Walter Jon Williams - Dinozaury (mandragora76).doc

(152 KB) Pobierz
Walter Jon Williams

Walter Jon Williams

Dinozaury

Masy Szarów kłębiły się w nikłym świetle swojego czerwonego słońca.  Spiczaste pyszczki unosiły się do góry, wąchały lekki wiatr szukając śladu Obcego, a czuły tylko węglowodory, daleką roślinność, wilgotną sierść oraz pot strachu i podniecenia. Słabe oczy kierowały się ku niebu, oczy błyszczące nadzieją, pragnieniem i lękiem, a widziały tylko blady deseń gwiazd. Tu i ówdzie zrywało się nagle gwałtowne szczekanie, lecz najczęściej Szarowie cicho zawodzili, snując opowieść o zaskakującej agresji, zagładzie, wojnie na dalekich rubieżach - a teraz o nadziei na pokój.

Ciżba zakołysała się w lewo, później w prawo. Niektóre osobniki skakały na swoich trzech nogach, żeby coś zobaczyć; cały czas jednak widać było tylko morze głów, uszu i pyszczków wskazujących na gwiazdy.  Nagle ryk. Przeciągłe wycie, przeraźliwe chóralne ujadanie. Tłum ponownie zafalował. Coś leciało na tle gwiazd.

Ludzki statek był olbrzymi, największy ze wszystkiego, co widzieli:

jakby księżyc spadał z nieba. Szarowie zamknęli oczy i zadygotali ze strachu. Niektóre osobniki skakały wysoko, obnażając kły i szczekając na przekór ogarniającej je trwodze. Powietrze cuchnęło przerażeniem, rodzącą się paniką, gniewem.

Wojna! szczekali niektórzy. Pokój! szczekali inni. Zawodzenie trwało dalej. Opłakujemy, opłakujemy, głosiło, opłakujemy miliardy naszych zmarłych. Boimy się, ogłaszali inni.

Ludzki statek zbliżał się do nich bezszelestnie, rzucając długi cień.  Szarowie rozpierzchli się we wszystkie strony z miejsca lądowania, podskakując na swych trzech nogach.

Statek zatrzymał się nie wydając żadnego dźwięku; odbijały się w nim matowo ciemne, czerwone słońce.

Szarowie zawodzili o swoim lęku, o swoim smutku. I czekali na pojawienie się ludzi.

Te? Tak, te. Drill, ludzki poseł, przyglądał się przez ekrany ścienne morzu Szarów, tysiącom wyjących, skaczących istot, które go otaczały.  Przez tłum sunęła z uporem jakaś grupka, zmierzając w kierunku śluzy powietrznej, stosownie do jego instrukcji. Nowa Pamięć wierciła się niespokojnie w opancerzonej skrytce na czaszce Drilla. Bądź w pogotowiu, przekazał jej.

Kiedy szedł do śluzy, jego kolana wydawały przykre chrzęszczące dźwięki; przed nim po suficie toczyła się srebrna kula tłumacza. W trakcie marszu widok na ścianach zmieniał się ukazując fioletowe niebo, dalekie wielokątne budynki, odległą chłodną zieleń... a tutaj, blisko, wielką ciemną równinę pokrytą złocistym morzem Szarów.  Dotarł do śluzy, która zaczęła się otwierać. Pociągnął nosem wdychając obce zapachy - gorąca, kurzu; piżmową woń samych Szarów.  Drillowi serce waliło w piersiach; spełniały się jego marzenia. Całe życie na to czekał.

Papki, zaskamlała Mózgownica. Drill kazał jej być cicho. Mózgownica sprzeciwiała się trochę, następnie usłuchała.

Polecił jej ruszyć z miejsca. Chłodne, obce powietrze muskało jego skórę. Szarowie szczekali przeraźliwie, wyli. cofali się. Sprawiali wrażenie dzikiego, świszczącego bezmiaru spiczastych uszu i ciemnych, pytających oczu. Grupa Szarów zmierzająca do śluzy utonęła w cofającej się masie, jak kamień obmywany falą odpływu. Pod stopami Drill czuł miękką roślinność. Jego tłumacz unosił się przed nim w powietrzu. Umysł Drilla płonął z ciekawości, ale Mózgownica utrzymywała go w ruchu.  Szarowie wyjąc ustępowali mu z drogi.

Drill wznosił się na wysokość sześciu metrów na swoich nogach jak mostowe filary, każda o płaskiej stopie ukazującej zrogowaciałą podeszwę i szczątkowe paznokcie. Hebanowa skóra układała się fałdami na potężnym, nagim ciele. Jego zwisająca męskość dyndała swobodnie przy każdym stąpnięciu. Krocząc na otwartej przestrzeni miał świadomość, że jest końcowym produktem dziewięciu milionów lat ludzkiej ewolucji, wszystkiego tego, co doprowadziło do ekspansji, różnorodności i doskonałości stanowiącej obecną formę istnienia ludzkości.

Patrzył w dół na małych Szarów, ich białą skórę i złocistą sierść, trzy sztywne nogi i mordki zwrócone ku niemu jakby ze strachem. Jeśli wasz gatunek przetrwa, pomyślał dobrotliwie, możecie za parę milionów lat wyglądać tak jak ja.

Grupka Szarów, która posuwała się z trudem przez tłum, nagle się pojawiła, kiedy cofnęła się otaczająca ją ciżba. Na przedzie stało kilku z kijami - być może bronią - trzymanymi w zręcznych, małych dłoniach. Między nimi widać było paru noszących ozdobne szarfy z przymocowanymi do nich metalowymi płytkami. Symbole rangi, powiedziała Pamięć. Nie zwracaj uwagi.  Cień tłumacza skakał w ich kierunku po ziemi w miarę przybliżania się Drilla. Nad głowami Szarów wyrosły nagle metalowe bryły i zawisły nad nimi.

Rejestratory, powiedziała Pamięć. Sztuczne odpowiedniki mnie.

Ewentualnie środki obrony. Bez znaczenia.

Drill podchodził do zgromadzenia przyspieszając instrukcje dla

Mózgownicy i w rezultacie osiągając Synchron Zen. Sprawi to, że Mózgownica będzie jeszcze głodniejsza, ale zmniejszy ryzyko jakiegoś wypadku.  Szarowie niosący kije rozstąpili się. Tłum jęknął, gdy jedna z istot wyszła Drillowi naprzeciw. Szarfy na jej opadających ramionach nie całkiem przykrywały cztery sutki ssaka. Przezroczyste plastykowe bąble osłaniały jej słabo widzące oczy.

W Synchronie Zen z Pamięcią i Mózgownicą Drill podszedł do niej spokojnym krokiem i uniósł ręce w przyjaznym powitaniu. Szarka zadrżała, widząc zasięg tego gestu.

- Poseł Drill - przedstawił się. - Jestem człowiekiem. Szarka patrzyła w górę na niego. Zmarszczyła noc słuchając dudniącego głosu tłumacza. Jej odpowiedź była serią ostrych dźwięków wydobywających się z głębi gardła, niezbyt przyjemnych. Drill usłyszał głos tłumacza.  - Przewodnicząca Gram. Przewodzę Interszaryjskiej Towarzyskości Narodów i Planet. - W każdym razie tak to brzmiało w przekładzie. Pamięć rozpoczęła wprowadzanie do myśli Drilla znaczenia słowa „naród”.  - Witamy na naszej planecie, Pośle Drill.

- Dziękuję ci, Przewodnicząca Gram - odrzekł. - Czy teraz zaczniemy rokowania pokojowe?

Przewodnicząca Gram zastrzygła uszami. Na moment zapanowała cisza, po czym w wielkim kręgu Szerów rozpętał się huragan dzikiego jazgotu.  Przeraźliwe dźwięki zalewały Drilla niczym fale rozszalałego morza.

Pochwalają twoją życzliwość, powiedziała Pamięć.

Tak właśnie pomyślałem, odparł Drill. Sądzisz, że damy sobie radę?  Pamięć nie odpowiedziała; zamiast tego ułożyła się wygodniej w siodle jego czaszki. Jej zadaniem było dostarczanie faktów, a nie wyciąganie wniosków.

- Gdybyście weszli na mój statek - powiedział Drill - to moglibyśmy zaczynać.

- Czy poznamy wówczas pozostałych członków waszej delegacji?  Drill popatrzył z góry na Szarkę. Sierść na jej ramionach jeżyła się osobliwymi kępkami. Wydawało się, że czyniła wysiłki, by to opanować.  - Nie ma żadnych pozostałych członków - odparł. - Jestem sam.  Bolały go kolana. Spostrzegł, że delegaci Szarów popatrzyli szybko po sobie.

- Nie ma sekretarzy? Doradców? - pytała Przewodnicząca. - Nie - odparł Drill. - Zupełnie nikogo. Jestem jedynym świadomym umysłem na Statku.  Zaczynamy?

Jeść! Jeść! wołała Mózgownica. Drill kazał jej zamilknąć. Burczało mu w brzuchu.

- Może będzie lepiej - powiedziała Przewodnicząca patrząc na wielkość ludzkiego statku - jak zaczniemy za kilka godzin? Powinnam chyba przemówić do tłumu. Może chciałbyś posłuchać?

Nie ma potrzeby, powiedziała Pamięć. Wszystko zanotuję.

- Nie, dziękuję - odparł Drill. - Wrócę na Statek po pokarm i seks.  Dajcie mi znać, jak będziecie gotowi. I dla waszej własnej wygody proszę wziąć ze sobą jakieś meble. Nie sądzę, aby moje wam odpowiadały, chociaż później moglibyśmy coś wyklonować.

Uszy Szarów poszły w górę. Drill wprowadził się w Synchron Zen, obrócił swe potężne ciało i pośpieszył w stronę śluzy. Wrzawę tłumu za plecami odbierał jak szum wiatru w lesie.

Pokój, myślał później, gdy stał przy kadziach z papką i zaspokajał swój zgłodniały brzuch, to prosta sprawa. Jak długo się go zawiera?  Długo, powiedziała Pamięć. Bardzo długo.

Ta myśl go zaniepokoiła. Sądził, że pierwsze spotkanie poszło dobrze.

Po jedzeniu seks nie sprawił mu zbytniej przyjemności.  Pamięć śledziła to, co działo się na zewnątrz, i kiedy Drill zakończył seks, odtworzyła mu przebieg wydarzeń.

Transmitowano je do wszystkich mieszkańców, powiedziała. Przewodnicząca Gram udała się na pobliskie wzniesienie i jakiś czas przemawiała. Drill uznał jej mowę za interesującą - była rytmiczna i śpiewna, barwa tonu i siła głosu podnosiły się i opadały w zależności głównie od powtórzeń i melodii. Tłum brał w tym udział, włączając się nerwowym szczekaniem algo cichym wyciem w reakcji na jej oświadczenia lub pytania, warcząc czasem w zakłopotaniu, kiedy dawała mu zagadkę. Pamięć przekazywała tylko najciekawsze fragmenty: „Nieznani... najeźdźcy... miliardy zabitych...  zaawansowane przygotowania... gotowi do obrony... oferta pokoju... iskra nadziei w ciemnościach... nieznani... skłonna podjąć ryzyko... pokój...  pokój... zapach nadziei... pokój”. W końcu wszyscy Szarowie zgodnym chórem śpiewali „Pokój ! Pokój !”, podczas gdy Przewodnicząca Gram podskakiwała na swej silnej tylnej nodze.

Brzmi to ładnie, pomyślał Drill. Ale dlaczego ona tak robi?

Odpowiedź Pamięci była błyskawiczna.

Pamiętaj, że Szarowie są gatunkiem typu uniwersalnego, żyjącym stadnie.  Władza Przewodniczącej oraz możność zawierania przez nią układów wynikają z masowego poparcia. W związku z tym, aby podtrzymać powszechny entuzjazm dla swej polityki, musi tłumaczyć siebie i swoje poczynania przed wszystkimi.

Prymitywne, pomyślał Drill.

Słusznie.

Dlaczego nie dadzą jej spokojnie pracować? zapytał.

Odpowiedzi nie było.

Po wymianie sygnałów delegacja szaryjska zebrała się przy śluzie. Kilku Szarom polecono przynieść ze sobą stoły i krzesła. Drill wysłał jedną z Zab, by towarzyszyła gościom od śluzy do miejsca, gdzie na nich czekał.  7.aba spotkała się z nimi w śluzie, odwróciła się i zaczęła skakać przed siebie przestronnymi, krętymi korytarzami Statku. Nauczono ją powtarzać „Za mną, za mną” po szaryjsku.

Drill czekał w pozycji półleżącej na Klocu. Kloc był biologicznym podgatunkiem wykorzystywanym jako mebel, ze szczątkowym mózgiem zdolnym do reagowania na polecenia człowieka. Szarowie weszli ostrożnie, mrużąc oczy w jaskrawym świetle.

- Witam cię, Czcigodna Przewodnicząca - powiedział Drill. - W górę, Kloc! - Kloc zaczął się przekształcać w taki sposób, by postawić Drilla na stopach. Szarowie wnosili do przestronnej sali stoły i krzesła.  Żaba skakała dookoła z mokrym plaśnięciem przy każdym lądowaniu. - Za mną, za mną - powtarzała cały czas. Członkowie delegacji szaryjskiej, którzy nosili symbole rangi, stali w jednej grupie, a w tym czasie krzątali się wokół nich tragarze. Drill zauważył, że kiedy Kloc stawiał go na nogi, tamci marszczyli nosy. Ciekawiło go, co to znaczy?  Gdy się wyprostował, strzyknęło mu w kolanach. - Proszę się czuć swobodnie - powiedział. - Żaba zaprowadzi waszych robotników do śluzy.  - Czy Ekscelencja nie będzie się sprzeciwiać mechanicznej rejestracji obrad? - zapytała Przewodnicząca Gram. Przysłaniała sobie oczy dłonią.  - Ani trochę. - Gdy pewna liczba urządzeń uniosła się w powietrzu nad gośćmi, Drill zastanowił się, czy Szarom nie można by dać przenośnych Pamięci. Może ludzcy biotechnicy umieliby przystosować je do szaryjskiej fizjologii? Poprosił Pamięć o zanotowanie tego problemu, żeby mógł wrócić do niego później.

- Za mną, za mną - mówiła Żaba. Robotnicy, którzy wnieśli meble, opuścili salę w ślad za skaczącą Żabą.

- Wasza Ekscelencjo - powiedziała Przewodnicząca Gram. - Mam zaszczyt przedstawić ci pozostałych członków mojej delegacji.  Było ich w sumie sześcioro, o takich tytułach jak Sekretarz Mowy Synkopowanej i Specjalny Pełnomocnik do spraw Spoistości Zewnętrznej. Byli także: Minister Rozpowszechniania Przekonujących Kłamstw, którego tytuł Drill uznał za niezbyt dobrze przełożony, i Sekretarz Generalny Opozycji do spraw Ludobójczego Wytępienia Obcych Agresorów, na którego Drill spojrzał z wyraźnym zainteresowaniem. Sekretarz Generalny Opozycji nazywał się Vang i był niski nawet jak Szara. Wydawało się, że marszczył nos częściej niż inni. Specjalny Pełnomocnik do spraw Spoistości Zewnętrznej, którego imię brzmiało Cup, sprawiał wrażenie nieco pstrokatego: skrawki białej skóry prześwitywały mu przez złocistą sierść pokrywającą jego barki, ramiona i głowę.

To już starzec, oznajmiła Pamięć.

Tak właśnie pomyślałem.

- W dół, Kloc! - polecił Drill. Oparł się o niego i zaczął się przemieszczać do wygodniejszej pozycji.

Spojrzał na Szarów i uśmiechnął się: Sierść zjeżyła im się na karkach.

- Czy teraz zawrzemy pokój? - zapytał.

- Chcielibyśmy wyjaśnić coś, co powiedziałeś wcześniej odparła Przewodnicząca Gram. - Mówiłeś, że jesteś jedyną, hm, świadomą istotą na statku, jedynym członkiem ludzkiej delegacji. Czy to właściwy przekład?  - Ależ oczywiście. Tak - odrzekł Drill. - Dlaczego miałoby być więcej dyplomatów niż jeden?

Szarowie spojrzeli po sobie. Specjalny Pełnomocnik do .Spraw Spoistości Zewnętrznej odezwał się ostrożnie:

- Czy nie będziesz musiał się konsultować ze zwierzchnikami? Czy masz wszelkie pełnomocnictwa od swojego rządu? Drill uśmiechnął się do nich promiennie. - My, ludzie, nie mamy rządu, rzecz jasna - powiedział. - Ja zaś jestem dyplomatą z odpowiednią Pamięcią i przeszkoleniem. Nie przewiduję żadnych trudności.

- Chciałbym jednak zrozumieć, jeśli pozwolisz, Ekscelencjo - nalegał Cup. Pochylił się do przodu i było widać, że oczy mu łzawią. - Jestem już stary i może powoli kojarzę fakty... ale jeśli nie macie rządu, to kto właściwie cię u nas akredytował?

- Jestem dyplomatą. To moja specjalność. Nie potrzebuję akredytacji.  Ludzkość zaakceptuje moją decyzję w każdej sprawie będącej przedmiotem negocjacji, tak samo jak zaakceptowałaby każdą decyzję wszystkich innych ekspertów w zakresie ich specjalności.

- Ale dlaczego właśnie ty? Ty, osobiście?

Drill wzruszył potężnie ramionami. - Znajdowałem się w najbliższej enklawie dyplomatycznej i nie miałem w tym momencie żadnych innych zadań.  - Popatrzył po kolei na każdego członka delegacji. - Jestem niezwykle szczęśliwy z tej szansy, czcigodni delegaci - oznajmił. - Przeważająca większość naszych dyplomatów nie ma możliwości rozmawiać z innymi gatunkami. Zwykle pośredniczymy tylko w konfliktach interesów między różnymi grupami ludzkich specjalności.

- Ale wasza rasa będzie dotrzymywać decyzji podjętych przez ciebie?  - Oczywiście - Drill był zdziwiony uporem Szara. - Dlaczego miałaby nie dotrzymywać?

Cup opadł z powrotem na krzesło. Uszy miał oklapnięte. Nastąpiła krótka cisza.

- Przygotowaliśmy oświadczenie wstępne - rzekła Przewodnicząca Gram. - Chciałabym, aby wprowadzono je do protokołu, jeśli wolno. A może Ekscelencja chciałby zabrać głos jako pierwszy?  - Nie mam oświadczenia wstępnego - odparł Drill. - Proszę czytać swoje.  Cup i Gram wymienili spojrzenia. Przewodnicząca wzięła głębszy oddech i zaczęła.

Długo, powiedziała Pamięć. Bardzo długo

Oświadczenie wstępne wydawało się podobne do mowy, jaką wygłosiła do tłumu: te same hipnotyczne rytmy, mniej więcej podobna treść. Reszta delegatów komentowała je półgłosem. Drill drzemał, smakował je jak muzykę.  - Dziękuję, Czcigodna Przewodnicząca - powiedział później. - To było bardzo ładne.

- Chcielibyśmy zaproponować porządek obrad = powiedziała Gram. - Po pierwsze, załatwić sprawę zawieszenia broni i jego warunków zmierzających do zakończenia działań wojennych. Po drugie, ustanowić między dwiema naszymi rasami bezpieczną granicę gwarantującą obu przestrzeń dla ekspansji. Po trzecie, zawrzeć umowy o handlu i wymianie delegacji. Po czwarte, sprawa reperacji, płatności oraz zwrotu zagrabionych terytoriów.  Drill kiwnął głową. - Wydaje mi się, że załatwienie punktów od drugiego do czwartego nastąpi w wyniku porozumienia osiągniętego co do punktu pierwszego. To znaczy, zawieszenie ognia implikuje rozstrzygnięcie pozostałych spraw.

- Czyli akceptujesz porządek dzienny? - Jeśli chcecie. To nie ma znaczenia.

Zastrzygli uszami. - A więc zgadzasz się, żeby wstępne rozmowy dotyczyły procedury rozdzielenia naszych sił zbrojnych? - Naturalnie. Nie mam, rzecz jasna, pojęcia, jakie zaangażowaliście siły zbrojne. My, ludzie, nie zaangażowaliśmy żadnych. Szarowie umilkli na dłuższą chwilę. - Wasza rasa dokonała agresji na nasze planety, Pośle. Bez ostrzeżenia, bez poinformowania nas o sobie - głos Gram był wyjątkowo beznamiętny. Być może, pomyślał Drill, próbowała ukryć silne wzruszenie.  - Zgoda - przyznał. - Ale to nie były oddziały wojska. Wasz gatunek zetknął się tylko z naszymi Statkami ziemiotwórczymi. One nie zaatakowały waszego społeczeństwa jako takiego... one miały zaledwie nikłą świadomość waszego istnienia. Ich za daniem było zapłodnienie planet formami życia korzystnymi dla ludzkości. Na wasze nieszczęście jedną z funkcji tych form jest niszczenie własnego życia planety.

Szarowie naradzali się między sobą. Szczególnie aktywny wydawał się Sekretarz Generalny Opozycji. Następnie Przewodnicząca Gram zwróciła się do Drilla.

- Nie możemy przyjąć twego oświadczenia, Ekscelencjo. Nasze społeczeństwo zostało napadnięte. Broniło się, ale zostało pokonane.  - Statki ziemiotwórcze znakomicie wykonują swoją robotę - powiedział Drill. - To są specjaliści. Nasze Szczury, nasze Szproty, nasza Szarańcza - każde jest mistrzem swojego żywiołu. Ale nie dysponują inteligencją, nie są istotami świadomymi, takimi jak my. Nie zdawały sobie w ogóle sprawy z istnienia waszej cywilizacji. Potraktowały was po prostu jak pokarm.  - Twierdzisz, że nas n i e z a u w a ż y 1 i ś c i e? - zapytał Sekretarz Generalny Vang. - O n i n a s n i e w i d z i e 1 i, k i e d y n a s z a b i j a 1 i! - krzyknął. Przewodnicząca Gram spuściła uszy.  - No, nie jako istoty rozumne - odparł Drill. Przewodnicząca Gram wstała. - Obawiam się, Ekscelencjo, że twoje wyjaśnienia są niewystarczające - powiedziała. - Nasza konferencja musi ulec odroczeniu do chwili, aż podejmiemy wspólną decyzję co do twojej szczególnej postawy.  Drill był oszołomiony. - Co ja takiego powiedziałem? - zapytał.  Wstała reszta Szarów. Przewodnicząca odwróciła się i ruszyła energicznie na swoich trzech nogach do wyjścia. Pozostali poszli za nią.  - Zaczekajcie! - krzyknął Drill. - Nie wychodźcie. Poślę po Żabę. W górę, Kloc! W górę!

Szarowie wyszli już, nim Kloc zdążył postawić Drilla na stopach. Statek oznajmił mu, że sami sobie znaleźli drogę do śluzy. Drill mógł tylko polecić jej ich wypuścić.

- Po co miałbym kłamać? - spytał samego siebie. - W jakim celu miałbym ich oszukiwać? To doprawdy było takie proste. Przeniósł swój ogromny ciężar z jednej stopy na drugą i z powrotem. Nie był w stanie ustalić, czy uczynił coś złego. Zapytał Pamięć, co robić, ale ta nie zawierała żadnych informacji, które by mu przyniosły ulgę, poza suchym powtórzeniem cytatów z ostatnich rozmów. Zirytowany bezdusznym monologiem kazał Pamięci zamilknąć i zaczął nerwowo przemierzać korytarze swojego Statku. Nie potrafił ustalić, w którym miejscu sprawy wzięły zły obrót.  Czując wzburzenie Drilla Mózgownica stała się rezonatorem jego strapień. Papka, pomyślała delikatnie. Pokarm. Seks.  Cicho bądź, rozkazał Drill.

Seks, seks, myślała Mózgownica.

Drill zorientował się, że Mózgownica zaczyna wywoływać u niego erekcję.

Ustępując przed nieuniknionym ruszył w stronę siedziby Surogata.  Surogat mieszkał w ciemnym, cichym pomieszczeniu, gdzie słychać było tylko bicie jego serca. Był to ludzki podgatunek, o inteligencji Mózgownicy, przeznaczony do zaspokajania potrzeb podróżników w czasie długich lotów kosmicznych, gdy dostęp cielesny do przedstawicieli własnych podgatunków z konieczności musiał być ograniczony. Surogat posiadał bogaty zestaw rozmaitych akcesoriów seksualnych odpowiadających różnym ludzkim odmianom gatunkowym i ich płciom. Miał również olbrzymie gruczoły, które wydzielały odżywcze mleko, oraz szczątkową głowę, zdolną do wyrażania prostych myśli.

Myszki, które dbały o czystość Surogata i sprzątały na Statku, czmychnęły na widok Drilla. Mała główka Surogata przekręciła się w jego stronę.

- Cieszę się, że znów cię widzę - powiedział Surogat. - Jestem Drill.

- Cieszę się, że znów cię widzę, Drill. Cieszę się, że znów cię widzę.  Drill zaczął pieścić jego piersi. U jednego z organów męskich Surogata rozpoczęła się erekcja. - Mam kłopoty, Surogacie powiedział Drill. - Nie wiem, co robić.

- Dlaczego masz kłopoty, Drill? - zapytał Surogat. Podniósł jedno ze swoich ramion i zaczął głaskać Drilla po głowie. W gruncie rzeczy nie prowadził konwersacji: Surogat był zaprogramowany jedynie na pojedyncze twierdzenia albo analizowanie tego, co mówią ich partnerzy, i zadawanie pytań.

- Sprawy idą źle - powiedział Drill i przystąpił do ssania. Ciepłe mleko popłynęło w głąb jego gardła. Męska część Surogata doznała orgazmu.  Myszki wyskoczyły z ukrycia, żeby posprzątać.  - Dlaczego sprawy idą źle? - zapytał Surogat. - Mam pewność, że wszystko będzie dobrze.

Mózgownica doznała orgazmu odczuwanego przez Drilla w formie dalekich, rozproszonych drobin przyjemności. Kontynuował ssanie, czując, jak intensywna ulga promieniuje z Surogata, z przyjemnego dźwięku uderzeń jego serca, z jego olbrzymiego, uzdrawiającego, bezmózgiego ciała.  Wszystko będzie dobrze, zdecydował Drill.

- Miło mi znów cię widzieć, Drill - powiedział Surogat. Drill, naprawdę miło mi znów cię widzieć.

Wielkie tłumy Szarów nie rozeszły się, gdy zapadła noc. Przeciwnie, zostały na miejscu pod unoszącymi się w powietrzu kloszami rozpraszającymi zimne, czerwonawe światło, które odbijało się niesamowitym blaskiem od uniesionych uszu i pyszczków. Niektórzy wdziali na siebie peleryny lub spódnice w celu zatrzymania ciepła. Drillowi, obserwującemu ich przez ścienne ekrany w centrum dowodzenia, przypominali tłumy oczekujące ze strachem na nadejście jakiegoś straszliwego kataklizmu.  Byli niespokojni. Stali w szepczących grupkach, ale czasami zaczynali jękliwie zawodzić te same śpiewy, które wznosili wcześniej, lub wybuchali nagle seriami przenikliwego ujadania.

Przewodnicząca Gram zwróciła się do nich po opuszczeniu statku. - Człowiek potwierdził napaść swojej rasy, ale wypiera się odpowiedzialności. Spróbujemy go skłonić, by zajął bardziej realistyczne stanowisko.

- Zajął stanowisko - powtórzył Drill niczego nie pojmując. - To nie stanowisko. To prawda. Dlaczego tego nie rozumieją? Sekretarz Generalny Opozycji Vang był bardziej napastliwy.

- Mamy teraz o wiele lepiej sprecyzowany pogląd na temat postawy ludzi - oświadczył. - Jest przeciwstawna do naszej pod każdym względem. Nie pozwolimy, aby mordercze okrucieństwa, jakie popełniają ludzie na pięciu z naszych planet, zostały zapomniane lub uznane za skutek jakiegoś niewytłumaczalnego zaniedbania u niektórych wrogów naszego gatunku.  Ten jest wyraźnie pomylony, pomyślał Drill.

Poszedł do sypialni i kazał Klocowi puścić trochę odprężającej muzyki.  Mimo mruczenia Kloca i łagodzącego szumu, uśmierzenie wzburzenia zabrało Drillowi dużo czasu.

Dyplomacja, myślał, gdy ogarniał go spokojny sen, to bezwzględnie dziwaczne zajęcie.

Rano Szarowie byli tam nadal; ciągle śpiewali i ujadali, przemieszczali się w swoich niezwykłych gromadnych układach. Drill obserwował ich na ekranach ściennych przy kadziach z papką, podczas śniadania.  - Jest łączność z Przewodniczącą Gram - zawiadomiła go Pamięć. - Chce rozmawiać z tobą przez radio.

- Proszę bardzo.

- Czy Poseł Drill? - znów miała ten apatyczny ton. Szkoda, że musiała się poddawać takiemu napięciu.

- Dzień dobry, Przewodnicząca - powiedział Drill. - Mam nadzieję, że spałaś dobrze.

- Muszę cię zawiadomić o skutkach naszej decyzji. Bardzo nam przykro, ale nie widzimy możliwości kontynuacji rozmów, dopóki ty, jako przedstawiciel waszej rasy, nie zgodzisz się przyjąć odpowiedzialności za napaść ludzi na nasze planety.

- Przyjąć odpowiedzialność? - spytał Drill. - Oczywiście. Czemu miałbym nie przyjąć?

Usłyszał jakieś dziwne, niewyraźne odgłosy szczekania, których jego tłumacz nie przekazał. Sprawiały wrażenie, jakby po drugiej stronie znajdował się jeszcze ktoś inny.

- Przyjmujesz odpowiedzialność? - zdumienie Przewodniczącej było oczywiste nawet w przekładzie.

- Naturalnie! Czy to coś zmienia?

Przewodnicząca poniechała odpowiedzi. Zaproponowała natomiast kolejne spotkanie po południu.

- Jestem gotów o każdej porze.

Pamięć zarejestrowała treść publicznego wystąpienia Gram i Drill przestudiował je przed spotkaniem z delegacją Szarów przy śluzie.  Umiejętnie wykorzystała fakt, że Drill potwierdził odpowiedzialność ludzkości za wojnę. Szarowie skakali do góry, ujadali, wyśpiewywali swoje reakcje jak opętani. Drill był ciekaw powodu takiej ekscytacji.  Tym razem spotkał się z delegacją przy śluzie, złączony z Pamięcią i Mózgownicą w Synchronie Zen, żeby któregoś z Szarów przypadkowo nie nadepnąć. Uśmiechał się, witał każdego po imieniu i poprowadził wszystkich do sali konferencyjnej.

- Przypuszczam - powiedział Cup - że moglibyśmy uniknąć przyszłych nieporozumień, jeśli Ekscelencja zgodziłby się dostarczyć nam informacji o swojej rasie. Mamy pewne trudności ze zrozumieniem twojego rozróżnienia między bytami „świadomymi” i „nieświadomymi”. Czy mógłbyś łaskawie wyjaśnić tę różnicę, tak jak ją rozumiesz?

- Z przyjemnością, Ekscelencjo - odparł Drill. - Gatunek ludzki, nie tak jak wasz, jest wysoce wyspecjalizowany. Kiedyś, osiem milionów lat temu, byliśmy takcy jak wy - małe, niewyspecjalizowane gatunki są bardzo użyteczne na określonym etapie ewolucji. Lecz kiedy gatunek osiąga pewną złożoność w swej społecznej i technicznej ewolucji, zapotrzebowanie na specjalistów staje się zbyt dotkliwe. Skutkiem zarówno celowej manipulacji genetycznej, jak i ewolucji naturalnej, ludzkość przeszła z gatunku typu uniwersalnego ku formom bardzo wyspecjalizowanym, zaadaptowanym do określonych funkcji i środowisk. Według nas jest to naturalne działanie ewolucji gatunków.

Podczas badań nad przekształceniem naszego gatunku przekonaliśmy się, że najskuteczniejsza metoda kodowania wielkiej ilości informacji występuje wewnątrz naszych własnych komórek - w naszym DNA. Jeśli chodzi o przedsięwzięcia wymagające tak wielkich, jak i małych ilości danych, ustaliliśmy na tyle, na ile to było możliwe, że będą je realizować byty biologiczne, ludzkie podgatunki. Wobec tego, że wiele z tych przedsięwzięć miało być w praktyce monotonnymi i stale się powtarzającymi, doszliśmy do wniosku, iż rozwinięta świadomość, taka, jaką mamy tu wszyscy, nie jest im potrzebna. Spotkaliście już kilka istot nieświadomych. Na przykład Żabę czy Kloca, na którym leżę. Mój Statek zawiera również wiele elementów żywych, chociaż nieświadomych.

- To by wyjaśniało smród - mruknął jeden z delegatów. - Statki ziemiotwórcze - kontynuował Drill - które zaatakowały wasze planety, również zostały tak zbudowane, żeby nie potrzebowały świadomej załogi.  Szarowie spojrzeli z ukosa na Drilla swoimi małymi oczkami. - Ale dlaczego? - zapytał Cup.

- Ziemiotwórstwo to nieciekawa robota; trwa wiele lat. Żaden świadomy umysł nie mógłby jej nigdy polubić.

- Ależ wasz gatunek może znaleźć się w stanie wojny nawet o tym nie wiedząc. Jeśli twoje wyjaśnienie przyczyn naszego konfliktu jest prawidłowe, to już się w nim znalazł.

Drill potężnie wzruszył ramionami. - To się zdarza od czasu do czasu.  Niekiedy inne gatunki, które osiągnęły nasz poziom rozwoju, atakują nas w identyczny sposób. Kiedy tak się dzieje, zawieramy pokój.  - Uważasz takie napaści za normalne? - przemówił Sekretarz Generalny Opozycji Vang.

- Te okazjonalne konflikty są, jak się wydaje, naturalnym efektem ewolucji gatunków - odparł Drill.

Vang odwrócił się do jednego z siedzących obok Szarów i zaszczekał gwałtownie parę razy. Drill usłyszał kilka słów: „miliardy zabitych...  pięć planet... zbrodnie... naturalny efekt!”.

- Wydaje mi się - stwierdziła Przewodnicząca Gram - że odchodzimy od porządku dziennego.

Vang popatrzył na nią. - Faktycznie, Czcigodna Przewodnicząca. Proszę mi wybaczyć.

- Sprawa wycofywania się - podjęła Gram - na uzgodnione linie demarkacyjne.

Gatunki na tym etapie rozwoju lubią posiadać swe terytoria, przypomniała Drillowi Pamięć. Ich mentalność polityczna opiera się na pojęciu granic. Ideę wspólnoty gatunków bez granic mogą odebrać jako zagrożenie.

Postaram się ich nie naciskać, odparł Drill.

- Pamięci na naszych statkach ziemiotwórczych będą tak wyregulowane, żeby zwracały uwagę na waszą rasę - oświadczył. - Po regulacji Szarowie nie będą już narażeni na niebezpieczeństwo.

- W naszym przypadku upłynie kilka miesięcy, zanim rozkaz wstrzymania ognia dotrze do wszystkich wojsk - powiedziała Przewodnicząca. - Ile czasu trzeba wam na dostarczenie rozkazu do wszystkich waszych statków?  - Mniej więcej stulecie. - Szarowie wytrzeszczyli oczy. Pamięci w naszych bazach eksploracyjnych na tym obszarze będą oczywiście wyregulowane jako pierwsze, a te z kolei wyregulują Pamięci Statków ziemiotwórczych podczas przeglądów technicznych i uzupełniania zapasów.  - Mamy być obiektem ataku przez najbliższe s t o 1 a t? ton Vanga wyrażał niedowierzanie pomieszane z pogardą.

- Nasze Statki ziemiotwórcze poruszają się w zasadzie losowo i przylatują do bazy tylko wtedy, gdy kończą im się zapasy. Nie wiemy, gdzie są, dopóki nie zameldują się z powrotem. Chociaż z pewnością natkną się na kilka następnych waszych planet, to wasza rasa przetrwa w wystarczającej ilości, by kontynuować ewolucję. W tym czasie sami sięgniecie po nowe planety i je skolonizujecie. Wyjdziecie z tego w sumie chyba z zyskiem.  - Czy nie macie żadnego szacunku dla życia? - dopytywał się Vang. Drill rozważył swoją odpowiedź.

- Wszystkie osobniki umierają, Sekretarzu Generalny Opozycji - odrzekł.  - Jest to fakt przyrodniczy, którego żadna rasa nie może zmienić. Tylko gatunki mogą przetrwać. Jednostki da się łatwo zastąpić. Chociaż stracicie trochę planet i znaczną liczbę osobników, wasz gatunek jako całość będzie istniał dalej i może się nawet ro-rwijać. Czego więcej jakaś rasa albo jej delegowani przedstawiciele mogą żądać?

Sekretarz Generalny Opozycji Vang spojrzał badawczo na Drilla,, postawił uszy w słup, wyszczerzył kły. Milczał.  - Żądamy zawieszenia ognia, które będzie prawdziwym zawieszeniem ognia - oświadczyła Przewodnicząca Gram. Jej dłonie zaciskały się rytmicznie na krawędzi krzesła. - Nie powolną, zalegalizowaną eksterminacją naszego gatunku. Twoje stanowisko cuchnie niezdrowo. Obawiam się, że musimy przerwać tę rozmowę, dopóki go nie zmienisz.

- Stanowisko? To nie stanowisko, Czcigodna Przewodnicząca. To prawda.

- Nie mamy nic więcej do powiedzenia.

Zmartwiony Drill poszedł za szaryjską delegacją do śluzy. Ja nie kłamię, Czcigodna Przewodnicząca - powiedział, ale Gram odwróciła się tylko i bez słowa opuściła ludzki Statek. Zniknęła w tłumie Szarów.  Audycje Szarów nie były budujące. Szczególnie napastliwy okazał się Sekretarz Generalny Opozycji Vang. Drill zapoznał się z urywkami przemówień przebiegając szczegóły zawartości Pamięci. „Okrutne lekceważenie... żadnej płaszczyzny porozumienia... beztroska wobec okrucieństwa... przejaw oczywistego barbarzyństwa... brak szacunku dla jednostki... bronić się... smród w nosie”.

W odpowiedzi Szarowie skakali do góry i szczekali. Słychać było dziwne bulgoczące, piskliwe odgłosy śmiechu, które zaniepokoiły Drilla.  - Mamy nadzieję znaleźć jakąś formułę pokoju - mówiła Przewodnicząca Gram. - Rozważymy ją ze wszystkimi ministrami na sesji. - I to było wszystko.

Tej nocy Szarowie cicho wyli trzymając się za ramiona w utworzonym przez siebie wielkim kręgu wokół Statku. Odgłosy śmiechu towarzyszące przemówieniu Vanga nie ustały całkowicie. Drill nie mógł zrozumieć, dlaczego oni wszyscy nie pójdą do domu spać.

Długo, długo powiedziała Pamięć. Nawet i ona nie umiała dać pociechy.

Wczesnym rankiem, przed świtem, przyszła wiadomość od Przewodniczącej.  - Chciałabym się spotkać z tobą prywatnie. Bez rejestratorów i partnerów koalicyjnych.

- Niczego nie pragnę bardziej - odparł Drill. Poczuł niewielką nutkę optymizmu.

- Czy mogłabym wejść inną śluzą niż ta, z której zwykle korzystamy?  Drill przekazał Gram instrukcje i spotkał się z nią przy drugiej śluzie. Miała - na sobie nocną pelerynę z kapturem. Szarowie, kręcąc się w koło i wyjąc, nie zwrócili na nią uwagi.

- Dziękuję, że chciałeś się ze mną spotkać w tych warunkach - powiedziała przyglądając mu się spod kaptura. Drill uśmiechnął się.  Przewodnicząca zadrżała.

- Cieszę się, że mogę pomóc - odparł Drill.

Papki! domagała się Mózgownica. Była cicho do chwili, aż Drill osiągnął Synchron Zen. Kazał jej zamilknąć z opryskliwą brutalnością, co na razie poskutkowało.

- Tędy, Czcigodna Przewodnicząca - powiedział i zaprowadził ją do swojej sypialni, małego pokoju o powierzchni około pięciu metrów kwadratowych. - Czy mam posłać Żabę po jedno z waszych krzeseł? - zapytał.  - Postoję. Trzy nogi są chyba wygodniejsze do stania niż dwie.

- Owszem.

- Czy mógłbyś, Pośle, przygasić światło? Ono mnie męczy. Drill poczuł się głupio wiedząc, że sam powinien o tym pomyśleć. - Przepraszam - usprawiedliwił się. - Natychmiast wydam polecen...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin