Brin David - Akord.pdf

(132 KB) Pobierz
Brin David - Akord - Notatnik
Autor: David Brin
Tytul: Akord
Brin David - Akord
(Piece Work)
Z "NF" 5/91
Urodzenie czterokilowego cylindra ciasno uzwojonych
łożyskowych filtrów rozpuszczalnikowych średniej klasy
zdenerwowało najlepszą przyjaciółkę Io.
Przez pięć długich miesięcy Persef zachowywała dietę
pozbawioną cukru, prochu czy tytki - no, prawie pozbawioną.
Ostatnie dziesięć tygodni spędziła człapiąc bez celu,
spowita w draperie na modłę beduińską - tegoroczny nakaz
mody dla akordzistek. I wszystko to za może dwa tysiące
eurodolarów, w przemysłowych sitach, niewiele lepszych od
produkowanych przez zwykłe fabrykrowy.
Persef była naprawdę wkurzona.
Na zewnątrz Io okazywała współczucie, jak należało,
faktycznie jednak nie podzielała wściekłości przyjaciółki.
Persef sama zdecydowała się wynająć swą macicę niezależnemu
koderowi o niepewnym pochodzeniu, nawet bez sprawdzenia go
przez agenta.
- Oni wszyscy mają świra na punkcie spermy - ostrzegała
ją wiele miesięcy wcześniej. Siedziały wtedy obie na jej
wąskim balkonie, przyglądając się, jak spłaszczona kula
zachodzącego słońca sączy wiśniową barwę na poplamione
chmury horyzontu. Bliżej ciepła mgła unosiła się z
trzciniastych błot u ujścia Mersey. Hałaśliwe stada
morskiego ptactwa, zmierzające do domu, rozpraszały opary w
poszarpane wstęgi.
- Na robotach łożyskowych nie da się zarobić i nie ma w
nich szansy na awans - powiedziała Io tego wieczoru. -
Osobiście, zostaję przy jajeczkowych.
- Ale start w jajówce kosztuje - narzekała Persef. - A
jak nie wyjdzie, to kary za niedotrzymanie mogą cię
zrujnować. I gdzie masz w t e d y swoją inwestycję?
Jakby Persef wiedziała, co znaczy to słowo! Podobnie jak
większość akordzistek, ta wysoka brunetka nigdy nie
zaoszczędziła grosza ze swych porodowych honorariów,
przepuszczając wszystko na obwodzie wycieczkowym, póki nie
nadszedł czas powrotu do czeków z zasiłkiem i kolejnej
stuciąży. Nic dziwnego, że trzymała się prac łożyskowych.
Niektórzy ludzie naprawdę pozbawieni są ambicji.
Io dokładnie pamiętała ten wieczór kilka miesięcy temu,
kiedy to obie obserwowały ciche bagienne mgły przenikające
znad błotnistego brzegu rzeki do obór Ellesmere Port i
tłumiące zadowolony ryk bydła, nawet jeśli nie jego ostrą
woń.
Dwadzieścia cztery godziny na dobę ciężarówki wyjeżdżały
z dojarni i obór porodowych, unosząc ze sobą ładunki
genetycznie zaprojektowanych olejów, polimerów i błon
przemysłowych. Przy masowej produkcji otrzymywanej od
specjalnie hodowanych fabrykrów wyniki drobnych
kontrahentek, jak Io czy Persef, wydawały się być znikome.
Plotka głosiła, że ICI umieściło swe rozpieszczane zwierzęta
tu, na południowym brzegu, aby onieśmielić akordzistki
zamieszkujące opuszczone hangary i wielopiętrowe
spółdzielcze łodzie mieszkalne w pobliżu.
Jeśli nawet, to obecność obór wywierała na Io wpływ
odwrotny od zamierzonego. Podnosiła ją na duchu,
przypominając, że ciągle istnieją rzeczy, których żadne
zwierzę czy maszyna nie zrobi tak dobrze, jak ludzka
rzemieślniczka. Nie ma takiej fabrykrowy, która zdołałaby
Strona 1
dorównać jej wyrobom!
Tego wieczoru, parę miesięcy temu, przyjaciółka Io
zaczynała dopiero swoją najnowszą sztuciążę i nadal tęskniła
gwałtownie do chemicznych przyjemności, teraz zakazanych
przepisami cechu. Rzecz jasna, wkrótce Persef będzie już na
lekkim haju pod wpływem własnych hormonów. Na razie jednak
stanowiła ponure towarzystwo.
- Żadnej szansy, Io. Nie sądzę, abym wytrwała tyle, ile
wymaga robota jajowa. To tak długo trwa, oszalałabym bez
imprez.
- Ale Pers, zobacz, ile Technique Zaire płaci dzisiaj za
dobrego bazyliszka. Albo statkomózg...
- Statkomózg! Ha! W jaki sposób taka akordzistka, jak ja,
mogłaby zostać zapłodniona statkomózgiem? Gdybym kiedykolwiek
podpisała kontrakt, wrobiliby mnie chyba w... w glinę z
drogówki! - Persef zaśmiała się. Io odnosiła wrażenie, że w
tym dźwięku czuło się ostatnio coraz większą gorycz.
Potrząsnęła głową.
- Wszystko, co wiem, to to, że nie chcę ciągle oszczędzać
przez następnych dziesięć lat. Jeszcze dwa udane porody i
opłacę szkolenie i licencję, i jeszcze zostanie mi tyle, że
wystarczy na inkubacje. A poza tym, po jajówce potrzebuję
krótszej retrokonwersji.
- Hmmm - mruknęła z powątpiewaniem jej przyjaciółka. - A
na razie żyjesz niczym mniszka, oszczędzasz wszystkie
premie, zamieniasz na gotówkę asygnaty podróżne i zabawowe.
Przysięgam ci, Io, czasami niektórzy z nas myślą, że... -
Persef przygryzła wargę. - No, po prostu nie dość
imprezujesz.
- Nie mam czasu na wycieczki, Pers. Wiesz o tym. Jest
jeszcze college... - natychmiast zorientowała się, że
wspomnienie o tym było pomyłką. Słowo "college" brzmiało
tak szykownie, nawet jeśli chodziła tylko do wieczorowej
klasy.
- Eech - Persef odchyliła się zdegustowana, ruchem, który
sprawił, że wyraźnie zacisnęła zęby. Chrząknęła osłaniając
swój już wrażliwy brzuch. - Io, męczy mnie samo myślenie o
tym. Niektóre ambicje po prostu nie są warte włożonego w nie
wysiłku.
Rozmowa ta ostatecznie wykrystalizowała różnice w ich
poglądach, toteż odtąd zwyczajnie unikały tego tematu.
Teraz jednak, kiedy kroczyła obok wolno sunącego naprzód
łóżka dla rekonwalescentek, czesząc zwilgotniałe od potu
włosy przyjaciółki, podczas gdy poporodowe enzymy sączyły
się do żył Persef, stopniowo zabarwiając jej kredowobiałe
policzki zdrowym rumieńcem, trudnym do odróżnienia od
naturalnego Io przypomniała sobie to zdarzenie z
fotograficzną dokładnością. Umieszczony nad jedną poręczą
monitor mierzył tempo, w jakim Persef odzyskiwała siły,
dopasowując prędkość ruchu łóżka do stopnia wmocnienia jej
sygnałów życiowych. Akordzistki siedzące w biznesie
spermowym rzadko miewały odwiedzających w samym dniu porodu.
Bo i po co? Ruchome łóżka nie były zatem wyposażone w
przyczepki, a jedynie w niewielkie siedzenia na sprężynach.
Io wolała zostać na nogach, stale uważając na wózki obsługi
i oczyszczacze, śmigające dokoła po swych z góry ustalonych
trasach. Normalnie zadzwoniłaby po prostu do Persef po jej
powrocie do domu. Była jednak akurat w okolicy i postanowiła
wpaść, żeby zrobić przyjaciółce niespodziankę.
Lecz w tej chwili zaczynała tego żałować. Choć zdawała
sobie sprawę z tego, że jej reakcje są staroświeckie, te
hurtownie położnicze wywoływały u niej mdłości.
Szczotkowała teraz czarne loki Persef, podczas gdy dokoła
rzędy łóżek wysuwały się regularnie z rozładowni niczym nowe
Strona 2
Brin David - Akord
Brin David - Akord
wozy z linii montażowych. Każde unosiło wyczerpaną,
bezwładną, świeżo opróżnioną akordzistkę. Od czasu do czasu
przez otwarte drzwi do ogromnej sali rekonwalescentek
przedostawały się krzyki - od panicznych zawodzeń kiepsko
wyszkolonych debiutantek aż do rytmicznych okrzyków rodem z
karate, typowych dla wprawnych weteranek - melodie
współczesnego przemysłu.
Nie, przysięgła sobie w duchu Io. Ja zostaję przy
jajeczkach.
Szczotka zaczepiła o splątany kosmyk. Persef zaklęła: -
Plemniki!
- Przepraszam, Pers, ja...
- Nie, do cholery, spójrz na to! Wiedziałam! - gwałtownym
ruchem kciuka wskazała przecinającą sklepiony sufit lśniącą
holowstęgę, która pokazywała najnowsze notowania BioBourse.
- Kur macica! Wiedziałam, że powinnam była skończyć trzy
dni temu. Popatrz, co od tego czasu stało się z cenami
filtrów rozpuszczalnikowych! Ale nie. Ja po prostu
m u s i a ł a m spróbować zyskać jeszcze te parę gramów!
Z obrzydzeniem uniosła się na łóżku. Spore wzniesienie
pod kołdrą, przypominające garbatego krasnoludka w namiocie,
rozpiętym między jej wzniesionymi nogami, skoczyło naprzód.
- Hej! Uważaj, co robisz, dobrze? - Persef klepnęła
kręcący się wzgórek.
Odpowiedziało jej jedynie stłumione pochrząkiwanie i
flegmatyczne pierdnięcie.
- Cholernie tanie oczyszczacze - wymamrotała Persef. -
Sama bym sobie lepiej poradziła.
Io z zakłopotaniem rozejrzała się wokół. Wyglądało
jednak na to, że żadna z odzyskujących siły robotnic na
sąsiednich łóżkach nie zwróciła na nie uwagi. Niektóre błogo
spały. Parę rozmawiało przez cichofony i tylko wyraz ich
twarzy mógł wskazać, czy dzwonią do agentów, czy też do
swych bliskich. Reszta oglądała seriale na małych
telewizorkach wbudowanych w poręcze, podczas gdy specjalne
enzymy spływały do ich ramion, skracając czas, w którym
Kompania musiała zapewnić im te usługi, wliczone w koszta
własne. Wyposażenie łóżek gwarantowane było w karcie pracy
akordowej. Tu przynajmniej cech zrobił coś dobrego.
Kilka kobiet w pobliżu było już na haju, najpewniej
dzięki przemyconym prochom. Korzystały z pierwszych chwil
wolności po dyscyplinie sztuciąży.
- Słuchaj, Pers, cieszę się, że zdołałam cię złapać przed
wyjściem. Ale kończy mi się przerwa obiadowa, a potrzebuję
jeszcze swej dawki protein przed powrotem do pracy.
- Pracy? - oczy zalśniły ciemnym blaskiem. - To masz już
teraz i p r a c ę?
Io natychmiast pożałowała swej niedyskrecji. - To tylko
ćwierć etatu, Pers. Jeden z moich nauczycieli zauważył, że
mój poziom czytania wzrósł do... no, wypełniam karty w
biurze psychera. To nic wielkiego.
- College i do tego praca. Same pipsztuły - Persef
wzruszyła ramionami. - Dobra, leć i strzel sobie obiad -
leniwie dźgnęła palcem w kierunku brzucha Io. - Nie można
przecież pozwolić czekać tosterkowi, no nie?
Persef nacisnęła guzik uruchamiający kanał serialowy na
jej telewizorku - bez wątpienia po to, by zrobić na złość
Io, która szybko odwróciła wzrok od kuszących, migotliwych
obrazów. Io unikała w s z y s t k i c h nałogów.
- Dobra, to, eee, wpadnę do ciebie, kiedy już będziesz z
powrotem na chodzie. - Persef jednak skupiła się już na
mydlanej akcji. - Mmhmm - odpowiedziała tylko.
Cofając się, Io musiała błyskawicznie odskoczyć, aby
uniknąć zbliżającego się wózka obsługi. Instynktownie jej
Strona 3
Brin David - Akord
ręce osłoniły sterczący brzuch. Poczuła wewnątrz ruch,
będący odpowiedzią na przyśpieszone bicie serca - zupełnie
jakby to coś w środku naprawdę żyło.
Pulsowanie w lewej, wrażliwszej piersi.
- Do jasnej sraczki! - tym razem głos Persef zabrzmiał na
całą salę, ściągając na nią liczne spojrzenia. - Tego już za
wiele!
Kołdra odleciała na bok. Ciemnowłosa akordzistka oburącz
odczepiła spomiędzy swych ud małe włochate stworzenie.
- Zjeżdżaj! Przez setki lat kobiety same zasklepiały
swoje naczynka włoskowate, bez pomocy takich małych szczyli
jak ty! Spadaj!
Żałosny jęk. Nie wypełnione zadanie. Nie ukończony
posiłek. Sztuczne zwierzątko uchyliło się przed kopniakiem
Persef i przycupnęło na brzegu kozetki, skąd skomleniem
przyzywało opiekuna, aby zabrał je od tej niewdzięcznej
kobiety.
Io odwróciła się szybko i pośpieszyła do wyjścia.
Przed wyjściem kręcił się zwyczajny tłumek, mierzący
wzrokiem każdą wyczerpaną akordzistkę, która mrugając oczami
wychodziła na słońce.
Taksiarze proponowali jazdę do domu w zamian za rządowe
kupony. Koderzy rozdawali karty wizytowe i ofiarowali się
pokazać swe wytatuowane licencje. Nieunikniona obszarpana
para protestujących katolików madryckich przemierzała na
pamięć znaną trasę z ponuro zwisającymi transparentami.
Najgorsi byli koderzy. Oczywiście do biznesu spermowego
koderzy są niezbędni. Producentki filtrów łożyskowych, takie
jak Persef, nigdy nie mogły sobie pozwolić na wykonanie
własnego programowania genetycznego. Nawet zestaw
platynowych sit wysokiej jakości przynosił zysk, zamykający
się pięcioma cyframi, a prawo ograniczało kobietę do
dwudziestu pięciu sztuciąży w życiu. To mężczyźni zatem
poddawali się kosztownej operacji modyfikacji komórek
rozrodczych, amortyzując jej koszt dzięki procentowi,
otrzymywanemu od każdej akordzistki, która urodziła ich
towar.
Koderzy nawiedzający wyjścia centrów porodowych to
najczęściej bardzo niska klasa - desperacko oczekujący w
miejscu na swój udział, zanim ich zmęczone klientki zdążą
wszystko przepuścić, albo ogarnięci taką chcicą, że
zachwalali swe modele kobietom wprost po połogu.
Sam pomysł wywołał u Io mdłości. Wyobraźcie sobie tylko:
myśleć o zajściu w dwie godziny po porodzie!
A przecież dostrzegła kilka znanych jej z widzenia
akordzistek, jak wyłaniają się z sali rekonwalescentek i
podchodzą wolniutko do puszących się mężczyzn - bez wyjątku
ubranych w jaskrawe, obcisłe bluzy i spodnie, których
wielobarwne nogawki zbiegały się na kodowniku, ukrytym w
przysznurowanym saczku. Koderzy traktowali swe ewentualne
klientki z przesadną uprzejmością, podsuwając składane
krzesełka, napoje i kwiatowe spraje każdej kobiecie, która
zgodziła się usiąść i posłuchać o ich podniecających
najnowszych modelach.
"A mówi się, że romanse umarły" - pomyślała ironicznie
Io.
- Cześć, Io, o pani. Nasza Io bez skazy.
Specjalnie przylizane włosy z przedziałkiem pośrodku
zgodnie z najnowszą modą. Nogawki żółta i jaskraworóżowa,
wypchany kodownik w grochy w tych dwóch kolorach. Sznurował
jeszcze jedną stronę, jakby właśnie skończył pokazywać
klientce swoją licencję.
- Eeem. Cześć, Colin - skinęła głową. Koder stanowił
Strona 4
Brin David - Akord
część imprezowego kręgu Persef i jako taki, zgodnie ze
zwyczajem, był również kolegą Io. Choć istnieją różne
rodzaje koleżeństwa.
- Wcześnie jesteś tu dzisiaj, co nie, Io? - zmierzył
wzrokiem jej sztuciążowy strój, ledwie wypełniony owocem jej
własnej produkcji.
- Wpadłam, żeby zobaczyć Persef - ruchem głowy wskazała
centrum. Oczy Colina rozszerzyły się.
- Świetnie, rybko! Dzięki, Io. Przykoczuję tu, aby
błysnąć naszej wielbionej pani swoją kartą, kiedy tylko znów
wkroczy w ten zwariowany świat.
- Tylko uważaj, żebyś błysnął jedynie swoją kartą, Colin.
Wiesz, są tu damy.
Colin prychnął rubasznym śmiechem. Zgodnie z intencją Io,
wziął jej uwagę za sarkastyczną, złośliwą drwinę -
podstawową monetę obiegową dziwnego protokołu szyderstwa.
Nie mógł wiedzieć, że na innym poziomie Io traktowała swą
wypowiedź całkiem dosłownie.
- Więc kiedy wreszcie złamiesz się i odpracujesz swoje po
naturce?
- Przyjmuję, że mówiąc "natura", masz na myśli pchanie i
sapanie? Mam oddać takiemu koderowi jak ty dziesięć procent
mojego zarobku i do tego całą zasługę? Piękne dzięki, Colin.
Może jajówa jest i cięższa, ale za to wszystko pozostaje
między mną a projektantami.
- Chciałaś powiedzieć, między tobą a zimnym szkłem i
gumą! - sztywny uśmiech Colina świadczył o tym, że wciąż
jeszcze należało to do repertuaru przycinków, lecz w jego
głosie zabrzmiał chłód. - Czy tobie naprawdę podoba się to w
taki sposób? Jesteś pewna, że rzeczywiście masz profil
hetero? Żaden z chłopaków tak nie uważa.
Io poczuła, że ogarnia ją fala wściekłości. Kto
powiedział temu kretynowi o jej profilu? Czyżby Persef? Czy
już n i k o m u nie można ufać?
Colin nachylił się nad nią szczerząc zęby. - Wiesz, Io,
czasem wydaje nam się, że uważasz się za lepszą od innych.
Tylko dlatego, że chodziłaś do szkółki-smółki i wolisz
wypuszczać tostery zamiast porządnych filtrów, jak twoje
przyjaciółki. Ale to jeszcze nie czyni cię klejnocikiem. Tu
się urodziłaś, kiciu. Pchanie i sapanie to także t w o j e
początki.
W Io coś zakipiało. Na zajęciach niedojrzałych stosunków
społecznych zaczynała się uczyć, jak dokonywać rozbioru
takich konwersacji - sposobu, w jaki Colin starał się ją
onieśmielić za pomocą słów, postawy ciała i
niesprecyzowanych aluzyjnych gróźb zerwania przyjaźni.
Zabawne, jak zawsze przyjmowało się takie zachowanie jak coś
oczywistego, dopóki ktoś wreszcie nie dostarczył modelu. Nie
pokazał, że jest to taki sam proces, jak każdy inny w
świecie. Wtedy nagle wszystko zdawało się nabierać ostrości
i wyglądało już tylko głupio i prymitywnie.
Ach, teoria to jedno. Ale praktyczne zastosowanie
należało do programu następnego semestru, toteż sama wiedza
nie mogła jej teraz pomóc. Nie wiedziała, jak rozładować
agresję faceta nie wywołując u niego złości.
Diabła tam. Io zdecydowała, że tak naprawdę ani trochę
nie obchodzi jej opinia takiego tkankopycha.
- Czytaj z moich warg, Colin. - Nachyliła się naprzód i
powoli wymówiła słowa slangu ulicznego:
- Plemniki... poziom zero; zamiast staka mamy flaka.
Colin gwałtownie odchylił się w tył, wyraźnie blednąc.
Jego dłonie zaczęły wykonywać zygzakowaty gest, mający
odczynić pecha. Zbyt późno opanował się.
- Cha, cha, cha, Io - wyszczerzył zęby, błyskawicznie
Strona 5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin