Spotkanie1.pdf

(172 KB) Pobierz
Powrócić do źródeł modlitwy.doc
Aleksander Bańka
Powrócić do źródeł modlitwy
I. Modlitwa osobista
Ksiądz Józef M. Bocheński OP w jednym ze swoich esejów zatytułowanym „W
sprawie bożycy” napisał: „Wielu pisarzy teologów i filozofów (...) twierdzi, że każdy
wierzący ma taki bezpośredni dostęp do Boga, że Go, i to stale, « spotyka ». To twierdzenie
przybiera najczęściej postać mowy o tak zwanym dialogu z Bogiem (...). Przez « dialog »
rozumiemy rozmowę, w której jeden partner mówi coś drugiemu, a ten mu odpowiada. Takie
jest normalne, potoczne, przytomne znaczenie słowa « dialog ». Aby więc mógł być dialog,
muszą obaj partnerzy do siebie mówić. Nie wystarczy, że tylko jeden z nich przemawia,
podczas gdy drugi mu nie odpowiada. Otóż według wszystkiego co wiemy o odnoszeniu się
ludzi do Boga i odwrotnie taka wymiana tu nie zachodzi. Wierzący mówią wprawdzie do
Boga w modlitwach ale, w normalnych warunkach, nie otrzymują od Niego odpowiedzi. Jeśli
się więc słowo « dialog » tak rozumie, jak wszyscy je rozumieją, w potocznym znaczeniu, to
oczywiście żadnego dialogu między zwykłymi wierzącymi a Bogiem nie ma”. 1 W tym
miejscu trzeba nieuchronnie postawić sobie pytanie, czy tak radykalna teza, sformułowana
zresztą przez kapłana, nie jest jakąś formą prowokacji. Na pewno prowokuje ona do głębszej
refleksji nad rzeczywistością modlitwy. Analizując bowiem sposób w jaki często modlą się
chrześcijanie, trzeba z pewnym zakłopotaniem przyznać, że podczas modlitwy wierzący
wiele do Boga mówią, natomiast zazwyczaj (abstrahując od tego, czy doświadczają później,
że ich modlitwa jest lub nie jest wysłuchana), nie słyszą ze strony Boga żadnych słów
odpowiedzi.
Czy zatem rację ma o. Bocheński pisząc, że nie ma tak naprawdę żadnego dialogu z
Bogiem? Jeżeli tak byłoby rzeczywiście, to wydaje się, że wiara traci coś najcenniejszego, a
religia staje się jedynie miałkim systemem dogmatycznie ustalonych norm etycznych.
Niemożność dialogu z Bogiem prowadzi ostatecznie do całkowitego zamknięcia się na
działanie Ducha Świętego, bez którego, jak pisał ks. Franciszek Blachnicki, „chrześcijaństwo
staje się suchą, abstrakcyjną doktryną, zbiorem praw i nakazów, rutyną powierzchownej
deklaracji lub czysto uczuciowych wzruszeń”. 2 Być może więc sprawa ma się zupełnie
Józef M. Bocheński, Sens życia, Kraków 1993, s.156.
2 Ks. Franciszek Blachnicki, Modlitwa tętniąca życiem, Kraków 2003, s.66-67.
1
inaczej. Być może prawdziwa modlitwa rzeczywiście jest niezwykle intensywnym i głębokim
dialogiem z Bogiem, w którym dokonuje się autentyczne spotkanie stworzenia i Stwórcy.
Dlaczego więc przeciętni chrześcijanie nie doświadczają tego, że Bóg na modlitwie
odpowiada na ich słowa, że do nich przemawia? Co zrobić, aby, jak pisze ks. Wojciech
Giertych, „modlitwa nie była bezmyślnym błąkaniem się po bezdrożach uczuć, wyobraźni i
pobożnych marzeń (...)? Jak te – tak niekiedy trudno wygospodarowane chwile –
najkorzystniej spędzić? Co zrobić, by ich nie zmarnować? Przecież wstaje się czasem od
modlitwy z uczuciem, że ten czas był stracony, że myślało się o wszystkim – o koniecznych
zakupach, o konfliktach z sąsiadami, o powtarzających się grzechach. A przecież miała to być
modlitwa”. 3 Dlaczego więc tak często chrześcijanie nie doświadczają tego, że Bóg przemawia
do nich na modlitwie? Wydaje się, że istnieją dwie zasadnicze przyczyny:
1. Sposób, w jaki Bóg przemawia do człowieka, wykracza poza ramy, które wyznacza
potoczne rozumienie słowa dialog.
W ósmym wieku przed Chrystusem Bóg włożył w usta proroka Ozeasza następujące
słowa skierowane do Izraela – swojej niewiernej oblubienicy: Chcę ją przynęcić, na pustynię
ją wyprowadzić i mówić jej do serca (Oz 2, 16). I właśnie w tych słowach ujawnia się pewna
fundamentalna prawda dotycząca sposobu, w jaki Bóg pragnie przemawiać do człowieka.
Jeżeli bowiem Bóg jest miłością, to Miłość jest nie tylko sposobem Jego istnienia, ale również
sposobem Jego udzielania się człowiekowi. „Miłości – pisał ks. Blachnicki – nie mogę
absolutnie wykrzesać z siebie, ale jest ona czystym darem Bożym, który musi przyjść z góry,
musi zostać wlany”. 4 Bóg bowiem chce „mówić do ludzkiego serca”, to znaczy udzielać
człowiekowi samego siebie. W języku biblijnym serce oznacza wewnętrzną tajemnicę
człowieka, swoiste centrum – ośrodek jego osobowości. I właśnie w tą wewnętrzną tajemnicę
Bóg wchodzi ze swoją miłością. Dlatego też w swojej najgłębszej istocie modlitwa jest
otwieraniem się na miłość Boga. Modlić się, to znaczy udostępnić swoje serce Bogu.
Z tak rozumianą modlitwą wiąże się jednak pewna zasadnicza prawda: modlitwa nie
tyle jest dowodem miłości człowieka do Boga, co przede wszystkim jest dowodem miłości
Boga do ludzi. Albowiem modlić się, to pozwolić Bogu aby kochał człowieka, aby w nim
wypowiadał swoją miłość. I Bóg swoją miłość do człowieka wypowiada w trakcie modlitwy
na wiele sposobów. Bóg nie zawęża się tylko do wymiaru słów, bo tak naprawdę słowa
Wojciech Giertych OP, Wstęp, w: „Obłok niewiedzy”, tłum. Wojciech Unolt, Poznań 2001, s.5.
4 Ks. Franciszek Blachnicki, Spojrzenia w świetle łaski , Lublin 1996, s.60.
3
miłość bardziej ograniczają, niż ją udostępniają. Słowo swój właściwy sens uzyskuje dopiero
w horyzoncie milczenia, dlatego ludzki język składa się ze słów i z „milczeń”. I to właśnie
milczenie nadaje słowom sens, jest przestrzenią, w której rodzą się słowa. W konsekwencji
sensowne milczenie jest bogatsze w treść niż wypowiadane słowa, które ową treść jedynie
konkretyzują, ujmując w formalne ramy reguł syntaktycznych. Z tego też powodu językiem
Boga jest właśnie milczenie, milczenie brzemienne w słowa, pełne treści i sensu. Jeżeli zatem
Bóg mówi poprzez milczenie, to Bóg mówi przede wszystkim swoją Obecnością. Ks.
Franciszek Blachnicki podkreślał: „Dopiero kiedy Bóg – jako Ten, który JEST, który jest
rzeczywistością – wchodzi jak gdyby w naszą świadomość, dopiero wtedy i my zaczynamy
siebie przeżywać w rzeczywistości, w prawdzie”. 5 Bóg JEST. I to jest najgłębsze i
najbogatsze doświadczenie – sens całej modlitwy. Wszystkie inne słowa są tylko pochodną
tego fundamentalnego doświadczenia Bożej obecności.
W czasie modlitwy trzeba się nauczyć odkrywać i rozpoznawać Bożą Obecność. To
doświadczenie Bożej Obecności jest niezależne od tego, co człowiek na modlitwie przeżywa,
od przyjemnych, czy też nieprzyjemnych stanów emocjonalnych, wzruszeń, oschłości czy
rozproszeń. Co więcej, stany te, jak pisał w oparciu o osobiste doświadczenie modlitwy ks.
Blachnicki, mogą być wręcz „(...) nie do zniesienia – a jednak są to godziny – dary
najcenniejsze. Tutaj Pan, który « wydał Siebie » za mnie uczy mnie oddawać Jemu siebie”. 6
Nie koncentracja na odczuciach, nawet tych miłych w przeżywaniu, ale sam fakt spotkania z
Bogiem jest zatem celem autentycznej modlitwy. Nie należy więc, w trakcie modlitwy,
szukać darów w postaci emocjonalnej przyjemności, ale trzeba koncentrować się samym
Dawcy. Moment najpełniejszego modlitewnego zjednoczenia z Ojcem przeżywał Jezus w
chwili śmierci krzyżowej i nie było w tym nic przyjemnego. W ten sposób miarą
autentyczności spotkania człowieka z Bogiem wcale nie musi być duchowa przyjemność. Co
więcej, bardzo często takie spotkanie wiąże się z trudem, szczególnie wtedy, gdy objawia
trudną prawdę o ludzkim życiu. W tym kontekście jako niezwykle ważne jawi się następujące
stwierdzenie Karla Rahnera: „Chrześcijanin przyszłości będzie mistykiem, albo go w ogóle
nie będzie”. 7 Jest tak dlatego, że Bóg powołuje każdego człowieka do głębokiego,
mistycznego zjednoczenia z Nim w modlitwie. Ale zanim modlitwa będzie mistycznym
zjednoczeniem z Bogiem, najpierw często musi być duchową walką. Terenem tej walki jest
Ks. Franciszek Blachnicki, Życie wewnętrzne – dialog z Bogiem, w: „Aż dojdziemy do człowieka
doskonałego”, Krościenko 2000, s.6.
6
Ks. Franciszek Blachnicki, Testament, w: „Myśli, wyznania, testament”, Lublin 2002, s.297.
7 Cyt. za: kard. Joseph Ratzinger, Sól ziemi, tłum Grzegorz Sowiński, Kraków 1997, s.229.
ludzkie życie.
5
Treścią rozmowy, która wydarza się pomiędzy człowiekiem a Bogiem jest ludzkie
życie. Innymi słowy, w czasie modlitwy Bóg dialoguje z człowiekiem o nim samym. I
właśnie dlatego modlitwa najpierw jest trudem. Ona bowiem porządkuje ludzkie życie i przez
to porządkuje ludzkie serce. Dobra modlitwa oczyszcza ludzkie serce i pokazuje człowiekowi
prawdę o nim samym. „Chodzi o to – pisał ks. Blachnicki – abym zwątpił w siebie absolutnie,
abym przyjął na siebie całą swą nędzę – abym wreszcie przestał – podświadomie chociażby –
wierzyć w swą moc i pragnienie sukcesu dla siebie i cieszyć się z siebie dla siebie”. 8 Trzeba
zatem powrócić do takiej modlitwy, która będzie spotkaniem z Bogiem w konkrecie
ludzkiego życia, która podda to życie Jego leczącemu, uzdrawiającemu i porządkującemu
działaniu.
2. Bardzo często ludzka modlitwa, zamiast otwierać, „zasłania” człowieka zarówno przed
Bogiem jak i przed nim samym
Zazwyczaj każdy chrześcijanin ma jakąś ulubioną metodę modlitwy (różaniec,
koronka, litanie, itd.), która pomaga mu zorganizować modlitwę i zwrócić się wewnętrznie ku
Bogu. Jest to rzecz niewątpliwie ważna i cenna. Niebezpieczeństwo pojawia się jednak wtedy,
gdy modlitwa, zamiast posługiwać się metodą, zostaje w metodę przekształcona – sama staje
się metodą. Tymczasem modlitwa jako czynność częściowo ludzka domaga się metody ale
sama metodą nie jest i nigdy być nie może. Jeżeli z modlitwy uczyni człowiek metodę, wtedy
niezwykle szybko może się nią przed Bogiem „zasłonić”. W taki sposób można przed Bogiem
„zasłaniać się” rozmaitymi formami pobożności, odmawianiem koronki, różańca, różnych
litanii, itd. Ks. Franciszek Blachnicki podkreślał to w zdecydowanych słowach: „Recytowanie
pewnych formuł, « klepanie pacierzy », spełnianie czynności z przyzwyczajenia i z poczucia
obowiązku, czy w oparciu o przekonanie, że to ma jakieś znaczenie, nie jest modlitwą”. 9 Taka
modlitwa jest bowiem często próbą zasługiwania na Bożą miłość, formą mnożenia
pobożności, składania Bogu swoistej religijnej daniny. I modląc się nawet bardzo dużo, tak
naprawdę człowiek nie modli się wcale. Istnieje jednak taka forma modlitwy, która przy
odrobinie szczerości i dobrej woli pozwala człowiekowi bardzo szybko zorientować się jak
rzeczywiście wygląda jego kondycja modlitewna. Chodzi tu o modlitwę z Pismem Świętym –
medytację chrześcijańska, która w Ruchu Światło – Życie nazywana jest często Namiotem
Spotkania . Jest to modlitwa na tyle wymagająca, że bardzo szybko demaskuje wszelkie próby
8
Ks. Franciszek Blachnicki, Trzy nawrócenia, Katowice 1997, s.35.
9 Ks. Franciszek Blachnicki, O namiocie spotkania, w: „O modlitwie...”, Katowice, s.10.
„zasłaniania się” przed Bogiem. I właśnie ta modlitwa w szczególny sposób porządkuje
ludzkie życie – ujawnia w nim Bożą Obecność. Wiąże się to z fundamentalną prawdą, że, jak
pisał nieznany autor „Obłoku niewiedzy” – prawdziwej perły chrześcijańskiej literatury
mistycznej, „żaden człowiek nie może marzyć o kontemplacji, jeśli nie ma fundamentu w
licznych, jakże zachwycających rozmyślaniach tego rodzaju: a to o własnej nędzy, o męce
Pańskiej, o łagodności Boga, o Jego wielkiej dobroci i godności” 10 . Podstawę do tego rodzaju
rozmyślań daje właśnie Pismo Święte. Ono bowiem prowadzi człowieka do tego co stanowi
prawdziwą istotę modlitwy – do autentycznego i głębokiego dialogu z Bogiem „twarzą w
twarz”. Tak rozumiana modlitwa staje się niejako „ziemią świętą”, swoistą przestrzenią
sacrum w której dokonuje się przyjacielska rozmowa człowieka z Bogiem. Tak też było w
życiu Mojżesza, o którym biblijna Księga Wyjścia podaje, że wziął namiot i rozbił go poza
obozem, i nazwał go Namiotem Spotkania (...). Ile razy zaś Mojżesz wszedł do namiotu,
zstępował słup obłoku i stawał u wejścia do namiotu i wtedy [Jahwe] rozmawiał z Mojżeszem
(...). A Jahwe rozmawiał z Mojżeszem twarzą w twarz, jak się rozmawia z przyjacielem (Wj
33, 7-11). „W nazwie Namiot Spotkania – pisał ks. Franciszek Blachnicki – określona jest
istota modlitwy. Modlitwa jest spotkaniem a spotkanie dokonuje się pomiędzy osobami.
Tylko osoby mogą się wzajemnie spotkać przeżywając relację ja w stosunku do ty drugiej
osoby. Spotkanie zawsze polega na tym, że ja staje w obliczu drugiej osoby przeżywając tę
osobę jako ty w stosunku do swojego ja . Jeśli przeniesiemy to określenie na relację człowieka
do Boga, to mamy tutaj do czynienia z dokładnym, precyzyjnym określeniem tego, co
stanowi istotę modlitwy”. 11 Jak zatem rozpocząć „Namiot Spotkania” – modlitwę
chrześcijańskiej medytacji? Odpowiedź brzmi: milczeniem.
Namiot Spotkania
a) pierwszy etap modlitwy: wejście w ciszę
Modlitwa musi rozpocząć się w ciszy, ponieważ musi rozpocząć się od słuchania. To
Bóg jest Tym, który podczas modlitwy mówi pierwszy. Człowiek wezwany jest najpierw do
tego, aby słuchać. Z tego też powodu w czasie modlitwy nie należy zaczynać od mówienia o
sobie istnieje bowiem ryzyko, że człowiek, zaczynając modlitwę od siebie, na sobie ją
skończy, rozmijając się tak naprawdę z Bogiem. „Pierwszym warunkiem owocnej modlitwy –
Obłok niewiedzy, dz.cyt., s.47..
11 Ks. Franciszek Blachnicki, O namiocie spotkania, dz.cyt., s.7.
10
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin