I CÓŻ ŻE ZE SZWECJI Początek,.pdf

(1956 KB) Pobierz
I CÓŻ ŻE ZE SZWECJI Początek,
MACIEJ ŚWIĘCH
I cóż że ze Szwecji ?!
POCZĄTEK
2010
Spis Treści
Koran ………………………………………………………………...… 2
Daleko, tak daleko, daleko tak… …………………………………..... 5
Królestwo ……………………………………………………………..... 6
Mora …………………………………………………………………..... 8
Perspektywy …………………………………………………………... 10
Rättvik ………………………………………………………………... 12
Szwedzka sugestywność i wędrówka ludów ………………………... 16
Egzystencja …………………………………………………………… 22
Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina… ……………………………... 25
„Życie jak w Madrycie” …………………………………………….. 29
Made in Svenska ……………………………………………………. 31
Stop …………………………………………………………………... 34
Heya Nörge ! ……………………………………………………….. 35
I jazda ! ……………………………………………………………... 41
Niebo a ziemia …………………………………………………….... 45
Nyneshamn …………………………………………………………. 49
Repatriacja …………………………………………………………. 52
Mieszkam Tu! Tu! Tu ! Tu! ………………………………………... 55
„To se juz ne vrati” …………………………………………………... 57
Zdjęcia i Mapy ………………………………………………………. 59
1
Koran
Zwykły czerwcowy dzień. Można powiedzieć iż „powietrze lekko drgało tak”. Słońce,
piwo i naturalna konwersacja na temat egzystencji, polityki i znów egzystencji. Motywacją do
zmian i przemyśleń był chroniczny brak pieniędzy na kontynuowanie tej monotonnej i
płytkiej z jednej strony, ale jakże pięknego codziennego wakacyjnego bytowania. Rozmów
było wiele. Poparte różnego typu doświadczeniami innych, braci, kuzynów znajomych etc.
Konsensus każdej z nich był jeden, łatwy, duży zarobek. Perspektywy ewentualnych profitów
związanych z posiadaniem większych pieniędzy były dla młodych i niedoświadczonych
jeszcze umysłów niczym eldorado. Wyjazdy wakacyjne, tańce, hulanki… Innymi słowy jak
śpiewa jeden wokalista „zamki na piasku, gdy pełno w szkle”. Od słów do czynów było
wówczas niedaleko. Kalkulacja finansowa była stricte hipotetyczna. Zapewnienie prowiantu
na co najmniej miesiąc, jak również pieniądze potrzebne na ewentualne nieprzewidziane
wydatki. Do tego koszty transportu no jak i wydzielone finanse na alkohol, niezbędny
przecież do przeżycia podczas podróży. Ze sporym jak nam się wówczas wydawało
ułatwieniem przyszedł Kurdziel. Znalazł w Internecie poradnik na temat wyjazdów
zarobkowych do Szwecji. Poradnik ten wydawać by się mogło ułatwił nam zadanie. Jednakże
prawda była taka iż podświadomie nas ograniczył. Nakierował nas mianowicie bardzo
jednoznacznie, zbiory borówek w lasach środkowej Szwecji. Wszystko wydawało się
logiczne, proste i jednoznaczne. Poradnik poza charakterem i logistyką tego zajęcia, opisywał
również wiele specyficznych czynników życia społecznego Szwedów. Wiele z nich, jeśli nie
wszystkie wzbudzały w nas zadziwienie irytację jak również śmiech. Nomen omen wiele z
pośród nich również dziś, na nauczonych doświadczeniem, wzbudza przede wszystkim
śmiech. Ów poradnik rozjaśnił nam wszelkie jak nam się wydawało problemy logistyczne.
Gdzie będziemy spać? Proste! W namiocie. A jeśli nie będzie pola namiotowego? Nie ma
2
problemu, w Szwecji można się rozbić na dowolnej również prywatnej posesji na 48 godzin i
właściciel nie ma prawa nas z nie wyrzucić. Gdzie będziemy oddawać zebrane borówki?
Proste! Skupy borówek są na każdym kroku. Powstały także dosyć precyzyjne wyliczenia co
do naszych zarobków, ponieważ w tym cudownym poradniku były informacje również na ten
temat. W tym momencie wszedł w życie również wariant ultra optymistyczny. Poradnik
zawierał informacje iż w skupach prócz borówki czy też jagody, przyjmowana jest również
tzw. malina moroszka. Jest ona trudno dostępna w głębszych partiach lasu zarówno ze
względu na dostęp jak obfitość. Tenże cudowny owoc, był obiektem naszych przemyśleń jako
substytut fortuny, bo jak nie trudno się domyślić był cztero krotnie droższy. Poradnik był
czytany niczym Koran przez ortodoksyjnych muzułmanów. Znaliśmy go na pamięć i
wydawać by się mogło, że jesteśmy ekspertami w dziedzinie wiedzy na temat Królestwa
Szwecji. Skrupulatnie na pozór przygotowany plan, niebawem miał wejść w życie. Wszystko
było proste. Przysłowiowe pieniądze leżące na ulicy od których dzieliło nas tylko pochylenie
się by je podnieść. Problemem okazywała się logistyka. Ilość przedmiotów które były
niezbędne podczas tego wyjazdu była spora. Gumowce, kilka par butów, kurtka deszczowa…
Problemy były ciągłe. Skompletowanie wszystkiego sprawiało trudności. Pieniądze na
wyjazd też były problemem. Towarem poszukiwanym okazała się wymieniona w
przewodniku maszynka do obierania borówek. Udało mi się takową zdobyć ale problem mógł
pojawić się na granicy gdyż w Polsce używanie jej było zabronione. Dlatego została przeze
mnie umieszczona na dnie stelażowego plecaka marki Ural. Kurdziel posiadał namiot. Na
temat namiotu tego który oficjalnie był „trójką” wypowiedział się jego ojciec. Powiedział że
co prawda jest trzy osobowy ale on we troje by tam nie spał. Cóż dla chcącego i tak dalej,
dlatego też uznaliśmy że sprawa mieszkaniowa dla naszego czteroosobowego zespołu jest
zamknięta. Namiot posiadał pewne ubytki w tropiku które zostały zidentyfikowane dosyć
przypadkowo i na całe szczęście w porę naprawione. Kwestie językowe mieliśmy również za
3
sobą. Moja znajomość języka angielskiego, wówczas była znikoma podobnie jak Bębena i
Kyja, ale za to Kurdziel uchodził w środowisku za „anglistę”, więc problem był za nami.
Dodatkowo, w poradniku zawarte były podstawowe zwroty, w języku szwedzkim.
Nauczyliśmy się kilku słów. „Tack” (dziękuję) czy „Jag prätar inte svenska” co znaczyło że
nie mówię po szwedzku. Poradnik zawierał również informacje, na temat cen żywności jak
również opisywał największe sieci sklepowe. ICA, Konsum oraz Hemkopf. Ceny tam, były
zróżnicowane w zależności od marki produktu. Dla nas jedyną alternatywą, były najtańsze,
znane również z Polski produkty marki Euroshopper. Poradnik zawierał ceny chleba, które
wydały nam się niezwykle wysokie. Dlatego też, każdy z nas, zaopatrzył się w kilka (ja np.5)
bochenków. Zajmowały one niestety, niezwykle dużą przestrzeń bagażową. Zaciekawił nas
fakt dystrybucji alkoholu wysokoprocentowego (w tym piwa powyżej 3,5%!), w tym kraju, w
jednej na cały kraj sieci sklepów System Bolaget. Był to pierwszy, zidentyfikowany na żywo
przez nas fakt, wyczytany w owym poradniku. Staraliśmy się skumulować wszystkie bagaże
(później na stałe określone mianem tobołów), w jak najmniejszej objętości. Po mimo tego,
każdy oprócz wielkiego plecaka stelażowego (plecak Bębena był naprawdę wielki, co
wynikało poniekąd z posiadania wielu „niezbędnych” rzeczy jak np. grzebień), posiadał mały
plecak oraz dużą torbę na prowiant. Naturalnie był jeszcze tobół wspólny, w postaci namiotu.
Nie zrażało nas to jednak, bo przecież po dotarciu na miejsce docelowe, nikt z nas nie będzie
niczego nosił. Wszystko to było niesamowicie ciężkie. Jak się okazało, już w PKP były
problemy z transportem tobołów,. Jednak z każdym dniem ustalona przez nas data wyjazdu
zbliżała się, a my dopinaliśmy ostatnie elementy organizacyjne. Po przeanalizowaniu oferty
promowej, zdecydowaliśmy się na najdłuższą morską drogę, biorąc pod uwagę czynnik
ekonomiczny. Przepłyniemy morzem kilkaset kilometrów więcej, zamiast płacić za drogie
środki transportu lądowego w Szwecji. Tak więc, mieliśmy płynąć z Gdańska do Nyneshamn,
portu oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów od Sztokholmu. Zorganizowaliśmy imprezę
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin