Brown Sandra - Pojedynek serc pdf.pdf

(1245 KB) Pobierz
Brown Sandra - Pojedynek serc - Notatnik
Brown Sandra - Pojedynek serc
'sandra BrownPojedynek serc.
Tytuł oryginałuTHESILKENWEBCopyright 1982 bySandra BrownAli Rights ReservedFirst
publishedin the United States by Richard Gallen Books,New York/Reissued in 1992 by
Warner Books, New YorkProjekt okładkiAgnieszkaSpyrkaIlustracja na okładceImage
Bank/Flesh Press MediaRedaktor prowadzący serięEwa WitanRedakcjaEwa WitanRedakcja
technicznaElżbieta UrbańskaKorektaGrażyna NawrockaMariolaBędkowskaŁamanieMałgorzata
Wnuk^\.
ru6/xg^Wypo1- -/Kł^Giówn8^/^59101ISBN 83-7337-760.
3Biblioteczkapod RóżąWydawcaPrószyński iS-kaSA02-651Warszawa,ul.
Garażowa 7Druk ioprawaDrukarnia Wydawnicza im.
W.L.Anczyca SA30-011 Kraków, ul.
Wrocławska 534-Akc.
g,0(^Rozdział pierwszyLatawieczatrzepotał na wietrze, obrócił sięparę razy,a
potemnagle zacząłopadać, wirując gwałtownie.
Dzieci, piskliwymiz podniecenia głosami, wykrzykiwałychóremfachowe wskazówki:-
Uważaj, Kathy!
-Poderwijgo!
- Ściągnij sznurek!
-Nie, Kathy, nie tak!
Kathleen przygryzła wargę z przejęcia i nie spuszczając oczuz wariującego latawca,
ostrożnie skróciłalinkę.
Potem cofnęła siękilka kroków, unoszącsznurek nad głowąi zręcznie unikając
zderzenia z podekscytowanymi dziećmi.
- Popuść trochę, złotko- zupełnie nieoczekiwanie rozległsię męskigłęboki głos.
Kathleennie zdążyła nawet w pełnizdać sobie sprawy, że go słyszy,a już wpadła na
nieznajomego mężczyznę, który pojawił się niewiadomo skąd.
Zaskoczona,opuściłarękę,alatawieczacząłostro pikować wdół, poczymuderzyłw dąbi
spoczął tam z ogonem zaplątanymwśródliści, fatalnie pokiereszowany.
Dzieci wdrapywały sięna drzewo, zręcznie omijając gałęzie i wymieniając się
instrukcjami co do różnych możliwości postępowania,czemu towarzyszyły głośnychichot
idrwiny.
Przybysz spojrzałw kierunku drzewa, a następnie odwrócił głowę i jego niebieskie
oczy spoczęłyna Kathleen.
- Przepraszam - odezwał siępokornie, przykładając dłoń do serca,ale błysk w
jegooczach sprawił, że Kathleen powątpiewała niecow szczerość tych słów.
-Myślałem, żezdołam jakoś pomóc.
Sandra Brown- Dałabym sobie radę.
-Na pewno, ale wziąłem panią za jedno z dzieci i wyglądało totak, jakby pani
potrzebowała pomocy.
- Myślał pan, że jestem dzieckiem?
Zrozumiała, skądmogła wyniknąć ta pomyłka.
Z włosami splecionymiw warkocz,pozbawioną makijażu twarzą w
kształcieserca,wbojówkach do kolan i białej koszulce z logo letniego obozu nie
wyglądała zbyt dorośle.
-Jestem Kathleen Haleyz zarządu obozu.
Zmierzyłją od stóp do głów w sposób, który jasno sugerował,żeuważa jej strój za
niezbyt odpowiedni do stanowiska.
- Jestem również opiekunką- dodała, wyciągając rękę.
Potężny blondyn z bujnymi wąsami uścisnął jej dłoń.
- Nazywam się Erik Gudjonsen, pisze się g-u-d-j-o-n-s-e-n - przeliterował -
alewymawia się Good-johnson.
-Czy pananazwisko powinno byćmi znane, panie Gudjonsen?
- Jestem reporterem, będękręciłdokument dla UBC.
CzyżbyHarrisonowie nie poinformowali pani,że przyjadę?
Jeżeli nawet tak było,ten fakt umknął jej pamięci.
- Nie mówili, żeto dzisiaj.
Letniobóz dlasierot Mountain View miałbyćpokazany w "People",magazynie telewizyjnym
oogólnokrajowym zasięgu.
Chcąc, byobózzostałdostrzeżonyprzez społeczeństwo, a co za tym idzierównieżprzez
sponsorów, Kathleen dotarła ze swoim pomysłem na programdo producenta
telewizyjnego.
Po kilku listach oraz długich rozmowach przez telefon zNowym Jorkiem udało się jej
Strona 1
sprzedaćpomysł.
Powiedziano jej,że przyślą fotoreportera, by sfilmował dzieciw czasieletniego
wypoczynku.
Nie zastanawiałasięw ogóle,jaki będzie tenfilmowiec.
Wydawało się jej, żekażdy fotoreporterjest trochę krótkowzroczny, nosi toporne
buty, a światłomierzei inne akcesoria ma zawieszone na szyi.
Wszystko,co dotychczas kojarzyło się jejz tymzawodem, było jaknajdalsze od tego, co
prezentował Erik Gudjonsen.
Jego wyglądbył równie nordycki jak imię.
Niewątpliwie odziedziczył sylwetkępo walecznych przodkach.
W tym wysokim, muskularnym mężczyźnie, od którego promieniowały upór
iwitalność,napewno płynęłakrew wikingów.
Nawetkiedy stał teraz spokojnie,wydawało się, że bije od niego ogromna siła.
Gęste włosyErikaGudjonsena lśniły w blasku słońcajak złotyhełm,otaczając głowę w
swobodnym nieładzie.
NiecociemniejszePojedynek sercwąsy dodawały zmysłowości szerokim ustom.
Mocne, białezębykontrastowały z opaloną, ogorzałą twarzą.
Miał nasobie mocno wytarte, idealnie dopasowane dżinsy, przylegające do pośladków
ciasno jak rękawiczka.
Rozpięta niemal dopołowy koszula leżała równie dobrze.
Lekko podwinięte rękawy ukazywałymuskularne ręce.
Dłonie o długich, szczupłych palcach sprawiaływrażenie silnych, a jednocześnie
delikatnych -cechy tak potrzebneprzy posługiwaniu się precyzyjną kamerąfilmową.
Z jakichśniezrozumiałych powodów Kathleen poczuła uciskw piersi,kiedy jej
oczybłądziły po jego twarzy,poczynając odmocnejszyi i dumnego, nieco upartego
podbródka, poprzezzmysłoweustai zgrabny nos, na niebieskich tęczówkach kończąc.
Akiedy jej oczy spotkałysię z jego uważnym wzrokiem, poczułagdzieś głęboko dziwne
mrowienie, bardzo przyjemne, ale zarazemniepokojące.
- Wyglądasz raczej na kogoś, kto się zajmuje sensacyjnymi wiadomościami.
Wzruszył obojętnieramionami.
- Jeżdżętam, gdzie mi każą.
-Jeżeli myślisz, że znajdziesz tutajcoś sensacyjnego, to możeszsię rozczarować.
Żyjemyspokojnie,bezwzlotów i upadków.
- Nie twierdzę, że jest inaczej.
Skądte podejrzenia?
Nie ufasz filmowcom?
- Pochylił się nad nią,a jego wąsy tylko połowicznie ukryły uśmiech, gdy Erik
dodał: - A może chodzi o wszystkich mężczyzn?
Głosem takchłodnym, jakwyraz jej twarzy,powiedziała:- Jak wjedziesz na ten pagórek,
skręć w lewo i jedź aż do głównejbramy.
Pierwszy budynek naprawo to biuro.
Znajdziesz tam alboEdnę,albo B.
J.- Dziękuję.
Wciąż się uśmiechając, ruszył w stronę zaparkowanego nieopodalblazera.
Kathleen w żaden logiczny sposób nie umiała wytłumaczyć sobierozdrażnienia, które
towarzyszyło jejprzezresztępopołudnia.
Mimo todawała sobie radęztryskającymi energią dziećmi.
Zewszystkichopiekunów dzieci najbardziej lubiły Kathy- tak na nią tu wołano: Kathy
- a uczucia były odwzajemniane.
Dzisiaj jednak była z jakiegośpowodu podenerwowana i gotowawkażdej chwili
wybuchnąć.
Chciała, by słońcejaknajszybciej prze.
SandraBrownsuwałosię w stronę horyzontu.
Około piątej wszyscy szli do swoichdomków na godzinną przerwę przed kolacją, którą
podawano w dużej, głośnej jadalni.
Teraz,kiedy dzieci szalaływ wydzielonym linami kąpielisku, Kathleenmogła przez
chwilę się zrelaksować.
Opalała się, siedząc nabrzegu rzeki, ale ciągle uważnie obserwowała wychowanków,
którzy pływali i chlapali się w przejrzystej wodzie.
Westchnęła głęboko iopuściła na moment powieki,kryjąc oczyprzed blaskiem słońca.
Uwielbiałato miejsce.
Każdego lataopiekowanie siędziećmi naobozie w górachOzark w
Strona 2
Brown Sandra - Pojedynek serc
Brown Sandra - Pojedynek serc
północno-zachodnimArkansasdawało jejwiele szczęścia,a zarazem stanowiło istotną
pomoc dla jej przyjaciół Harrisonów.
Przez sześćdziesiąt dniKathleen Haley, szefowadziału zakupóww domu mody Masona w
Atlancie, przestawałaistnieć.
Zapominałao szalonym tempie, w jakim żyła przez pozostałe dziesięćmiesięcyw roku, i
regenerowała siły dzięki górskiemu powietrzu, regularnymposiłkom,wczesnym pobudkom
oraz wyczerpującym ćwiczeniomfizycznym.
Mimo rygorystycznegorozkładuzajęć pobyt na obozie byłdla niej odpoczynkiem,tak dla
ciała, jak i umysłu.
Niewiele dziewcząt, które realizowały się zawodowo, poświęciłoby swój wolny czas
napracę opiekunki na obozie,ale Kathleen robiła to z potrzeby serca.
Znała zwłasnego doświadczenia dramattychdzieci, ichciągłą potrzebę miłości i
opieki.
I jeśli mogła chociaż częściowo odwdzięczyć sięza uczucia,które sama znalazłatutaj
przedlaty, czasitrud wkładanew to zajęcie wartebyły swojej ceny.
-Hej, Kathy, Robby wychodzi za linę!
Otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą chłopca, który oskarżycielsko wskazywał
palcem na kolegęłamiącegosurowy zakaz.
- Robby!
-zawołałaKathleen.
Kiedy twarzwinowajcy wyłoniła się spod wody, zmierzyła go surowym spojrzeniem.
To wystarczyło, by zanurkowałz powrotem podliną i stanął w wodziesięgającej do
ramion.
Żeby pokazać, że nie żartuje,ostrzegła:- Jeszcze raz znajdziesz się za linąi koniec
z pływaniem.
Jasne?
- Tak, Kathy - wymamrotał i zwiesił głowę.
Uśmiechnęła się skrycie, wiedząc, że jej dezaprobatabyła zwyklewystarczającąkarą,
by utrzymać w ryzach nawetnajbardziejkrnąbrne dzieci.
- Może poćwiczysz stawanie na rękach, jak to robiłeśprzedwczoraj.
Sprawdź, jak długo wytrzymaszpod wodą.
PojedyneksercOczy Robby'ego natychmiast rozbłysły.
Wiedział, że został przywrócony do łask.
- Dobra.
Popatrz!
- Będę patrzeć.
-Pomachała do chłopca, a on przygotował się,by pokazać swoją sztuczkę.
- Jaimie, dziękuję, żezwróciłeś mi uwagęna zachowanie Robby'ego, ale nieładnie jest
skarżyć.
Okay?
Chudy chłopiec z ciemnymi włosami ioczami wyglądał nastropionego, ale uśmiechnął
się lekko i odpowiedział:- Tak, proszę pani.
4Każdego lata było jedno dziecko,które chwytało jąza serce bardziej niż inni
wychowankowie- dziwne, introwertyczne.
Ten chłopiec nieodnajdywał się w sportach i zwykle wybierano go dodrużyny jako
ostatniego.
Cichy, poważny i nieśmiały, był jednocześnienajgorliwszym czytelnikiem i
najbardziej uzdolnionym artystą z całej grupy.
Jego czarne oczypodbiły serce Kathleen już pierwszegodniapobytu i chociaż starała
się nikogo niewyróżniać,miała niezaprzeczalnąsłabość do Jaimiego.
Wstała i podeszła do linii brzegu.
Usiadłana wilgotnympiasku,zdjęła tenisówkii skarpetki i zanurzyłastopy w
chłodnejwodzie.
W jej myślach pojawił się nieproszony obrazErika Gudjonsena.
Dwudziestopięcioletnia Kathleen spotkała już wielu mężczyzn,w kilku nawetsię
kochała, ale ostatnią rzeczą, jakiej teraz pragnęła, był bliższy kontakt z
mężczyzną.
Czyż nie od tego uciekła?
Piskliwyśmiech sprowadził ją zpowrotem na ziemię.
Spojrzałana zegarek: za dziesięć piąta.
Dmuchnęła wsrebrny gwizdek zawieszony na szyi na niebieskiejgumce.
Dzieci, piszcząc na znak protestu, wyszły powolina brzegi zaczęły wkładać
tenisówki.
Wracałydo domkóww kąpielówkach,susząc je na słońcupodczasmarszu.
Strona 3
Brown Sandra - Pojedynek serc
Pozbierały swoje rzeczy i stanęły gotowedo drogi.
Podczas gdy podopieczniz wolna wykonywali jejpolecenia, Kathleen też włożyła buty i
ustawiła grupęw mniej więcej równy rządek.
Zaczęliiść pod górę, aKathleen zaintonowała piosenkę znieskończonąliczbą zwrotek.
Ponownie uświadomiłasobie z zachwytem, jak bardzo kocha tutejsze widoki.
Czerwona, żwirowa drogaprowadząca do obozuMountain Viewbyła rozgrzana i zakurzona,a
naturalne podłoże nigdy nie miało być zepsuteżadną sztuczną nawierzchnią.
Organizatorzy mądrze wybrali na obóznajdzikszą okolicę, oczywiście w granicach
rozsądku.
Dla dzieci, które mieszkały.
10Sandra Brownwdomach dzieckaw dużych miastach, był to jedyny kontakt z krajobrazem
pozbawionym budynków i betonu.
Góry Ozarkbudziłyzachwytw każdejporzeroku, ale tego lata,po wyjątkowodeszczowej
wiośnie, dęby, klony, wiązy i brzozy nazboczach były zielone bardziej niż zwykle.
Z drzew spływały pędydzikiego wina, a ziemię pokrywała bujnaroślinność.
Kings River płynęła wartkim nurtem.
Na płyciznach wodabyłatak przejrzysta, że dałoby się bez trudu policzyć
kamieniespoczywające nadnie.
Kathleen kochała to wszystko.
Kochałagóry, drzewai ludzi, którzy zamieszkiwalitewiejskie okolice, zajmując się
hodowlą albouprawą.
Jak bardzo ich spokojne zajęcia różniły się od życia w Atlancie.
Tamstres inapięcie nie opuszczały Kathleen.
Jako szefowa działuzakupów, odpowiedzialna zamodne stroje, musiała ciągle
podejmować ważnedecyzje.
Zamawiała ubrania do różnych działów: sportowe, młodzieżowe, eleganckie suknie i
bieliznę dla kobiet,płaszcze,ubranka dla dzieci i stroje wizytowe.
Mimo że czasem płaciła za tobólem głowy, kochała swoją pracę.
Dlategoteż wszyscy znajomi ikoledzy bylizaskoczeni, kiedy na początku tego lata
złożyła rezygnację.
- Kathy, powiedz Allison, żeby przestałamnie podcinać.
Ona torobi specjalnie - poskarżyła się Gracie, poprawiając duże
okularyKathleenoprzytomniaław mgnieniu oka i zareagowała automatycznie.
- Allison,jak byś sięczuła, gdybymjacię podcięła?
Przestań.
- Ona pierwszazaczęła - spierała się Allison.
-Więcdlaczego nie będziesz moją wzorową wychowanką i niepokażesz innym,
jaknadstawić drugi policzek?
- No dobra.
Słońce nadal mocno grzało,a kiedy w zasięgu wzrokupojawiłasię ciężka cedrowa brama
Mountain View, Kathleenwytarła podkoszulkiem pot, któryspływał jejmiędzy piersiami.
Dziecibyły dość marudne i spragnione odpoczynku.
Podzieliłysięwedług płci i szły, powłócząc nogami, w kierunkuswoich domków.
- Jak usłyszycie dzwoneknakolację, wszyscymacie być już poprysznicu.
Widzimy się na miejscu.
Les, zostawTodda w spokoju.
Kathleen odprowadziła wychowanków bezpiecznie do chatek, a potem zawróciła
wstronępawilonówprzeznaczonych dla opiekunów.
Pojedynek serc 11Dzięki swej pozycji wśród pracowników miała domek wyłącznie dla
siebie.
Zamknęła za sobą drzwi iwłączyła wiatrak na suficie.
Całkowicie pozbawiona energii, padła na łóżko jak szmacianalalka.
Zmusiła się do miarowego oddechu i jużwkrótcepoczuła, jak fala gorąca i stres
powoli opuszczają jej ciało.
Leżała z zamkniętymioczami, a jej myśli powróciły do momentu, gdy w
pośpiechuopuszczała Atlantę.
Pan Mason, zawiedziony i zdenerwowany jej nagłą rezygnacją,pytał opowody Kathleen
jednak nie dała mu szczerejodpowiedzi.
Niepowiedziała, że niemoże już dłużejpracować zDavidem Rossem.
David, księgowyu Masona, zajmował się wszystkimi sprawami finansowymi, począwszy od
zakupu żarówek, a kończącna wypłatach.
Był wymagający wobec swoich podwładnych, ale poza biurem wydawał się miły i
Strona 4
przyjazny.
Kathleen miłowspominała wspólne przerwyna kawę ikilka razem zjedzonych lunchów,
kiedy udało im sięuniknąć towarzystwa innych szefów działów.
Wkrótce te posiłki stałysię bardziej prywatne,"przypadkowespotkania" nie były już
takprzypadkowe, a sporadyczne dotknięciatrwały zakażdym razem trochę dłużej.
Na początku Kathleen sądziła, że rosnące zainteresowanie Davida to wytwór
jejwyobraźni, alez czasemzrobiło się jasne, że to coś poważnego, i nie mogłajuż
niezauważać namiętnych spojrzeńmężczyzny, którymi ją obrzucał zakażdym razem, kiedy
się spotykali.
Alepewnego wieczoru jej wszystkiecieplejsze uczucia do tego człowieka zniknęły
nagle i od tejpory usilnie starała sięo nim zapomnieć.
David Rossbył bardzo inteligentny, bardzoprzystojnyi żonaty.
Miał atrakcyjnążonę,trójkę dzieci oraz angielskiego psa pasterskiego,który mieszkał
z całą rodziną w białym domu naprzedmieściachAtlanty.
Kathleen przewróciłasię nabrzuch na wąskim łóżku i ukryłatwarz w poduszkach, gdy
wróciły wspomnieniajej ostatniego spotkania z Davidem.
Kończył się właśnie długi,męczącydzień pracy i byłajuż bardzozmęczona.
Całe popołudnie otwierała pudła z towarem,które właśnie nadeszły, i sprawdzała,czy
wszystko zgadza sięz zamówieniem.
Magazyn był zamknięty od godzinyiwiększośćpracowników poszłajuż dodomu.
David wszedł do biurai zamknął zasobą drzwi.
Czarującouśmiechnięty,podszedłdo biurka, oparł się o nie dłońmii nachyliłgłowę
wjejkierunku.
12Sandra Brown- Co powiesz na kolację?
- spytał, ajego głosbył precyzyjny i wyważony jak księgirachunkowe.
-Nie dzisiaj.
- Tobył jeden ztych trudnych dni iczuła się bardzo zmęczona.
-Marzę,żeby pójść do domu, wziąćprysznic, apotemprosto do łóżka.
- Musisz czasami cośjeść -namawiał.
-Mam jakąś kiełbaskębolońską w zamrażalniku.
- Tonie brzmi zbyt zachęcająco- powiedział, a na jego twarzypojawił się komiczny
grymas.
Kathleen zaśmiała się, chyba ażnazbyt głośno.
- W każdym razie to będzie moja dzisiejsza kolacja.
Wyjęła torebkę zszuflady biurka, wstała i sięgnęła posweter wiszącyna stojaku obok
drzwi.
Zanimgo zdjęła, David złapał jąza rękęiobrócił tak, że stała zwróconado
niegotwarzą, a potem odebrałjejtorebkę i odstawił nabiurko.
Położyłdłonie na ramionachKathleen.
- Zmęczenie nie jest prawdziwym powodem,dla któregoniechcesziść ze mną na kolację,
prawda?
-Nie.
- Spokojniespojrzałamu w oczy.
"- Tak myślałem.
- Westchnął ciężko.
^Jego palcegłaskały jączule, ale stała niewzruszonai sztywna.
- Kathleen, to żadna tajemnica, że mnie do ciebie ciągnie.
Nawetbardziejniż ciągnie.
Dlaczego nie pójdziesz ze mną na kolację?
- Wiesz dlaczego, Davidzie.
To nietajemnica.
Jesteś żonaty.
- Niezbyt szczęśliwie.
-Przykro mi, ale to nie moja sprawa.
- Kathleen.
-Westchnąłi przyciągnąłjąbliżej.
Odsunęła się,jednak nie mogła uwolnić się z uścisku jego mocnychdłoni.
Decydującsię na innątaktykę, spytał:-A gdybym nie był żonaty, czy chciałabyś się ze
mnąspotykać?
-Tobezcelowepytanie.
Jesteś.
- Wiem, wiem.
Strona 5
Brown Sandra - Pojedynek serc
Zgłoś jeśli naruszono regulamin