Świadectwa.doc

(232 KB) Pobierz

Ja Sam Ci wystarczę

     Kiedy byłam mała, moja rodzina zaczęła przeżywać trudny czas. Były awantury, rękoczyny... Doszło do tego, że bałam się wracać do domu. Za każdym razem moim pierwszym odruchem serca i ucieczką było pójście do najbliższego kościoła. W bocznej nawie jest duży obraz Jezusa Miłosiernego z napisem Jezu, ufam Tobie!, a po jego bokach stoją dwie rozłożyste palmy. Właśnie tam, przed Nim, wylewałam cały swój smutek, żal, lęk, rozdygotanie i zagubienie. Pamiętam, że wtedy Jezus zawsze mnie pocieszał, umacniał, wspierał Swoją Obecnością. Na ten czas był moim Jedynym, niezawodnym Przyjacielem, który mnie nie opuszczał na krok. Moje dziecięce serce zawsze wyczuwało Jego współcierpienie ze mną i wielką nadzieję, którą mi dawał. Mówiłam Mu o wszystkim: co czuję, co przeżywam i wiedziałam, że mogę Mu zaufać. Nie powiedział mi jednak nigdy: To się niedługo skończy, nie uczynił cudu, ale dodawał otuchy, odwagi, siły i jakby mówił: Pomogę ci Swoją Obecnością,]a Sam Ci wystarczę. Na dzisiaj, na teraz, po prostu musisz to znieść.

     Jakim przerażeniem było dla mnie, kiedy pewnego razu po kolejnej awanturze w domu, pobiegłam do Jezusa Miłosiernego, a kościół był zamknięty... Pomyślałam: O Boże! Dlaczego? I co teraz?! Zostałam sama. Nie mogę się do Ciebie dostać, Jezu! Co ja teraz zrobię? Gdzie pójdę?... I poszłam spacerkiem przed siebie, a On mówił do mojego serca (choć przyznam, że marzyłam wtedy, żeby pomógł mi ktoś z ludzi, żeby zatrzymała mnie milicja...). Pamiętam pierwsze słowa, które usłyszałam w moim sercu: Czeka cię duży krzyż, ale proszę, nie odchodź ode mnie. Wytrwaj.

     Ja jednak odeszłam. Po paru latach stwierdziłam, że Bóg chyba nie interesuje się już moim losem. Było mi coraz trudniej i miałam wrażenie, że kielich przelewa się... Odeszłam z własnego wyboru. Zaczęły się papierosy, alkohol, myśli o samounicestwieniu - to teraz było moją ucieczką... I tak aż do momentu mojego nawrócenia - jakieś 8 lat temu - kiedy ponownie wróciłam do Kościoła, sakramentów i modlitwy. Zawdzięczam to mojemu koledze, który niemalże siłą zaprowadził mnie na modlitewne spotkanie Odnowy w Duchu Świętym. W tym czasie przeżywałam kryzys, byłam po próbie samobójstwa, ale też było mi "dobrze" w tym, w czym trwałam. Nie umiałam wrócić sama.

     Dziś moje życie, jak to życie - nie jest proste, ale jednocześnie przebogate w Miłość... Moje nawrócenie i trwanie w łasce zawdzięczam Miłości. Miłość się o mnie upomniała i daje mi kolejną szansę. Po każdym upadku taką szansą jest Sakrament Pokuty i Pojednania...

     Dziękuję Ci Jezu za Twoją Miłość do każdego z nas, wieczną, niezmienną i wierną, za Twoją Matkę - Maryję i za nowe święto ustanowione dla nas: Święto Bożego Miłosierdzia. Dziękuję za św. Faustynę Kowalską. Dziękuję Ci za to, czego dokonałeś w moim życiu, pomimo grzechu i za to, że mnie kochasz. Św. Faustyno - módl się za nami!
 

Sylwia
 

Bóg dobry aż tak? O Bożym miłosierdziu myśli kilka

Bóg dobry aż tak? O Bożym miłosierdziu myśli kilka

Ks. Piotr Pawlukiewicz

Napisałem tę książkę dla grzeszników, a więc do wszystkich nas. Dla tych, którzy ocierają się o rozpacz, którzy myślą z trwogą: "Nic już ze mnie nie będzie, Bóg mi już nie wybaczy". A przecież jest droga wyjścia!

Ostatnia deska ratunku

     Urodziłam się w rodzinie katolickiej i zostałam ochrzczona, ale w naszym domu wiara ograniczała się do tradycyjnego opłatka na Boże Narodzenie i święcenia jajek na Wielkanoc.

     Z powodu choroby mamy, w wieku 8 lat zostałam oddana na wychowanie do babci. Babcia była kobieta pracowitą i uczynną, ale na skutek jakiegoś urazu z lat młodości zrażoną do Kościoła. Nie uczęszczała więc na Mszę św. (bo to strata czasu) i nie wpuszczała kapłana, kiedy chodził po kolędzie. Moje wykształcenie religijne skończyło się wraz z przyjęciem pierwszej Komunii św. Od tamtej pory sama uczestniczyłam we Mszy św. i chodziłam do kościoła na tyle regularnie, na ile - jako małemu dziecku - starczało mi determinacji do nieustannych tłumaczeń, że nie wiem dlaczego, ale czuję pragnienie spotykania się z Bogiem. Podejrzewam, że całkowicie ogołocona z miłości rodzicielskiej już wtedy szukałam w Bogu ukojenia. Jaka szkoda, że nie stanął wówczas na mojej drodze nikt, kto by mnie poprowadził do Chrystusa! Ale niezbadane są wyroki Boga!

     Moje życie bez Boga potoczyło się tragicznie. Nieustanne nieporozumienia w rodzinie, w końcu odejście z domu, ślub z człowiekiem niezrównoważonym psychicznie, po drodze kilka poronień, w końcu rozwód. Byłam zrozpaczona, z dnia na dzień czułam coraz większą pustkę w sobie i wokół mnie, której nie umiałam niczym zapełnić. To, co było głównymi wartościami cenionymi w moim środowisku: pieniądze, dobra praca, samochód, wcale nie podnosiło mnie na duchu. Nie umiałam tym się cieszyć. Nawet nowy partner i kolejny ślub cywilny me wzbudzały we mnie radości. Gdzieś głęboko w sercu tęskniłam za czystym sercem, jakie miałam w młodości, za prawdziwą miłością i prawdziwym domem. Uważałam, że to, co mam, to są jakieś mierne substytuty prawdy, ale nie wiedziałam, gdzie tkwi błąd. Mój stan depresyjny pogłębił się znacznie po kolejnym poronieniu. Wpadłam w totalną rozpacz, miewałam obsesyjne myśli samobójcze. W takim stanie mój teść zaproponował pielgrzymkę do Lichenia. Potem była Częstochowa, Święta Lipka, Powsin... Modliłam się do Matki Bożej o pomoc, tak jak nauczył mnie teść.

     Wkrótce na jednej z pielgrzymek ktoś wręczył mi obrazek Jezusa Miłosiernego i polecił odmawiać codziennie o godzinie 1500 koronkę do Bożego Miłosierdzia. Uczepiłam się tej koronki jak ostatniej deski ratunku: odmawiałam ją w samochodzie, na ulicy, w pracy. Pewnego dnia odmawiając jak zwykle tę modlitwę, tym razem przed obrazem Jezusa Miłosiernego w domu, odczułam niezwykłe ciepło w całym ciele i wielką miłość wlewającą się strumieniami do mojego serca. Po raz pierwszy poczułam, że Bóg mnie kocha i jest przy mnie. Nie mogłam się powstrzymać od łez. Kiedy wstałam z kolan byłam już zupełnie inną osobą. Zrozumiałam, że Bóg pragnie mojej przemiany, z całą ostrością pojęłam, że żyję w grzechu, ale nie bardzo wiedziałam, co to znaczy. Postanowiłam po wielu latach pójść do spowiedzi. Bałam się, ale przełamałam lęk. Spowiednik nie mógł mi udzielić rozgrzeszenia, bo żyłam w związku niesakramentalnym, ale nie zraziło mnie to wcale. Po powrocie do domu powiedziałam "mężowi", że pragnę, abyśmy żyli w czystości, by móc przystępować do sakramentów. Po namyśle wyraził zgodę. Było to bardzo trudne, bo mieliśmy niewiele ponad trzydzieści lat, ale postanowiliśmy wypłynąć za Jezusem na głębię. Niedługo potem znaleźliśmy się na rekolekcjach u ojców werbistów, gdzie odbyliśmy spowiedź z całego życia i po długim okresie przerwy przystąpiliśmy do Komunii św. Mówiono nam, że to nie jest roztropne, że powinniśmy się rozstać albo żyć po staremu, ale dla nas nie było już to możliwe. Jezus działał w naszych sercach powoli, ale skutecznie. Na rekolekcjach dowiedzieliśmy się, że jeżeli nasi małżonkowie sakramentalni byli chorzy psychicznie przed ślubem, możemy ubiegać się w Kurii Metropolitalnej o uznanie ślubu kościelnego za nieważny. Złożyliśmy dokumenty i czekaliśmy.

     Mówiąc szczerze, odkąd rozpoczęliśmy życie w czystości wszystko w naszej rodzinie zaczęło się zmieniać. Chociaż krewni i znajomi mówili mi, że jestem głupia, że mąż mnie opuści, że znajdzie sobie inną kobietę, że jesteśmy jeszcze młodzi, ja wolałam być z Panem Jezusem sama, niż z mężczyzną bez Niego. Zresztą mój partner był bardzo wyrozumiały i wcale nie myślał mnie opuszczać. Nasza miłość, dzięki czystości i życiu sakramentalnemu zakwitła na nowo. Pan Jezus uczył nas doceniać w życiu codziennym życzliwość, ciepło, czułość, dobroć. Nasze uczucie stało się o wiele głębsze. Po dwóch latach wstąpiliśmy, najpierw ja a potem mąż, do wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym, obraliśmy Jezusa za Pana naszej rodziny w Lednicy i na ewangelizacyjnym kursie Filipa. Każdy nowy rok witaliśmy nie na zabawie sylwestrowej, ale podczas Mszy św. u stóp Matki Bożej na Jasnej Górze. Codziennie odmawialiśmy koronkę do Miłosierdzia Bożego, prosząc Pana Jezusa, abyśmy mogli zawrzeć sakramentalny związek małżeński. Wielkie dzieła czynił Pan w naszym życiu i wiedzieliśmy już wtedy, że jeżeli nie będzie możliwy sakrament małżeństwa, zostaniemy wierni Jezusowi i będziemy żyć w czystości do końca. Życie w białym małżeństwie po czasie trudności i zaparcia się siebie stało się dla nas wielkim darem i radością. Zrozumieliśmy, jak wielkim grzechem jest nieczystość i całym swoim życiem zapragnęliśmy wynagrodzić Bogu naszą niewierność. Po prawie czterech latach życia w czystości otrzymaliśmy stwierdzenie nieważności małżeństwa. 25 grudnia 2000 r., w dwutysięczną rocznicę narodzin Jezusa, o godzinie 1500, w godzinie Miłosierdzia zawarliśmy sakramentalny związek małżeński. Po złożeniu przyrzeczeń, podczas Mszy św. ofiarowaliśmy nasze małżeństwo i rodzinę Miłosiernemu Sercu Jezusa przez Niepokalane Serce Maryi.

     Chwała Ci Panie! Wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmogący, Jego imię jest święte!

     Pragnę w tym miejscu zapewnić wszystkich tych, którzy żyją w związkach niesakramentalnych, że oni też mogą podjąć życie w czystości i z ufnością oddać się Panu Jezusowi Miłosiernemu, a On ich poprowadzi. Dzisiejszy świat wmawia nam na każdym kroku, że nie można żyć bez seksu, podczas gdy prawda jest taka, że seks nie może rządzić nami. Miłość to nie jest seks. Współżycie małżonków może być pięknym dopełnieniem miłości, ale tylko dopełnieniem. Poza tym jacy z nas małżonkowie, jeżeli Jezus nie połączył nas w sakramencie małżeństwa? Jesteśmy tylko parą grzeszników współżyjących ze sobą bez ślubu, nawet jeżeli świat nazywa dokument podpisany w USC ślubem. Wilka też można nazwać owcą, ale czy to sprawi, że nią się stanie? Nie dajmy się czarować sloganom bez pokrycia. Jedynie Jezus może być gwarantem prawdziwej miłości i prawdziwej rodziny. Oddajmy się Jemu, a On przemieni nasze życie. Ufajmy Jezusowi nawet wbrew nadziei, niech On będzie naszą Nadzieją. Jezu, ufam Tobie! Ufam, ze ogarniesz swoim miłosierdziem wszystkie rodziny niesakramentalne, które po przeczytaniu tego świadectwa zapragną stanąć w prawdzie i zerwać ze swoim dotychczasowym życiem, aby pójść za Tobą. Otocz ich Swoją Ojcowską miłością i daj im poznać, że choćby grzechy ich byty jak szkarłat, niczym śnieg wybieleją, kiedy zbliżają się do zdroju miłosierdzia Twego.
 

Beata
 

Uzdrowienie wewnętrzne w sakramencie pokuty

Uzdrowienie wewnętrzne w sakramencie pokuty

Franciszek Jadamus SDS

Autor stara się przybliżyć czytelnikowi Sakrament Pokuty jako żywe spotkanie z miłosiernym Bogiem, który zdolny jest uwolnić nas z każdej ludzkiej biedy i choroby duszy.

Trzymam się dzięki Jezusowi

     Świadectwo to dedykuję Jezusowi Miłosiernemu, który mnie uzdrowił. Obiecałem Mu to, gdy byłem zatopiony w bagnie nieczystości.

     Wszystko zaczęło się w podstawówce od czasopisma "Bravo", które nadal próbuje odebrać młodym ludziom ich czystość i niewinność. Tej gazecie nie chodzi o muzykę, ale o to, by młody człowiek sięgnął po pornografię. Tu kieruję apel do rodziców: nigdy nie kupujcie i nie pozwalajcie czytać swoim dzieciom takich gazet. Wy także jesteście odpowiedzialni za czystość serc waszych dzieci.

     Później przyszła ciekawość. Tego, co powinni przekazać mi rodzice, dowiadywałem od kolegów. W domu był to temat zakazany. To, czego się nasłuchałem było już znacznie zniekształconą prawdą. Słowo "miłość" zastąpiono słowem "sex". Wmówiono mi, że masturbacja jest tak samo normalną czynnością, jak oddychanie, że takie samozaspokajanie zniknie, gdy zacznę "używać dziewczyny".

     Rozpoczął się mój koszmar. Szatan nie marnował czasu - do zniewalania mnie wykorzystywał różne środki i osoby. "Bravo" to było już za mało, sięgnąłem więc po czasopisma pornograficzne. Teraz, gdy to wspominam, dziwię się jak można było 14-letniemu chłopcu sprzedawać takie świństwa?! Kolejnym krokiem były filmy pornograficzne. Jak je zdobywałem? Nie musiałem daleko szukać, były zaledwie kilka metrów od mojego pokoju, w sypialni rodziców...

     Wraz z grzechem nieczystości zacząłem popełniać inne - jeden grzech pociągał kolejny. Stałem się "niedzielnym katolikiem". Msza była wówczas dla mnie nudnym spektaklem, w którym wypadało raz w tygodniu wziąć udział.

     Pewnego dnia Bóg postawił przede mną młodych ludzi ze wspólnoty Ruch "Światło-Życie". Tam poznałem moich obecnych przyjaciół. Oni pokazali mi, że można w inny sposób spędzać czas, że można się radować bez używek i pornografii. To właśnie na Oazie zacząłem poznawać Boga. Właściwie dopiero wtedy tak naprawdę spotkałem Boga - Boga, który jest moim przyjacielem, który zna mnie i kocha, pomimo moich grzechów. Poznałem Boga radosnego, który zawsze się mną interesuje i zawsze jest gotów się ze mną spotkać. Doświadczenia oazowe sprawiły, że powróciłem do Pana. Przeżyłem pierwszą szczerą spowiedź. Zacząłem czytać czasopisma katolickie. Któregoś niedzielnego ranka kolega zaproponował mi "Miłujcie się!". Całe przedpołudnie spędziłem na czytaniu. Teksty i świadectwa młodych osób wywarły na mnie ogromne wrażenie. Wtedy jeszcze bardziej dotarło do mnie, że masturbacja jest grzechem. Postanowiłem więc w Wielkim Poście walczyć o swoją czystość. Jednak to nie był koniec moich problemów. Udało mi się wytrwać miesiąc... Potem jeszcze bardziej zatopiłem się w pornografii. Wygodniej było kierować się kłamstwem wyczytanym kiedyś w "Bravo". Nie musiałem się wysilać, pracować nad sobą...

     W wakacje pojechałem na rekolekcje Oazy Nowego Życia. Tam zaczęło się moje wyzwalanie. Przyjąłem Pana Jezusa, jako jedynego mojego Pana i Zbawiciela. Może nie całkiem byłem świadomy tego, co robię, ale to był ten pierwszy krok na drodze powrotu do Ojca. Później przystąpiłem do spowiedzi... Nigdy tego nie zapomnę. Odczułem ogromną miłość, którą On mnie darzy. Napełniony łaską wróciłem z moich najwspanialszych wakacji do domu.

     Nadszedł kolejny rok szkolny, a z nim moje codzienne sprawy. Moja walka o czystość trwała. Upadałem i powstawałem. Dopiero w lutym zorientowałem się, że coś tu jest nie tak. Odkryłem, że to była moja walka - a w jaki sposób ja sam mogę siebie wyzwolić? Uświadomiłem sobie, że tylko Jezus, którego przecież przyjąłem jako Pana i Zbawiciela, może mnie uzdrowić. Sam nigdy nie pokonam mojego grzechu. Ukląkłem przed wizerunkiem Jezusa i powiedziałem: Panie Jezu, bez Ciebie nic uczynić nie mogę. Jestem zatopiony w grzechu, bez Twojej pomocy nie zwyciężę. Z całego serca proszę Cię, wyzwól mnie, oczyść moje serce! Oddaję Ci siebie i obiecuję, że napiszę świadectwo o tym, jak mnie uzdrowiłeś. I odmówiłem modlitwę, która znajduje się na przedostatniej stronie "Miłujcie się!". Nazajutrz odczułem, jak szatanowi bardzo zależy na mnie, jak atakuje mój umysł i moją wyobraźnię. Bombardował mnie wspomnieniami, przed oczyma ukazywały mi się zdjęcia i filmy pornograficzne, którymi przez tyle lat się karmiłem. Upadłem... Poczułem się podle. Poszedłem do kościoła, ukląkłem, wyznałem grzechy, a Pan znów mnie przyjął. Nakarmił mnie Swoim Ciałem i dał siły do walki. Następnego dnia sytuacja się powtórzyła, ja znów przystąpiłem do spowiedzi i przyjąłem Komunię św. Odmówiłem również modlitwę o wyzwolenie z nałogu. Od tej chwili zacząłem nosić przy sobie tę modlitwę, a także zapisywać dni przeżyte w czystości.

     Kolejny raz upadłem siedem tygodni później. Od tego czasu minęło już półtora roku. Tylko dzięki Jezusowi trzymam się!
 

Łukasz

Szukałam pracy

     Pochodzę z niewielkiej miejscowości niedaleko Łodzi. Po skończeniu liceum postanowiłam studiować we Wrocławiu. Nim się obejrzałam, byłam już na V roku. Czerwiec 2001 r, obrona pracy magisterskiej, krótka chwila radości, że się ma wreszcie tego magistra w kieszeni... i pytanie - co dalej?

     Wiedziałam, że z pracą jest ciężko, szczególnie, gdy nie ma się żadnego doświadczenia. Myślałam jednak, że może mnie się uda, że nie będzie tak źle, jak mówią. Niestety, myliłam się. Całe wakacje spędziłam na poszukiwaniu pracy - bez skutku. Modliłam się codziennie, jednak powoli zaczynałam tracić już nadzieję. We wrześniu wzięłam jeszcze udział w seminarium organizowanym przez Biuro Karier dla absolwentów wyższych uczelni, żeby podnieść choć trochę swoje kwalifikacje. Ostatecznie jednak zdecydowałam się wrócić do domu, aby tam odbyć staż absolwencki organizowany za pośrednictwem urzędu pracy. Nie miałam zresztą innego wyjścia, ponieważ kończyły mi się pieniądze i wynajem mieszkania.

     Nie chciałam wyjeżdżać z Wrocławia. Bałam się, że jeśli raz wyjadę, to już nie uda mi się tu powrócić. Teraz, patrząc na to z perspektywy czasu, myślę, że Pan Bóg chciał mnie nauczyć pokory i cierpliwości, a przede wszystkim zaufania. Pokazał mi, że dla Niego nie ma nic niemożliwego, tylko trzeba wierzyć i pozwolić Mu działać.

     Po ukończeniu stażu postanowiłam, że jeszcze raz spróbuję poszukać pracy w mieście moich studiów. Mama sprzeciwiła się temu, mówiąc, że na próżno będę marnować czas i pieniądze. Byłam jednak zdecydowana. Miałam jakąś cichą nadzieję, że może tym razem mi się uda. Z niewielkimi oszczędnościami przyjechałam w środku zimy do Wrocławia. Szczęśliwie miałam już gdzie zamieszkać.

     I znów zaczęło się roznoszenie i wysyłanie kolejnych dokumentów, wciąż bez skutku. Mimo tego, byłam jednak spokojna, wciąż modliłam się do Jezusa Miłosiernego i nie traciłam wiary. Rodzice prosili, żebym wróciła; podobno w naszych rodzinnych stronach szykował się etat.

     Trochę już zrezygnowana usiadłam przed komputerem, spojrzałam jeszcze na obraz Jezusa Miłosiernego, myśląc sobie, że skoro taka jest wola Boga... - i napisałam jeszcze jedno, ostatnie podanie. W tej samej chwili zadzwonił telefon; w słuchawce usłyszałam głos mojej koleżanki (poznanej na owym wrześniowym seminarium) - Cześć Agnieszka! Czy ty nadal szukasz pracy? Odpowiedziałam, że tak. Ona mi na to, że jest pewna oferta pracy za nieduże pieniądze, ale firma jest pewna. Zostawiła mi numer telefonu. Szybko tam zadzwoniłam.

     Obiecałam Jezusowi, że jeśli dostanę tę pracę, napiszę o tym świadectwo. I Pan Bóg mnie wysłuchał - oto ono. Tydzień później zaczęłam swoją pierwszą pracę! Bogu niech będą dzięki!
 

Wdzięczna za okazaną łaskę
Agnieszka
 

Rachunek sumienia dla młodzieży

Rachunek sumienia dla młodzieży

Ks. Zbigniew Paweł Maciejewski

Skąd można się dowiedzieć, co jest grzechem, a co nie, skoro Dekalog wydaje się spisany dla starożytnych ludów? "Rachunek sumienia dla młodzieży" pomoże rozwiać te wątpliwości..

Szukałam pracy

     Pochodzę z niewielkiej miejscowości niedaleko Łodzi. Po skończeniu liceum postanowiłam studiować we Wrocławiu. Nim się obejrzałam, byłam już na V roku. Czerwiec 2001 r, obrona pracy magisterskiej, krótka chwila radości, że się ma wreszcie tego magistra w kieszeni... i pytanie - co dalej?

     Wiedziałam, że z pracą jest ciężko, szczególnie, gdy nie ma się żadnego doświadczenia. Myślałam jednak, że może mnie się uda, że nie będzie tak źle, jak mówią. Niestety, myliłam się. Całe wakacje spędziłam na poszukiwaniu pracy - bez skutku. Modliłam się codziennie, jednak powoli zaczynałam tracić już nadzieję. We wrześniu wzięłam jeszcze udział w seminarium organizowanym przez Biuro Karier dla absolwentów wyższych uczelni, żeby podnieść choć trochę swoje kwalifikacje. Ostatecznie jednak zdecydowałam się wrócić do domu, aby tam odbyć staż absolwencki organizowany za pośrednictwem urzędu pracy. Nie miałam zresztą innego wyjścia, ponieważ kończyły mi się pieniądze i wynajem mieszkania.

     Nie chciałam wyjeżdżać z Wrocławia. Bałam się, że jeśli raz wyjadę, to już nie uda mi się tu powrócić. Teraz, patrząc na to z perspektywy czasu, myślę, że Pan Bóg chciał mnie nauczyć pokory i cierpliwości, a przede wszystkim zaufania. Pokazał mi, że dla Niego nie ma nic niemożliwego, tylko trzeba wierzyć i pozwolić Mu działać.

     Po ukończeniu stażu postanowiłam, że jeszcze raz spróbuję poszukać pracy w mieście moich studiów. Mama sprzeciwiła się temu, mówiąc, że na próżno będę marnować czas i pieniądze. Byłam jednak zdecydowana. Miałam jakąś cichą nadzieję, że może tym razem mi się uda. Z niewielkimi oszczędnościami przyjechałam w środku zimy do Wrocławia. Szczęśliwie miałam już gdzie zamieszkać.

     I znów zaczęło się roznoszenie i wysyłanie kolejnych dokumentów, wciąż bez skutku. Mimo tego, byłam jednak spokojna, wciąż modliłam się do Jezusa Miłosiernego i nie traciłam wiary. Rodzice prosili, żebym wróciła; podobno w naszych rodzinnych stronach szykował się etat.

     Trochę już zrezygnowana usiadłam przed komputerem, spojrzałam jeszcze na obraz Jezusa Miłosiernego, myśląc sobie, że skoro taka jest wola Boga... - i napisałam jeszcze jedno, ostatnie podanie. W tej samej chwili zadzwonił telefon; w słuchawce usłyszałam głos mojej koleżanki (poznanej na owym wrześniowym seminarium) - Cześć Agnieszka! Czy ty nadal szukasz pracy? Odpowiedziałam, że tak. Ona mi na to, że jest pewna oferta pracy za nieduże pieniądze, ale firma jest pewna. Zostawiła mi numer telefonu. Szybko tam zadzwoniłam.

     Obiecałam Jezusowi, że jeśli dostanę tę pracę, napiszę o tym świadectwo. I Pan Bóg mnie wysłuchał - oto ono. Tydzień później zaczęłam swoją pierwszą pracę! Bogu niech będą dzięki!
 

Wdzięczna za okazaną łaskę
Agnieszka
 

Rachunek sumienia dla młodzieży

Rachunek sumienia dla młodzieży

Ks. Zbigniew Paweł Maciejewski

Skąd można się dowiedzieć, co jest grzechem, a co nie, skoro Dekalog wydaje się spisany dla starożytnych ludów? "Rachunek sumienia dla młodzieży" pomoże rozwiać te wątpliwości..

Nieustannie okazuje Swą, łaskę i Miłosierdzie

     Mieszkamy w Tacomie na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, Zimą 1989 roku nasz 29-letni syn Don, wybrał się z przyjaciółmi na narty do Narodowego Parku Olimpijskiego. Podczas pobytu tam, któregoś dnia nagle zasłabł i upadł. Stan jego był na tyle poważny, że przyjaciele zmuszeni byli natychmiast na rękach wynieść go z Parku. Oczywiście zaraz zawieziono go do lekarza. Po kilkudniowych badaniach diagnoza doktora Lee, onkologa, była przerażająca: rak - ziarnica złośliwa, ostatnie stadium. Donowi dawano nie więcej, niż dwa tygodnie żyda. Wkrótce przekazano mego syna do szpitala w Seattle, w stanie Washington. Początkowo Don pełen ufności i wiary, że stanie się cud i zostanie uzdrowiony, odmówił poddania się leczeniu. W końcu jednak za namową lekarza, rodziny i znajomych, zgodził się na usunięcie śledziony.

     Tymczasem dosłownie na dwa dni przed odwiezieniem go na zabieg, nasz drugi syn, 27-letn...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin