Kłopotliwe położenie.doc

(205 KB) Pobierz

Kłopotliwe położenie

Autor: Kathlann
Tytuł oryginału: Mess
Link do oryginału: http://www.fanfiction.net/s/2888443/1/
Ranga: T (wg fanfiction.net, to opowiadanie dla czytelników powyżej 13. roku życia)
Beta: Gret (wszystkie błędy są moją i tylko moją winą.)

Przed wrzuceniem tekstu na forum naniosłam kilka poprawek, za które odpowiedzialność ponoszę z kolei tylko ja. Sachmet.

Rozdział 1: Kiedy umarły opowiada historię

Harry Potter pierwszy raz nie cieszył się z powrotu do czarodziejskiego świata. Po stosunkowo spokojnym lecie (prace domowe, żałoba po Syriuszu, ciągłe obwinianie się, koszmary i prawdziwe lub fałszywe wizje od Voldemorta), Dyrektor osobiście przyjechał i zabrał go na odczytanie testamentu Syriusza.

W ten sposób, podążając za Dumbledorem, dotarli do Gringotta, gdzie goblin kazał im wejść do biura swojego przełożonego. Lupin już tam był, podobnie jak Tonks i Artur Weasley.

Harry zmusił się do uśmiechu, potem usiadł między Lupinem a Tonks. Dumbledore zajął krzesło obok drzwi. Zostało tylko jedno miejsce, a goblin za biurkiem wyglądał, jakby czekał na kogoś jeszcze.

Dwie minuty później do gabinetu weszła niemal ostatnia osoba (ostatni był tylko Voldemort), którą Harry chciał zobaczyć i, uśmiechając się szyderczo, usiadła. Dlaczego, ze wszystkich ludzi, Snape miałby być w testamencie Syriusza? Nie znosili się!

Jak tylko Snape usiadł, Harry zapomniał o jego obecności, ponieważ głos Syriusza wypełnił pomieszczenie. Głos, o którym myślał, że go więcej nie usłyszy. Poczuł dłoń Lupina na ramieniu i to pomogło. Trochę.

„Jeśli to słyszycie, to znaczy, że ja, Syriusz Nobilus Black, nie żyję. To jest mój testament i chcę, by na jego odczytaniu byli obecni: Harry James Potter, Remus Lupin, Nimfadora Tonks, Artur Weasley*, Severus Snape i Albus Dumbledore.

Zacznijmy od spraw materialnych:

Po pierwsze, mój ukochany, stary dom zapisuję Remusowi Lupinowi. Możesz dać dostęp do niego komu zechcesz, wliczając starych znajomych. Lunatyku, powiedziałeś mi kiedyś (może, żeby mnie pocieszyć, może dlatego, że naprawdę tak myślałeś - nigdy się nie dowiem), że „z odrobiną troski, to może być wspaniałe miejsce” - udowodnij to teraz!

Moje pieniądze dzielę w równych częściach między Remusa Lupina, Artura Weasleya i Nimfadorę Tonks.

Tonks, nie poznaliśmy się dobrze, ale jesteś jedynym członkiem mojej rodziny, którego się nie wstydzę i którego lubię. Wierz mi - to jest warte tysiące galeonów.

Arturze, tylko dzięki tobie i twojej rodzinie nie oszalałem. Gdyby nie wy, myślę, że nie wytrzymałbym w tym cholernym domu dłużej niż kilka dni. Bliźniacy są naprawdę wspaniali! Godni następcy Huncwotów!

Harry, zamierzałem ci dać wszystko, ale potem przypomniałem sobie, co mi kiedyś powiedziałeś. Że oddałbyś cały majątek po rodzicach, aby tylko spędzić z nimi minutę i ją zapamiętać. Myślę, że masz dość pieniędzy po zmarłych ludziach, prawda? Wiem, że ich nie chcesz.

Teraz, gdy mój skromny dobytek został rozdzielony, przejdźmy do pozostałych kwestii.

Remusie, masz moje najszczersze przeprosiny. Gdybym ufał ci przed laty, nigdy nie musiałbym błagać Jamesa, żeby uczynił Glizdogona swoim Strażnikiem Sekretu i uniknęlibyśmy tych wszystkich nieszczęść. Wiem, że myślisz, że jesteśmy kwita, ponieważ ty uważałeś mnie za mordercę przez dwanaście lat, ale chcę żebyś wiedział, że ci to wybaczyłem. Trzymaj się, Lunatyku.

Dumbledore, dziękuję, że dwa lata temu mi uwierzyłeś. Od tego czasu, nawet jeśli nie byłem wolny, pomagałeś mi ukrywać się przed idiotami z ministerstwa. Chcę, żebyś wiedział, że nawet jeśli naprawdę nie lubiłem tego miejsca, jestem wdzięczny.

Nadal jednak mam do ciebie żal, a skoro jestem martwy, to nie ma powodu, żebym milczał, prawda? CO U DIABŁA MYŚLAŁEŚ, UMIESZCZAJĄC DZIECIAKA U TYCH PRZEKLĘTYCH MUGOLI?! Nigdy nic nie mówi, ale ja WIEM, że nie zajmują się nim tam należycie. CHOLERNY Dyrektorze! Chciał ze mną zamieszkać jak tylko dowiedział się, że nie jestem seryjnym mordercą! Czy to ci nic nie mówi? Mam nadzieję, że miałeś bardzo dobry powód. W przeciwnym razie mój duch będzie cię prześladować do końca życia.

Chociaż przypuszczam, że to tak samo moja wina, dlatego nie powiem już nic więcej.

Snape. Mam ci kilka rzeczy do przekazania i błagam, żebyś mnie wysłuchał. Tak, błagam cię. Nigdy nie myślałeś, że doczekasz dnia, w którym będę cię o cokolwiek błagał, prawda? Oto on. Zrobiłem pewną rzecz, z której nie jestem teraz dumny, a wiem, że ty, bardziej niż ktokolwiek inny, możesz mnie zrozumieć. Nie proszę o przebaczenie. Chcę tylko, żebyś wiedział, że jest mi przykro.

Jest więcej, znacznie więcej do przebaczenia... Napisałem do ciebie list i chcę, żebyś go przeczytał do końca, zanim cokolwiek komukolwiek powiesz.

Harry, dla ciebie też jest list. Ciebie także proszę o wybaczenie tego, o czym się z niego dowiesz. Jesteś głównym powodem, dla którego nic nie zostawiłem przypadkowi . Nie chcę, abyś któregoś dnia powiedział Remusowi, że kiedy umiera ktoś, kto o ciebie dba, zostają po nim tylko pieniądze... Naprawdę złamałeś mi serce, kiedy to powiedziałeś, dzieciaku.

Bo ja mam mnóstwo wspomnień o Jamesie i Lily, ale zdaję sobie sprawę, że ty nie...

To wszystko i naprawdę, chciałbym o tym zapomnieć! To chore robić coś takiego. Wciąż jestem młody i nie chcę umrzeć. Oczywiście, mam nadzieję, że nikt nie usłyszy tego przez najbliższe pięćdziesiąt lat, ale boję się, że nie ma czasu. Ciągle przychodzi tu Snape i mówi, jaki jestem leniwy, że tylko tu siedzę i nic nie robię, podczas gdy inni giną.

Chcę coś robić. Chcę wyjść i walczyć, i jeśli to słyszycie, to być może to właśnie zrobiłem...

Przepraszam, Harry, ponieważ jeśli opuściłem bezpieczny dom, moja śmierć i pozostawienie cię znowu samego będzie całkowicie moją winą. Ale pamiętaj, nie jesteś sam. Masz Remusa, przyjaciół, a może niedługo będziesz miał kogoś jeszcze...

23 kwietnia 1996"

W gabinecie zapanowała cisza, a goblin przekazał dwa listy: jeden dla Snape’a, drugi dla Harry’ego, który wziął go niepewnie i włożył do kieszeni. To był ostatni list, jaki kiedykolwiek otrzymał od Syriusza. Nie chciał go czytać z Lupinem zaglądającym mu przez ramię. Kątem oka zauważył, że Snape zrobił to samo, zieleniejąc na twarzy.

Harry przypuszczał, że usłyszenie od kogoś, kogo się nienawidziło, że twoje szyderstwa doprowadziły prawdopodobnie do jego śmierci, było zdecydowanie trudne, nawet dla Snape’a.

Nie będąc w stanie znieść jego spojrzenia ani chwili dłużej, Harry szybko wyszedł z pomieszczenia, z podążającym za nim Remusem (który tym razem nie próbował udawać miłego dla tłustowłosego palanta).

Reszta dnia minęła szybko. Lupin zabrał go na Pokątną, żeby kupić przybory szkolne, potem udali się na Grimmauld Place. Musiał spędzić tam jedną noc, następnego dnia był pierwszy września.

Jak tylko przybył, natychmiast został otoczony przez ludzi. Byli tam wszyscy Weasleyowie (oprócz Percy’ego), Hermiona i oczywiście Lupin. Nie mógł pomóc, ale myślał, że Syriusz byłby szczęśliwy widząc swój znienawidzony dom pełen życia i radości.

Nie miał okazji by przeczytać list w samotności, ale tak naprawdę nie chciał tego. Gdyby to zrobił, śmierć Syriusza stałaby się prawdą. Tutaj mógł nadal udawać, że Syriusz żyje, śmiać się z popisów bliźniaków... Przeczytam to później, obiecał sobie.

Teraz wolał cieszyć się przebywaniem wśród przyjaciół po dwóch miesiącach całkowitej samotności (nie uważał Dursleyów za towarzystwo).

***

Severus Snape miał ten sam dylemat. Był bardzo zaskoczony, że Black chciał, aby był obecny na odczytaniu testamentu. Myślał, że to kolejny żart, wymyślony aby kundel mógł z niego zakpić, nawet po swojej śmierci. Zgodził się przyjść tylko na wyraźne życzenie Dumbledore’a. W rzeczywistości usłyszał przeprosiny za to, co było w przeszłości.

To brzmiało tak cholernie szczerze. Tak poważnie. Oczywiście, że był poważny. Syriusz. Hahaha. Wszystko było dobre, żeby wyprowadzić go z równowagi, nawet głupi żart.

Nie mógł zapomnieć jednego zdania, które powiedział kundel. Zrobiłem pewną rzecz, z której nie jestem teraz dumny, a wiem, że ty, bardziej niż ktokolwiek inny, możesz mnie zrozumieć.

I miał rację. Jeśli była chociaż jedna rzecz, którą Severus potrafił zrozumieć, to był to żal za błędy młodości. Tak długo żył z poczuciem winy... dlatego, że został śmierciożercą, że naprawdę całkowicie wierzył w to, że jest lepszy od urodzonych wśród mugoli i półkrwi, że torturował i zabijał...

Ale Black nie zrobił czegoś takiego. Prawda, chciał go zabić. Zrobić z niego obiad wilkołaka. Ale to nie było gorsze od tego, co mu zrobił wcześniej, pod każdym względem. I człowiek nie żyje. Nie ma potrzeby chować urazy do zmarłego. A tym bardziej gdy ten przeprosił.

W pamięci utkwiła mu również inna część przemowy Blacka: jest więcej, znacznie więcej do przebaczenia... Napisałem do ciebie list i chcę, żebyś go przeczytał do końca, zanim cokolwiek komukolwiek powiesz.

Co mogło być w tym przeklętym liście? Prawdopodobnie spowiedź. Więcej do przebaczenia... Co to mogło być? I dlaczego drań chce to ujawnić po śmierci? Jeżeli zrobił coś złego, powinno mu zależeć na utrzymaniu tego w sekrecie, czyż nie? I co to ma wspólnego ze mną?

Jest jeden sposób żeby się dowiedzieć... - powiedział głos w jego głowie. Głos Blacka. I po raz pierwszy posłuchał go. Ostrożnie otworzył kopertę...

"Snape,

Muszę Ci coś powiedzieć, ale jeśli to czytasz znaczy to, że umarłem nie zrobiwszy tego. Przysięgam, że chciałem... Musiałem nie mieć czasu... i naprawdę, kiedy szydzisz ze mnie na temat tego miejsca, w którym muszę przebywać, utwierdzasz mnie w przekonaniu, żebym zatrzymał to dla siebie.

Ale nie mogę. Trzymałem to w sekrecie o wiele za długo. Najpierw byłem pewny, że tak będzie dla wszystkich najlepiej. Dla Ciebie, Lily, Jamesa, Harry’ego i dla mnie. Wtedy myślałem, że jesteś lojalnym śmierciożercą... A kiedy odkryłem, że byłeś szpiegiem, doszedłem do wniosku, że jest już za późno, ponieważ ty i Harry się nienawidzicie.

Ale zacznijmy od początku, lub raczej od tego, co pamiętasz. Czy przypominasz sobie tę noc, kiedy poprosiłem cię o Eliksir Spadkobiercy?"

Pamiętał, nawet jeśli naprawdę nie rozumiał, co to ma ze sobą wspólnego.

Warzył wtedy coś dla klas w swoich lochach (to był pierwszy rok pracy w zawodzie nauczyciela), kiedy Black wszedł do klasy. Podniósł brew, odstawił kociołek i chwycił różdżkę podczas gdy kundel rzucił zaklęcia wyciszające. Potem przemówił.
- Snape...
- Black. Czego chcesz?
- Eliksiru.
- Eliksiru? Jakiego? I czemu uważasz, że go dla ciebie zrobię?
- Zapłacę. Chcę Eliksiru Spadkobiercy.
- Eliksiru Spadkobiercy? Masz romans z mężatką, kundlu?
- Jest w ciąży, a w tej sytuacji nie mogę sobie pozwolić na posiadanie dziecka wyglądającego jak ja...
- Masz krew męża?
- Oczywiście...
- Dobrze. Wróć tu za tydzień, będzie gotowy. Potem musisz nakłonić kobietę, aby wypiła eliksir podczas pełni księżyca i...
- Wiem. Żegnaj, Snape.

I wyszedł tak jak wszedł. To nie był pierwszy raz, gdy zażądał eliksiru. Zawsze płacił. Nie widział w tamtej sytuacji niczego specjalnego, a najwidoczniej było, skoro Black o tym wspomniał po tak długim czasie. Może chciał wyjawić Snape’owi nazwisko tej mężatki, z którą się przespał? Potrząsnąwszy głową, przeczytał resztę listu.

"Zapytałeś mnie, czy mam romans z mężatką. Rzecz w tym, że nie ja. Ty."

Dobrze, a więc kundel ostatecznie zwariował.

"Wiem, co myślisz. Ale nie możesz tego pamiętać, ponieważ wymazałem to z twojej pamięci, jak tylko się dowiedziałem.

Jeśli mi nie wierzysz, wypij „Uzdrawiającą Prawdę”. Przypuszczam, że wiesz jak to zrobić... Ale najpierw przeczytaj wszystko, wtedy będziesz wiedział czego szukać.

Po ślubie James i Lily nie byli tak szczęśliwi, jak na początku. James zawsze był poza domem, tropiąc twoich przyjaciół śmierciożerców, a Lily musiała się ukrywać... Była prawdopodobnie znudzona i zaczęła spędzać czas właśnie z tobą. Ze wszystkich ludzi!

Oczywiście, w szkole byliście tak jakby przyjaciółmi i prawdopodobnie myślała, że byłeś jedyną osobą, która nie będzie próbowała bronić Jamesa...

Po kilku miesiącach byliście bardzo dobrymi przyjaciółmi. A potem, nie wiem jak, ale Lily zdobyła dowody, że James ją oszukiwał... Kiedy James wrócił, zapytała go o liczne przygody, jednak on zaprzeczył. Musiała być naprawdę zdesperowana, a ty i ona zaczęliście... Hmm.

Pewnego dnia przyszedłem zobaczyć się z Jamesem. Nie było go, ale była Lily... i pakowała się. Powiedziała, że nie chce z nim żyć w ukryciu, tak jak kazał Dumbledore. Że odchodzi od Jamesa do ciebie. I że spodziewa się twojego dziecka...

Musisz spróbować mnie zrozumieć. Byłem pewny, że jesteś śmierciożercą, a Lily traktowałem jak siostrę... Próbowałem jej to uświadomić, ale ona paplała, że jesteś szpiegiem i pomyślałem, że miłość ją zaślepiła... Spanikowałem. Rzuciłem na nią Obliviate, wymazałem jej wszystkie myśli o tobie, wszystko, co czuła, wszystkie wspólnie spędzone chwile (wychowywałem się w domu przesiąkniętym czarną magią, więc usuwanie wspomnień nie stanowi dla mnie problemu).

Potem zrobiłem to samo z Tobą. Ale, jak zawsze mówiłeś, jestem cholernym gryfonem - najpierw robię, potem myślę. Kiedy zastanowiłem się nad tym, co uczyniłem, zdałem sobie sprawę, że dziecko będzie wyglądało jak ty... i poprosiłem cię o zrobienie Eliksiru Spadkobiercy, aby Harry wyglądał jak Potter... Ironia, nie uważasz?

Pomyślałem, że to nieważne, czy będziesz pamiętał moją prośbę. To i tak nie był pierwszy eliksir, za którego uwarzenie ci zapłaciłem. Jednak bałem się, że staniesz się zbyt podejrzliwy, jeśli będziesz miał zbyt wiele dziur w pamięci...

Kiedy James wrócił, a Lily nie pamiętała Ciebie, znowu się w nim zakochała, a on był zmuszony do zaprzestania wypraw i ukrycia się. I był taki szczęśliwy, gdy dowiedział się o ciąży.

Przez wszystkie te lata myślałem, że tak było najlepiej. Kiedy widzę, co to dziecko zrobiło dla nich, dochodzę do wniosku, że warto było. Naprawdę wierzę, że James i Lily byliby lepszymi rodzicami niż ty kiedykolwiek. Nie dopuściłem nawet do siebie myśli, że mógłbyś zaopiekować się moim małym chrześniakiem.

Kiedy zostali zabici, a ja trafiłem do Azkabanu, nadal byłem dumny, że właśnie dzięki mnie ostatnie lata życia moich najlepszych przyjaciół były szczęśliwe. Myślałem, że Harrym zajmie się wujostwo.

Byłem w błędzie. Musisz mi zaufać, Snape, ale coś jest tam nie w porządku. Kiedy zwiałem z Azkabanu i pierwszy raz go zobaczyłem, uciekał z domu swojego wuja. I był taki wychudzony, mały i nieśmiały... Jego przyjaciele mówią, że nigdy nic nie otrzymuje na Boże Narodzenie, żadnych listów. Nigdy też nie rozmawia o swojej rodzinie... Wraca tam tylko w wakacje i mam przeczucie, że gdyby mógł, zostałby w szkole.

Tej nocy, kiedy znaleźliśmy Glizdogona, zapytałem Harry’ego, czy chce ze mną zamieszkać, gdy już zostanę oczyszczony z zarzutów. Nie znał mnie dłużej jak pół godziny. Wszystko, co wiedział, to to, że byłem przyjacielem jego rodziców a nie seryjnym mordercą. Od razu się zgodził... Z tak oczywistym pragnieniem opuszczenia domu wuja!

Wtedy po raz pierwszy zwątpiłem w słuszność mojej decyzji. Ale obaj już się nienawidziliście... i nie byłem przekonany, czy nie wróciłbyś do Voldemorta, gdyby się odrodził.

W ubiegłym roku dowiedziałem się, że przez cały ten czas byłeś szpiegiem. I zrozumiałem wszystko, co zrobiłem. Lily naprawdę Cię kochała. Wierzę, że Ty również ją kochałeś. Jeśli pozwoliłbym jej wtedy odejść, być może bylibyście razem szczęśliwi. Może by nie zginęła. Nie stałbyś się pozbawionym serca sukinsynem. A Harry nie musiałby cierpieć z powodu pozbawionego miłości dzieciństwa.

Nadal nie zamierzałem Ci powiedzieć prawdy. Tchórzostwo? Może. Albo rezygnacja. Było za późno, o wiele za późno. I byłem przekonany, że on cię nienawidzi...

Ale wczoraj dowiedziałem się, że tak nie jest. Jak? Powiedział mi. Oczywiście nie wprost. To, co zobaczył w Twojej myślodsiewni naprawdę go zszokowało. Był taki zrozpaczony. Wstydził się, że jego ojciec mógł zrobić coś takiego. Był wstrząśnięty, że wszystko, co opowiadaliśmy mu o Jamesie, było kłamstwem, że byłeś jedynym, który nigdy go nie oszukał. Że jego ojciec był tak arogancki i źle wychowany, jak zawsze o nim mówiłeś.

Nie litował się nad tobą. Nie śmiał się. Współczuł. Z powodu strasznego dzieciństwa spędzonego z tymi głupimi mugolami, a może z powodu tego, kim jest. Wiesz, co mi powiedział? Zapytał „co on sobie myślał?”, a ja odpowiedziałem, że miał piętnaście lat i był idiotą, że każdy był kretynem w tym wieku. Miał w oczach łzy. Łzy wstydu, współczucia dla Ciebie.

To, co powiedział, wziąłem do siebie. Co ja sobie tak właściwie myślałem?! Wybrałem kłamstwo chociaż wiedziałem, że to błąd. Pozwoliłem mu wrócić do tych mugoli, podczas gdy miał wybór.

Postanowiłem wam powiedzieć. To nie było łatwe. Ale teraz wiesz. Harry jest twoim synem i powinien nim być od początku. On ciebie potrzebuje, Snape, potrzebuje kogoś, na kim mógłby polegać, kogo mógłby kochać. Proszę, nie obwiniaj go za moje błędy. Napisałem list wyjaśniający także do niego.

Kocham go jak syna i jeśli umarłem, jesteś jedyną osobą, która mu pozostała. Remus się nim nie zajmie, nie zrobił tego po śmierci Jamesa...

Proszę, Severus. Proszę.

Syriusz Black."

Severus przesiedział dłuższą chwilę wpatrując się w przestrzeń.

Jakaś cząstka jego nie chciała w to uwierzyć. On i romans z Lily Potter? Dziecko?

Jak Potter mógł być dzieckiem kogoś innego niż Jamesa? Pamiętał, kiedy pierwszy raz zobaczył chłopaka, tak bardzo podobnego do swojego ojca. Zastanawiał się potem, czy Black nie poprosił o ten cholerny eliksir, ponieważ przespał się z żoną swojego najlepszego przyjaciela. Myślał, że Black był zdrajcą i mordercą. Ten pomysł go rozśmieszył.

Ale teraz... wszystko było jasne.

To, dlaczego zawsze, gdy przychodził do tamtego okropnego domu, Black chciał go widzieć tylko po to, aby wycofać się po pierwszym małym szyderstwie.

To, dlaczego nie pamiętał twarzy Lily, chociaż spędzili razem w Hogwarcie siedem lat. To, dlaczego zawsze była dla niego Lily, a nie Evans czy Potter...

Kręcąc głową, udał się niezwłocznie do swojego laboratorium. Był tylko jeden sposób, żeby się upewnić. Nie chciał nawet o tym myśleć, dopóki nie będzie pewny. To wszystko mogło być żartem.

Harry nie mógł być jego synem (a swoją drogą to od kiedy nazywa go Harrym?).

Jedna rzecz, niemająca nic wspólnego z pochodzeniem chłopca, nadal go kłopotała. Jego reakcja na wspomnienie z myślodsiewni... Wyznanie Blacka było niepokojące.

Myślał, że chłopiec będzie dumny, widząc upokorzenie znienawidzonego profesora. Widocznie mylił się. Black powiedział coś o łzach w jego oczach. Łzach wstydu i współczucia. Ale Snape nigdy nie widział, żeby chłopiec płakał.

Nawet po Trzecim Zadaniu.

Nawet po śmierci kundla...

Kundel. Jeśli to była prawda, ukradł mu dziecko. Jego dziecko... Nie. Zrezygnował z myślenia o tym dopóki nie będzie miał dowodu. Przyrządzenie eliksiru zajmie godzinę, potem będzie musiał odstać dziewięć. Byłby gotowy jutro rano.

Jednak zanim to nastąpi, potrzebował odpoczynku.

 

 

 

Rozdział 2: Trudno zmienić przyzwyczajenia.

Severus obudził się z poczuciem, że powinien zrobić coś ważnego. Eliksir! Na pewno jest już gotowy!

Wstał w pośpiechu. Nie przebrał się nawet w codzienne szaty, ponieważ byłaby to strata czasu - eliksir powodował kilkugodzinne omdlenie (w zależności od ilości wspomnień, które miał odzyskać).

Nareszcie. Był idealny. Idealny kolor, idealny zapach i bez wątpienia idealnie obrzydliwy smak.

Wziął mały łyk mlekopodobnego eliksiru i odsunął czarkę od ust. Czy chce wiedzieć? Może nie jest za późno. Może Potter nie przeczytał jeszcze listu. Mógłby go ukraść i zapomnieć o wszystkim, co się stało.

Tylko, że nie mógłby zapomnieć. Nie teraz. Musi mieć pewność.

Nie wiedział, który scenariusz by wolał. Sama możliwość posiadania syna wywoływała w nim mieszane uczucia.

Był całkiem szczęśliwy sam w swoich lochach. No dobra, może "szczęśliwy" nie było dokładnie tym słowem, ale co najmniej zadowolony. Lubił ciszę i porządek panujące w jego komnatach. Mógł robić, co chciał i nikt go nie oceniał. Lubił śpiewać pod prysznicem (coś, o czym nikt - a zwłaszcza uczeń - nie powinien wiedzieć). Jadł, kiedy chciał i co chciał... Lubił te wszystkie rzeczy związane z samotnością.

Najbardziej cenił swoją niezależność. Nie musiał się o nikogo martwić ani dbać o uczucia innych. I nie ryzykował, że będzie zraniony przez ukochaną osobę.

Jednak od kiedy zaistniało prawdopodobieństwo bycia ojcem...

Złapał się na myśleniu, jak miło byłoby dzielić z kimś to wszystko. Syn. Z którego mógłby być dumny i o którego mógłby dbać. Którego mógłby nawet kochać. Ktoś, kto liczyłby się z jego zdaniem, cieszył z jego towarzystwa.

Oczywiście, bał się, że to by tak nie wyglądało. W najciemniejszych zakamarkach jego umysłu pojawiła się myśl, że dla Harry’ego nigdy nie będzie ojcem. Jeśli, jeśli, był ojcem chłopaka, to naprawdę samo w sobie nic nie znaczyło, prawda? Harry, znając prawdę, nadal mógł zdecydować, że nie chce mieć nic wspólnego ze Snape'em. A Severus mógł wybrać samotność zamiast opieki nad nastolatkiem.

Ale była jeszcze kwestia wyglądu Harry'ego. Eliksir Spadkobiercy działał tylko dopóki obaj, dziecko i ojczym o niczym nie wiedzieli. Gdyby Harry jakimś cudem odkrył prawdę, przestałby wyglądać jak Potter. A to mogłoby się okazać katastrofalne, jak długo żył Voldemort.

Harry był bohaterem świata czarodziei, jego symbolicznym przywódcą, dużo bardziej potrzebnym, żeby dać nadzieję reszcie. Nie mógł po prostu zniknąć ani stać się synem parszywego śmierciożercy. Harry Potter musiał pozostać.

Ponadto, gdyby ktoś poinformował Voldemorta, że chłopiec, który go pokonał, jest synem Severusa, ten byłby skończony jako szpieg.

Tak czy owak, musiał się dowiedzieć. Wypił eliksir i upadł.

***



Jak zawsze Weasleyowie (i każdy, kto był wystarczająco głupi, by z nimi jechać) prawie spóźnili się na ekspres do Hogwartu. Nawet nie zdążyli usiąść, gdy pociąg opuścił King's Cross. Ron i Hermiona musieli iść do Przedziału Prefektów, podczas gdy Ginny chciała usiąść ze swoimi przyjaciółmi. Harry został sam. Nie, żeby miał coś przeciwko, wręcz przeciwnie - to dawało mu czas na przeczytanie listu. Potrzebował jednak prywatności, a wszystkie przedziały były zajęte. Dopiero na końcu pociągu znalazł wolny. Rzucił swoje rzeczy na bok i usiadł przy oknie. Wziął list, ale go nie otworzył. Nie chciał, ale musiał, prawda? Odwlekał to tak długo, jak mógł, znajdując wiele wymówek, ale teraz nadarzyła się idealna okazja. Był sam i miał nadzieję, że tak zostanie do końca podróży.

Nie wiedział, jak długo tak siedział, patrząc bezmyślnie na swoje imię wypisane na kopercie, kiedy nagle drzwi przedziału się otworzyły. Szybko schował list do kieszeni, a potem zdumiony spojrzał na chłopca stojącego przed nim.

- Malfoy? Co ty tu u diabła robisz?
- Zamknij się! Mogą cię usłyszeć!
- O kim ty właściwie mówisz? – szepnął.
- O Crabbie, Goyle'u, Pansy, Teodorze i o wszystkich moich cholernych współlokatorach. - Mówiąc to Malfoy wyglądał na załamanego. Usiadł przy oknie i schował twarz w dłoniach. Harry właśnie chciał się zapytać, o co chodzi, gdy usłyszał głos Crabbe'a mówiący, aby sprawdzić jego przedział. Niewiele myśląc, Harry otworzył drzwi i wyszedł, zamykając je za sobą.

- Czego szukacie? - Zapytał beznamiętnie.
- Potter. Jesteś sam? Widziałeś Malfoya? - Parkinson odpowiedziała pytaniem.
- Nie. Dlaczego? - patrzył na nich lekceważąco, jakby myślał, że marnują jego czas.
- Chcieliśmy się z nim spotkać... na małą pogawędkę - powiedział Goyle, starając się brzmieć pewnie.
- O czym? - rzucił niedbale Harry, chociaż tak naprawdę zaczynał być coraz bardziej ciekawy.
- O tym, co Czarny Pan sądzi o jego żałosnych przeprosinach za to, co zrobił jego ojciec! A teraz bądź dobrym chłopcem i powiedz nam, gdzie on jest. - Próbował go przestraszyć Goyle.
- Czy wyglądam na kogoś, kto chroniłby Malfoya?

To pytanie przesądziło sprawę. Konflikt między Harrym a Malfoyem był wszystkim dobrze znany. Gardzili sobą od pierwszego dnia szkoły - a zdaniem Harry'ego nawet wcześniej.

- Chyba nie. Jeśli go nie chronisz, to zapewne nie omieszkasz się nas powiadomić, gdybyś go zobaczył, dobrze? Może pozwolimy ci się trochę zabawić... - Zakończyła Pansy.
- Jasne. Cześć.

Wrócił do przedziału i uśmiechnął się, gdy zobaczył zdumione spojrzenie Malfoya. Pewnie myślał, że będę go trzymał, podczas gdy oni będą go bili...

- Czy możesz mi wyjaśnić, dlaczego właśnie uratowałem twój żałosny tyłek? - zapytał, siadając naprzeciw niego.
- Przypuszczam, ze tak. Wiesz, co się stało w czerwcu? Słyszałem, że tam byłeś.
- Tak. - Wtedy mój ojciec chrzestny został zabity, pomyślał z goryczą.
- No więc, mój ojciec kierował napadem, który się nie udał. Nie zrobił tego, o co został poproszony. Ponadto wielu śmierciożerców złapano i wsadzono do więzienia, włącznie z nim samym.
- Przypuszczam, że jego Mistrz nie był zadowolony. - Malfoy wzruszył ramionami, ale potem spoważniał.
- Nie, nie był. I wygląda na to, że uważa pozostawienie mojego ojca w Azkabanie za zbyt lekką karę. Oraz, że wysłanie mu mojej głowy w prezencie urodzinowym będzie bardziej odpowiednie.
- Och.
- Właśnie. Więc prawdopodobnie powinienem ci podziękować za ''ocalenie mojego żałosnego tyłka.''
- Tak, prawdopodobnie powinieneś...
- Powiesz mi, dlaczego to zrobiłeś?
- Hm. A czy ty chciałbyś siedzieć w zakrwawionym przedziale?
- To odpowiedź czy pytanie, Potter?
- Nie mam pojęcia.
-...
-...
- No więc, Potter, co robiłeś tu sam?
- Próbowałem zasnąć.
- Oszust.
- Serio.

Nie podobała mu się myśl, że miałby opowiadać Malfoyowi o gapieniu się w list od zmarłego ojca chrzestnego. W list, którego nie miał odwagi otworzyć.

Na swoje nieszczęście był gorszym kłamcą niż przypuszczał, ponieważ Malfoy odpowiedział z sarkazmem:

- Pewnie, a ja unikam moich byłych przyjaciół, ponieważ zerwaliśmy kwiaty dla Czarnego Pana i pokłóciliśmy się o to, kogo spotka zaszczyt wręczenia mu ich.
- To wszystko wyjaśnia.
- Owszem.
- A tak przy okazji, jakie kwiaty Voldemort lubi najbardziej?
- Gatunek nie ma znaczenia, byleby były różowe.
- Naprawdę?

Uśmiechnęli się w chwili, gdy do przedziału weszli Ron i Hermiona. Zatrzymali się w drzwiach, a ich spojrzenie wędrowało od Dracona do Harry'ego. Wyglądali na zmieszanych. Draco przewrócił oczami i powiedział:
-Bez obaw, żartowaliśmy tylko na temat Czarnego Pana i kwiatów. Może usiądziecie i przyłączycie się do nas?

Ron i Hermiona wahali się przez dłuższą chwilę. Usiąść obok Malfoya? Z pewnością nie było to ich marzeniem. Ale alternatywą było pozostawienie Harry'ego samego ze Ślizgonem, co stanowczo odpadało. A Harry najwyraźniej zamierzał tu zostać. Spoglądając niepewnie na przyjaciela, Ron powoli wszedł i usiadł naprzeciwko, nie patrząc na Malfoya. Obok, blisko drzwi, usiadła Hermiona.

Harry wywrócił oczami, nie zauważając, że zachował się jak Malfoy przed chwilą, i zaczął rozmawiać z przyjaciółmi.

Pod koniec podróży atmosfera nadal była napięta, ale mimo to Ron grał w szachy z Malfoyem. Wcześniej wygrał pięć razy z Harrym i gdy głośno się tym przechwalał, Ślizgon oświadczył, że każdy może pokonać Pottera. Wtedy Harry namówił go na partię z Ronem.

Hermiona czytała podręcznik do zaawansowanych eliksirów, który pożyczyła od Ślizgona. Początkowo Malfoy wyglądał na zdegustowanego myślą, że szlama dotknie jego własność. Potem zerknął na Harry'ego i powiedział, starając się brzmieć obojętnie, że może wziąć jego książkę.

Ogólnie rzecz biorąc, podróż minęła całkiem dobrze. Blondyn bez swoich ochroniarzy był całkiem znośny. Bez nich wyglądał na małego i bezbronnego. Oczywiście, próbował zgrywać twardziela przez cały czas, ale było jasne, że to nieprawda. Ilekroć Hermiona lub Ron starali się z nim nawiązać rozmowę, wyglądał, jakby powstrzymywał się od powiedzenia czegoś niewłaściwego. Po partii szachów z Ronem - której co prawda nie wygrał, ale był blisko - wydawał się nawet lubić rudzielca; gorzej przedstawiała się sprawa z Hermioną.

Nie było to zaskakujące. Od najmłodszych lat wpajano mu nienawiść do ''jej gatunku.'' To, że główny twórca tych poglądów był w więzieniu, nie wystarczyło, żeby kompletnie wymazać to przekonanie.

Ale próbował, tak jak Ron starał się ignorować cichy głosik mówiący, że ten diabelski chłopak sprawiał im przykrość przez ostatnie pięć lat. Podobnie Hermiona, która starała się nie zauważyć zdegustowanego spojrzenia blondyna, gdy czytała jego książkę.

Najdziwniejsze było to, że wszyscy zachowywali się podobnie. Kiedy któreś z nich nie mogło się powstrzymać od powiedzenia czegoś niemiłego (a to zdarzało się dość ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin