PODWYŻSZENIE KRZYŻA ŚWIĘTEGO.doc

(72 KB) Pobierz
LEGENDA NA DZIEŃ PODWYŻSZENIA KRZYŻA ŚWIĘTEGO

LEGENDA NA DZIEŃ PODWYŻSZENIA KRZYŻA ŚWIĘTEGO

14 września

 

Święto Podwyższenia [inaczej - i słuszniej - powrotu] Krzyża św. obchodzi Kościół na pamiątkę odzyskania jego relikwij, wywiezionych przez Persów w r. 614 po zdobyciu Jerozo­limy, a rewindykowanych po zwycięskiej wojnie przez cesarza Herakliusza w r. 629. Opowia­danie na dzień tego święta u Jakuba de Voragine jest więc ciekawym przykładem legendy niebiograficznej, lecz osnutej na znanych względnie dobrze skądinąd faktach historycznych.

Odpowiedni rozdział Złotej legendy składa się z dwu zasadniczych części: z opowiadania o okolicznościach odzyskania Krzyża św. za Herakliusza oraz z dołączonych do niego opisów kilku cudów, z samym tym świętem mechanicznie tylko związanych. Opowiadanie o odzyska­niu występuje również w dwu wersjach: pierwszej dłuższej i zupełnie bajecznej oraz drugiej, która w sposób dużo bardziej zbliżony do prawdy referuje przedstawienie tego faktu w »wielu kronikach«, jak się wyraża autor. Jeśli jest to własny dodatek Jakuba de Voragine, to zamiesz­czenie go wystawiałoby nieco pochlebniejsze świadectwo jego krytycyzmowi historycznemu, aczkolwiek autor nie wypowiada się, które z dwu przytoczonych przedstawień uważa za bliż­sze prawdy, a tylko przez podkreślenie, że wersję drugą spotyka się w >wiehi kronikach«, zaznacza jej większy autorytet.

Aby umożliwić czytelnikowi ocenę całej fantastyki przytoczonej legendy, streścimy tu w paru słowach faktyczny przebieg wypadków. Wykorzystując anarchię, w jakiej znalazło się państwo bizantyńskie po zamordowaniu cesarza Maurycego [r. 602] i opanowaniu tronu przez uzurpatora Fokasa [602-610], król perski Chozroes II Zwycięski [590-628] uderzył [pod pozorem zemsty za śmierć Maurycego] na wschodnie prowincje cesarstwa, spustoszył Azję Mniejszą, a wojska jego dotarły aż pod Chalcedon, na azjatycki brzeg Bosforu. W r. 613 i 614 generał perski Shahrbaraz zdobył Damaszek [w Syrii] i Jerozolimę - i wtedy to łupem Persów padło drzewo Krzyża św. - a niebawem zajęli oni także i Egipt. Jednakże w Bizancjum wstąpił tym­czasem na tron energiczny i wojowniczy cesarz Herakliusz [w r. 610], który systematycznie podjął walkę z najazdem perskim. W kilku kampaniach prowadzonych zrazu ze zmiennym szczęściem [jeszcze w r. 618 myślał o ucieczce z Konstantynopola do Kartaginy, a w r. 626 stolica była oblężona przez Persów i Awarów] wywalczył Herakliusz stopniowo zwycięstwo dla oręża bizantyńskiego, przeniósł wojnę na terytorium perskie, do Mezopotamii [zwycię­stwo pod Niniwą w r. 627], a w r. 628 stanął pod murami stolicy perskiej, Ktezyfonu nad rzeką Tygrysem. Na dworze perskim wybuchła tymczasem rewolucja: tron objął uwięziony po­przednio przez ojca syn Chozroesa Kowadh II Siroes, który w lutym 628 kazał zamordować ojca i 18 swoich braci, wdał się w układy z Herakliuszem i zwrócił mu zagarnięte prowincje oraz drzewo Krzyża Św., które cesarz odprowadził w tryumfie do Jerozolimy, a potem zabrał do Konstantynopola.

Dzieje odzyskania Krzyża św. przedstawiały dwie legendy łacińskie [BHL nr 4178-79], a nadto były one streszczone w znanych Jakubowi de Voragine dziełach Wincentego z Beau-vais [XXIV 11-12] i Jana Beletha [rozdz. 151]. Uzupełniające natomiast dzieje samych relikwij i opisy cudów zaczerpnął częścią z Dialogów Grzegorza Wielkiego, a częścią z Wincen­tego z Beauvais [XXII 92 i XXIV 160] - jeśli nie z innych analogicznych zabytków hagiograficznych [BHL nr 4223-25 i 4227-31]. Wstawkę z Vitae patrum, włączoną w opowiadanie zaczerpnięte z Grzegorza, dodał zapewne sam autor Złotej legendy.

Podwyższenie Krzyża św. jest uroczyście obchodzone przez Kościół, ponieważ przez nie jak najbardziej wywyższona została wiara katolicka. W roku Pańskim 615 do­puścił Pan, aby okrutni poganie gnębili jego lud. Wówczas to król perski Chozroes zagarnął pod swe panowanie wszystkie królestwa świata, ale przy­bywszy do Jerozolimy odstąpił z wielkim lękiem od grobu Pana. Zabrał jednak cześć Krzyża Św., którą św. Helena tam zostawiła. Ów Chozroes chciał, aby wszyscy czcili go jako boga. Zbudował więc wieżę ze złota, srebra i błyszczących drogich kamieni i umieścił na niej wyobrażenie słońca, księżyca i gwiazd, przez cienkie zaś i ukryte rurki wylewał z góry wodę udając boga, który spuszcza na ziemię deszcz. W podziemnych piwnicach natomiast konie chodziły wokoło ciągnąc wozy, dlatego wieża drżała i dawał się słyszeć dźwięk podobny do grzmotu. Oddawszy kró­lestwo synowi, bezbożnik ten przebywał stale w tej wielkiej świątyni, a umieściwszy obok siebie Krzyż Chrystusowy żądał, aby wszyscy nazywali go bogiem. W księdze De mitrali officio czytamy, że Chozroes siedział na tronie jako Bóg Ojciec, po prawicy swej umieścił drzewo Krzyża wy­obrażające Syna, a po lewej koguta w miejsce Ducha Świętego, siebie zaś kazał nazywać ojcem.

Tymczasem cesarz Herakliusz zgromadził wielkie wojsko i przybył nad rzekę Dunaj [1], aby stoczyć walkę z synem Chozroesa. Wreszcie obydwaj wodzowie postanowili, że oni sami tylko będą walczyć na moście, a zwycięzca obejmie władzę nad obydwoma nietkniętymi wojskami. Ogłoszono także, że ktokolwiek odważy się pomagać swemu wodzowi, tego wrzuci się do rzeki, obciąwszy mu najpierw ręce i nogi. Tymczasem He­rakliusz całkowicie oddał się w ręce Boga i, jak umiał najpobożniej, polecił się świętemu Krzyżowi. Chociaż więc walka obydwu trwała długo, Pan jednak dał zwycięstwo Herakliuszowi [2]. W ten sposób wojsko przeciwnika przeszło pod jego rozkazy, a cały lud Chozroesa przyjął wiarę chrześcijańską i chrzest święty. Chozroes tymczasem nic nie wiedział wyniku walki; ponieważ bowiem wszyscy go nienawidzili, nikt mu o tym nie oznajmił. Kiedy Herakliusz stanął przed nim i ujrzał go siedzącego na złotym tronie, rzekł: Ponieważ na swój sposób uczciłeś drzewo Krzyża świętego, więc daruję ci życie pod warunkiem, że przyjmiesz chrzest wiarę Chrystusową. Otrzymasz nawet swoje królestwo dawszy mi tylko niewielu zakładników. Jeśli jednak tych warunków nie wypełnisz, mie­czem moim zetnę ci głowę. Skoro jednak Chozroes nie chciał się zgodzić, Herakliusz wyciągnął miecz i ściął mu głowę. Następnie kazał go pogrze­bać po królewsku, dziesięcioletniego zaś jego syna, którego przy nim zna­lazł, kazał ochrzcić, sam został jego ojcem chrzestnym i przekazał mu królestwo ojcowskie.

Wieżę jednak zbudowaną przez Chozroesa zburzył i srebro oddał jako łup swemu wojsku, złoto zaś i drogie kamienie zachował na odbudowanie kościołów, zburzonych przez tyrana [3]. Zabrał również święty Krzyż i odwiózł go do Jerozolimy. Gdy zaś ubrany w strój cesarski zstąpił z góry Oliwnej i chciał konno przejechać przez bramę, którą Pan przeszedł idąc na mękę, nagle kamienie tworzące bramę spadły i zwarły się razem, zamykając ją jakby murem. Zdumieli się tym bardzo wszyscy obecni, a wte­dy anioł Pański ukazał się ponad bramą, trzymając w ręce znak krzyża św. i rzekł: Gdy Król niebios wchodził przez tę bramę na mękę swoją, to nie w chwale królewskiej, lecz na skromnym osiołku wjechał, zostawia­jąc przykład pokory tym, którzy Go czczą! Po tych słowach anioł znikł. Cesarz tedy zalewając się łzami zdjął obuwie i szaty aż do koszuli, wziął Krzyż Pański i pokornie dźwigał go do bramy. Wtedy twarde kamienie zrozumiały rozkaz z nieba i natychmiast uniosły się w górę, a brama sta­nęła otworem dla wchodzącyh. Tego samego dnia i w tej chwili, gdy święty Krzyż został zabrany z wieży Chozroesa, dał się odczuć przepiękny zapach, który z krajów Persów przez tak wielkie przestrzenie dotarł aż do Jero­zolimy. Otóż zapach ten teraz znów powrócił i napełnił wszystkich cu­downą słodyczą. Król tedy uniesiony pobożnością wybuchnął pochwała­mi Krzyża świętego mówiąc: O Krzyżu jaśniejszy od wszystkich gwiazd, sławny na cały świat, ukochany przez ludzi, święty ponad wszystko! Ty jeden godzien byłeś ciężar świata dźwigać! O słodkie drzewo, słodkie gwoździe, słodki mieczu, słodka włócznio, jakiż słodki ciężar nosiłeś! Błogosław te zastępy, które dziś zgromadziły się ku twej chwale, nazna­czone twoim znakiem! W ten sposób cenne relikwie powróciły na swoje miejsce i jak dawniej rozbłysły cudami. Jacyś zmarli wrócili do życia, czterech sparaliżowanych zostało uzdrowionych, dziesięciu trędowatych oczyszczonych, piętnastu ślepych odzyskało wzrok, diabły opuszczały opętanych, a wielu ludzi wyleczyło się z różnych chorób. Cesarz zaś po­wrócił do swojej stolicy odbudowując po drodze kościoły i napełniając je królewskimi darami.

Kroniki natomiast opowiadają, że było to inaczej, a mianowicie, że Chozroes zajmując jedno królestwo po drugim zagarnął Jerozolimę wraz z patriarchą Zachariaszem i drzewem Krzyża św. Herakliusz chciał za­wrzeć z nim pokój, on jednak przysiągł, że nie zawrze pokoju z Rzymia­nami, dopóki nie wyrzekną się Ukrzyżowanego i nie oddadzą czci słońcu. Wówczas Herakliusz uniesiony świętym gniewem wyruszył zbrojnie przeciw niemu, w wielu walkach pokonał Persów i zmusił Chozroesa do ucieczki aż do Ktezyfonu. Na koniec Chozroes zachorował na dyzenterię i chciał koronować na króla syna swego Medasana. Na wieść o tym syn jego pierworodny Syroes zawarł przymierze z Herakliuszem, po czym wraz z dostojnikami udał się za ojcem i uwięził go. Karmił go potem chlebem ucisku i wodą niedostatku, a na koniec kazał go zabić strzałami z łuku. Wkrótce potem odesłał do Herakliusza wszystkich uwięzionych wraz z patriarchą oraz drzewo Krzyża, które Herakliusz zawiózł do Je­rozolimy, a następnie do Konstantynopola. Tak czytamy w wielu kro­nikach.

Pogańska Sybilla tak mówiła o owym drzewie Krzyża, jak to czytamy w Historii trójdzielnej: O drzewo po trzykroć święte, na którym wisiał Bóg! Miało to zapewne oznaczać życie natury, łaski i chwały, które spły­wa z Krzyża.

Pewien Żyd wszedł do kościoła Św. Zofii w Konstantynopolu [4] i ujrzał tam obraz Chrystusa. Sądząc zaś, że jest sam, chwycił miecz i podszedłszy do obrazu przeszył nim szyję Chrystusa. Natychmiast jednak z rany trysnęła krew i skropiła twarz i głowę Żyda. Wówczas ten przerażony chwycił obraz, wrzucił go do studni i uciekł. Spotkał zaś go pewien chrze­ścijanin i rzekł doń: Skąd idziesz, Żydzie? Zabiłeś jakiegoś człowieka! To nieprawda - odparł Żyd. Człowiek ten jednak powtórzył: Na pewno dokonałeś zabójstwa, jesteś nawet spryskany krwią. Wtedy Żyd powie­dział: Zaiste, wielki jest Bóg chrześcijan i wszystko potwierdza wiarę w Niego! Ja wcale nie przeszyłem mieczem człowieka, ale obraz Chrys­tusa i od razu krew wypłynęła z Jego szyi. Następnie poprowadził Żyd owego człowieka do studni i obaj wyciągnęli święty obraz. Powiadają, że rana na szyi Chrystusa do dziś jeszcze jest widoczna. Żyd zaś od razu stał się wierzącym chrześcijaninem.

Pewien chrześcijanin mieszkał w mieście Berytos w Syrii i zapłacił roczny czynsz za gospodę. Ponieważ był pobożny, wiec umieścił naprze­ciw swego łoża obraz Chrystusa ukrzyżowanego i przed nim stale od­mawiał swoje modlitwy. Po upływie roku przeprowadził się do innego domu, a obraz przez zapomnienie zostawił. Do dawnego jego mieszkania wprowadził się jakiś Żyd, który pewnego dnia zaprosił na ucztę jednego ze swych współplemieńców. Podczas uczty ten, który był zaproszony, przypadkiem spojrzał na ścianę i ujrzał umieszczony tam obraz. Zawrzał tedy gniewem i srodze gromił tego, który go zaprosił, za to, że śmie trzymać w domu obraz Jezusa Chrystusa Nazareńskiego. On zaś, ponie­waż owego obrazu dotychczas nie zauważył, zapewniał go i przysięgał, że nie wiedział nic o obrazie, o którym on mówi.

Gość jego tedy udał uspokojonego i pożegnał go, ale udał się do zwierzchnika ich gminy i oskarżył owego Żyda o to, co u niego widział. Żydzi zatem zebrawszy się razem udali się do jego domu. Tam ujrzawszy obraz pobili gospodarza dotkliwie, po czym rzucili go półżywego poza synago­gę. Obraz zaś podeptali nogami i ponowili na nim wszystkie te zniewagi, które zadali Panu podczas męki. Gdy zaś przeszyli włócznią bok Pana, krew i woda obficie wypłynęły z rany i napełniły podstawione naczynie. Zdumieni Żydzi zanieśli ową krew do synagogi, a tam wszyscy chorzy pomazani nią natychmiast odzyskiwali zdrowie. Wtedy Żydzi opowie­dzieli wszystko po kolei tamtejszemu biskupowi, a następnie wszyscy zgodnie przyjęli chrzest i wiarę Chrystusową.

Biskup przechowywał ową świętą krew w kryształowych i szklanych dzbanuszkach, a wezwawszy do siebie owego chrześcijanina pytał go, kto był twórcą tego tak pięknego obrazu. On zaś odrzekł: Obraz ten namalował Nikodem [5], umierając pozostawił go Gamalielowi, Gamaliel Zacheuszowi, Zacheusz Jakubowi, ten znowu zostawił go Szymonowi. I tak obraz był w Jerozolimie aż do zburzenia miasta [6]. Wtedy wierni wywieźli go do królestwa Agryppy [7], a stamtąd dotarł do mojej ojczyzny, ja zaś otrzymałem go w spadku po moich rodzicach. Było to w roku Pańskim 750 [8]. Żydzi wtedy poświęcili wszystkie synagogi na kościoły i od tego czasu ustalił się zwyczaj poświęcania kościołów, ponieważ przed­tem poświęcano jedynie ołtarze. Z powodu tego cudu Kościół ustanowił na dzień 27 listopada lub - jak gdzie indziej czytamy - 9 listopada wspo­mnienie Męki Pańskiej. Dlatego też w Rzymie poświęcono ku czci Zbawi­ciela kościół, w którym przechowywana jest ampułka z ową krwią i ob­chodzi się uroczyste święto.

Wielka moc krzyża uznawana jest także przez niewiernych. Grzegorz wspomina w III księdze Dialogów, że biskup Fondi [9], Andrzej, pozwo­lił raz pewnej zakonnicy, aby wraz z nim mieszkała. Zły duch począł tedy stawiać mu ciągle przed oczyma wyobraźni piękność owej kobiety, tak że leżąc w łóżku myślał o niej nieskromnie. Jednego dnia jednak przy­mawiał swoje modlitwy. Po upływie roku przeprowadził się do innego domu, a obraz przez zapomnienie zostawił. Do dawnego jego mieszkania wprowadził się jakiś Żyd, który pewnego dnia zaprosił na ucztę jednego ze swych współplemieńców. Podczas uczty ten, który był zaproszony, przypadkiem spojrzał na ścianę i ujrzał umieszczony tam obraz. Zawrzał tedy gniewem i srodze gromił tego, który go zaprosił, za to, że śmie trzymać w domu obraz Jezusa Chrystusa Nazareńskiego. On zaś, ponie­waż owego obrazu dotychczas nie zauważył, zapewniał go i przysięgał, że nie wiedział nic o obrazie, o którym on mówi.

Gość jego tedy udał uspokojonego i pożegnał go, ale udał się do zwierzchnika ich gminy i oskarżył owego Żyda o to, co u niego widział. Żydzi zatem zebrawszy się razem udali się do jego domu. Tam ujrzawszy obraz pobili gospodarza dotkliwie, po czym rzucili go półżywego poza synago­gę. Obraz zaś podeptali nogami i ponowili na nim wszystkie te zniewagi, które zadali Panu podczas męki. Gdy zaś przeszyli włócznią bok Pana, krew i woda obficie wypłynęły z rany i napełniły podstawione naczynie. Zdumieni Żydzi zanieśli ową krew do synagogi, a tam wszyscy chorzy pomazani nią natychmiast odzyskiwali zdrowie. Wtedy Żydzi opowie­dzieli wszystko po kolei tamtejszemu biskupowi, a następnie wszyscy zgodnie przyjęli chrzest i wiarę Chrystusową.

Biskup przechowywał ową świętą krew w kryształowych i szklanych dzbanuszkach, a wezwawszy do siebie owego chrześcijanina pytał go, kto był twórcą tego tak pięknego obrazu. On zaś odrzekł: Obraz ten namalował Nikodem [5], umierając pozostawił go Gamalielowi, Gamaliel Zacheuszowi, Zacheusz Jakubowi, ten znowu zostawił go Szymonowi. I tak obraz był w Jerozolimie aż do zburzenia miasta [6]. Wtedy wierni wywieźli go do królestwa Agryppy [7], a stamtąd dotarł do mojej ojczyzny, ja zaś otrzymałem go w spadku po moich rodzicach. Było to w roku Pańskim 750 [8]. Żydzi wtedy poświęcili wszystkie synagogi na kościoły i od tego czasu ustalił się zwyczaj poświęcania kościołów, ponieważ przed­tem poświęcano jedynie ołtarze. Z powodu tego cudu Kościół ustanowił na dzień 27 listopada lub - jak gdzie indziej czytamy - 9 listopada wspo­mnienie Męki Pańskiej. Dlatego też w Rzymie poświęcono ku czci Zbawi­ciela kościół, w którym przechowywana jest ampułka z ową krwią i ob­chodzi się uroczyste święto.

Wielka moc krzyża uznawana jest także przez niewiernych. Grzegorz wspomina w III księdze Dialogów, że biskup Fondi [9], Andrzej, pozwo­lił raz pewnej zakonnicy, aby wraz z nim mieszkała. Zły duch począł tedy stawiać mu ciągle przed oczyma wyobraźni piękność owej kobiety, tak że leżąc w łóżku myślał o niej nieskromnie. Jednego dnia jednak przy­był do Rzymu pewien Żyd, który widząc, że dzień ma się już ku schył­kowi, nadaremnie szukał miejsca, gdzie mógłby przenocować. Wreszcie udał się do pewnej świątyni Apollina, aby tam pozostać przez noc. Po­nieważ zaś obawiał się owego przeklętego miejsca, więc zabezpieczył się znakiem krzyża, choć wcale w Krzyż święty nie wierzył. Zbudziwszy się o północy ujrzał tłum złych duchów wchodzących na wezwanie jakby jakiejś władzy. Ten, który ich wezwał, zasiadł w pośrodku i począł każ­dego z diabłów wypytywać o jego czyny i sprawowanie, aby dowiedzieć się, co każdy z nich niegodziwego dokonał. Dla skrócenia opowiadania Grzegorz opuszcza treść ich rozmowy, można się jej jednak domyślić z podobnego przykładu, który znajdujemy w Żywotach ojców.

A było to tak: człowiek pewien wszedł do świątyni bożków i ujrzał szatana siedzącego, a obok niego stojący cały jego dwór. Jeden ze złych duchów właśnie przybył i oddał pokłon szatanowi, ten zaś zapytał: Skąd przybywasz? Zapytany odrzekł: Byłem w takim to a takim kraju, wznieciłem tam liczne wojny, zrobiłem wiele zamieszania, obficie wylałem krew i przybyłem, aby ci o tym oznajmić. W jakim czasie tego dokonałeś? zapytał szatan. On zaś odpowiedział: W ciągu trzydziestu dni. A sza­tan na to: Dlaczego tylko tyle zdziałałeś w tak długim czasie? I rzekł do otaczających go: Idźcie i bijcie go kańczugami, a katujcie go bez litości! Potem przyszedł drugi diabeł, oddał cześć szatanowi i rzekł: Panie, by­łem na morzu, wznieciłem wielkie burze, zatopiłem wiele okrętów i bar­dzo wielu ludzi zabiłem. Ile czasu potrzebowałeś na to? - spytał szatan. On zaś odrzekł: Dwadzieścia dni. Wtedy rozkazał go podobnie chłostać mówiąc: Tak mało dokonałeś w tak długim czasie! Trzeci natomiast z przybyłych rzekł: Byłem w pewnym mieście, wznieciłem kłótnię na weselu, spowodowałem rozlew krwi, zabiłem samego oblubieńca i przy­byłem oznajmić to tobie. I znowu szatan zapytał: W jakim czasie tego dokonałeś? Diabeł odpowiedział: W ciągu dziesięciu dni. A szatan na to: Czyż w ciągu tylu dni nic więcej nie mogłeś zrobić? I kazał innym go wychłostać. Czwarty wreszcie diabeł rzekł: Byłem w pustelni przez 40 lat, pracowałem nad pewnym mnichem i wreszcie z trudem namówiłem go do grzechu nieczystego. Usłyszawszy to szatan podniósł się ze swego tronu i ucałowawszy tego diabła zdjął koronę swoją i włożył ją na jego gło­wę, po czym kazał mu usiąść obok siebie i rzekł: Dokonałeś swą wytrwa­łością wielkiego czynu i napracowałeś się więcej niż wszyscy inni!

Taki więc czy podobny musiał być przebieg rozmowy diabelskiej, którą opuścił Grzegorz. Otóż gdy każdy z diabłów zdawał sprawę z tego, co uczynił, jeden z nich wyskoczył na środek i począł opowiadać, jak to rozpalił cielesną żądzę do owej zakonnicy w sercu Andrzeja. Dodał też, że wczoraj wieczorem doprowadził do tego, iż biskup przymilając się poklepał ją po plecach. Szatan wtedy polecił mu, aby dokończył rozpo­czętego dzieła, bo doprowadzając biskupa do grzechu zdobędzie pierwsze miejsce przed innymi. Następnie rozkazał diabłom zobaczyć, kto to taki odważył się spać tu, w ich świątyni. Żyd zadrżał gwałtownie ze strachu, ale diabły wysłane na poszukiwanie, ujrzawszy człowieka naznaczonego krzyżem, krzyknęły przerażone: Oto naczynie puste, lecz naznaczone! Na te słowa cały tłum złych duchów natychmiast zniknął. Żyd zaś udał się pospiesznie do biskupa i wszystko mu po porządku opowiedział. Usłyszawszy to biskup przestraszył się, oddalił zaraz ową kobietę ze swego domu, a Żyda ochrzcił.

Grzegorz opowiada także w księdze Dialogów o pewnej zakonnicy, która weszła do ogrodu i zobaczywszy sałatę, tak wielką poczuła na nią ochotę, że poczęła ją gryźć łapczywie, zapomniawszy pobłogosławić ją znakiem krzyża. Wtedy jednak diabeł rzucił się na nią i powalił ją na zie­mię. Gdy zaś przybył do niej św. Ekwicjusz, diabeł począł krzyczeć: Cóż ja zrobiłem? Cóż ja zrobiłem? Siedziałem na sałacie, a ona przyszła i ugryzła mnie! Na rozkaz jednak owego świętego męża natychmiast ją opuścił...

Mateusz apostoł głosząc Ewangelię w Etiopii napotkał w mieście Nadaber dwu czarnoksiężników imie­niem Zaroes i Arfaksat, którzy tak zwodzili ludzi swymi sztuczkami, że panowało powszechne przekonanie, że oni, kogo chcą, potrafią pozbawić zdrowia lub przyprawić o kalectwo. W pysze swej posunęli się' do tego, że kazali sobie oddawać cześć boską. Mateusz zaś przybywszy do wspomnianego miasta, zamieszkał u eunu­cha królowej Kandaki, którego ochrzcił Filip [1], i demaskował oszustwa owych czarnoksiężników w ten sposób, że cokolwiek oni robili ludziom na szkodę, to on przeciwnie obracał im na pożytek. Kiedy zaś eunuch wypytywał go, jakim sposobem rozumie tyle języków i włada nimi, od­parł, że apostołowie, od kiedy Duch Święty zstąpił na nich, posiedli zna­jomość języków, i że podobnie jak ci, co z pychy chcieli zbudować wieżę sięgającą do nieba, musieli poniechać swego dzieła skutkiem pomieszania języków [2], tak teraz oni dzięki znajomości wszystkich języków budują wieżę nie z kamieni, ale z cnót, po której to wieży wszyscy, którzy uwie­rzą, wstąpią do nieba. Wtem nadbiegł ktoś z wiadomością, że owi dwaj czarnoksiężnicy przyszli z dwoma smokami, które pyskiem i nozdrzami wyrzucają ogień oraz siarkę i w ten sposób zabijają wszystkich. Apostoł jednak przeżegnał się znakiem krzyża i spokojnie wyszedł do nich, a smoki, skoro tylko go zobaczyły, natychmiast usnęły u jego stóp. Wówczas rzekł do czarnoksiężników: I gdzież jest wasza sztuka? Zbudźcie je, jeśli po­traficie. A gdybym ja nie był prosił Pana, byłby On na was obrócił to, co mnie chcieliście zrobić. A gdy zgromadził się tłum ludu, rozkazał smo­kom w imię Jezusa, by odeszły, a one oddaliły się nie czyniąc krzywdy nikomu.

Następnie wygłosił do ludu dłuższe kazanie o chwale raju ziemskiego mówiąc, że leży on wyżej od wszystkich gór, a blisko nieba, że nie ma tam ostów ani cierni, lilie i róże nie więdną, starość nie nadchodzi, lecz ludzie cieszą się wieczną młodością, brzmi anielska muzyka, a ptaki przecudnie śpiewają. Człowiek wygnany został z tego raju ziem­skiego, ale przez narodzenie Chrystusa powołany został do raju niebieskiego.

A kiedy tak przemawiał do ludu, wybuchła nagle wielka wrzawa, po­nieważ opłakiwano śmierć syna królewskiego. Czarnoksiężnicy nie mo­gąc go wskrzesić tłumaczyli królowi, że porwany został do grona bogów, wobec czego należy mu wystawić posąg i świątynię. Ale wspomniany już eunuch kazał wziąć czarnoksiężników pod straż i przywołał apostoła, który pomodliwszy się nad królewiczem natychmiast przywrócił go do życia. Na ten widok król Egippus rozesłał gońców po wszystkich prowin­cjach swego królestwa z wezwaniem: Przybywajcie oglądać boga w ludz­kiej postaci! Zgromadzili się przeto ludzie ze złotymi wieńcami [3] i roz­maitymi ofiarami, które chcieli składać Mateuszowi. Ale on powstrzymał ich mówiąc: Ludzie, co robicie? Ja nie jestem bogiem, lecz sługą Jezusa Chrystusa! Oni tedy za złoto i srebro, które przynieśli mu na ofiarę, na jego rozkaz zbudowali w przeciągu trzydziestu dni kościół, w którym św. Mateusz sprawował rządy biskupie przez 33 lata i cały Egipt [4] nawrócił na wiarę Chrystusową, a król Egippus wraz z żoną swoją i całym lu­dem przyjął chrzest święty.

Córkę królewską Ifigenię [5], która poświęciła się Bogu, apostoł posta­wił na czele klasztoru złożonego z ponad dwustu mniszek. Kiedy jednak po królu Egippusie nastąpił Hirtakus, zapłonął namiętnością do tej dziew­czyny i obiecywał apostołowi połowę swego królestwa, jeśli nakłoni ją, by wyszła za niego. Na to apostoł odparł, aby wzorem swego poprzednika przyszedł w niedzielę do kościoła i wraz z Ifigenią i jej mniszkami posłu­chał, jak dobrą rzeczą jest zacne małżeństwo. Król udał się tam z radoś­cią przekonany, że apostoł będzie Ifigenii doradzał wejście w związki małżeńskie. Mateusz tedy długo przemawiał o zaletach małżeństwa wo­bec mniszek i całego zgromadzonego ludu i spotkał się z gorącą pochwałą ze strony króla, który uważał, że mówi on po to, aby nakłonić dziewczynę do wyjścia za mąż.

Następnie jednak nakazawszy milczenie, apostoł podjął kazanie w te słowa: O ile tak dobrą rzeczą jest małżeństwo, jeśli zawiera się je zgodnie z pra­wem, to dobrze wiecie, zebrani, że gdyby ktoś ze sług sięgnął po narze­czoną królewską, zasłużyłby nie tylko na gniew królewski, ale co więcej, na śmierć, nie dlatego przecież, że pojął żonę, ale dlatego, że biorąc za nią narzeczoną swego pana, targnąłby się na jego małżeństwo. A ty, królu, skoro wiesz, że Ifigenią została narzeczoną wiecznego Króla i przyjęła święty welon, jakże możesz odbierać narzeczoną potężniejszemu od sie­bie i myśleć o małżeństwie z nią? Król słysząc to wyszedł nieprzytomny z gniewu, ale apostoł nieulękły i stanowczy zachęcił wszystkich do cier­pliwości i wytrwałości, a Ifigenię, która przerażona upadła mu do nóg wraz z innymi mniszkami, pobłogosławił. Ale po skończonej mszy król posłał kata, który podszedł do Mateusza, stojącego koło ołtarza i modlą­cego się z wyciągniętymi do nieba rękoma, uderzył go z tyłu mieczem, zabił i w ten sposób dał mu koronę męczeńską. Lud na wieść o tym ru­szył na pałac królewski, chcąc spalić wszystko, ale kapłani i diakoni z tru­dem wreszcie powstrzymali go od tego, za czym uroczyście i z radością [6] pogrzebano apostoła-męczennika.

Król zaś nie mogąc zmienić postanowienia Ifigenii ani za pośrednictwem posyłanych do niej niewiast, ani przez czarnoksiężników, cały dom jej kazał obłożyć drzewem i podpalić, aby zginęła tam wraz z innymi zakonnicami. Apostoł jednak ukazał się im i odwrócił ogień od ich domu, pło­mienie natomiast przerzuciły się na pałac królewski i pochłonęły go, tak że król ledwie uratował się sam z synem-jedynakiem. Syn ten jednak niebawem opętany został przez diabła i wyznając winy ojca udał się do gro­bu apostoła. Ojciec zaś okryty został wstrętnym trądem, a nie mając na­dziei wyleczenia, własną ręką przebił się mieczem. Lud zatem wyniósł na tron brata Ifigenii ochrzczonego przez apostoła, a on panował przez lat 70 i pozostawił tron swemu synowi; dodał też wiele okazałości wierze Chry­stusowej i cały kraj etiopski pokrył kościołami...

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin