Przyzwoitka - Heyer Georgette.doc

(1038 KB) Pobierz

Georgette Heyer PRZYZWOITKA

1

Elegancki powóz wiozący pannę Wychwood z miejsca jej urodzenia, na granicy Somerset i Wiltshire, do jej domu w Bath, toczył się zachowując przyzwoite tempo. Dyktował je stangret, podstarzały autokrata, który uważał, że skoro zna ją od urodzenia, to znaczy od prawie trzydziestu lat, to może wozić ją z szybkością, którą uważa za odpowiednią, a gdy zniecierpliwiona wołała „prędzej!”, zwracał się ku niej uchem, na które nie dosłyszał. Nawet jeżeli ona nie zdawała sobie sprawy z tego, co uchodzi pannie Wychwood z Twynham Park, on wiedział to doskonale, i chociaż wciąż była panną - prawdę powiedziawszy starą panną, jakkolwiek on nigdy by jej tak nie nazwał, i nieoględnemu chłopcu stajennemu, który się na to odważył, przyłożył w ucho, po czym wyrzucił go z roboty - wiedział, że nieżyjący pan życzyłby sobie, by jego córka była wożona po okolicy w taki właśnie sposób. Wiedział również, co czułby sir Thomas, gdyby usłyszał, że panna Wychwood w kilka miesięcy po jego śmierci osiedliła się w Bath, mając za całe towarzystwo jedynie tę starą kościstą jędzę. Ta panna Farlow, to żałosne chuchro, bardziej przypominała wychudzonego królika niźli kobietę, a do tego była skończoną paplą. Nie mógł zrozumieć, jak panna Wychwood może znieść jej bezustanne trajkotanie, bo ona sama nie była ani trochę gadatliwa, co to to nie!

Wzmiankowana dama siedziała w powozie obok panny Wych­wood rozpraszając nudę podróży potokiem wymowy. Była to kobieta w nieokreślonym wieku, ale nazwanie jej starą jędzą było przesadą, bo choć rzeczywiście odznaczała się chudością, porównywanie jej do kościstego królika wydaje się niesprawiedliwe. Była daleką krewną panny Wychwood, którą niezapobiegliwy i rozrzutny rodziciel pozostawił w trudnej sytuacji finansowej. Kiedy sir Geoffrey Wychwood złożył jej wizytę, pojęła, że zawdzięcza ten bezpreceden­sowy zaszczyt jego nagłemu pragnieniu, by uczynić z niej przyzwoitkę swojej siostry, toteż w jego pozbawionej romantyzmu, otyłej postaci dopatrzyła się zesłanego przez opatrzność Paladyna, który przybył, aby wybawić ją od brudnej nory, nędznego pożywienia i nieustannego strachu przed popadnięciem w długi. Nie zdawała sobie sprawy, że jej przyszła podopieczna zaciekle broniła się przed nią oraz przed każdą inną narzucaną jej istotą płci żeńskiej; lecz gdy już przybyła do Twynham Park, z ręką kurczowo zaciśniętą na staromod­nej torebce, i rozpaczliwie pragnąc się spodobać utkwiła w twarzy kuzynki przerażone, błagalne spojrzenie, serce panny Wychwood spłatało jej figla i dołożyła wszelkich starań, by dobrze przyjąć to nieszczęsne drobne stworzenie. Lady Wychwood, nie wyobrażając sobie małej i słabej panny Fanów jako towarzyszki, a tym bardziej przyzwoitki, dla pełnej temperamentu panny Wychwood, przy najbliższej okazji błagała szwagierkę, by nie przyjmowała panny Farlow bez najgłębszego namysłu.

- Jestem przekonana, że uznasz ją za nieprawdopodobnie nudną! - powiedziała z przejęciem.

- Tak, to bardzo prawdopodobne, ale ja uznałabym za nie­słychanie nudną każdą przyzwoitkę - odparła Annis. - Więc skoro już muszę mieć przyzwoitkę - choć nie uważam, bym jej po­trzebowała w moim wieku! - wolę ją niż jakąkolwiek inną. Przynajmniej nie będzie się wtrącała do prowadzenia domu ani próbowała narzucać mi swojej woli! A poza tym współczuję jej! - Roześmiała się nagle widząc pełne wątpliwości spojrzenie bladoniebieskich oczu lady Wychwood. - Ach, obawiasz się, że nie będzie mnie mogła upilnować! Masz całkowitą rację: nie będzie! Ale to się nikomu nie uda, i ty o tym wiesz.

- Ależ, Annis, Geoffrey powiada...

- Dobrze wiem, co mówi Geoffrey - przerwała jej Annis. - Od dwudziestu lat zawsze wiem, co powie, i uważam go za wiele nudniejszego niż ta nieszczęsna Maria Farlow. Nie, nie, nie udawaj, że jesteś wstrząśnięta! Śmiem twierdzić, że z wszystkich ludzi właśnie ty wiesz najlepiej, że ja i on nie możemy dojść do porozumienia. Przyznałam mu rację tylko jeden jedyny raz, gdy mnie przekonywał, że na pewno pokocham jego żonę!

- Och, Annis! - zaprotestowała lady Wychwood oblewając się rumieńcem i odwracając głowę. - Nie powinnaś mówić takich rzeczy! A zresztą i tak nie mogę w to uwierzyć, skoro nie chcesz żyć ze mną pod jednym dachem!

- To nieprawda! - stwierdziła Annis. Jej oczy śmiały się. - Mogłabym mieszkać z tobą szczęśliwie do końca moich dni, i doskonale o tym wiesz! Natomiast nie mogę i nie będę mieszkać z moim idealnym, sztywnym i zasadniczym bratem. Czy to coś nienaturalnego?

- To takie smutne. - Lady Wychwood zatkała.

- Och, nie, dlaczego? Miałabyś powód, by tak twierdzić, gdybym tu pozostała. Sama musisz przyznać, że gdy nie będę prowokować Geoffreya dziesięć razy dziennie, życie stanie się o wiele spokoj­niejsze!

Lady Wychwood nie zaprzeczyła, westchnęła tylko i rzekła:

- Ale ty, kochanie, jesteś o wiele za młoda, by zakładać swoje własne gospodarstwo! Pod tym względem całkowicie zgadzam się z Geoffreyem!

- Ty zawsze się z nim zgadzasz, Amabel, naprawdę jesteś dla niego idealną żoną! - odparła Annis z przekonaniem.

- Ależ nie, chociaż usiłuję. A co się tyczy tego, że się z nim zgadzam, dżentelmeni są znacznie mądrzejsi od nas i o wiele bardziej zdolni do osądzania spraw... spraw życiowych - nie sądzisz?

- Z całą pewnością, nie!

- Geoffrey na pewno ma rację, gdy twierdzi, że będzie to dziwnie wyglądało, jeśli zamieszkasz w Bath sama.

- Cóż, nie będę tam całkiem sama, lecz z Marią Farlow.

- Annis, nie mogę przekonać samej siebie, że ona jest od­powiednią osobą!

- Nie, ale piękno całej sprawy polega na tym, że wybrawszy i narzuciwszy mi ją, Geoffrey nigdy się nie dowie, że popełnił błąd. Polegając na swoim wyborze, wkrótce zacznie dostrzegać w niej wszelkie cnoty i opowiadać ci, że jej łagodność doskonale na mnie wpływa.

Lady Wychwood roześmiała się, ponieważ sir Geoffrey już zdążył jej coś takiego powiedzieć; po chwili dodała potrząsając głową:

- Bardzo łatwo obracać wszystko w żarty, ale Geoffreyowi nie wyda się śmieszne - i mnie także! - gdy ludzie zaczną myśleć, że wyprowadziłaś się z domu, bo byliśmy dla ciebie niedobrzy!

- Moja droga, nie pomyślą sobie nic podobnego, kiedy się przekonają, że jesteśmy w bardzo przyjaznych stosunkach. Mam nadzieję, że nie masz zamiaru zrywać ze mną znajomości. Spodzie­wam się często przyjmować was w Camden Place i uczciwie cię ostrzegam, że zawsze będę uważać Twynham za mój drugi dom i zjeżdżać tu bez żadnych ceremonii na długie wizyty. Jeszcze pożałujesz, że nie wyjechałam gdzie pieprz rośnie! - Zauważywszy melancholijne spojrzenie lady Wychwood, przysiadła obok niej i ujęła jej dłoń. - Spróbuj mnie zrozumieć, Amabel! Zakładam swój własny dom nie tylko z powodu Geoffreya i tego, że nie możemy razem wytrzymać. Ja chcę... chcę żyć własnym życiem!

- Och, ja to rozumiem! - odparła lady Wychwood z nagłą sympatią. - W chwili, gdy ujrzałam cię po raz pierwszy, poczułam, że to okropne, aby taka śliczna dziewczyna jak ty marnowała sobie życie! Gdybyś tylko zechciała przyjąć propozycję lorda Beckenhama albo pana Kilbride’a - nie, może jednak nie jego! Geoffrey mówi, że to taki „to-tu, to-tam”, a w dodatku hazardzista, i przypuszczam, że nie nadawałby się dla ciebie, choć muszę przyznać, że jest niesłychanie czarujący! Cóż, skoro nie lubisz Beckenhama... ale co ci nie odpowiada w młodym Gaydonie? Albo...

- Stop, stop! - błagała roześmiana Annis. - Nic nie mam przeciwko nim, ale nie czuję także najmniejszej chęci, by któregoś z nich poślubić. I, prawdę powiedziawszy, w ogóle nie mam ochoty wychodzić za mąż.

- Ależ, Annis, każda kobieta pragnie wyjść za mąż! - zawołała wstrząśnięta panna Wychwood.

- I to właśnie jest odpowiedź na pytanie, co ludzie sobie pomyślą, kiedy stwierdzą, że mieszkam w moim domu, zamiast pozostać w Twynham! - wykrzyknęła Annis. - Uznają mnie za ekscentryczkę! Zakładam się o dziesięć do jednego, że stanę się jednym z dziwowisk z Bath, jak stary generał Preston albo to dziwaczne stworzenie, które paraduje w krynolinie i piórach! Będą mnie wytykać palcami jako...

- Jeśli nie przestaniesz opowiadać takich bzdur, dam ci klapsa! - przerwała jej lady Wychwood. - Nie wątpię, że będą cię wytykali palcami, ale niejako ekscentryczkę!

W tym względzie obydwie miały rację. Annis miała znajomych wśród mieszkańców Bath i kilku bliskich przyjaciół mieszkających w okolicy - często ich odwiedzała, a więc nie przybywała do Bath jako nieznajoma. Rzeczywiście, opuszczenie schronienia w domu brata było z jej strony postępkiem nieco ekscentrycznym, ale znano ją jako bardzo niezależną młodą osobę, a że liczyła w owym czasie dwadzieścia sześć wiosen, a więc była już daleka od dzieciństwa, tylko osoby o najsztywniejszych poglądach dopatrywały się w jej prowadzeniu czegoś zdrożnego. Dysponowała dużą swobodą, więc nic dziwnego, że chciała ją wykorzystać. Zdziwienie budził jedynie fakt, że podczas swego pierwszego sezonu w Londynie nie została schwytana przez któregoś z dżentelmenów poszukujących żony pięknej, dobrze urodzonej i posiadającej niemały majątek.

Nikt nie wiedział, ile wynosił jej posag, ale był on bez wątpienia obiecujący, gdyż Twynham Park od pokoleń należał do rodziny panny Wychwood, a jej uroda była uderzająca. Byli wprawdzie tacy, którzy uważali ją za nazbyt wysoką, i inni, którzy gustowali jedynie w brunetkach, ale ci krytykanci należeli do mniejszości. Jej wielbiciele - a miała ich całą czeredę - twierdzili, że jest ideałem, i w całej jej postaci - od czubka złocistych loków po podeszwy szczupłych stóp - nie byli w stanie dopatrzyć się najmniejszej skazy. Szczególnie piękne były jej oczy, ciemnoniebieskie i tak pełne światła, że jeden z zakochanych dżentelmenów o poetyckich skłonnościach powiedział, że ich blask zawstydza gwiazdy. Były to roześmiane oczy, osadzone pod brązowymi, wygiętymi w łuk brwiami, a pełne usta dziewczyny wydawały się stworzone do śmiechu. Co do reszty, to miała elegancką figurę, poruszała się z wdziękiem, ubierała z wyszukanym smakiem i miała doskonałe maniery, które sprawiały, że podobała się takim starym pedantkom jak pani Mandeville, która stwierdziła, że to „bardzo miła dziew­czyna, a nie rozchichotana pannica! Nie mam pojęcia, dlaczego nie wyszła za mąż”.

Ci, którzy znali jej ojca, wiedzieli, że był jej wyjątkowo oddany, i przypuszczali, że to mogło stanowić powód, dla którego nie przyjęła żadnej z propozycji. Bez wątpienia, powiadali owi mędr­kowie, dlatego właśnie po jego śmierci zdecydowała się zamieszkać w Bath: miała zamiar wyjść w końcu za mąż, a jakąż miała szansę na poznanie odpowiedniego dżentelmena na zapadłej wsi? Tylko jedna dama dopatrywała się w tym czegoś niewłaściwego, ale była notorycznie złośliwa i miała dwie raczej paskudne córki na wydaniu, toteż nikt nie zwracał uwagi na jej gadaninę. A zresztą panna Wychwood mieszkała z podstarzałą kuzynką, a czyż można było w tych okolicznościach postąpić bardziej odpowiednio?

Tak więc sir Geoffrey nie mylił się również. Wkrótce przywyknie do nowej sytuacji i uzna, że jest bardziej miłosierny dla swej siostry niż kiedykolwiek dotąd. Co się tyczy panny Farlow, to w całym swoim życiu nie była równie szczęśliwa ani nie zaznawała podobnych wygód, toteż czuła, że nigdy nie będzie wystarczająco wdzięczna drogiej Annis, która nie tylko wypłacała jej bardzo hojne uposażenie, ale również zapewniała jej wszelkiego rodzaju luksusy, od ognia na kominku w jej sypialni po prawo zamawiania powozu, gdyby miała chęć udać się gdzieś dalej. Nie korzystała nigdy z tego pozwolenia, ponieważ w jej opinii byłoby to targnięcie się na cudzą własność. Na nieszczęście okazując swą wylewną wdzięczność irytowała pannę Wychwood bezustanną troskliwością, załatwianiem dla niej zupełnie zbędnych spraw (czym budziła zazdrość panny Jurby, oddanej garderobianej Annis) i zabawianiem jej (jak się łudziła) nie kończącym się potokiem tego, co Annis nazywała pustą paplaniną.

Czyniła to właśnie w drodze powrotnej z Twynham Park do Bath. Fakt, że uzyskiwała od panny Wychwood jedynie zdawkowe odpowiedzi, wcale jej nie obrażał i nie powodował przerwy w radosnym szczebiotaniu. Raczej je nawet wzmagał, ponieważ widząc, że jej droga panna Wychwood nie jest w najlepszym nastroju, uznała jego zmianę za swoją powinność. Bez wątpienia smuciła się, że opuszcza Twynham: panna Farlow doskonale to rozumiała, ponieważ sama również odczuwała smutek - to był taki przyjemny tydzień!

- Ach, jak to miło ze strony lady Wychwood! - stwierdziła radośnie. - Aż przykro jest stamtąd odjeżdżać, prawda? Co nie oznacza, że własny dom nie jest najlepszy. Będziemy teraz wyglądać Świąt Wielkanocnych, kiedy odwiedzą nas w Camden Place. I stawić czoło tym wszystkim słodkim dziecinom, prawda Annis?

- Nie sądzę, żeby to miało okazać się dla mnie trudne - odparła Annis z nikłym uśmieszkiem. - I założę się, że dla Jurby także! - dodała mrugając do swej garderobianej, która siedziała tyłem do kierunku jazdy, trzymając na kościstych kolanach kasetkę z biżuterią należącą do jej pani. - Ostatnie spotkanie małego Toma z Jurby było bardzo emocjonujące, zapewniam cię, Mario! Doprawdy, jestem przekonana, że gdybym szczęśliwie nie weszła do pokoju w odpowiedniej chwili, dałaby mu klapsa, na co sobie zasłużył! Prawda, Jurby?

Garderobiana odparła srogo:

- Może i odczuwałam pokusę, panno Annis, ale Pan dał mi siłę, by się przeciwstawić podszeptom Złego.

- Och, nie, czy to aby Pan dał ci tę siłę? - spytała Annis figlarnie. - Wydawało mi się, że wyratowała go moja interwencja!

- Biedny chłopczyna! - powiedziała litościwie panna Farlow. - Taki mężny! I mówi takie niezwykłe rzeczy! Nigdy nie widziałam tak rozwiniętego dziecka. Annis, twoja słodka mała chrześniaczka jest równie wspaniała.

- Obawiam się, że namawianie mnie do zachwytów nad dziećmi jest bezcelowe - powiedziała Annis przepraszająco. - Polubię je, gdy będą starsze. Do tego czasu pozostawię je ich mamie i tobie, żebyście je niańczyły.

Panna Farlow zrozumiała, że droga Annis cierpi na ból głowy, bo tylko takie mogła znaleźć wytłumaczenie dla jej braku entuz­jazmu w stosunku do bratanka i bratanicy.

- Dlaczego pozwala mi pani trajkotać, skoro, jak widzę, boli panią głowa? - zapytała. - Nie traktuje mnie pani tak jak powinna, czy też raczej jak bym tego pragnęła! Nie ma nic bardziej irytującego od wysłuchiwania dubów smalonych - chociaż te, oczywiście, nie są smalone, mimo że gorąca cegła, na której trzymam stopy, ogrzewa mnie jak grzankę - gdy człowiek nie czuje się najlepiej. I nie byłabym zaskoczona, moja droga, słysząc, że to ta pogoda przyprawiła panią o ból głowy, bo u mnie chłodny wiatr często wywołuje tiki, a wiatr dzisiaj jest bardzo ostry - nie żebyśmy go odczuwały w powozie, od którego, jestem przekonana, trudno byłoby znaleźć wygodniejszy, ale zdarza się przeciąg, i nie zapominajmy, że zanim do niego wsiadłyśmy, stała pani przez kilka minut na zewnątrz rozmawiając z sir Geoffreyem. To spowodowało dolegliwość, może być pani całkowicie pewna! Spodziewam się, że minie, gdy tylko dotrzemy szczęśliwie do domu, a ja do tego czasu nie będę zabawiała pani rozmową. Czy na pewno nie jest pani zimno? Proszę pozwolić, że podam pani szal, aby otulić głowę! Jurby przytrzyma kapelusz albo ja to zrobię. A gdzież ja włożyłam sole trzeźwiące? Powinny być w mojej siatkowej torbie, ponieważ zawsze je tam wkładam, kiedy wybieram się w podróż. Człowiek nigdy nie ma pewności, kiedy okażą się potrzebne, prawda? Ale nie wydaje mi się, by tam były... Och, tak, mam je! Zsunęły się na samo dno i leżały pod chusteczką do nosa, chociaż Bóg jeden wie, jak się pod nią dostały. Doskonale pamiętam, że położyłam je na samym wierzchu, żeby były pod ręką. Często się zastanawiam, jakie to nadzwyczajne, że rzeczy same się poruszają, bo nie można zaprzeczyć, że istotnie się poruszają!

Przemawiała tak przez dalsze kilka minut, a gdy Annis odmówiła przyjęcia szala i soli trzeźwiących, zaczęła ubolewać, że nie pomyślała, by wziąć poduszkę, aby Annis mogła ją sobie podłożyć pod głowę, oraz że można było zaparzyć dla niej ziółka. Zrozpaczona Annis zamknęła oczy, więc papla zwróciła na ten fakt uwagę panny Jurby i napomniała ją, że musi być teraz cichutka jak myszka, ponieważ Annis zapada w sen, i w końcu zamilkła.

Annis nie cierpiała na ból głowy ani nie była przygnębiona z powodu wyjazdu z Twynham Park. Nudziło jej się. Prawdopodob­nie z powodu ponurej pogody, która wprawdzie nie przyprawiała jej o ból głowy, ale wpływała na nastrój, sprawiając, że czuła się zupełnie niezwykle, jakby przyszłość była równie szara i mało obiecująca jak niebo. Lady Wychwood próbowała zatrzymać ją w Twynham jeszcze kilka dni, zwracając uwagę na to, że prawdopo­dobnie spadnie śnieg, ale Annis nie dała się namówić na przedłużenie wizyty, nawet jeżeli miał spaść śnieg, co zresztą uważała za wysoce nieprawdopodobne. Zapytany o zdanie sir Geoffrey stwierdził:

- Śnieg? Pni! Bzdura, moja kochana! Wiatr jest o wiele za silny i nie jest wystarczająco zimno! Oczywiście z przyjemnością zatrzymalibyśmy Annis, ale skoro ma ona zobowiązania w Bath, żadne z nas nie powinno chcieć jej powstrzymywać przed wywią­zaniem się z nich. Co więcej, jeżeli śnieg zacznie padać, Annis będzie całkowicie bezpieczna w powozie pod opieką Twitchama.

Tak więc Annis uzyskała pozwolenie na odjazd bez dalszych przeszkód ze strony zaniepokojonej bratowej, myśląc w cichości ducha, że jeśli śnieg rzeczywiście zacznie padać, woli być we własnym domu w Bath, niż zostać uwięziona w Twynham Park. Śnieg nie spadł, ale najmniejszy nawet promień słońca nie przeniknął przez chmury, by ożywić posępność nasiąkniętego wilgocią krajobrazu, a wiatr z północnego wschodu wcale nie łagodził niewygód marcowego dnia. Toteż nic dziwnego, że była w złym nastroju i z melancholijnej wizji przyszłości wyrwał ją dopiero jakieś osiem mil od Bath okrzyk panny Farlow:

- Och, na miłość boską, czyżby to był wypadek? Czy powinniś­my się zatrzymać? Spójrz tylko, droga Annis!

Wyrwana ze swych bezowocnych rozmyślań panna Wychwood otworzyła oczy. I gdy tylko jej wzrok spoczął na przyczynie nagłego okrzyku panny Farlow, pociągnęła za linkę sygnałową, a kiedy Twitcham wstrzymał konie, rzekła:

- Och, biedactwa! Oczywiście, że musimy się zatrzymać, Mario, i zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby wyratować ich z tak okropnej opresji!

Podczas gdy lokaj zeskakiwał, aby otworzyć drzwi powozu i sprowadzić ją po schodkach, Annis przyglądała się szczegółom nieszczęśliwego zdarzenia, które przytrafiło się parze podróżnych.

Lekki dwukołowy powozik - gig - bez jednego koła leżał przechylony na poboczu drogi, a obok stało dwoje ludzi: kobieta zakutana w płaszcz i ładny młodzieniec, obmacujący kolana krępego konika, którego wyprzągł z powoziku. W chwili gdy lokaj James otwierał drzwi przed panną Wychwood, podróżny powiedział:

- Chwała Bogu, że przynajmniej kości nie doznały uszczerbku!

Jego towarzyszka, która, jak stwierdziła panna Wychwood, była bardzo młodą i bardzo ładną dziewczyną, odparła surowo:

- Nie czuję z tego powodu wielkiej wdzięczności!

- Domyślam się, że nie! - odrzekł młody dżentelmen. - To nie ty będziesz musiała za to zapłacić... - Tu przerwał, widząc, że nowomodny ekwipaż, który ukazał się za zakrętem, właśnie się zatrzymał i że jego pasażerka, zadziwiająco piękna kobieta, przygotowuje się do wysiadania. Westchnął, uchylił modny cylinder i wyjąkał: - Och, nie zauważyłem... to znaczy, nie sądziłem... chciałem powiedzieć...

Panna Wychwood roześmiała się i wysiadła z powozu; wybawiła podróżnego z zakłopotania, mówiąc:

- Czyżby pan przypuszczał, że znajdzie się ktoś aż tak obrzyd­liwie samolubny, by się nie zatrzymać? Nie ja, możesz pan być pewien! Coś podobnego przytrafiło się kiedyś mnie samej i wiem, jak bezsilny czuje się człowiek, gdy straci koło od powozu! Co mogę uczynić, aby wybawić was z tych okropnych tarapatów?

Dziewczyna spojrzała na nią wojowniczo i nie powiedziała ani słowa, lecz dżentelmen skłonił się i rzekł:

- Dziękuję pani! Jest to z pani strony nadzwyczajna uprzejmość, madame! Byłbym niesłychanie wdzięczny, gdyby zechciała pani zawiadomić najbliższy zajazd, by wysłali tu powóz, który zawiezie nas do Bath. Nie znam tych okolic, więc nie wiem... I na dodatek jest jeszcze ten koń! Nie mogę go tutaj zostawić, prawda? Może by... Tylko że nie chcę pani prosić o znalezienie kołodzieja, proszę pani, chociaż wydaje mi się, że kołodziej jest nam niezbędny!

Wtedy zainterweniowała jego towarzyszka, oznajmiając, że kołodziej nie jest potrzebny.

- Stawiam jeden do dziesięciu, że w ogóle nie przyjedzie, a nawet gdyby przyjechał, kto słyszał, żeby kołodziej reperował koło na drodze? A w szczególności koło o dwóch złamanych szprychach! Dotarcie do Bath zajmie nam wiele godzin i trzeba pani wiedzieć, że jest sprawą pierwszej wagi, abym tam przybyła nie później niż o piątej. Mogłam się spodziewać, kiedy wkroczyłeś w sam środek moich osobistych spraw, że tak właśnie będzie, ponieważ ze wszystkich znanych mi uparciuchów ty jesteś najbar­dziej uparty, Ninian! - powiedziała z oburzeniem.

- Pozwól, że ci przypomnę, Lucy - odparł dżentelmen rumieniąc się po końce włosów - iż wypadek nie wynikł z mojej winy! Co więcej, gdybym, jak się wyraziłaś, nie wkroczył w sam środek twoich spraw osobistych, znajdowałabyś się teraz bezradna wiele mil od Bath! A skoro już mówimy o uparciuchach... - zamilkł opanowawszy się z widocznym wysiłkiem, zacisnął zęby i dodał lodowatym tonem człowieka zdecydowanego nie pozwolić, by poniósł go gniew: - Niemniej jednak nie powinienem tego robić!

- Nie, nie! - rzekła Annis najwyraźniej rozbawiona tą wymianą zdań. - W tej chwili naprawdę nie ma czasu, by obrzucać się zarzutami, prawda? Skoro dotarcie do Bath przed godziną piątą jest dla pani sprawą pierwszej wagi, panno...?

Zrobiła przerwę, uniosła pytająco brwi, ale stojąca przed nią młoda dama nie kwapiła się, by tę przerwę wypełnić. Po krótkiej chwili wahania wreszcie wyjąkała:

- Jeśli nie ma pani nic przeciwko temu, madame, proszę mnie nazywać Lucilla. Mam... mam uzasadniony powód, by nie życzyć sobie, aby ktokolwiek poznał moje nazwisko... w razie gdyby zaczęli mnie poszukiwać!

- Kto? - zapytała panna Wychwood, zastanawiając się, w co też wdepnęła.

- Moja ciotka i jego ojciec - odparła Lucilla skłaniając głowę w kierunku swojej obstawy. - I bardzo prawdopodobne, że mój wuj także, jeżeli uda im się go namówić, aby się ruszył z miejsca - dodała.

- Dobry Boże! - wykrzyknęła panna Wychwood i omiotła młodych ludzi rozbieganym wzrokiem. - Czyżbym była świadkiem porwania?

Dama i dżentelmen odrzucili ów domysł tak gwałtownie i z takim obrzydzeniem, że panna Wychwood z trudem opanowała wybuch śmiechu. Zachowując powagę rzekła lekko drżącym głosem:

- Błagam o przebaczenie! Doprawdy, nie mam pojęcia, jak mogłam powiedzieć coś równie głupiego, zwłaszcza że od samego początku coś mi mówiło, że nie jest to porwanie!

- Mogę być hultajką albo małą Cyganką, i moje prowadzenie może budzić zastrzeżenia, ale bez względu na to, co opowiada moja ciotka, nie straciłam jeszcze poczucia godności i nie po­zwoliłabym nikomu się uprowadzić! Nawet gdybym była zakochana do szaleństwa, a tak nie jest! Co do ucieczki z Ninianem, byłaby ona bezsensowna, ponieważ...

- Lucy, wolałbym, żebyś trzymała język za zębami! - przerwał jej Ninian niesłychanie wzburzony. - Terkoczesz niczym prawdziwa kobza i popatrz, do czego doprowadziłaś! - Zwrócił się do Annis i rzekł sztywno: - Nie mogę pojąć, dlaczego błędnie uznała pani, że to uprowadzenie. W rzeczywistości jest wręcz przeciwnie.

- Tak, tak - zawtórowała mu Lucilla. - To coś zupełnie, zupełnie odwrotnego! Prawda jest taka, że uciekam przed Ninianem!

- Ach, tak! - powiedziała ze współczuciem Annis. - I on pani w tym pomaga!

- Cóż, tak... na swój sposób pomaga - przyznała Lucilla. - Nie prosiłam, aby mi pomagał, ale... ale okoliczności sprawiły, że bardzo trudno było mi go powstrzymać. Obawiam się, że to... to wszystko jest raczej skomplikowane.

- Na to wygląda - przyznała Annis. - Nie chciałabym być wścibska, ale może zechciałaby pani wsiąść do mojego powozu. Podwiozłabym panią do Bath, tam, dokąd się pani wybierała.

Lucilla spojrzała na powóz tęsknym wzrokiem, lecz stanowczo potrząsnęła głową.

- Nie, to bardzo miło z pani strony, ale postąpiłabym podle pozostawiając tutaj Niniana; nie mogę tego uczynić!

- Ależ zrób to! - powiedział młody człowiek. - Zastanawiałem się, jak mam cię zawieźć do Bath, zanim całkiem zamarzniesz, więc jeśli pani zechce cię tam zabrać, będę jej bardzo zobowiązany.

- Z pewnością ją tam zabiorę - odparła z uśmiechem Annis. - A przy okazji, nazywam się Wychwood, panna Annis Wychwood.

- A ja, madame, Elmore... Ninian Elmore, do usług! - powiedział młody człowiek z wielką galanterią. - A to jest...

- Ninian, nie! - krzyknęła nadzwyczaj wzburzona Lucilla. - Gdyby pani powiedziała mojej ciotce, gdzie jestem...

- Och, niech się pani tego nie obawia! - zapewniła ją radośnie Annis. - Zapewniam panią, że nie zasługuję na miano pleciugi! Rozumiem, że jedzie pani z wizytą do przyjaciółki, a może krewnej?

- Hm... hm, niezupełnie! Prawdę powiedziawszy, jeszcze jej nie znam - oświadczyła Lucilla w nagłym przypływie zaufania. - Rzecz w tym, że będę się starać o miejsce damy do towarzystwa. Ona chce... mam z sobą przywieźć ogłoszenie, które znalazłam w „Morning Post”, ale które idiotycznie wsadziłam do walizki, więc nie mogę go pani pokazać... ale ona potrzebuje młodej, energicznej i miłej dziewczyny, chętnej do pracy, i żeby starające się o tę posadę osoby stawiły się w jej rezydencji przy North Parade między godziną...

- North Parade! - wykrzyknęła Annis. - Moje nieszczęsne dziecko, czyż to możliwe, abyś jechała do pani Nibley?

- Tak - wyjąkała Lucilla przestraszona bijącym w oczy współ­czuciem panny Wychwood. - Czcigodna pani Nibley... sam tytuł sprawia, że uważam ją za osobę zasługującą na najwyższy szacunek. Czyżbym się myliła, madame?

- Och, tak! Patent na poważanie! - odparła Annis. - Uważana jest w Bath za najgorszą jędzę w mieście! Znam ją od trzech lat. W tym czasie miała już sama nie wiem ile miłych i energicznych młodych dam warujących u jej stóp. Opuszczały jej dom stanie silnej histerii lub też odsyłała je, ponieważ nie były wystarczająco energiczne i chętne! Moja droga, wierz mi, że miejsce, które ci oferuje, nie jest dla ciebie odpowiednie!

- Też tak uważałem! - wtrącił nie bez satysfakcji pan Elmore.

Lucilla robiła, co w jej mocy, by znieść niespodziewany cios, ale jego uwaga rozzłościła ją.

- Nie, to nieprawda! Jak mogłeś się czegoś takiego domyślić? - zapytała.

- Cóż, w każdym razie domyśliłem się, że z tak nieprzemyś­lanego początku nie może wyniknąć nic dobrego. I powiedziałem to od razu! Nie możesz temu zaprzeczyć! I co masz zamiar teraz zrobić?

- Nie wiem - odparła Lucilla drżącym głosem. - Muszę coś wymyślić.

- Możesz zrobić tylko jedno, a mianowicie powrócić do pani Amber - powiedział.

- O, nie, nie, nie - zaprotestowała gorąco. - Wolałabym już nająć się jako podkuchenna, niźli wrócić i narazić się na łajanie, wymówki i wytykanie, że przyprawiam ciotkę o chorobę, oraz być zmuszona do poślubienia ciebie, do czego musiałoby dojść, ponieważ z tobą uciekłam! Na nic nie zdałoby się tłumaczenie mojej ciotce czy twojemu papie, że wcale nie uciekłam z tobą, lecz przed tobą, bo nawet gdyby mi uwierzyli, podejrzewaliby najgorsze i powiedzieliby, że musimy się pobrać!

Wyraźnie pobladł i wykrzyknął:

- O mój Boże, tak właśnie by uczynili! W jakże głupim znaleźliśmy się położeniu! Zaczynam prawie żałować, że przyła­pałem cię na wykradaniu się z domu i pomyślałem, że moim obowiązkiem jest sprawdzić, czy nie zagraża ci jakieś niebez­pieczeństwo!

- Proszę mi wybaczyć! - wtrąciła panna Wychwood. - Czy mogę coś zaproponować? - Uśmiechnęła się do Lucilli i wyciągnęła rękę. - Skoro miała pani zamiar zostać damą do towarzystwa, proszę zostać moją towarzyszką! - Usłyszała, że siedząca w powozie panna Farlow wydała z siebie przytłumione, pełne oburzenia gdaknięcie, toteż natychmiast dodała: - Nie jest właściwe, żeby pani zamieszkała samotnie w hotelu; a nie należy oczekiwać, że pani Nibley - nawet jeżeli panią zatrudni, co uważam za mało prawdopodobne - będzie przygotowana na natychmiastowe przyję­cie. Zażąda, aby podała jej pani nazwisko i adres jakiejś godnej szacunku osoby, która zechce panią zarekomendować.

- O Boże! - wykrzyknęła przerażona Lucilla. - Nie przyszło mi to do głowy!

- To całkiem zrozumiałe! - oświadczyła Annis. - Człowiek nie jest w stanie myśleć o wszystkim! Ale czuję, że jest to coś, co należy wziąć pod uwagę, jak również sądzę, że trudno jest brać cokolwiek pod uwagę stojąc na środku drogi, w straszliwym wietrze, który sprawia, że człowiekowi całkowicie zamarza rozum! Więc błagam panią, niechże pani zechce wsiąść do mego powozu! Pan Elmore pójdzie w nasze ślady i będziemy mogli przedyskutować sprawę podczas kolacji, siedząc wygodnie przy kominku.

- Dziękuję pani! - odparła niepewnie Lucilla. - Jest pani bardzo uprzejma, panno Wychwood! Tylko że... jak Ninian ma to zrobić, skoro nie może zostawić konia?

- Nie musisz się o mnie martwić - powiedział szlachetnie pan Elmore. - Odprowadzę konia do najbliższego zajazdu i ufam, że będę w stanie wynająć jakiś powóz, który dowiezie mnie do Bath.

- Może pan również pojechać konno - podsunęła Annis.

- Ależ nie jestem ubrany do konnej jazdy! - zaprotestował zdumiony. - A nawet gdybym był, nie jest to koń do jazdy wierzchem!

Annis zdała sobie sprawę, że pan Elmore to niezwykle uważający młody dżentelmen. Poczuła się wielce rozbawiona, ale chociaż miała ochotę wybuchnąć śmiechem, odparła z powagą:

- To prawda! Musimy pozostawić panu wybór tego, co uzna pan za najodpowiedniejsze, ale być może powinnam pana ostrzec, że ponieważ nie jest to droga pocztowa, wynajęcie powozu w „najbliższym zajeździe” może się okazać trudne, a może nawet zostanie pan skazany na zadowolenie się pojazdem zupełnie poniżej pańskiej godności! Mimo wszystko mam nadzieję ujrzeć pana na kolacji w Upper Camden Place! - Następnie podała mu dokładny adres, uśmiechnęła się do niego życzliwie i popchnęła Lucillę na stopnie powozu.

Zachęcona w nieodparty sposób stanowczą dłonią sp...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin