Strugaccy Arkadij i Borys - Bialy stozek Alaidu.pdf
(
136 KB
)
Pobierz
Microsoft Word - A. i B. Strugaccy - Bialy stozek Alaidu
A. Strugacki, B. Strugacki
B
IAŁY
S
TO
ņ
EK
A
ŁAIDU
Embriomechanika jest to nauka o
modelowania procesów rozwoju
biologicznego i teoria konstruowania
samorozwijaj
Ģ
cych si
ħ
mechanizmów.
(Uwaga autorów.)
1
Wachłakow zwrócił si
ħ
do Aszmarina:
— Pojedzie pan na wysp
ħ
Szumszu.
— Gdzie to jest? — zapytał pochmurnie Aszmarin.
— Północne Wyspy Kurylskie. Wylatuje pan dzi
Ļ
o dwudziestej trzydzie
Ļ
ci. Towarowo —
pasa
Ň
erskim Nowosybirsk — Port Opatrzno
Ļ
ci.
Postanowiono wypróbowa
ę
mechanozarodniki w ró
Ň
nych warunkach. Instytut zajmował si
ħ
głównie sprawami mi
ħ
dzyplanetarnymi, dlatego z istniej
Ģ
cych czterdziestu siedmiu grup
trzydzie
Ļ
ci udawało si
ħ
na Ksi
ħŇ
yc i inne planety. Pozostałe 17 grup miały pracowa
ę
na Ziemi.
— Dobrze — odparł powoli Aszmarin.
Spodziewał si
ħ
,
Ň
e powierz
Ģ
mu grup
ħ
mi
ħ
dzyplanetarn
Ģ
, chocia
Ň
by ksi
ħŇ
ycow
Ģ
. Miał na to
pewn
Ģ
szans
ħ
, gdy
Ň
dawno ju
Ň
nie czuł si
ħ
tak dobrze jak teraz. Był w doskonałej formie i do
ostatniej chwili nie tracił nadziei. Ale Wachłakow nie wiadomo czemu powzi
Ģ
ł inn
Ģ
decyzj
ħ
i nie
mo
Ň
na było nawet rozmówi
ę
si
ħ
z nim po ludzku, bo w gabinecie sterczeli jacy
Ļ
obcy ludzie z
niezadowolonymi g
ħ
bami.
— Dobrze — powtórzył spokojnie.
— Siewierokurylsk ju
Ň
wie — powiedział Wachłakow. — W Bajkowie ustalicie konkretnie
miejsce do
Ļ
wiadczenia.
— Gdzie to jest?
— Na Szumszu. Administracyjna stolica Szumszu. — Wachłakow splótł palce i patrzył na
Ļ
cian
ħ
. — Sermus te
Ň
zostaje na Ziemi — dodał. — Jedzie na Sahar
ħ
. Aszmarin zbył to
milczeniem.
— No wła
Ļ
nie — ci
Ģ
gn
Ģ
ł Wachłakow. — Dobrałem ju
Ň
panu pomocników. B
ħ
dzie pan miał
dwóch pomocników. Dzielni chłopcy.
— Nowicjusze — rzekł Aszmarin.
— Dadz
Ģ
sobie rad
ħ
— odparł szybko Wachłakow. — Przeszli przygotowanie ogólne. Dzielni
chłopcy, mówi
ħ
panu. Potrafi
Ģ
si
ħ
zachowa
ę
w ka
Ň
dej sytuacji.
Nieznajomi w gabinecie u
Ļ
miechn
ħ
li si
ħ
z szacunkiem. Wachłakow dorzucił:
— Nawiasem mówi
Ģ
c, jeden z nich był równie
Ň
desantowcem.
— Dobrze — powiedział Aszmarin. — Czy to wszystko?
— Wszystko. Mo
Ň
e pan wyrusza
ę
,
Ň
ycz
ħ
powodzenia. Pa
ı
ski ładunek i ludzie s
Ģ
w sto
szesnastym.
Aszmarin skierował si
ħ
do drzwi. Wachłakow zawahał si
ħ
i powiedział jeszcze:
— I wracaj pr
ħ
dko, kolego. Mam dla ciebie ciekawy temat.
Aszmarin zamkn
Ģ
ł za sob
Ģ
drzwi i zatrzymał si
ħ
chwil
ħ
. Przypomniał sobie,
Ň
e sto szesnaste
laboratorium znajduje si
ħ
o pi
ħę
pi
ħ
ter ni
Ň
ej, i skierował si
ħ
do windy. W windzie spotkał Tacudzo
Misim
ħ
, kr
ħ
pego Japo
ı
czyka z ogolon
Ģ
głow
Ģ
, w niebieskich okularach. Misima zapytał:
— Dok
Ģ
d .udaje si
ħ
pa
ı
ska grupa, panie Fiodorze?
— Na Wyspy Kurylskie — odparł Aszmarin.
Misima przymru
Ň
ył zapuchni
ħ
te powieki, wyj
Ģ
ł chustk
ħ
do nosa i zacz
Ģ
ł przeciera
ę
okulary.
Aszmarin wiedział,
Ň
e grupa Misimy udaje si
ħ
na Merkurego, na Płon
Ģ
ce Płasko — wzgórze.
Misima miał dwadzie
Ļ
cia osiem lat i nie zrobił jeszcze swego pierwszego miliarda kilometrów.
Winda stan
ħ
ła.
— Sajonara, Tacudzo. Jarosiku — powiedział Aszmarin.
Misima u
Ļ
miechn
Ģ
ł si
ħ
szeroko.
— Sajonara, Fiodor–san — odparł.
W laboratorium numer sto szesna
Ļ
cie było widno i pusto. W prawym rogu stało Jajko —
wypolerowana kula si
ħ
gaj
Ģ
ca połowy ludzkiego wzrostu. W lewym — siedziało dwóch ludzi,
którzy wstali przy wej
Ļ
ciu Aszmarina. Aszmarin zatrzymał si
ħ
i przyjrzał im badawczo. Mogli
mie
ę
nie wi
ħ
cej ni
Ň
po dwadzie
Ļ
cia pi
ħę
lat. Jeden był wysoki, jasnowłosy o nieładnej, czerwonej
twarzy. Drugi ni
Ň
szy, smagły, przystojny, w typie hiszpa
ı
skim, w zamszowej kurteczce i ci
ħŇ
kich
butach sportowych. Aszmarin wło
Ň
ył r
ħ
ce do kieszeni, wzniósł si
ħ
na palce i znów opu
Ļ
cił na pi
ħ
ty.
„Nowicjusze” — pomy
Ļ
lał. Niespodziewanie zabolał go prawy bok, w tym miejscu gdzie
brakowało dwóch
Ň
eber.
— Dzie
ı
dobry — powiedział. — Nazywam si
ħ
Aszmarin.
Smagły wyszczerzył w u
Ļ
miechu białe z
ħ
by.
— Wiemy. — Spowa
Ň
niał i przedstawił si
ħ
: — Ku
Ņ
ma Soroczy
ı
ski.
— Wiktor Galcew — powiedział jasnowłosy. „Ciekawe, który z nich był desantowcem —
pomy
Ļ
lał Aszmarin. — Z pewno
Ļ
ci
Ģ
ten Hiszpan, Ku
Ņ
ma Soroczy
ı
ski”. I zapytał:
— Który z was brał udział w desancie?
— Ja — odparł jasnowłosy Galcew.
— I za có
Ň
pana…? — zapytał Aszmarin. — Je
Ň
eli to nie sekret.
—
ņ
aden sekret — odpowiedział Galcew. — Dyscyplina.
Spojrzał Aszmarinowi prosto w oczy. Miał jasnoniebieskie oczy, ocienione g
ħ
stymi, kobiecymi
rz
ħ
sami, które dziwnie nie pasowały do jego wulgarnej, czerwonej twarzy.
— Tak — rzekł Aszmarin. — Desantowiec musi by
ę
zdyscyplinowany. Ka
Ň
dy człowiek
powinien by
ę
zdyscyplinowany. Zreszt
Ģ
to tylko moje osobiste zdanie. Co pan umie?
Zauwa
Ň
ył,
Ň
e Galcew
Ļ
ci
Ģ
gn
Ģ
ł brwi, i sprawiło mu to pewn
Ģ
satysfakcj
ħ
. Powtórzył:
— Co pan umie, Galcew?
— Jestem biologiem — odparł Galcew. — Specjalno
Ļę
— nematody.
— T–a–ak… — rzekł Aszmarin i zwrócił si
ħ
do Soroczy
ı
skiego. — A pan?
— In
Ň
ynier gastronom — powiedział Soroczy
ı
ski i znów pokazał białe z
ħ
by w u
Ļ
miechu.
„Wspaniale — pomy
Ļ
lał Aszmarin. — Specjalista od glist i cukiernik. Niezdyscyplinowany
desantowiec i zamszowa kurteczka. Dzielni chłopcy. Zwłaszcza ten niby desantowiec. Niech diabli
wezm
Ģ
Wachłakowa”. Aszmarin wyobraził sobie, jak Wachłakow dobieraj
Ģ
c starannie i
skrupulatnie skład grup mi
ħ
dzyplanetarnych spo
Ļ
ród dwóch tysi
ħ
cy ochotników spojrzał na
zegarek, rzucił okiem na wykaz i powiedział: „Grupa Aszmarina, Wyspy Kurylskie. Aszmarin to
człowiek do
Ļ
wiadczony. Wystarczy mu trzech ludzi. Nawet dwóch. To przecie
Ň
nie Merkury ani
Płon
Ģ
ce Płaskowzgórze. Damy mu chocia
Ň
by tego Soroczy
ı
skiego i tegoj Galcewa. Zwłaszcza
Ň
e
Galcew te
Ň
był desantowcem”.
— Czy jeste
Ļ
cie przygotowani do pracy? — zapytał.
— Tak — odparł Galcew.
— Jeszcze jak — rzekł Soroczy
ı
ski. — Obkuci. Aszmarin podszedł do Jajka i dotkn
Ģ
ł jego
chłodnej, wypolerowanej powierzchni. Po czym zwrócił si
ħ
do Gałcewa: — Czy pan wie, co to
jest?
Galcew wzniósł oczy w gór
ħ
, zastanowił si
ħ
i wyrecytował :
— Embriomechaniczna aparatura MZ–8. M
ħ
chanozarodnik i model nr osiem.
Samowystarczalny, samofozwijaj
Ģ
cy si
ħ
układ mechaniczny, ł
Ģ
cz
Ģ
cy w sobie programowe
kierowanie MChW — mechanochromozomy Wachłakowa, układ przyjmuj
Ģ
cych i wykonawczych
organów, układ dygiestalny i układ energetyczny. MZ–8 jest embrionalno–mechaniczn
Ģ
aparatur
Ģ
,
która zdolna jest w ka
Ň
dych warunkach i z dowolnego surowca przekształca
ę
si
ħ
w ka
Ň
d
Ģ
przewidzian
Ģ
programem konstrukcj
ħ
. MZ–8 jest przeznaczony…
— Teraz pan — zwrócił si
ħ
Aszmarin do Soroczy
ı
skiego. Soroczy
ı
ski odpowiedział bez
namysłu:
— Ten oto egzemplarz MZ — 8 przeznaczony jest do prób w warunkach ziemskich. Program
typowy, typ 64: zarodnik winien si
ħ
przekształci
ę
w hermetyczn
Ģ
kopuł
ħ
mieszkaln
Ģ
na sze
Ļę
osób
z przepustem i filtrem tlenowym.
Aszmarin spojrzał w okno i zapytał:
— Waga?
— Około półtora cetnara.
Pomocnicy w grupie eksperymentalnej mieli prawo tego wszystkiego nie wiedzie
ę
.
— Dobrze — powiedział Aszmarin. — A teraz ja wam powiem to, czego nie wiecie. Po
pierwsze Jajko zast
ħ
puje 19 tys. godzin pracy wykwalifikowanego człowieka. Po drugie, wa
Ň
y
rzeczywi
Ļ
cie półtora cetnara i gdy zajdzie potrzeba, b
ħ
dziecie je musieli d
Ņ
wiga
ę
na własnych
barkach.
Galcew skin
Ģ
ł głow
Ģ
, a Soroczy
ı
ski powiedział:
— Naturalnie,
Ň
e b
ħ
dziemy.
— To
Ļ
wietnie — rzekł Aszmarin. — Zaczynajcie od razu. Przetoczcie je do windy i
sprowad
Ņ
cie na dół. Potem udacie si
ħ
do magazynu po aparatur
ħ
rejestruj
Ģ
c
Ģ
. Z całym tym
ładunkiem zjawicie si
ħ
na miejskim lotnisku o ósmej wieczór. Postarajcie si
ħ
nie spó
Ņ
ni
ę
.
Odwrócił si
ħ
i wyszedł. Po chwili rozległ si
ħ
przeci
Ģ
gły łoskot: grupa Aszmarina przyst
Ģ
piła do
wykonania pierwszego zadania.
2
O
Ļ
wicie towarowo–pasa
Ň
erski stratoplan zrzucił grup
ħ
na pterokarze nad Drug
Ģ
Cie
Ļ
nin
Ģ
Kurylsk
Ģ
. Galcew z wielk
Ģ
maestri
Ģ
wyprowadził pterokar z lotu nurkowego, rozejrzał si
ħ
,
popatrzył na map
ħ
, na kompas i od razu znalazł Bajkowo — kilka rz
ħ
dów jednopi
ħ
trowych
budynków z białego i czerwonego litoplastu obejmuj
Ģ
cych półkolem niewielk
Ģ
, lecz gł
ħ
bok
Ģ
zatok
ħ
. Pterokar wyl
Ģ
dował na bulwarze. Wczesny przechodzie
ı
(młodzieniec w koszulce
sportowej i brezentowych spodniach) wskazał im, gdzie znajduje si
ħ
administracja. Dy
Ň
urny
administrator wyspy, pełni
Ģ
cy równie
Ň
funkcj
ħ
naczelnego agronoma — niemłody, przygarbiony
Ain powitał ich uprzejmie.
Po wysłuchaniu Aszmarina zaproponował do wyboru par
ħ
niewielkich sopek na północnym
wybrze
Ň
u. Mówił po rosyjsku do
Ļę
dobrze, czasem tylko zatrzymywał si
ħ
w połowie słowa, jakby
miał trudno
Ļ
ci z akcentem lub te
Ň
troch
ħ
si
ħ
j
Ģ
kał.
— Wybrze
Ň
e północne — to dosy
ę
daleko — powiedział. — I nie ma tam dobrych dróg. Ale wy
macie pterokar. A poza tym nie mog
ħ
wam zaproponowa
ę
nic le
ŇĢ
cego bli
Ň
ej. Słabo si
ħ
znam na
do
Ļ
wiadczeniach fizycznych. Ale wi
ħ
ksza cz
ħĻę
wyspy jest zaj
ħ
ta pod plantacje, basztany,
inspekty. Wsz
ħ
dzie teraz pracuje młodzie
Ň
szkolna. Nie mog
ħ
ryzykowa
ę
.
— Nie ma
Ň
adnego ryzyka — powiedział Soroczy
ı
ski. — Nie ma
Ň
adnego niebezpiecze
ı
stwa.
— Dzi
ħ
kuj
ħ
— powiedział Aszmarin. — Wybrze
Ň
e północne całkowicie nam odpowiada.
— Tak — powiedział Ain. — Tam nie ma inspektów ani plantacji. Ro
Ļ
nie tam tylko brzoza. I
jeszcze gdzie
Ļ
tam pracuj
Ģ
archeolodzy.
— Archeolodzy? — zdziwił si
ħ
Soroczy
ı
ski.
— Dzi
ħ
kuj
ħ
— powtórzył Aszmarin. — Udamy si
ħ
tam natychmiast.
— Zaraz b
ħ
dzie
Ļ
niadanie — rzekł Ain.
ĺ
niadanie zjedli w milczeniu.
— Dzi
ħ
kuj
ħ
— rzekł Aszmarin wstaj
Ģ
c. — S
Ģ
dz
ħ
,
Ň
e musimy si
ħ
Ļ
pieszy
ę
.
— Do widzenia — po
Ň
egnał ich Ain. — Je
Ň
eli b
ħ
dziecie czego
Ļ
potrzebowali, zwracajcie si
ħ
do
mnie. Bez ceremonii.
— Dobrze, bez ceremonii — powiedział Soroczy
ı
ski. Aszmarin przesun
Ģ
ł po nim wzrokiem i
znów zwrócił si
ħ
do Aina.
— Do widzenia — rzekł.
W pterokarze powiedział:
— Je
Ň
eli pan, młodzie
ı
cze, jeszcze raz sobie na co
Ļ
podobnego pozwoli, wyprawi
ħ
pana z
powrotem.
— Przepraszam — odparł Soroczy
ı
ski i zaczerwienił si
ħ
gwałtownie. Jego gładka, smagła
twarz z rumie
ı
cem stała si
ħ
jeszcze pi
ħ
kniejsza.
Na wybrze
Ň
u północnym rzeczywi
Ļ
cie nie było baszta — nów ani inspektów, była tylko brzoza.
Brzoza kurylska ro
Ļ
nie „le
ŇĢ
c”,
Ļ
ciele si
ħ
po ziemi i jej wilgotne, s
ħ
kate pnie i gał
ħ
zie tworz
Ģ
zwarte, nieprzebyte zaro
Ļ
la. Z góry zaro
Ļ
la brzozy kurylskiej wygl
Ģ
daj
Ģ
jak nieszkodliwe zielone
ł
Ģ
czki, nadaj
Ģ
ce si
ħ
całkowicie na l
Ģ
dowisko dla niewielkich maszyn. Ani Galcew, który prowadził
pterokar, ani Aszmarin i Soroczy
ı
ski nie mieli poj
ħ
cia o kurylskiej brzozie. Aszmarin wskazał na
okr
Ģ
gł
Ģ
sopk
ħ
i zadecydował: „Tutaj”. Soroczy
ı
ski spojrzał nie
Ļ
miało na Aszmarina i powiedział:
„Bardzo dobre miejsce”. Galcew wypu
Ļ
cił podwozie i skierował pterokar do l
Ģ
dowania wprost w
Ļ
rodek du
Ň
ej zielonej płaszczyzny u podnó
Ň
a okr
Ģ
głej sopki. Po upływie minuty pterokar z
trzaskiem zarył si
ħ
dziobem w blad
Ģ
ziele
ı
kurylskiej brzozy. Aszmarin usłyszał trzask, ujrzał
miliony ró
Ň
nobarwnych gwiazd i na krótki czas stracił przytomno
Ļę
.
Potem otworzył oczy i przede wszystkim zobaczył r
ħ
k
ħ
. R
ħ
ka była du
Ň
a, opalona, ze
Ļ
wie
Ň
ymi
zadrapaniami na palcach, które jak gdyby bezwiednie przesuwały si
ħ
po klawiszach tablicy
sterowniczej. R
ħ
ka znikn
ħ
ła i ukazała si
ħ
ciemnoczerwona twarz z bł
ħ
kitnymi oczami i kobiecymi
rz
ħ
sami.
— Towarzyszu Aszmarin — powiedział Galcew poruszaj
Ģ
c z trudem zranionymi wargami.
Aszmarin st
ħ
kn
Ģ
ł i spróbował usi
ĢĻę
. Bolał go bardzo prawy bok i zdawało mu si
ħ
,
Ň
e ma
zranione czoło. Dotkn
Ģ
ł czoła i spojrzał na palce. Były we krwi. Popatrzył na Galcewa, który
wycierał usta chustk
Ģ
.
— Mistrzowskie l
Ģ
dowanie — powiedział. — Jestem zachwycony, towarzyszu specjalisto od
nematodów.
Galcew milczał. Przyciskał do ust zwini
ħ
t
Ģ
w kł
ħ
bek chusteczk
ħ
, twarz jego była nieruchoma.
Zabrzmiał wysoki, dr
ŇĢ
cy głos Soroczy
ı
skiego:
— On nie jest winien.
Aszmarin powoli odwrócił głow
ħ
i spojrzał na Soroczy
ı
skiego. Soroczy
ı
ski był wzburzony.
— Galcew nie jest winien — powtórzył i odsun
Ģ
ł si
ħ
.
Aszmarin uchylił drzwiczki kabiny, wysun
Ģ
ł głow
ħ
na zewn
Ģ
trz i par
ħ
sekund ogl
Ģ
dał wyrwane
z korzeniami, połamane pnie wpl
Ģ
tane w podwozie. Wyci
Ģ
gn
Ģ
ł r
ħ
k
ħ
, zerwał kilka szorstkich,
błyszcz
Ģ
cych listeczków, roztarł je w palcach i rozgryzł. Listki były cierpkie i gorzkawe. Aszmarin
splun
Ģ
ł i zapytał nie patrz
Ģ
c na Galcewa:
— Maszyna cała?
— Cała — odparł Galcew przez chustk
ħ
.
— Wybili
Ļ
cie z
Ģ
b? — zapytał Aszmarin.
— Tak — powiedział Galcew. — Wybiłem.
— Zagoi si
ħ
do wesela — pocieszył go Aszmarin. — Spróbujcie unie
Ļę
maszyn
ħ
na
wierzchołek sopki.
Wydoby
ę
si
ħ
z idiotycznych krzaków było nie tak łatwo, ale wreszcie Galcew wyl
Ģ
dował na
czubku okr
Ģ
głego wzgórza. Aszmarin wysiadł i rozejrzał si
ħ
, rozcieraj
Ģ
c r
ħ
k
Ģ
prawy bok. Z tego
miejsca wyspa robiła wra
Ň
enie bezludnej i płaskiej jak stół. Sopka była naga i ruda od lawy. Od
wschodu pi
ħ
ły si
ħ
po niej zaro
Ļ
la brzozy kurylskiej, a na południu rozci
Ģ
gały si
ħ
zielone prostok
Ģ
ty
plantacji arbuzów. Do zachodniego wybrze
Ň
a było ze siedem kilometrów, a dalej w liliowej mgle
zarysowywały si
ħ
bladofioletowe kontury gór, a jeszcze dalej i bardziej na prawo na szafirowym
tle nieba nieruchomo le
Ň
ał dziwaczny trójk
Ģ
tny obłok o wyra
Ņ
nie zakre
Ļ
lonych konturach. Brzeg
północny był znacznie bli
Ň
ej. Opadał stromo ku morzu, nad urwiskiem wznosiła si
ħ
jaka
Ļ
niedorzeczna wie
Ň
a — zapewne dach starodawnego japo
ı
skiego umocnienia. Koło wie
Ň
yczki
bielił si
ħ
namiot i krz
Ģ
tały male
ı
kie figurki ludzkie, f Byli to archeolodzy, o których wspomniał
dy
Ň
urny administrator. Aszmarin wci
Ģ
gn
Ģ
ł nosem powietrze. Pachniało słon
Ģ
wod
Ģ
i rozgrzanymi
skałami. I było bardzo cicho, nie dolatywał nawet szum morza.
„Dobry teren — pomy
Ļ
lał Aszmarin. — Jajko mo
Ň
na postawi
ę
tutaj, aparaty filmowe i inne
urz
Ģ
dzenia na zboczach, a obóz rozbi
ę
ni
Ň
ej, przy plantacjach. Arbuzy s
Ģ
pewnie jeszcze
niedojrzałe”. Potem pomy
Ļ
lał o archeologach. Znajduj
Ģ
si
ħ
wprawdzie w odległo
Ļ
ci jakich
Ļ
pi
ħ
ciu
kilometrów, ale w ka
Ň
dym razie nale
Ň
y ich uprzedzi
ę
,
Ň
eby si
ħ
zbytnio nie zdziwili, gdy
mechanozarodnik zacznie działa
ę
. Ciekawe, co archeolodzy maj
Ģ
tu do roboty.
Aszmarin przywołał Galcewa i Soroczy
ı
skiego i powiedział:
— Do
Ļ
wiadczenie przeprowadzimy tutaj. Wydaje mi si
ħ
,
Ň
e teren jest odpowiedni. Surowiec —
lawa, tuf, akurat to, co potrzeba. Zaczynajcie.
Galcew i Soroczy
ı
ski podeszli do pterokaru i otworzyli baga
Ň
nik. W baga
Ň
niku zamigotały
słoneczne zaj
Ģ
czki. Soroczy
ı
ski wlazł do wn
ħ
trza, st
ħ
kn
Ģ
ł i nagle jednym pchni
ħ
ciem wytoczył
Jajko na ziemi
ħ
. Gniot
Ģ
c z trzaskiem law
ħ
, Jajko potoczyło si
ħ
par
ħ
kroków i zatrzymało. Galcew
ledwo zd
ĢŇ
ył uskoczy
ę
z drogi.
— Niepotrzebnie — powiedział cicho. — Poderwiesz si
ħ
.
Soroczy
ı
ski zeskoczył i odparł basem:
— To nic, jeste
Ļ
my przyzwyczajeni.
Aszmarin obszedł Jajko dookoła, spróbował je popchn
Ģę
. Jajko nawet nie drgn
ħ
ło.
— Doskonale — powiedział. — Teraz aparaty filmowe. Stracili mnóstwo czasu ustawiaj
Ģ
c
kamery: z ultraczerwonym obiektywem, ze stereoobiektywem, z obiektywem rejestruj
Ģ
cym
temperatur
ħ
, z kompletem filtrów
Ļ
wietlnych. Było ju
Ň
koło dwunastej, gdy Aszmarin powoli otarł
r
ħ
kawem pot z czoła i wyci
Ģ
gn
Ģ
ł z kieszeni plastykowy futerał z aktywatorem. Galcew i
Soroczy
ı
ski przystan
ħ
li z tyłu, zagl
Ģ
daj
Ģ
c mu przez rami
ħ
. Aszmarin delikatnie wytrz
Ģ
sn
Ģ
ł
aktywator na dło
ı
— była to l
Ļ
ni
Ģ
ca rurka z przyssawk
Ģ
na jednym ko
ı
cu i czerwonym,
wy
Ň
łobionym guziczkiem z drugiej. „Zaczynamy” — powiedział na głos. Podszedł do Jajka i
przycisn
Ģ
ł przyssawk
ħ
do wypolerowanej powierzchni metalu. Wyczekał chwil
ħ
i wielkim palcem
nacisn
Ģ
ł czerwony guziczek.
Plik z chomika:
Zabr7
Inne pliki z tego folderu:
Strugaccy Arkadij i Borys - Bezsilni tego świata.pdf
(1202 KB)
Strugaccy Arkadij i Borys - Bajka o trojce.pdf
(364 KB)
Strugaccy Arkadij i Borys - Bialy stozek Alaidu.pdf
(136 KB)
Strugaccy Arkadij i Borys - Drapieżność naszego wieku.pdf
(658 KB)
Strugaccy Arkadij i Borys - Ekspedycja do piekla.pdf
(1132 KB)
Inne foldery tego chomika:
A. G. Taylor
A. J. Quinnell
Abbott Jeff
Abe Kobo
Abercrombie Joe
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin