O komarze i orkiestrze.doc

(97 KB) Pobierz
O komarze i orkiestrze

Igor Sikirycki

 

O komarze i orkiestrze

 

Narrator 1:

Mieszkał komar w Górny Sanie

Muzykalny niesłychanie.

 

Narrator 2:

Co dzień brzęczał, co dzień bzykał,

 

Narrator 1:

Lecz mu zbrzydła ta muzyka.

 

Narrator: 2

Którą nawet poszum gruszy

W każdej chwili mógł zagłuszyć.

 

Narrator:1

Tydzień dumał, a w niedzielę

Rzekł:

 

Komar:

„Mam talent. Więc kapelę

Taką piękną w borze stworzę,

Że zaproszą mnie nad morze,

A w przyszłości i stolicę

Swą wizytą też zaszczycę.”

 

Narrator 2:

I w gospodzie „Pod Łabędziem”

Tegoż jeszcze dnia orędzie

Przy pomocy mrówek trzystu

 

Narrator 1:

Wydrukował w formie listu:

 

Komar:

„ Kto ma talent oraz chęci

Cały wolny czas poświęcić

Na muzyczne edukacje,

Niech przyjeżdża na wakacje

Do Komara –Wirtuoza

W Górny Sanie –stacja Brzoza.

Wyżywienie –jak na wczasach

Prawie darmo, w pięknych lasach.”

Narrator:

A przy końcu dla zachęty:

 

Komar:

„Mam dla wszystkich instrumenty.”

 

Narrator 2:

Ledwie komar na tym liście

Złożył podpis zamaszyście,

 

Narrator 1:

A już bzyknął:

 

Komar:

„Do wieczora

Muszę z drugim się uporać.”

 

Narrator 2:

I nim zapadł zmierzch liliowy

Drugi list był już gotowy.

Komar:

„Do burmistrza Pikutkowa!

Wie, że Wasza straż ogniowa

Ma orkiestrę, którą w kraju

Wszyscy ludzie podziwiają.

Lecz niestety od lat paru

Tyle u Was jest komarów,

Że orkiestra ta na dworze

W żaden sposób grać nie może.

Po naradzie z komarami

Najbliższymi krewniakami,

I ministrem moim wujem,

Taką rzecz Wam proponuję:

Jeśli straż się z nami liczy

Niech na miesiąc nam pożyczy

Wszystkie swoje instrumenty.

W zamian za to spokój święty

Zapanuje w Pikutkowie,

Bo komarów całe mrowie

Z waszych stron się wnet wyniesie

I zamieszka w gęstym lesie.

Przy okazji ślę ukłony

Dla uroczej pańskiej żony.

Komar muzyk, rodem z Lipek,

Najsłynniejszy w świecie skrzypek.”

 

Narrator 1:

A pod spodem dodał zdanie:

 

Komar:

„Stacja Brzoza w Górnym Sanie.”

 

Narrator 2:

Dnia drugiego, wczesną porą,

Leciał komar nad jezioro,

 

Narrator 1:

A po drodze spotkał trzmiela,

Serdecznego przyjaciela.

 

Narrator 2:

Trzmiel był leśnym listonoszem

I zarabiał nędzne grosze,

Więc się trudnił dodatkowo

Buchalterią przebitkową.

 

Narrator 1:

Gdy komara spostrzegł w gaju

Bzyknął:

 

Trzmiel:

Mam cię, ty hultaju!

Ja się zwijam, pędzę śpieszę

Aby wręczyć Ci depeszę,

A ty zamiast siedzieć w domu

Zbijasz bąki po kryjomu.’

 

Narrator 2:

Nastąpiło powitanie,

Po czym komar na polanie

Wziął depeszę, siadł na pieńku

I przeczytał pomaleńku:

 

Komar:

„Bardzo chętnie się zgadzamy. Stop.

Instrumenty wysyłamy. Stop.

Podpis: Burmistrz Pikutkowa. Stop.

Oraz cała straż ogniowa. Stop.

 

Narrator 1:

Trzmiel usłyszał treść depeszy

I ogromnie się ucieszył,

 

Narrator 2:

Po czym bzyknął:

 

Trzmiel:

„W swoim czasie

Grało się na kontrabasie,

A, że męczy mnie już praca,

Która wcale nie popłaca,

Myślę teraz, i to serio

Skończyć wreszcie z buchalterią,

Dom zbudować w Górny Sanie

I poświęcić czas na granie.”

 

Narrator 1:

Na to komar

 

Komar:

Piękne plany!

Ale ze mną, mój kochany,

Nie tak łatwo, jak się zdaje,

Ja protekcji nie uznaję!

Mogę tylko dać ci radę:

Chcesz w orkiestrze mieć posadę?

Zgoda. Jutro w cieniu trzciny

Rozpoczynam egzaminy.

Jeśli zdasz je, bez wątpienia

Chętnie spełnię twe marzenia.

 

 

Narrator 2:

Minął dzień i noc pogodna.

W Sanie słońce wodę do dna

Prześwietliło blaskiem złotym.

Wtedy komar do roboty

Wziął się żwawo, aby w porę

Skończyć konkurs nad jeziorem.

 

Narrator 1:

Na pachnących liściach mięty

Poukładał instrumenty.

Które przywiózł do dąbrowy

Leśny pociąg towarowy,

Potem skrzypce wypróbował

I dla siebie w dziupli schował,

 

Narrator 2:

Wreszcie z bardzo ważną miną

Poszybował wprost ku trzciną

I zawołał w stronę lasu

 

Komar:

Zaczynamy szkoda czasu!

 

Narrator 1:

Na komara dźwięczne słowa

Ożywiła się dąbrowa.

 

Narrator 2:

Ledwie przebrzmiał glos komendy

A już tędy i owędy

Muzykanci w jednej chwili

Na egzamin się stawili.

 

Narrator 1:

Mucha, kornik, żuk, biedronka,

 

Narrator 2:

Mrówka, chrabąszcz, trzmiel i stonka,

 

Narrator 1:

Osa, ważka, świetlik, pająk,

 

Narrator 2:

Tuż za nimi całą zgrają

 

Narrator 1:

Świerszcze, pszczoły i szerszenie.

Wszystkich nawet nie wymienię.

 

Narrator 2:

Dość, że w końcu krokiem wolnym

Przyszedł także konik polny.

 

Narrator 1:

Widząc ten muzyczny zapał

Komar w głowę się podrapał

 

Narrator 2:

I zawołał:

 

Komar:

Przyjaciele!

Instrumenty w mig rozdzielę,

Co kto pragnie, na żądanie

W swoje ręce wnet dostanie.

 

Narrator 1:

Wtedy pierwszy podbiegł kornik

 

Kornik:

Ja gram pięknie na waltorni

 

Narrator 2:

Mucha zaś bzyknęła chytrze

Mucha:

Umiem dobrze grać na cytrze

 

Świetlik:

A ja –

 

Narrator 1:

Dodał mały świetlik

 

Świetlik:

Marzę tylko o basetli

 

Biedronka:

Na gitarze nieźle brzdąkam

 

Narrator 2:

Pochwaliła się biedronka

 

Narrator:

Na to pająk

 

Pająk:

Mój ród słynie

Z gry mistrzowskiej na pianinie

 

Narrator 1:

Żuk z radości zatarł dłonie

Żuk:

A ja zagram na puzonie

 

Mrówka:

Mój instrument to altówka

 

Narrator 2:

Oznajmiła skromnie mrówka

 

Narrator 1:

Chrabąszcz zaś rzekł

 

Chrabąszcz:

Bez dyskusji

Zgram chętnie na perkusji.

 

Ważka:

Dla mnie klarnet to jest fraszka

 

Narrator 2:

Oznajmiła dumnie ważka

 

Narrator 1:

Trzmiel zaś bzyknął

 

Trzmiel:

W swoim czasie

Grałem już na kontrabasie.

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin