ŚW. MARTA.doc

(40 KB) Pobierz
LEGENDA NA DZIEŃ ŚW

LEGENDA NA DZIEŃ ŚW. MARTY

29 lipca

 

Postać Marty z Betanii, siostry Łazarzu [Jan 11, 1-46], która tak gościnnie podejmowała Chrystusa w swym domu [Łk 10, 38-41], oplotła następnie piękna legenda, jakby chciała wynagrodzić jej fakt, że nie »najlepszą cząstkę obrała«. Choć Ewangelia przedstawia nam ją raczej jako typ praktycznej, gospodarnej niewiasty, legenda - zgodnie ze średniowiecznym wyobrażeniem, wedle którego święty musiał być ascetą - uczyniła z niej pokutnicę, choć głównym jej tyrałem do chwały był zaszczytny tytuł hospita Christi - tej, która gościła u siebie Chrystusa.

Szczególniejszym kultem cieszyła się św. Marta w południowej Francji. W miejscowości Tarascon [na północny zachód od Marsylii], spopularyzowanej w naszych czasach przez znane powieści Daudeta, znajduje się wzniesiony w latach 1187-97 kościół i klasztor pod jej wezwaniem, którego założenie legenda jej samej przypisywała i gdzie miała zostać pochowana. Z założeniem tego klasztoru wiązała się popularna legenda o smoku tamtejszym, pokonanym przez św. Martę.

Urok tej legendy nie polega jednak oczywiście na egzotycznej zresztą i barwnej w swej naiwności historii ze smokiem, ale przede wszystkim na opowieści o ostatnich chwilach Marty. Jest coś wzruszającego w rym, jak u kresu życia wraca ona myślami do tego momentu, kiedy gościła w swoim domu Chrystusa, i z wielką ufnością oczekuje, że jak ona wtedy Jego, tak On teraz ją przyjmie do siebie. A legenda wyobraża sobie, że Pan Jezus podobnie myślał i odpła­cając jej gościnnością za gościnność nie tylko objawił się jej w nocy poprzedzającej dzień jej śmierci, ale nadto osobiście celebrował [w asyście św. Frontona] nabożeństwo nad jej trumną. Jest w rym wszystkim coś z naturalnego, »domowego wdzięku* pięknej sceny, poświęconej Marcie w Ewangelii św. Łukasza, z której natchnienia ten żywot niewątpliwie się wywodzi.

Legenda o św. Marcie jako osobny zabytek nie była częstym zjawiskiem. Nie zna jej hagio­grafia grecka, a na Zachodzie reprezentuje ją tylko żywot Pseudo-Martilli [BHL nr 5545-46], na który powołuje się Jakub de Voragine [niżej s. 304], a który w nader podobny sposób stre­ścił Jan z Mailly [Dondaine, s. 249-253].

Marta, która gościła u siebie Chry­stusa [1], córka Syrusa i Eucharii, pochodziła z rodu królewskiego. Oj­ciec jej był władcą Syrii i wielu kra­jów nadmorskich, a trzy miasta: Magdala, obie Betanie [2] oraz część Jerozolimy Marta wspólnie z siostrą odziedziczyła po matce. Nigdzie nie znajdujemy wzmianki o tym, jakoby Marta wyszła za mąż lub weszła w bliższe stosunki z mężczyzną. Przyjmując w swym znakomitym domu Pana, sama Mu usługiwała i pragnęła, aby jej siostra również Mu służyła. Wydawało się jej bowiem, że świat cały nie wystarcza, aby należycie obsłużyć tak dostojnego Gościa. Po Wniebowstąpieniu Pana, gdy uczniowie Jego rozproszyli się, poganie wsadzili Martę wraz z jej bratem Łazarzem i siostrą Magdaleną, jak również św. Maksymiana, który je obie ochrzcił i opiekował się nimi na polecenie Ducha Świętego, oraz wielu innych ludzi na statki, z których uprzednio zabrali wiosła, żagle, stery i wszelką żywność. Pan jednak doprowadził ich szczęśliwie do Marsylii [3]. Stamtąd dotarli w okolice Aix i nawracali lud na wiarę Chrystusową. Św. Marta zaś umiała przemawiać do ludzi i cieszyła się wielką miłością u wszystkich.

W tym czasie w pewnym lesie nad Rodanem, pomiędzy Arles i Awinionem żył smok, półzwierzę, półryba, grubszy od wołu, a dłuższy od konia. Miał on zęby ostre jak miecze, a nadto rogi, głowę zaś jego z dwóch stron chroniły tarcze [4]. Smok leżał w rzece i zabijał wszystkich, którzy chcieli się przeprawić, a okręty zatapiał. Przybył on przez morze z kraju azjatyckie­go Galacji [5] i pochodził od Lewiatana [6], który jest okropnym wężem morskim, oraz od zwierzęcia zwanego Onachos [7], które żyje w Galacji i na ścigających go wyrzuca swój gnój jakby pociski na odległość jednego morga, a gnój ten, czego dotknie, wypala jak ogień. Otóż Marta na prośby ludu udała się do owego smoka i znalazła go w lesie, pożerającego jakiegoś człowieka. Pokropiła go tedy wodą święconą i pokazała mu krzyż, a smok natychmiast pokonany stanął spokojnie jak owca. Wówczas Marta związała go własnym paskiem, a następnie lud zabił go dzidami i kamieniami.

Ludzie tamtejsi nazywali tego smoka Taraskusem [8], skąd na pamiątkę nazwano to miejsce Taraskon, choć przedtem nazywało się Nerluc, co znaczy »czarny gaj« [9], ponieważ były tam lasy czarne i mroczne. Św. Marta zaś za zgodą swego mistrza Maksymiana i siostry pozostała na owym miejscu oddając się nieustannym modłom i postom. Następnie zebrała wokół siebie liczne zgromadzenie sióstr i zbudowała wielki kościół ku czci Najświętszej Maryi Panny, przy którym prowadziła życie surowe, wyrzekł­szy się mięsa i wszelkiego tłuszczu, jaj, sera i wina; jadła tylko raz dziennie, a sto razy w ciągu dnia i tyleż razy podczas nocy zginała kolana do modlitwy.

Pewnego razu Marta głosiła wiarę pod Awinionem, pomiędzy miastem a rzeką Rodanem. Pewien młodzieniec zaś, który znajdował się wtedy na drugim brzegu rzeki, pragnął usłyszeć jej słowa, a nie mając czym się prze­prawić, rozebrał się i począł płynąć. Nagle jednak prąd rzeki porwał go i chłopiec utonął. Dopiero na drugi dzień znaleziono jego ciało i przyniesiono do stóp św. Marty, aby go wskrzesiła. Ona tedy położywszy się krzy­żem na ziemi tak się modliła: Adonaj [10], Panie Jezu Chryste, który wskrzesiłeś niegdyś mego brata Łazarza, tak Ci miłego, spójrz, drogi mój Gościu, na wiarę tych ludzi i zbudź tego chłopca do życia! Po tych słowach dotknęła ręki młodzieńca, a ten natychmiast wstał żywy i przyjął chrzest święty.

Euzebiusz opowiada w piątej księdze Historii kościelnej, że kobieta, która cierpiała krwotoki [11], skoro została uzdrowiona, zbudowała przy swoim dworze czy też w ogrodzie posąg Chrystusa w szacie bramowanej, tak jak Go widziała, i posąg ten otaczała wielką czcią. Pod ową statuą zaś rosły rośliny, które nie miały żadnej mocy, póki wzrastając nie dotknęły brzegu szaty Chrystusa, ale wtedy nabierały takiej siły, że wielu chorych przy ich pomocy odzyskało zdrowie. Otóż Ambroży twierdzi, że ową kobietą cierpiącą krwotoki, którą Pan uzdrowił, była Marta. Hieronim zaś opowiada, co również można znaleźć w Historii trójdzielnej, że Julian Apostata usunął ów posąg Chrystusa i umieścił na jego miejscu własną podobiznę, którą jednak zniszczył piorun.

Na rok przed śmiercią św. Marty Pan objawił jej czas jej zgonu. Przez cały rok następny trawiła ją gorączka, a na osiem dni przed śmiercią usły­szała, jak śpiewające chóry aniołów niosą duszę jej siostry do nieba. Wtedy powiedziała do zgromadzonych przy sobie braci i sióstr: Towarzysze moi i wychowankowie najmilsi, radujcie się, proszę, wraz ze mną, bo widzę chóry anielskie niosące z radością duszę siostry mojej do nieba. O moja piękna i ukochana siostro, będziesz żyć z Panem twoim i moim Gościem w siedzibie błogosławionych. Wkrótce potem Marta, przeczuwając bliski już koniec swego życia, prosiła braci i siostry, aby czuwali przy niej aż do ostatniej chwili z zapalonymi świecznikami. O północy jednak poprzedzającej dzień jej zgonu czuwający przy niej posnęli znużeni. Wówczas zerwał się gwałtowny wiatr i zgasił wszystkie świece. Marta zaś widząc tłum złych duchów poczęła się modlić: Ojcze mój, Ely [12], Gościu mój drogi, oto prześladowcy moi zbiegli się, aby mnie pożreć. Trzymają w rę­kach spisane wszystkie grzechy, które popełniłam, Ely, nie opuszczaj mnie, lecz przyjdź mi z pomocą [13]. Wtedy ujrzała siostrę, która przyszła do niej trzymając w ręce pochodnię i zapaliła od niej wszystkie świece i lampy. Jedna drugą zawołała po imieniu, a w tej chwili zjawił się Chrystus i po­wiedział: Pójdź, miła gosposiu, i pozostań ze mną w moim królestwie! Ty podejmowałaś mnie w swoim domu, ja przyjmę ciebie do mego nieba i z miłości dla ciebie wysłucham wszystkich, którzy ciebie będą wzywać. A gdy zbliżała się godzina śmierci, Marta kazała się wynieść na dwór, aby mogła widzieć niebo, i prosiła, aby położono ją na ziemi na popiele i trzymano przed nią krzyż. Następnie modliła się tymi słowy: Gościu mój drogi, opiekuj się twą ubożuchną sługą, i jak niegdyś raczyłeś u mnie bawić w gościnie, tak teraz przyjmij mnie do swej niebiańskiej gospody! Później prosiła, aby czytano jej mękę Pańską według św. Łukasza, a gdy zabrzmiały słowa: Ojcze, w ręce twoje oddaję ducha mego [14] - Marta wyzionęła ducha.

Następnego dnia, w niedzielę, podczas gdy koło ciała Marty wierni śpiewali laudes [15], Pan ukazał się św. Frontonowi w Periguex [16] w chwi­li, gdy ten odprawiając około godziny 3 mszę św. po odczytaniu epistoły zdrzemnął się na swej katedrze [17] - i rzekł mu: Kochany mój Frontonie [18], wstań szybko i idź za mną! Św. Fronton posłuchał i obaj udali się do Taraskonu. Tam odprawili do końca nabożeństwo i odśpiewali psalmy nad ciałem Marty, a wszyscy obecni odpowiadali im. Następnie własnymi rękoma złożyli ciało jej do grobu. W Periguex tymczasem po ukończonych śpiewach diakon obudził biskupa, aby mu udzielił błogosławieństwa przed odczytaniem Ewangelii, on zaś ocknąwszy się rzekł: Bracia moi, dlaczego obudziliście mnie? Oto Pan Jezus Chrystus zaprowadził mnie do ciała swej gospodyni Marty i razem pogrzebaliśmy ją. Każcie teraz posłańcom udać się tam szybko i przynieść mój złoty pierścień i szare rękawiczki, które powierzyłem zakrystianowi, gdy przygotowywałem się do pogrzebania ciała, a później zostawiłem je przez zapomnienie, bo tak nagle zbudziliście mnie. Posłano więc ludzi, którzy znaleźli wszystko tak, jak to biskup powiedział, przynieśli jednak pierścień i jedną tylko rękawiczkę, drugą bowiem zatrzymał zakrystian jako świadectwo owego cudu. Św. Fronton zaś dodał jeszcze: Gdy po pogrzebie wychodziliśmy z kościoła [19], towarzyszył nam pewien brat umiejący czytać i ten zapytał Pana, jak Mu na imię. Pan nie odrzekł mu nic, ale wskazał mu otwartą księgę, którą trzymał w ręce, a na niej napisane były tylko te słowa: W pamięci wiecznej będzie sprawiedli­wa gospodyni moja i żadne złe wieści nie zatrwożą jej w dniu sądu osta­tecznego [20]. Odwracając zaś karty ujrzał na każdej napisane te same słowa. U grobu św. Marty zdarzały się liczne cuda. Klodwig, król Franków, który został chrześcijaninem i przyjął chrzest z rąk św. Remigiusza, cier­piał ciężkie bóle nerek. Udał się tedy do grobu Marty i został tam całko­wicie uleczony. Wówczas obdarował hojnie ów klasztor nadając mu ziemie, wsie i zamki na przestrzeni 3 mil po obu brzegach Rodanu i całą tę po­siadłość uwolnił od daniny. Dzieje życia św. Marty spisała sługa jej, imie­niem Martilla, która później udała się do Sklawonii [21] i tam głosiła wiarę Chrystusową, a w dziesięć lat po śmierci Marty zasnęła w pokoju.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin