Bacigalupi Paolo - Nakręcana dziewczyna Pompa numer sześć.pdf

(2525 KB) Pobierz
Trident eBooks
Paolo Bacigalupi
Pompa nr 6
i inne opowiadania
Nakręcana
dziewczyna
2011
449110286.001.png
Wydanie oryginalne
Tytuł oryginału:
Small Offerrings. Pump Six and Other Stories. The Windup Girl
Data wydania:
2007, 2008, 2009
Wydanie polskie
Data wydania:
2011
Projekt graficzny serii i opracowanie graficzne okładki:
Piotr Chyliński
Ilustracja na okładce:
Raphael Lacoste
Przełożył:
Wojciech M. Próchniewicz
Wydawca:
Wydawnictwo MAG
ul. Krypska 21 m. 63, 04-082 Warszawa
tel./fax (0-22) 813 47 43
e-mail: kurz@mag.com.pl
www.mag.com.pl
ISBN 978-83-7480-193-5
Wydanie elektroniczne
Trident eBooks
tridentebooks@gmail.com
MALEŃKIE OFIARY
Na kroplówkach wchodzących w kręgosłup Mayi świecą niebieskie wskaźniki. Leży na
łóżku porodowym, wpatrzona ciemnymi oczyma w męża, a ja siedzę na stołeczku między jej
nogami i czekam na dziecko.
Maya to dwie połówki. Ponad błękitnym położniczym prześcieradłem trzyma męża za
rękę, popija wodę i reaguje zmęczonym uśmiechem na słowa pociechy. A niżej jej ciało leży
nagie z nogami przypiętymi do strzemion, zasłonięte i odizolowane przed czuciem stale
napływającymi falami Sifusoftu. Do jej brzucha rytmicznie trafia oksytocyna, wpychając
dziecko w drogi rodne, ku moim oczekującym dłoniom.
Ciekawe, czy Bóg wybaczy mi moją rolę w jej opiece prenatalnej. Czy daruje mi, że ją
namówiłam na pełny cykl leczenia.
Dotykam pilota na pasku i puszczam kolejne 50 ml Purnate’a. Wskazania migocą i
pokazują nową dawkę, z sykiem wpływającą w kręgosłup Mayi i przedostającą się do macicy.
Maya robi gwałtowny wdech, potem kładzie się i rozluźnia, oddychając głęboko, gdy ja
tłumię jej ból miękkimi warstwami Sifusoftu. Widmowe informacje migają i przesuwają się
na skraju mojego pola widzenia: tętno, ciśnienie krwi, natlenienie, puls płodu, wszystko to
moja wszczepka MedAssist wrzuca mi bezpośrednio do nerwu wzrokowego.
Maya wyciąga szyję, żeby mnie zobaczyć.
– Pani doktor? Lily? – Mówi bełkotliwie od leków, powoli i sennie.
– Tak?
– Czuję, jak kopie.
Ciarki przechodzą mi po karku. Zmuszam się do uśmiechu.
– To fantomy porodowe. Złudzenie wywołane przez zmiany ciążowe.
– Nie. – Maya kręci głową. – Ja to czuję. Kopie. – Dotyka brzucha. – Teraz czuję.
Obchodzę łóżko i dotykam jej dłoni.
– Wszystko w porządku, Mayu. Rozluźnij się. Zrobię wszystko, żeby ci było dobrze.
Ben nachyla się i całuje żonę w policzek.
– Świetnie sobie radzisz, skarbie. Wytrzymaj jeszcze troszeczkę.
Poklepuję ją uspokajająco po ręce.
– Robisz wszystko co trzeba dla swojego dziecka. Teraz rozluźnij się i niech działają siły
natury.
Maya uśmiecha się sennie, głowa jej opada. Wypuszczam powietrze, choć nie
wiedziałam, że wstrzymuję oddech, i zaczynam się odwracać. Wtem Maya się prostuje. Wbija
we mnie wzrok, nagle czujna, jakby wszystkie porodowe medykamenty opadły z niej jak koc
i została przytomna, świadoma i agresywna.
Ciemne oczy mrużą się z wściekłości.
– Ty je zabijesz.
Ojoj. Wzywam położne guzikiem pilota na pasku.
Chwyta Bena za ramię.
– Nie daj jej go zabrać. Ono żyje, skarbie. Żyje!
– Kochanie...
Szarpie go.
– Nie daj jej go zabrać! – Odwraca się i warczy na mnie. – Won! Won! – Sięga po
szklankę wody na stoliku nocnym. – Won stąd! – Rzuca nią we mnie.
Robię unik, szklanka rozbija się o ścianę. Odłamki szkła sypią mi się na kark.
Przygotowuję się do kolejnego uniku, Maya jednak łapie prześcieradło i zrywa je, odsłaniając
rozłożone nagie nogi. Szarpie za strzemiona jak wilk w potrzasku.
Kręcę gałkami pilota, podkręcam jej Purnate’a i wyłączam Sifusoft, gdy znów napiera na
strzemiona. Łóżko przechyla się niebezpiecznie. Rzucam się, żeby je trzymać. Bierze zamach
dłonią, przeoruje mi twarz paznokciami. Odskakuję, przyciskając rękę do policzka. Macham
na jej męża, który stoi i gapi się tępo po drugiej stronie łóżka.
– Pomóż mi ją przytrzymać!
Wyzwala się z paraliżu, razem udaje się nam ją położyć, a wtedy przychodzi kolejny
skurcz – Maya szlocha i się zwija. Bez Sifusoftu nic nie chroni jej przed siłą bólu. Kołysze się
w rytm jego fal, kręcąc głową i jęcząc, mała i zmaltretowana. Czuję się, jakbym ją
zastraszała. Ale dalej nie puszczam przeciwbólowych.
Jęczy.
– O Jezu. O Jezu. O Jezu.
Benjamin kładzie głowę obok niej, gładzi ją po twarzy.
– Już, już, kochanie. Wszystko będzie dobrze.
Unosi wzrok na mnie, szukając potwierdzenia. Zmuszam się do potaknięcia.
Przez drzwi wreszcie wpadają dwie położne o grubych ramionach, opiętych przyjemnie
różowymi bluzkami i biegną do łóżka, żeby ją unieruchomić. Kawaleria zawsze przybywa za
późno. Maya opędza się od nich słabo, potem przychodzi kolejny skurcz. Nagie ciało wygina
się w łuk, dziecko zaczyna ostatni etap podróży na świat.
* * *
– Pojawia się piękna królowa przysięgi Hipokryty.
Dmitri siedzi wśród swojego stadka – mój grzech i zbawienie skupione w jednym
wymizerowanym, niezdrowym człowieku. Ramiona unoszą mu się i opadają w ciężkim
oddechu astmatyka. Spojrzenie cynicznych błękitnych oczu świdruje mnie na wylot.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin