciu… może nawet wyszłabym za niego za mąż…?

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin