Clark Mary Jane - Zatancz ze mna.doc

(761 KB) Pobierz

Mary Jane Clark

 

 

 

Zatańcz ze mną

 

Dancing in the Dark

Przełożyła Lidia Rafa


Prolog

 

Brak możliwości widzenia wyostrzył pozostałe zmysły. Pogrążona w całkowitej ciemności, słyszała jedynie nieustający ryk oceanu Atlantyckiego w oddali, a nad głową delikatne trzepotanie skrzydeł. Nozdrza jej drgnęły, gdy w powietrzu wyczuta woń stęchlizny. Pod bosymi stopami miała zimną, wilgotną ziemię. Zacisnęła palce na mokrym piasku. Coś musnęło jej kostkę, zaczęła się modlić, by była to tylko mysz.

Spędziła w tym wilgotnym pomieszczeniu już trzy doby. Czuła, że jeszcze chwila, a postrada zmysły. Z drugiej strony, kiedy ją odnajdą jak to sobie cały czas wyobrażała, policja na pewno będzie ją o wszystko wypytywać. Jeśli przeżyje, musi być w stanie opowiedzieć ze szczegółami o tym, co zaszło.

Powie, że zostawił ją samą na całe wieki, że zanim wyszedł, zakneblował ją, żeby nikt nie słyszał jej krzyków. I że opuszczał knebel tylko po to, żeby przyciskać usta do jej ust.

Policja na pewno będzie chciała wiedzieć, co do niej mówił. Będzie musiała się przyznać, że już na drugi dzień po porwaniu przestała zadawać mu pytania, bo i tak nie odpowiadał. Jeśli czegoś chciał, wyrażał to dotykiem. Dokładnie opowie, jak ją pieścił i podnosił w górę, jak przygniatał ją swoim ciałem i dawał do zrozumienia, jak ma się poruszać.

Próbując poskładać wszystkie informacje, jakie musi przekazać policji, usłyszała znajome burczenie w brzuchu. Zjadła bardzo niewiele ze skąpych zapasów, ale wcale się tym nie przejmowała. Głód był jej starym znajomym. Wiedziała, że umiejętność zaspokojenia łaknienia minimalną porcją pożywienia była jej silną stroną, choć rodzice wcale tak nie uważali. Podobnie jej dawni przyjaciele, nauczyciele oraz terapeuci z ośrodka zdrowia, robiący wszystko, by zawrócić ją z drogi, którą obrała. Nie dostrzegali lego, co jej wydawało się oczywiste — niejedzenie było idealnym sposobem kontrolowania własnego życia.

Nasłuchując gołębia gruchającego gdzieś nad jej głową, myślała o swoich rodzicach. Musieli umierać z niepokoju. Mama pewnie płakała, ojciec krążył po salonie i, jak zawsze, gdy był zdenerwowany, co chwilę strzelał kostkami. Ciekawe, czy całe miasto zaczęło już jej szukać. Modliła się w duszy, żeby tak było. Miała nadzieję, że wszyscy, którzy ją w jakikolwiek sposób skrzywdzili, urazili czy zranili, zamartwiali się teraz o nią.

Próbowała się uspokoić, kołysząc się w miarowym rytmie przypływów fal. Wszystko będzie dobrze. Musi być. Powie policji, co się stało, jak bez słowa podciągnął ją, żeby wstała. Nie odzywał się do niej, tylko pokazał, czego od niej chciał, poruszając się tuż przy jej ciele. Musiała tańczyć dla niego w ciemności. Cały czas tańczyła, desperacko próbując go zadowolić. Tańczyła o życie.

 

* * *

 

Cztery godziny później, Ocean Grove. New Jersey

 

George Croft ochroniarz podniósł rękę i oświetlił zegarek na nadgarstku. Do końca zmiany została mu jeszcze godzina. Pora na ostatni patrol.

Ruszył na obchód pustymi alejkami. Z kieszeni munduru wyjął chusteczkę i wytarł spocone czoło i kark. Gdyby nie upiornie wysoka temperatura, ta noc niczym nie różniłaby się od innych w spokojnym i cichym miasteczku nad oceanem. Od czasu do czasu z mijanych domków dobiegało chrapanie. Przepisy obowiązujące na terenie ośrodka wprowadzały ciszę nocną o dwudziestej drugiej, więc prawie wszystkie światła były juz zgaszone. Słońce, upał i słone powietrze skutecznie usypiały letników.

Ochroniarz dotarł do końca ulicy St. Carmel, przeszedł na skróty po trawniku, żeby ostatni raz sprawdzić drzwi świątyni i Wielkiej Auli.

Ogromne drewniane budowle w wiktoriańskim stylu były zamknięte na cztery spusty. Oświetlony krzyż na dachu auli, wskazujący drogę przepływającym obok statkom, rozjaśniał mrok nocy i sygnalizował, że wszędzie panował spokój.

Z zadowoleniem stwierdził, że wszystko było w porządku, ale do oficjalnego końca służby wciąż pozostawał mu cały kwadrans. Nie daj Boże, żeby coś się wydarzyło przed drugą w nocy, a jego nie było na posterunku! Na pewno straciłby natychmiast robotę. Ta zaginiona dziewczyna nie mieszkała na terenie, który patrolował, ale gdyby jakiś wariat zamierzał uprowadzić jeszcze kogoś z Ocean Grove, to na pewno nie podczas jego zmiany!

Rany, ależ gorąco! George marzył o szklance zimnej wody. Oświetlił tatarką zabytkową drewnianą altankę, osłaniającą studnię Bersabee, pierwszą, jaką wywiercono w Ocean Grove i nazwano na cześć biblijnej studni jakubowej, opisywanej w Starym Testamencie, Woda z owej studni była dobra dla Izraelitów, a z tej w Ocean Grove czerpali założyciele miasta. Wprawdzie George wolał pić wodę butelkowaną, ale altanka wydawała się całkiem dobrym miejscem, by tam doczekać końca zmiany.

Od oceanu nie wiała nawet najlżejsza bryza, nocne powietrze po prostu stało w miejscu. Ochroniarz oświetlił trawnik i nie spiesząc się, szedł przed siebie. Miał jeszcze trochę czasu do zabicia. Zauważył, że rozwiązała mu się sznurówka, więc pochylił się, by ją zawiązać, Kiedy odkładał latarkę na trawę, usłyszał szelest, coś jakby drapanie.

Włoski na spoconym karku stanęły mu dęba. George skierował latarkę w stronę, skąd dobiegał hałas. Zmrużył oczy, próbując zidentyfikować to, co widział. W altance, na podłodze leżało coś dużego i, jak się wydawało, nieruchomego.

Podszedł bliżej. W tym momencie kształt poruszył się i jeszcze raz usłyszał ten sam szelest. Zbliżał się powoli i bardzo ostrożnie, w końcu Światło latarki odbiło się od bladej twarzy. Na podłodze leżała kobieta, zakneblowana i z przepaską na oczach.


Piątek 19 sierpnia

1

 

Diane, idąc pospiesznie Columbus Avenue, przez podeszwy butów czuła rozgrzany chodnik. Kropelki potu spłynęły jej po skroniach, gdy otarła wilgotne czoło, zaprzepaszczając tym samym dwadzieścia minut, które opędziła przed lustrem w łazience, układając włosy. Świeżo wyprana, bawełniana bluzka przylepiła jej się do pleców, a wykrochmalony kołnierzyk zaczynał smętnie opadać na ramiona. Dzień jeszcze się na dobre nie zaczął, a ona już się topiła.

Jak zwykłe, denerwowała się, że się spóźni. Zaczynała żałować, że przyrzekła sobie chodzić pieszo do pracy. Przejście dwudziestu przecznic było ostatnio jedyną formą wysiłku fizycznego, którego lak potrzebowała. Kiedy jej karnet na siłownię wygasł, nie przedłużała go, bo i tak nie korzystała z sali regularnie. Nie miała na nic czasu, a jeśli już go trochę znalazła, uważała, że powinna spędzać go z dziećmi.

W gorącym powietrzu unosił się ohydny zapach śmieci, które od rana smażyły się nu słońcu, czekając, aż ktoś zbierze je z chodnika. Diane z ulgą pomyślała o zbliżającym się dwutygodniowym urlopie. Będzie cudownie wyrwać się z miasta, byle dalej od tego zabójczego upału, hałasu, wiecznego pośpiechu i stresu. Ostatnie miesiące były dla nich wszystkich naprawdę ciężkie, wręcz brutalne.

Czasami czuła się tak, jakby nic się nie stało, jednak rzeczywistość szybko o sobie przypominała. Wystarczyło, że spojrzała na obgryzającą paznokcie Michelle czy na zgarbione plecy Anthony’ego wpatrującego się w stojące na pianinie zdjęcie ojca, albo gdy w środku nocy jej dłoń trafiała na pustkę w wielkim łóżku. Przeszła przez dziedziniec Lincoln Center, zatrzymując się na moment przy dużej fontannie, w nadziei, że orzeźwi ją powiew wilgotnego powietrza. Niestety, powietrze stało w miejscu.

Poprawiła torebkę i ruszyła dalej. Nieważne. Wkrótce ona i jej dzieci będą gdzieś indziej, w miejscu, gdzie powietrze nie śmierdzi, a woda jest zimna i czysta. Cóż, nie będzie to dokładnie to, co wcześniej planowali, ale pojadą na te wakacje. Zasłużyli na nie. Potrzebowali ich po tym wszystkim, co przeszli.

W końcu trzeba żyć dalej, nawet bez Philipa.

Diane popchnęła ciężkie drzwi obrotowe i weszła do holu, z ulgą poddając się fali zimnego powietrza. Uśmiechnęła się do umundurowanych strażników i sięgnęła do torebki po metalowy łańcuszek, na którym nosiła identyfikator. Wsunęła kartę w czytnik, który cicho piknął, co oznaczało, że drzwi do siedziby kanału informacyjnego KEY Info były otwarte. Wielu korespondentów oburzało się, że muszą pokazywać identyfikatory. Uważali, że są na tyle znani, że nie powinno się tego od nich wymagać. Diane zupełnie to nie przeszkadzało. Ochroniarze nie mieli tu lekkiego życia, a dla niej wyjęcie identyfikatora nie było żadnym wysiłkiem. Nie zgodziła się jedynie nosić tego czegoś na szyi przez cały dzień.

W sklepiku kupiła herbatę i banana. Podchodząc do długiego rzędu wind, minęła duże, podświetlone zdjęcia dziennikarzy i korespondentów działu wiadomości w stacji KEY Info, pogrupowane według programów, w jakich pracowali. Z plakatu Wieczornych wiadomości KEY uśmiechała się Eliza Blake. Constance Young i Harry Granger szczerzyli zęby w uśmiechu pod logo porannej audycji Oto Ameryka. Zrobione rok wcześniej zdjęcie z programu Pod lupą przedstawiało Cassiego Sheridana w otoczeniu reporterów wiadomości. Diane nawet nie spojrzała na swoją uśmiechniętą twarz, z dużymi niebiesko–szarymi oczyma i nosem, który, jak na jej gust, mógłby być nieco prostszy. Zmieniła się. Stres i nerwy, jakie towarzyszyły jej przez kilka ostatnich miesięcy, dawały o sobie znać. Drobne zmarszczki w kącikach oczu pogłębiły się, a wokół ust pojawiły się nowe, efekt nieświadomego marszczenia się, Diane zauważyła, że od jakiegoś czasu używała korektora nawet kilka razy dziennie, żeby zatuszować cierne, jakie pojawiły się jej pod oczami.

Jeszcze jeden powód, dla którego należało wyjechać na urlop, pomyślała, naciskając guzik przywołujący windę. Gdyby tylko mogła wyjechać i choć przez chwilę się zrelaksować, od razu zaczęłaby lepiej wyglądać. Wszystkie reporterki dobrze wiedziały, że w tej pracy liczy się wygląd. Oczywiście mężczyźni też zwracali uwagę na swój wygląd, tyle że oni mogli sobie pozwolić na siwe włosy, drobne zmarszczki, kilka dodatkowych kilogramów. Kobietom absolutnie to nie uchodziło. Doskonale zdawały sobie sprawę, że to się tak prędko nie zmieni, więc mogły co najwyżej ponarzekać na ten temat. Owszem, u prezenterek telewizyjnych liczyło się doświadczenie zawodowe, ale to młodość i urodę stawiano na piedestale.

Brzęknął dzwonek i drzwi windy otworzyły się na szóstym piętrze. Diane udała się prosto do łazienki. Z wiszącego na ścianie pojemnika wyjęła papierowe ręczniki i delikatnie, by nie zniszczyć makijażu, osuszyła twarz i wytarła tusz z kącików oczu. Gdy próbowali doprowadzić fryzurę do ładu, usłyszała, że otworzyły się drzwi kabiny za jej plecami.

— Cześć, Susannah — przywitała się Diane.

Młoda kobieta podeszła do sąsiedniej umywalki i wycisnęła na dłoń odrobinę mydła w płynie,

— Hej, Diane. Też ci tak gorąco? — Susannah uśmiechnęła się krzywo do odbicia Diane w lustrze.

Diane miała ochotę ponarzekać na swoje oklapnięte włosy i upiorną drogę do pracy, ale się powstrzymała. Wiedziała, że byłby to nietakt. Susannah oddałaby wszystko, żeby być na jej miejscu.

— Dzięki ci. Boże, za klimatyzację. — odparła Diane, usuwając ze szczotki kilka długich włosów w kolorze popielatego blondu. Schowała szczotkę do torebki i wyjęła i kosmetyczki mały pojemnik z lakierem do włosów. — Od jutra mam urlop. Jadę z dziećmi do Wielkiego Kanionu, Pewnie tam też będzie gorąco, ale przynajmniej nie tak parno jak tutaj.

— To cudownie! — powiedziała z entuzjazmem Susannah, — Zdążyłaś zebrać przed wyjazdem wszystkie niezbędne informacje? Jeśli chcesz, mogę się tym zająć.

I to w niej było najlepsze, pomyślała Diane, potrząsając pojemnikiem. Susannah była pełna zapału, zawsze chętnie wszystkim pomagała, Bóg jeden wiedział, że miała swoje powody do rozpaczy i niezadowolenia, ale nigdy nie odgrywała roli ofiary. Mozę wiedziała, że nic tak łudzi nie odstrasza jak wieczne użalanie się nad sobą.

— Och, Susannah, jesteś cudowna, ale dziękuję, niczego mi nie potrzeba. Zamierzam rozsiąść się wygodnie i pozwolić przewodnikom wykonywać swoje obowiązki. Marzę o wakacjach, na których nie będę musiała oglądać map, ani brać na siebie odpowiedzialności, a jedyne decyzje, jakie będę podejmować, to które szorty włożyć rano. Chcę przez dwa tygodnie wypoczywać z moimi dziećmi, a ktoś inny niech się martwi, jak mamy spędzać czas.

Diane zaczekała, aż asystentka znajdzie się przy drzwiach łazienki, dopiero wtedy spryskała włosy lakierem. Ledwo zapach aerozolu rozszedł się w powietrzu, usłyszała głos Susannah.

— Chyba powinnam cię ostrzec, Diane. Joel cię szuka.

— Nie wiesz, czego chce? — zapytała Diane, zamykając pojemnik z lakierem. Ale Susannah już nie było.

 

2

 

Detektyw o kamiennym obliczu, stojący w nogach szpitalnego łóżka, dokładnie zapisywał każde słowo Leslie Patterson,

— Ile razy mam panu powtarzać? — zapytała podniesionym z frustracji głosem. — W ogóle nie widziałam jego twarzy. Mówię prawdę, Nie widziałam go.

Czekała na reakcję, ale twarz detektywa niczego nie zdradzała. Sposób, w jaki w kółko zadawał to samo pytanie, pozwolił się domyślać, że mężczyzna jej nie wierzył.

— Panno Patterson, zacznijmy jeszcze raz, od początku. O północy spacerowała pani promenadą, tak? — Detektyw nie krył sceptycyzmu. — Często chodzi pani sama na spacery w środku nocy?

— Już panu tłumaczyłam. Pokłóciłam się z moim chłopakiem i chciałam przez chwilę pobyć sama, żeby przemyśleć parę spraw. Miałam nadzieję, że spacer pomoże mi zebrać myśli albo chociaż zmęczy mnie na tyle, że będę mogła zasnąć.

— Pani chłopak nazywa się Shawn Ostrander, zgadza się?

— Tak, to też już mówiłam. — Sięgnęła po łyżkę, leżącą na tacy ze śniadaniem i zaraz odłożyła ją na miejsce. Pielęgniarka uważała, że robi Leslie przysługę, przynosząc posiłek, gdy ta czekała na wypisanie ze szpitala. Akurat to zjem, pomyślała Leslie i z westchnieniem odsunęła stolik na kółkach, na którym zostało nietknięte jedzenie,

— Shawn powiedział, że nie chce pani więcej widzieć, tak? — zapytał łagodnie detektyw.

— Tak. I że poznał kogoś. — Leslie przez chwilę wpatrywała się w czerwone ślady, jakie na jej nadgarstkach zostawiły plastikowe kajdanki, po czym przykryła się pod samą szyję.

Pod szpitalną kołdrą, gdzie nie sięgał wzrok detektywa, z całej siły uszczypała się w udo. Nie miała pod ręką agrafki ani żadnego ostrza, więc musiała poradzić sobie inaczej. Ścisnęła w palcach skórę i przekręciła, żeby poczuć znajomy pulsujący ból. Jej twarz nawet nie drgnęła.

— To musiało zaboleć.

Leslie niespokojnie zamrugała powiekami. Przez moment myślała, że mężczyzna jakimś cudem zauważył, że się szczypała, ale zaraz uprzytomniła sobie, że miał na myśli ból, jaki wywołała wiadomość o tym, że Shawn kogoś miał.

— Tak, zabolało. Kocham Shawna. — Leslie jeszcze raz boleśnie ścisnęła fałdę skóry. Tym razem oczy zaszły jej łzami, Nie z powodu bólu, ale na myśl o tym, że mogła stracić Shawna. Czy nie zdawał sobie sprawy, że nikt nigdy nie będzie go kochał tak jak ona?

— Leslie, czy chciała pani, żeby Shawn się o panią martwił? Żeby uświadomił sobie, jak bardzo mu pani brakuje, i może zmienił decyzję o zerwaniu? Miała pani nadzieję, że gdy zniknie na kilka dni, Shawn do pani wróci?

Leslie zastanawiała się nad odpowiedzią. Tak, chciała, żeby Shawn się o nią martwił. Tak, kiedy przez trzy dni i noce tkwiła w mokrej, ciemnej norze, miała nadzieję, że Shawn za nią tęsknił. Liczyła, że koszmar, przez jaki przechodziła, opłaci się, bo uświadomiwszy sobie, że może ją stracić na zawsze, Shawn zrozumie, że kocha ją tak samo, jak ona jego.

Ale gdyby powiedziała o tym detektywowi, potwierdziłaby tylko jego podejrzenia, że ukartowała to trzydniowe zniknięcie, żeby zdobyć choć odrobinę zainteresowania. Nie chciała, żeby tak myślał.

— Proszę posłuchać, ktoś mnie porwał, związał, zasłonił mi oczy, zakneblował usta i zostawił w jakimś dziwnym miejscu na trzy dni. Detektywie, odnoszę wrażenie, że mnie pan o coś oskarża, podczas gdy powinien pan szukać przestępcy.

— Szukamy go, niech mi pani wierzy. Nie ja jeden pracuję nad tą sprawą. Zajmują się nią najlepsi oficerowie wydziału policji w Neptune. Może być pani pewna, że wszystko wyjaśnimy, — Coś w głosie detektywa sprawiało, że jego słowa brzmiały raczej jak groźba niż zapewnienie.

Otworzyły się drzwi i do sali wszedł lekarz, który ją wcześniej badał. Zatrzymał się w nogach jej łóżka i, zanim przemówił, przez chwilę wpatrywał się w swój notatnik. Spojrzał też na gliniarza. W przypadkach gdy prowadzono śledztwo, policja miała takie samo prawo znać wyniki badan jak pacjent.

— Nie potwierdziło się podejrzenie o gwałt. Leslie, miała pani szczęście. Wprawdzie twierdziła pani, że nie została zgwałcona, ale zawsze lepiej zrobić odpowiednie badania. W takich sytuacjach nigdy nie można mieć pewności. Mógł podać pani jakieś narkotyki albo ogłuszyć i nawet by pani o niczym nie wiedziała. — Lekarz uśmiechnął się łagodnie i położył jej rękę na ramieniu. — Wyniki badań są dobre. Pod względem fizycznym nic pani nie jest. Zadrapania na nadgarstkach i nogach znikną w ciągu kilku dni. Rany w kącikach ust także. Może pani wracać do domu, Leslie. Będzie pani jednak musiała z kimś porozmawiać, żeby psychicznie dojść do siebie. Jeśli pani chce, mogę kogoś polecić. Mamy na oddziale kilku znakomitych terapeutów.

— Dziękuję, mam już terapeutę. — Leslie pokiwała głową. Wiedziała, że protestowanie nie miało sensu. Oczywiście, wróci na terapię i opowie doktorowi Messingerowi tę samą bajkę, którą teraz opowiadała lekarzowi z izby przyjęć. Nie miał najmniejszego pojęcia, że przez cały ten czas szczypała się pod szpitalną kołdrą.

 

3

 

Choć w sierpniu większość producentów programów informacyjnych grała w golfa w Hamptons albo wypoczywała na południu Francji, Joel Malcolm siedział za biurkiem i pilotem przerzucał kanały w sześciu telewizorach, wiszących na ścianie jego biura.

— Och, dobrze, że jesteś — powiedział, gdy Diane zapukała w otwarte drzwi. Kiwnął ręką zapraszająco i wskazał jeden z monitorów. Na ekranie pojawił się pasek informacyjny z napisem OCEAN GROVE, NEW JERSEY. Reporter na żywo relacjonował coś z plaży, za jego plecami widać było ocean. Mężczyzna miał rozpięty kołnierzyk koszuli, jego twarz była czerwona, a fryzura nawet nie drgnęła. Skoro nie było wiatru, który poruszałby włosy tego faceta, to znaczyło, że na plaży, mimo iż tak blisko oceanu, musiało być zabójczo gorąco.

— Słyszałaś o tej zaginionej dziewczynie z wybrzeża Jersey? — Joel wskazał telewizor.

— Nie interesowałam się tak bardzo tą historią — przyznała Diane, siadając na skórzanej sofie. — Założę się, że zaraz mi o wszystkim opowiesz.

Jeśli Joel wyczuł jej sarkazm, to nie dał tego po sobie poznać,

— Cóż, dziewczyna znikła na trzy dni i nagle wczoraj się odnalazła. Matthew dowiedział się nieoficjalnie od policji, że podejrzewają, iż dziewczyna sama to wymyśliła. Ukartowała to całe porwanie. Najprawdopodobniej mamy do czynienia z prawdziwą wariatką.

Diane poczuła, że jej puls przyspiesza. Zaczyna się, pomyślała. Dwoje reporterów Pod lupą już pracowało nad podobnymi historiami, Joel tylko czekał na pojawienie się jeszcze jednej. W Michigan studentka college’u zniknęła na sześć dni, a potem powiedziała policji, że została porwana i że napastnik groził jej nożem, W Oregonie matka zgłosiła zaginięcie dwóch nastoletnich córek, po tym, jak po wejściu do ich pokoju znalazła zakrwawioną pościel i wybitą szybę w oknie. Natychmiast rozpoczęto gorączkowe poszukiwania, choć policja od początku była przekonana, że dziewczyn wcale nie porwano, tylko same to wszystko wymyśliły.

Diane była dziwnie pewna, że Joel, w swej przewrotności, potrzebował jeszcze jednej zagubionej duszyczki, najlepiej z dobrą, medialną historią. Nowa twarz, w samą porę na otwarcie nowego sezonu we wrześniu.

— Diane, to dla nas idealna historia. Trzecia dziewczyna, która podnosi fałszywy alarm. Zrobisz ten temat.

— Joel, od jutra mam urlop — powiedziała, zakładając nogę na nogę i próbując zachować spokój, Pewnie po prostu zapomniał o tym, że przez najbliższe dwa tygodnie Diane miało nie być w pracy. Ale w głębi duszy wiedziała, że Joel wcale nie zapomniał. Nigdy o niczym nie zapominał.

— To ważne, Diane. Urlop chyba może zaczekać, prawda?

— Nie, nie może. Od miesięcy planuję ten wyjazd.

— Masz ubezpieczenie podróżne?

Diane miała ochotę skłamać, ale szybko doszła do wniosku, że lepiej nie. Kłamstwo zawsze prowadziło do następnego U prędzej czy później, prawda zwykle wychodziła na jaw. To przez kłamstwa Philip miał tyle problemów,

— Tak się składa, że mam. Wykupiłam na wypadek, gdyby któreś z dzieci zachorowało, a nie po to, by odwoływać wyjazd na zachód, żebym mogła więcej pracować.

Joel zmarszczył czoło. Ten grymas onieśmielił już niezliczoną liczbę reporterów i producentów przed Diane. Twórca i producent nagradzanego programu informacyjnego był legendą telewizji. Wszystko, co osiągnął w ciągu czterdziestu lat pracy dziennikarskiej, zawdzięczał bystremu umysłowi, wielkiej spostrzegawczości i uporowi. Po prostu nigdy, ale to nigdy się nie poddawał. Od samego początku kariery w tym biznesie, jeszcze w czasach, gdy głównym nośnikiem był film, a nie kaseta wideo, wiadomości czekały godzinami, a nawet całymi dniami aa emisję, bo od rozkładu lotu samolotów zależało, kiedy materiał dotrze do Nowego Jorku, skąd można go było przekazać reszcie kraju, w czasach, gdy nie było satelitów i telefonów komórkowych, a na biurkach nie stały komputery — już wtedy Joel miał obsesję na punkcie kontrolowania. Od samego początku w tym zawodzie chciał robić wszystko po swojemu i przywykł dostawać to, czego chciał.

— Zmieniając na moment temat. Diane… — Sięgnął po długopis i zaczął coś gryzmolić w żółtym notesie leżącym na biurku. — O ile dobrze pamiętam, za kilka miesięcy będziesz przedłużać umowę, prawda?

— Tak, w styczniu — odparła, zaciskając usta. Podstępny łajdak. Nie grał fair. Joel znał jej sytuację i teraz bezczelnie to wykorzystywał.

Wszyscy w KEY Info wiedzieli, co się stało z Philipem. Pisały o tym nowojorskie gazety i portale internetowe, mówili w wiadomościach w ich stacji telewizyjnej i radiu. Fakt, że Joel wykorzystywał jej nieszczęście, by dostać to, czego chciał, nie powinien być dla niej zaskoczeniem, a jednak jego bezczelność wprawiła ją w osłupienie.

Joel wiedział, że sama utrzymywała rodzinę, a jej pensja musiała wystarczyć najedzenie, ubrania i wszystkie opłaty. Odkąd zabrakło Philipa, fundusze, jakimi dysponowała, znacznie się skurczyły. Choć Joel nie powiedział tego głośno, dla Diane było oczywiste, że uzależnił przedłużenie umowy — a co za tym idzie, bezpieczeństwo finansowe jej rodziny — od tego, czy wykona jego polecenie. Bardzo ją tym uraził.

— Cóż, Diane, sama dobrze wiesz, jak jest. Zarząd zapewne przyjdzie z tym do mnie. Będą chcieli poznać moje zdanie, zanim zwrócą się do tego twojego agenta, który z pewnością skorzysta z sytuacji i zacznie domagać się podwyżki za obsługę swojego najlepszego klienta, gwiazdy telewizyjnej. — Joel rzucił długopis na notatnik. — Oczywiście chciałbym im powiedzieć, jak bardzo cię cenimy w KEY Info, i że miejsce Pod lupą w rankingach oglądalności uzależnione jest od tego, czy twoja piękna twarz pojawia się na ekranie. Chciałbym móc im powiedzieć, że musimy cię zatrzymać między innymi dlatego, że potrafisz tak świetnie pracować w grupie.

Diane oparła się na sofie.

— Posłuchaj. Joel. Dlaczego nie chcesz mnie zrozumieć? Przecież wiesz, ile przez te ostatnie miesiące przeszliśmy ja i moje dzieci. Potrzebuję tego urlopu. Musimy na chwilę wyjechać.

Joel rozparł się w fotelu i patrzył na sufit, a jej przez moment wydawało się, że producent rozważa jej prośbę.

— Coś ci powiem — odezwał się w końcu. — Jeśli chcesz zabrać dzieciaki ze sobą, proszę bardzo. Co więcej, znajdę sposób, żeby za nie zapłacić z naszego budżetu.

— Joel. Ty chyba żartujesz. Michelle i Anthony liczą na te wakacje. To jedyna rzecz, jaka od tamtego wydarzenia wzbudziła ich entuzjazm. Wyjazd do Ocean Grove to żadne wakacje przynajmniej dla mnie. Będę się ciągle martwić, że pracuję, a powinnam spędzać czas z dziećmi.

Joel pochylił się do przodu i spojrzał jej prosto w oczy.

— Nie, Diane, nie żartuję. To moja ostatnia oferta, Mogę sobie na nią pozwolić tylko dlatego, że Pod lupą miał takie dobre notowania w ubiegłym sezonie, więc dział finansów nie będzie mi truł głowy, gdy zarezerwuję kilka dodatkowych pokoi. Jeśli chodzi o ciebie, to jestem przekonany, że jakość twojej pracy na tym nie ucierpi. Jesteś profesjonalistką. Potrafisz pogodzić oba światy. Oczywiście, pod warunkiem, że tego chcesz.

Wiedziała, że Joel dokładnie zdaje sobie sprawę z tego, że nie chciała. Wiedziała też, że zupełnie go to nie obchodziło. Po prostu zależało mu tylko na jednym — na oglądalności. Dodatkowe wydanie Pod lupą przyciągnie widzów, a co za tym idzie, zwiększy wpływy z reklam, bo większa oglądalność oznaczała wyższe stawki za spoty. Tylko o to mu chodziło. Jego ego domagało się, by Pod lupą nadal pozostawał najważniejszym programem informacyjnym, oglądanym w całym kraju. Aby zaspokoić własne ego, Joel nie cofał się przed niczym, zwłaszcza gdy uważał, że okazja tego wymaga.

Diane wstała z sofy. Wiedziała, że przegrała. Nawet nie chciała sobie wyobrażać chwili, kiedy przekaże tę informację dzieciom. Cóż, będą musiały się pogodzić z nieuniknionym. Szkoda, że tak wcześnie zaczęły poznawać, co to prawdziwe życie, ale co było robić. Nie dało się lego uniknąć, podobnie jak bolesnych lekcji, które odebrały niedawno. Odwołanie wyjazdu na wakacje było jeszcze jednym ciosem, ale w porównaniu ż całą resztą to drobiazg.

Gdzieś kiedyś czytała, że z dzieci, które miały trudne dzieciństwo, mogą wyrosnąć zdrowi dorośli, wzmocnieni doświadczeniem, albo nieprzystosowani odszczepieńcy. Diane co noc modliła się, żeby to drugie nie spotkało jej dzieci i żeby Michelle i Anthony wynieśli z dziecięcego doświadczenia naukę i siłę. Chciała, żeby wiedzieli, że życie, mimo porażek, toczy się dalej i żeby ta wiedza wyszła im na dobre. Modliła się, by potrafili docenić przykład, jaki im dawała jako samotna matka dbająca o rodzinę i robiąca wszystko, co w jej mocy, by ich utrzymać. Nie miała wyboru. Ojciec siedział w więzieniu. Była jedyną osobą, jaką miały.

 

4

 

Helen Richey zmiatała piasek zdrewnianej podłogi na ganku. Szuranie miotły działało na nią uspokajająco. Przypominało jej dzieciństwo. Rodzice każdego lata zabierali ją i jej siostry na wakacje tu, do Ocean Grove. Od pierwszego weekendu po zakończeniu roku szkolnego aż do Święta Pracy* mieszkali w namiocie, na terenie ośrodka Wspólnoty w Modlitwie w Ocean Grove.

Namioty o ścianach z grubego płótna były całkiem duże: cztery na pięć metrów, z uroczym gankiem i niewielką drewnianą przybudówką na tyłach. W środku był prąd, bieżąca woda, niewielka, ale dobrze wyposażona kuchnia, toaleta oraz prysznic. Reszta, czyli meble, dywany, pościel, zastawa stołowa, obrazy na ścianach, a nawet klimatyzacja, zależała od fantazji letników. Niektórzy przywozili radia i telewizory, ale rodzice Helen nigdy się na to nie zgodzili. Nalegali, żeby dziewczynki choć przez...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin