Kałużyński Zygmunt - Siekiera z kasetami.pdf

(97 KB) Pobierz
Siekiera z kasetami
Siekiera z kasetami
Nasi reżyserzy filmowi mogliby się uczyć od amatorów
„Dziękuję osobie takiej a takiej za udostępnienie mieszkania” – oto tekst, jaki
pojawia się w zakończeniu filmu, uczestniczącego w konkursie kina
amatorskiego Dyskusyjnego Klubu Filmowego Sztorm w Kołobrzegu. Impreza
już z założenia ma zasięg ograniczony, niemniej pozwalam sobie
zainteresować czytelników „Polityki” jej tegorocznymi wynikami.
ZYGMUNT KAŁUŻYŃSKI
By wziąć się do roboty nad filmem amatorskim, trzeba mieć: 1) decyzję, 2)
zamiłowanie do kina, 3) poczucie, że ma się coś do pokazania. W rezultacie, od
filmu amatorskiego oraz dokumentalnego zaczęły się trendy, które już nieraz
odrodziły kino. Który to zabieg przydałby się naszej produkcji oficjalnej: brnie ona w
inscenizację klasyków szkolnych oraz ugrzęzła w prowincjonalnej imitacji
amerykańskich thrillerów typu „gangsterzy z Chicago w Mielęcinie”, i nie potrafi
pokazać współczesnego życia, co jest zadaniem kina. Otóż, być może, w próbach
amatorskich, które pojawiają się spontanicznie, niejako od dołu, prześwituje coś
więcej? Spróbujmy zobaczyć.
„Videomania”: główna nagroda w Kołobrzegu. Rzeczywiście jest to film, który pod
względem sprawności nie ustępuje robocie fachowej. Rzecz dzieje się w wiejskim
obejściu: jego mieszkaniec o poczciwym wyglądzie, we flanelowym wdzianku,
oświadcza, że cieszy go świeże powietrze i że „dziś nareszcie był normalny”. Co
niezupełnie się sprawdza: gdy rąbał drzewo, siekiera zamieniła się w monitor z
wkładem na kasety, który usiłuje mu wręczyć energiczny agitator, jednak nasz
wieśniak odmawia pod pretekstem, że tu nie ma prądu, i nie przekonuje go
argument, że są baterie.
1
8853008.004.png 8853008.005.png 8853008.006.png 8853008.007.png 8853008.001.png
Wygląda, że była to wizja, z której nasz się otrząsnął; wchodzi na stryszek za jakąś
robotą, ale znajduje tam wśród gratów następny monitor i tym razem nie może się
oprzeć: by uzyskać prąd, instaluje dynamo i napędza je na rowerze, ale następuje
eksplozja, która wyrzuca go na podwórko: zapewne stracił przytomność, bo to, co
teraz następuje, są to kolejne jego wizje: ściga go pojazd latający typu SF
ostrzeliwując go, pędzi go po obejściu dinozaur (zapewne zręcznie wykopiowany z
kasety Spielberga), ma on też kłopoty ze swoim lekarzem, który wmawia w niego
wideomanię, i z którym ściera się na neonowe miecze z „Gwiezdnych wojen” (tak
jest): wygląda że nie ma ratunku, bo „całe społeczeństwo cierpi na wideomanię”.
Ale tu następuje niespodziewany finał: nasz wieśniak odbiera komunikat aparatem
zainstalowanym na narzędziu rolniczym i ulatuje w przestrzeń: może pochodził z
innej planety? Agitator, który na początku wpychał mu monitor, oświadcza:
„Wygląda na to, że będę musiał sam sobie poradzić z wideomanią”.
Ten ironiczny filmik braci Dominika i Piotra Matwiejczyków (ten drugi gra główną
rolę) przypomniał mi Mrożka – „Sąsiad Jusienga siedział na pieńku i czytał
»Horyzonty techniki«, gdy coś go takiego z lasu zaszło, że wrócił z oczyma w słup”
– oraz karykaturę Lenicy, na której wieśniacy jakoby nowocześni lecieli na
helikopterze, ale dzierżąc kosy osadzone ostrzami do góry. Kontrast między
wymogami nowoczesności oraz naszą narodową, z trudem zmieniającą się,
mentalnością. Ale satyra Mrożka i karykatura Lenicy pochodzą sprzed 40 lat;
stanowiły one wtedy krytykę zacofania oraz agitację za postępem technicznym.
Inaczej wygląda to dzisiaj, gdy podobno co drugi obywatel, przynajmniej w mieście,
posiada komórkę, na ulicy przygniatają nas postery o wymiarach trzy na dwa metry,
zaś w domu miga się przed oczyma od reklam TV. Na tym tle szyderstwo
„Videomanii” odbiera się jak oddech zdrowia, zaś usilne przeciwstawianie
wiejskiego podwórka, tamtejszej uliczki, leśnego krajobrazu, dziwactwom Dolby-
stereo stanowi wręcz demonstrację humanistyczną.
„Aniołowie”, reżyser Aneta Gutkowska, nagroda za reżyserię. Dziewczyna
przechadzająca się z wózeczkiem jest świadkiem, jak mężczyzna wyrzuca z
samochodu chłopca; dziewczyna ratuje małego i odwozi go na swoim pojeździe do
szpitala. Ale następnie ona sama jest zaatakowana przez owego samochodziarza;
lecz ocalony przez nią malec, wiedziony intuicją, nakłania obsługę szpitala do
pomocy, napastnik zostaje obezwładniony. Film czarno-biały, mimiczny, bez tekstu,
co nadaje mu charakter symboliczny; jest on jeszcze podkreślony przez prolog,
który następnie powtarza się w finale: dziecko w białej szacie, z przyprawionymi
skrzydełkami, wykonuje nieokreślony tajemniczy taniec.
2
 
Czy oznacza ono anielskie środowisko, broniące się przed najeźdźcą w
samochodzie? Ale jest to nie tylko przeciwstawienie sielskiego czemuś obcemu,
lecz także zderzenie pokoleniowe: młodzi przeciwko dorosłemu, czy raczej dorosły
przeciwko młodym?, czy także: otoczenie żeńskie oraz dziecko przeciwko
mężczyźnie, jako że na końcu odprowadza go, skrępowawszy mu ręce, pogodna
osoba dojrzała, nauczycielka? kierowniczka szpitala? Film jakoby o incydencie,
lecz z aluzją podwójną: solidarność żeńska, lecz ograniczona do ratownictwa oraz
podejrzliwość wobec dorosłego rozporządzającego samochodem, gdy my młodzi
mamy tylko wózek.
„Taki los”, reżyser Marek Kosowiec, nagroda specjalna. Młody mężczyzna prowadzi
gospodarstwo: wstaje rano zapalając lampę naftową, wygania krowy na pastwisko,
orze pługiem zaprzężonym w konia. Czemu towarzyszy jego komentarz: skończył
szkołę, odbył też technikum, ale nie dostał pracy; jego ojciec umarł przedwcześnie,
więc musiał zająć się obejściem i tak już zostało. Nie ożenił się jeszcze, ale
zamierza; chciałby mieć kombajn, ale go na razie nie stać. No cóż, powtarza parę
razy, taki los... ale ciekawe, nie wierzymy mu. Wydawałoby się, że jest to jeszcze
jeden temat interwencyjny, protest ofiary niedostatku itp., itd. Nic podobnego. Owe
zwroty o losie, o braku drogiej maszyny padają automatycznie, bo tak się zwykle
mówi, zresztą są przecież takie szanse, należy je wymienić, bo się o nich wie, ale
film promieniuje równowagą, regularnością, spokojem ducha, co wyraża przejrzysta
i słoneczna fotografia; jesteśmy pewni, że niezależnie od tego, czy nasz rolnik
uzyska kombajn, z nim czy bez niego jest on na swoim miejscu w swoim życiu, zaś
to jest najważniejsze. Ciekawa sugestia, w czasach gdy jakoby współczesność
wywiera wściekłą presję, by się bogacić, robić karierę, pchać się do góry.
Przytoczę jeszcze jeden film, który wydaje mi się charakterystyczny ze względu na
stosunek do kultury: „Cisza” Katarzyny Klimkiewicz, nagroda za etiudę. Jest to
impresja ilustrująca tekst poetycki: mogłoby się wydawać, okazja, by dać filmowy
dynamiczny odpowiednik współczesnej piosenki rockowej, rewindykacyjnej,
3
8853008.002.png 8853008.003.png
awangardowej. Nic z tego. Taśma czarno-biała, fotografia dyskretnie cieniowana,
sceneria odwiecznego parku; pośród rzeźb ogrodowych, pinii hodowlanych
strzyżonych w stylu XVIII-wiecznym, po moście nad sztucznym jeziorem, po
stopniach pałacowych krąży dziewczyna w bieli o klasycznych rysach twarzy; tekst
deklamowany mówi o ciszy, która jest ułamkiem wieczności. Niespodzianka:
kultura, w naszym jakoby wieku elektronicznym, odwołuje się do tradycji,
wystylizowanej wręcz na muzealną...
Muszę tu z konieczności ograniczania się pominąć inne pozycje, które wydają mi
się typowe, np. „Meduza” Marcina Stapowicza, próba fabularna o młodym
bohaterze kuszonym przez możliwości życiowe łącznie z ewentualnością
samobójstwa, czy „I zobaczę twój śpiew” Bartłomieja Kodera: oryginalne splecenie
czułej opieki nad konającym starcem i lektury „Fausta” Goethego, co można
uważać za patetyczny manifest dobroczynności.
Byłoby zapewne pochopne i ryzykowne wyciągać generalne wnioski z rezultatów
konkursu w Kołobrzegu, niemniej parę spostrzeżeń się nasuwa. Te amatorskie
filmy przynoszą obraz życia różniący się od dostarczanego przez prasę czy
telewizję, nie mówiąc już o filmie oficjalnym, który nie daje żadnego. Presja
cywilizacji elektroniczno-komputerowej nie budzi snobizmu, przyjęta jest z ironią i
przegrywa wobec naszego pejzażu, do którego stale jesteśmy przywiązani
szczerzej niż do techniki; odpór na nowoczesność, lecz nie wrogi, ale pochodzący
z poczucia własnej niezależności; nieufność młodych wobec dorosłych, ale bez
agresji, ani nawet bez sformułowanej krytyki, ogranicza się do przywiązania do
swojego kręgu, z akcentem, że kobiecość i młodzież porozumiewają się najlepiej;
robienie kariery, pieniędzy i pchanie się do góry nie jest konieczne, bo można
spędzić życie na osobistym umiarkowanym szczeblu; kultura nie musi być
krzycząco modna, przeciwnie, zawiera się w swoim niezmiennym klasycznym
spadku.
Czy przez owe spontaniczne filmy przeziera jakiś pogląd statystyczny? Może tak,
może nie; nie chciałbym, by moje odczucie wyglądało na prowokację, czy na
kokieterię, ale faktem jest, że miałem wrażenie kontaktu z polskim życiem, jakiego
nie doznaje się z filmowych profesjonalnych gniotów obłożonych nagrodami na
festiwalu w Gdyni. Kierownikiem klubu Sztorm i organizatorem konkursu jest
Tadeusz Kielar .
4
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin