Przestań, Malfoy!.rtf

(77 KB) Pobierz

Przestań, Malfoy!

Severus zerknął po raz ostatni na zegarek. Jedenasta dwanaście - rano. Dobrze. Czas idealny. Chociaż... może lepiej poczekać jeszcze kilka minut? Tak, zdecydowanie tak. Przecież wcale mu się nie spieszy. Może komuś tak, ale jemu na pewno nie. Uśmiechnął się do swoich myśli.

Zważył w dłoniach aparat fotograficzny. To nie był jego sprzęt, o nie! Należał do tej wiedźmy, Bellatrix. Może to nie był najnowszy model, ale i tak kosztował więcej niż wszystko, co Severus posiadał razem wzięte. Prawdopodobnie właścicielka wydrapałaby mu oczy, gdyby chociaż porysował jej zabawkę. Mimo że samo pożyczenie ustrojstwa kosztowało Ślizgona kilka referatów z historii magii - warto było się poświęcić.

Bella, co oczywiste, z całą pewnością nawet nie podejrzewała, po co tak naprawdę chłopakowi potrzebny jest polaroid. O tym wiedział tylko on i jego aktualna klientka - notabene siostra szanownej właścicielki. Ale to właściwie bez znaczenia.

Sprawdził czas - jedenasta siedemnaście. Tak, teraz chyba trafi na właściwy moment. Prorok zapłaciłby fortunę za tę fotkę, już się o to postara!

Wyślizgnął się z pustej klasy. Nikogo nie było na korytarzu - cóż, trzecie piętro raczej nie przyciągało tłumów. Nie było tutaj nic interesującego - zamknięte albo nieużywane pomieszczenia i od dawna nieczynna łazienka Jęczącej Marty.

No właśnie.

Przystanął przed drzwiami niesławnej toalety. Czy mu się wydawało, czy to, co właśnie usłyszał... Jęk? Ha ha, idealnie! Doskonałe wyczucie czasu, sam siebie podziwiał. Skontrolował aparat - gotowy do pstryknięcia zdjęcia. Dobrze. Czy o czymś zapomniał? Och, no tak, oczywiście. Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni różdżkę i rzucił na siebie kilka ochronnych zaklęć. Lepiej nie ryzykować. Zwłaszcza, jeśli miał zamiar zrobić coś takiego!

Wymierzył różdżką w zamek.

- Alohomora.

***

Severus dzielił ludzi na trzy kategorie. Jedną z nich można podpisać eleganckim hasłem "wrogowie". Być może Severus - gdyby miał nieco inne nastawienie do życia - przejąłby się, że żadnego człowieka jeszcze nigdy nie nazwał "przyjacielem". Jednak jakoś się nad tym specjalnie nie zastanawiał. Bezproduktywne rozmyślanie uważał za bezsensowne, a on nie lubił robić niczego, co nie miało wyraźnego celu.

Osoby, które z jakichś abstrakcyjnych przyczyn nie były wrogami Severusa, mogły wybierać pomiędzy dwoma pozostałymi możliwościami. Pierwsza z nich - "ludzie, którzy aktualnie stali po jego stronie, ale byli tak mało znaczący, że nie warto zaprzątać sobie nimi głowy". Czyli większość świata.

I oczywiście trzecia, ostatnia kategoria. Ta, którą Severus lubił najbardziej - o ile w jego przypadku można używać terminu "lubić". W swoim osobistym słowniku dla tego rodzaju ludzi zarezerwował specjalne słowo. Klienci.

Teraz właśnie jeden z jego klientów - a właściwie klientka - zaciągnęła go do pustej klasy. Severus naprawdę nie uważał, że to konieczne. Korytarz był zupełnie pusty, na pewno nikt by im nie przeszkadzał. Poprawił szatę i zirytowany spojrzał na dziewczynę.

Narcyza wyglądała jeszcze przez uchylone drzwi na korytarz - miał idealny widok na jej tyłek. Uniósł brew - doskonale wiedział, że dziewczyna robi to specjalnie. Uwielbiała takie gierki - znał ją przecież nie od dziś. Odwrócił się - nie miał zamiaru dać jej satysfakcji. Nigdy więcej nie pozwoli powiedzieć jej tym przesłodzonym do bólu zębów głosem: "Gapiłeś się na mnie, Snape?".

- Chyba jesteśmy bezpieczni. - Uśmiechnął się z zadowoleniem, słysząc jej westchnienie zawodu. Czyżby urażona duma?

- Oczywiście, że jesteśmy bezpieczni, Black. Jest lekcja, na pewno zauważyłbym, gdyby ktoś nas śledził. - Zdjął z ramienia torbę i postawił ją na najbliższej ławce. Właściwie był dziewczynie wdzięczny, że wybrała ten, a nie inny moment. Omijała go właśnie pasjonująca jak zwykle Historia Magii.

- Nie ma potrzeby mówić mi po nazwisku, Sev. - Obruszyła się.

- Ależ Black, przyzwyczaj się, że są jeszcze na świecie ludzie, którzy nie mają najmniejszej ochoty na zacieśnianie z tobą, hm, znajomości. - W końcu na nią spojrzał, krzyżując jednocześnie ramiona na piersi.

- Daruj sobie insynuacje, Snape. - Narcyza zmrużyła oczy. Jednak zaraz na jej twarz powrócił smutny uśmiech zranionej królewny. - Jak możesz być dla mnie taki niedobry, Sever?

Chciał zmiażdżyć ją spojrzeniem, ale Narcyza najwyraźniej nic sobie z tego nie robiła. Blondynka nie pojęła tej cudownie jasnej aluzji - życzenia szybkiej i bolesnej śmierci. Wciąż uśmiechała się nieszczerze, samymi - idealnie wykrojonymi - ustami. Oczy pozostawały zimne. Jak u wszystkich Blacków.

Narcyza była jedną z najładniejszych dziewcząt w szkole. Połowa Hogwartu za kilka chwil z nią oddałaby... bardzo dużo. Druga połowa - ponoć ta słabsza - życzyła jej bliskiego spotkania z wiadrem kwasu. Narcyza zaś doskonale zdawała sobie sprawę ze swojej pozycji - i umiała to wykorzystać. Wiedziała, że wystarczy jeden czarujący uśmiech, żeby mężczyźni robili dokładnie to, czego chciała.

Przynajmniej większość. Severus pochlebiał sobie, że on jeden mógł prowadzić z nią... Nie, nie rozmowy - interesy, zupełnie ignorując długie, trzepoczące kokieteryjnie rzęsy. Narcyza była jego klientką i niczym więcej. Dziewczyna, która przyzwyczaiła się zawsze dostawać to, czego chciała. A on tym razem miał zamiar jej to umożliwić - jak zwykle. Nie za darmo, oczywiście.

- Do rzeczy, Severus. Jak długo to jeszcze potrwa? - Ślizgonka porzuciła zalotny ton - teraz była chłodna i rzeczowa.

- Dzień, dwa. Niedługo. Jutro dostaniesz dowód.

- Doskonale! Cenę mamy, wydaje mi się, ustaloną?

- Dwadzieścia galeonów i możesz dorzucić mi jakąś premię. - Pozwolił sobie na lekki uśmieszek.

- Pomyślę o tym. Ale mów mi po imieniu, dobrze, skarbie?

- Nie sprzedam się tak łatwo, Black.

- Może w końcu powinieneś. Inaczej umrzesz dziewicą - warknęła dziewczyna. Trzasnęła drzwiami dokładnie w momencie, kiedy w dłoni Severusa znalazła się różdżka.

Narcyza ten jeden raz miała szczęście. Nigdy nie odnaleźliby jej ciała.

***

Drzwi otworzyły się szeroko - ale wbrew oczekiwaniom, nie trzasnęły o ścianę. Błysnął flesz - szybko i krótko, jak blask piorunów w czasie burzy. Ktoś zaskomlał cicho, jak przerażone szczenię. Ktoś inny zaklął. Severus uśmiechnął się w duchu. Dwadzieścia galeonów. Może nawet więcej, jeśli dobrze to rozegra.

Dopiero, kiedy opuścił aparat, uważniej przyjrzał się zabawnej scenie. Malfoy patrzył na niego z taką miną, jakby nie do końca pojmował, co się właśnie stało. Chyba nie wierzył, że ktokolwiek mógłby się ośmielić...! Bogaty, rozpieszczony frajer. Chłopak obok Lucjusza - Thomas Jaffie, Ravenclaw, piąty rok - wyglądał na autentycznie przerażonego. Ekstremalnie szybko owinął się szatą - wybiegł z łazienki, muskając ramię Severusa.

Ślizgon nie dał po sobie niczego poznać, chociaż naprawdę się zdziwił. Spodziewał się tutaj kogoś pokroju Armenity Parkinson - nie chłopaka. Ale do diabła z tym. Coś takiego warte było o wiele więcej, niż nawet trzydzieści galeonów! Przywołał na twarz swój najbardziej złośliwy uśmiech.

- Och, Malfoy, kto by pomyślał... Podejrzewam, że Narcyza nie będzie zachwycona.

- Snape. Mogłem się spodziewać. - Starszy chłopak oparł się nonszalancko o ścianę. Nawet się nie fatygował, żeby poprawić rozchełstaną koszulę. Chciał zrobić wrażenie - Severus parsknął pogardliwie w myślach. - Więc teraz Narcy się tobą wysługuje?

- "Narcy" mnie zatrudnia, jeśli o to chodzi... - przerwał mu cichy chrzęst. Polaroid wypluł z siebie kolorowe zdjęcie. Severus przyjrzał mu się ostentacyjnie. - Ładne ujęcie, muszę przyznać. Być może to przesada, ale jestem z siebie dumny. Nie podejrzewałem się nawet o taki talent. Widać wszystkie szczegóły.

- Oddaj to, Snape. - W głosie Malfoya drgnęła twardsza nuta. Och, czyżbyśmy byli aż tacy słabi w negocjacjach? Już tracimy panowanie nad sobą? A co będzie za chwilę?

- Nie bądź naiwny - Severus pieczołowicie wsunął fotkę do wewnętrznej kieszeni szkolnej szaty.

- Zrobię ci piekło z życia. To, co teraz wyprawiają z tobą Black i Potter, będzie jak piknik, w porównaniu z tym, co zrobię JA - Lucjusz uśmiechnął się złowróżbnie. Młodszy chłopak prychnął tylko - gdzie by teraz był, gdyby wierzył w każdą taką pogróżkę?

- Może tak, może nie. Ale co ci z tego przyjdzie? Dla twojej dziewczyny będzie za późno - och, idealna pozycja. To on, Severus był górą. Zastanowił się czy już może pozwolić sobie na wyższość, czy dalej ma być zimnym draniem. Och... może wytrzyma jeszcze chwilę. Tylko chwilę.

- W takim razie... ile zapłaciła ci Narcyza? - Lucjusz próbował przybrać maskę pokerzysty. Cóż, efekt psuły zbyt czerwone od pocałunków usta.

- Interesy. Zawsze łatwo mi było zrozumieć interesy. - Severus uśmiechnął się obłudnie.

- Ile?

"Ile" - jak to ładnie brzmi. Ale nie, nie miał zamiaru sprzedać fotki Malfoyowi. Co by nie mówić Black była stałą klientką. Po co zarzynać kurę, która znosi złote jajka? Oczywiście, Lucjusz z pewnością nie miał pojęcia, że Severus i tak nie zmieni zdania. Nie mógł nic przeczuwać. Można się zabawić. Ten jeden raz w życiu Snape miał okazję wdeptać Malfoya w ziemię. Nadziany sukinsyn; myśli, że ma wszystko... Jak bardzo się myli!

Severus podszedł bliżej - teraz Malfoy był już na wyciągnięcie ręki. Chłopak czuł orzeźwiający zapach jego wody kolońskiej - na pewno najdroższej, jaka tylko była w asortymencie jakiegoś ekskluzywnego sklepu. Przymknął oczy, nie pozwalając, by na usta wypełzł chociaż cień uśmiechu.

- Zrób ze mną to, co robiłeś z nim... - wymruczał niewinnie.

- Co?!

- To jest moja cena.

Lucjusz patrzył na niego przez chwilę tak, jakby nie wiedział, co zrobić. Ale to trwało tylko moment - sekundę, może mniej. W jego oczach pojawiło się coś drapieżnego, groźnego. Niebezpiecznie pociągającego.

***

Ten chłopak nawet nie wiedział, o co prosi! Lucjusz spojrzał na jego twarz - długie rzęsy, delikatna skóra... To nie była wysoka cena. A Lucjusz mógł ją zapłacić z prawdziwą przyjemnością. Wszystko przychodziło mu łatwo. Zawsze. Ale nie przypuszczał, że i tym razem odzyskanie kompromitującego dowodu będzie aż tak proste!

Właściwie... taka propozycja z ust Severusa Snape'a... szokująca. Ale czemu nie, skoro sam tego chciał - skoro sam pchał się w ramiona Malfoya... czemu nie skorzystać? Los, Bóg, Merlin - widocznie oni wszyscy tego chcą! Tego właśnie, ha ha!

Blondyn wyciągnął rękę, muskając opuszkami palców gładki policzek chłopaka. Wplótł palce w jego doskonale czarne, jedwabiste włosy. Usta Ślizgona były lekko rozchylone, jakby zapraszały... Jak mogą smakować? No jak? Lucjusz chciał się przekonać.

Pochylił się - czuł ciepło oddechu Severusa. Wolną ręką ujął go pod brodę, zwracając jego twarz w swoją stronę. Dzieliły ich tylko centymetry - ledwie jeden oddech... i słodka cena - nagroda? - zostanie zapłacona z nawiązką.

To stało się szybciej niż Malfoy podejrzewał. Zanim cokolwiek zauważył, Severus wymknął się z zasięgu jego rąk. Jeden sprytny obrót, jeden krok... Lucjusz nie zdążył nawet zareagować! W jednej chwili prawie miał Snape'a - a w następnej Ślizgon już stał pod drzwiami. Niewyobrażalnie daleko.

- Wielki Merlinie, Malfoy, nie myślałem, że jesteś aż taką dziwką. - Uśmiechu Severusowi mogła zazdrościć nawet najbardziej jadowita żmija.

Lucjusz zmrużył oczy - ale jego zaklęcie trafiło w ścianę, osmalając tylko tynk. Snape'a już nie było - tak samo, jak nie było tego przeklętego zdjęcia! Och, zapłaci mu za to, jeszcze zapłaci!


Lucjusz nie należał do tego rodzaju ludzi, który w takich momentach tłuką lustra albo zaciskają w pięści. O nie - po co wyładowywać gniew na czymkolwiek? Gniew to przecież siła... Trzeba zachować ją w sobie, zakopać głęboko na dnie duszy. A pewnego dnia wyciągnąć, pozwolić wybuchnąć z całą siłą. Pewnego dnia - kiedy nadarzy się okazja.

Blondyn uśmiechnął się do swoich myśli. Nikt nigdy nie potraktował tak Malfoya. A nawet jeśli - długo się tym nie cieszył. I Severus Snape także nie będzie.

***

Severus tymczasem nie zastanawiał się, co robić dalej - szedł prosto do Salonu Slytherinu. Staccato jego kroków wydawało mu się dziwnie głośne - nawet bardziej hałaśliwe niż szum myśli w głowie.

Zrobił to! Naprawdę to zrobił! Pokazał temu idiocie, że nie jest pępkiem świata. Że jest ktoś, kto ewidentnie nie zwraca na niego uwagi. Tak, właśnie tak zrobił! Był z tego dumny, och, już dawno nie czuł się tak dobrze... Ten triumf, to uczucie... jakby był wyższy o co najmniej pół metra. Jakby świat był jego - wystarczyło tylko sięgnąć i wziąć. Zwycięstwo.

Przystanął przy schodach - oparł się ciężko o balustradę. Musiał się uspokoić. Nie mógł przecież pokazać się ludziom taki... roztrzęsiony. To nie wpłynęłoby dobrze na jego wizerunek. Nie chciał się zdradzić.

Odetchnął głęboko. Jeszcze raz. Tak, już prawie jest spokojny - jeszcze tylko minuta, dwie... kilka sekund - i będzie mógł iść do Black, oddać jej wytęskniony dowód winy oraz, oczywiście, zainkasować złoto. Nic więcej go nie interesowało. Prosty, szybki interes.

Ale... Malfoy pewnie będzie chciał się mścić. Na pewno będzie chciał. Lucjusz Malfoy nie należał do ludzi, którzy... Och, to nie było najbezpieczniejsze, co Severus w życiu zrobił. Na pewno nie. To tak, jakby drażnić tygrysa w klatce - kiedy pręty są nadpiłowane. Nie, to było zupełnie nierozsądne.

Ale jakie przyjemne.

Zaklął, kiedy zauważył, że bezwiednie muska swoje usta palcami. Pfff, co to niby ma znaczyć?!


Narcyza rozmawiała ze swoją siostrą, kiedy Severus wszedł do pokoju wspólnego. Chłopak nie bawił się w eufemizmy - podszedł prosto do dziewcząt, wciskając Bellatrix polaroid w wypielęgnowane dłonie. Oczy Narcyzy zabłysły niezdrowo - nieodparcie kojarzyła się Severusowi z blond hieną, uśmiechającą się do martwej krowy. Obrazowe porównanie.

- I? Masz? - Bellatrix odeszła bez słowa, zerkając tylko znacząco na Narcyzę. Severus milczał przez chwilę.

- Będę miał. Jutro. - Kłamstwo. Wydawało mu się, że bezpieczniej będzie mieć tego asa w rękawie jeszcze przez jakiś czas. Dopóki gniew Malfoya nie przygaśnie - przynajmniej odrobinę.

- Miało być dzisiaj!

- Wiem. Ale... wystąpiły pewne nieprzewidziane okoliczności. Jutro. - Jego ton był chłodny, wyważony. Narcyza nie miała prawa czegokolwiek podejrzewać. Przewrotna prawda, swoją drogą - niesamowite były te "nieprzewidziane okoliczności"!

- W takim razie może powinnam obniżyć stawkę? - Severus rzucił blondynce badawcze spojrzenie. Blefowała, to jasne.

- Nawet ty, Narcy, będziesz mnie kiedyś błagać o litość. - Słowa wymknęły się z jego ust, zanim zdążył je powstrzymać. Temperatura nagle opadła, jakby do komnat Slytherinu wpadł lodowaty, północny wiatr.

- To groźba?

- Nie. Stwierdzam fakt. - Już nie mógł cofnąć słów.

- Nie chcę cię dzisiaj widzieć, Snape. Jutro też. Masz trzy dni na zrobienie tego, za co ci płacę. - Odwróciła się zamaszyście na pięcie i odeszła, tupiąc głośno. Mała, rozkapryszona dziewczynka w ciele kobiety. Twarz Severusa musnęły jej długie, jasne włosy.

Trzy dni. To daje trochę czasu. Szczęśliwy przypadek?

***

Nie, zdecydowanie nieszczęśliwy. Severus miał się o tym przekonać już niedługo - tymczasem jednak, wciąż nieświadom nadchodzących zdarzeń, szedł na pierwszą poniedziałkową lekcję. Obrony Przed Czarną Magią w tej odległej klasie...

- Snape.

Ludzie mówią zazwyczaj "cześć", "dzień dobry" - albo cokolwiek w tym rodzaju. Malfoyowi najwyraźniej wystarczy nazwisko. Severus odwrócił się bardzo powoli, przywołując na twarz ulubiony wyraz zimnej ignorancji.

- Malfoy. - Lucjusz stał w cieniu jednej ze zbroi. Dzieliły ich dwa długie kroki. - Więc teraz chowasz się po kątach? Przepraszam, jakoś umknęło mi, kiedy stoczyłeś się tak nisko.

- Niektórzy ludzie się zmieniają - głos Lucjusza nawet nie zadrżał, jakby w ogóle nie zwrócił uwagi na drwinę. - A niektórzy nie. Ty na przykład jak zwykle jesteś ironiczny.

- Ach jej, kto by pomyślał, że zauważysz. Zajęło ci to tylko sześć lat.

Lucjusz oderwał się od ściany z gracją kota. Ale nie takiego zwyczajnego kota, och nie - raczej tygrysa. Białego, głodnego tygrysa. Włożył dłonie do kieszeni dżinsów i odrzucił włosy z twarzy. Idealny do bólu. Severus znów czuł przytłaczający, świeży zapach jego wody kolońskiej.

- Wciąż mogę ci zrobić piekło z życia. - Blondyn groźnie się uśmiechnął. Na Severusie nie zrobiło to żadnego wrażenia - skrzywił się kpiąco.

- I vice versa.

- Hm... to możliwe - Lucjusz udał, że się zastanawia. - Ale ja będę szybszy.

Wystarczył mu jeden krok - już stał przy młodszym chłopaku, bliżej niż to odpowiednie. Severus cofnął się - i to był wielki błąd. Blondyn pchnął go na ścianę, unieruchamiając jego nadgarstki. Ślizgon spróbował się wyrwać - ale Lucjusz w odpowiedzi zacisnął tylko palce, prawie miażdżąc jego kości. Severus jęknął mimowolnie, przeklinając się w duchu za tą oznakę słabości.

- Co ty wyprawiasz, Malfoy? - wysyczał wściekle. Nie próbował już się szarpać. Lucjusz był od niego szybszy, silniejszy i wyższy - jakakolwiek siłowa konfrontacja była skazana na porażkę. Należy racjonalnie oceniać swoje możliwości.

Malfoy nic nie odpowiedział. Pochylił się tylko - Severus czuł ciepły oddech blondyna na policzku. Platynowe włosy łaskotały w szyję. Każda komórka swojego ciała przerażająco jasno zdawała sobie sprawę, z kolana Ślizgona, wpełzającego mu między nogi.

- Malfoy... Cholera, przestań! Puść mnie! Ty... - Nie dokończył. Lucjusz samym końcem języka przeciągnął po jego szyi - prawie do miejsca, gdzie zaczynała się biała koszula. A potem zrobił to jeszcze raz. Coś przewróciło się w żołądku Severusa - to wcale nie było nieprzyjemne... raczej... Do diabła, to Malfoy! Lucjusz Malfoy! Bawi się nim!

- Podoba ci się. - To nie było pytanie. Lucjusz uśmiechnął się złośliwie, poruszając się zmysłowo. Severus jęknął - na pewno nie z bólu.

- Zostaw mnie...

- Właściwie nie mam ochoty. - Lucjusz przysunął się jeszcze bliżej do ciała chłopaka. Szeleściły szkolne szaty. - Teraz poznasz, co to tak naprawdę znaczy zadzierać z Malfoyem.

Severus poczuł jego język na ustach. Lucjusz polizał dolną wargę chłopaka - powoli, jakby na świecie nie istniało nic, do czego miałby się spieszyć. Chłopak zacisnął zęby - nie. Nie pozwoli sobie tego zrobić. Na pewno nie... Wiedział, że nie powinien. Na pewno nie powinien. Ani on, ani tym bardziej Malfoy. Nigdy.

Wciągnął ze świstem powietrze - wykorzystał moment, kiedy Lucjusz odsunął się na jedną sekundę. Zaraz jednak blondyn znów zaatakował jego wargi, pieszcząc je językiem, zębami i samym oddechem. Ciało chłopaka było jak obce - nie poznał się nigdy od tej strony! Gdzie się podział ten zimny, niedostępny, sarkastyczny Ślizgon? Teraz był jednym kłębkiem nerwów - tak doskonale zdawał sobie sprawę z każdego szelestu szaty, z każdego oddechu Malfoya... Z jego dotyku. Smaku jego ust.

Nie był sobą. Nie mógł być! Powinien się wyrywać, szarpać, uciekać... To, co było nim jak najbardziej - ten odłamek jego duszy - kłuł boleśnie, krzyczał rozdzierająco. Nie chciał, nie chciał tego przerywać! Wcale! Tak strasznie chciał pozwolić Lucjuszowi wtargnąć do swoich ust, zrobić wszystko na cokolwiek przyjdzie mu ochota...

Ale nie mógł przecież tego zrobić! Lucjusz w najlepszym przypadku go wyśmieje, zdepta całą jego godność, jakieś resztki dumy! A w najgorszym razie...

Nie zdążył pomyśleć, co Malfoy może zrobić najgorszego. Blondyn puścił jeden z jego nadgarstków, chociaż Severus nie zwrócił uwagi na swoją wolność. Tym razem palce starszego Ślizgona zacisnęły się na szczęce chłopaka, zmuszając go do otwarcia ust. Severus jęknął.

Och... Malfoy był nadspodziewanie delikatny. Drażnił gładkie podniebienie Severusa, jego własny język... Chłopak czuł słodki smak jego oddechu. To było... Och... To...

Dłoń Lucjusza już nie zaciskała się boleśnie na jego szczęce. Teraz Severus czuł ją na swoim karku, muskającą samymi opuszkami palców wrażliwą skórę. Do diabła z tym wszystkim... Do diabła. Dłoń Severusa prześlizgnęła się przez ramiona blondyna, przyciągając go jeszcze bliżej. Kolejny błąd.

Tak nagle, jak wszystko się zaczęło, tak samo się skończyło. W jednej chwili oddychali tym samym oddechem - w następnej Severus słyszał już tylko szybkie, oddalające się kroki blondyna. Beznadziejne deja vu - czy on sam nie potraktował tak Ślizgona? Zacisnął zęby. Drań! Potwór! Jak on mógł...? Co on chciał...? Chłopak osunął się powoli po ścianie. Objął swoje kolana, zaciskając z całych sił pięści na szacie. Nie chciał widzieć, jak drżą mu ręce.

To było przecież oczywiste, że Malfoy zrobi właśnie coś takiego! Oczywiste! Jak mógł się poddać tak łatwo?! Jak mógł być taki głupi?! Bez sensu! Jak do tego doszło?! Spojrzał na swoje spodnie. Miał poważne - och, do cholery, jak bardzo poważne - podstawy by sądzić, że tym razem ominie go Obrona Przed Czarną Magią.


Reszta dnia przebiegła w miarę normalnie, bez podobnych ekscesów. Malfoy nie zwracał na Severusa uwagi, jakby w ogóle nie pamiętał o tym... incydencie. I dobrze - Severus był bardzo zadowolony. Sam wiele by dał, żeby po prostu zapomnieć. Był zły na siebie - przecież to wszystko było takie oczywiste! Lucjusz musiał zrobić coś w tym rodzaju! Dokładnie... dokładnie to...

Ale... jakim on musi być zimnym potworem! I dlaczego odszedł akurat wtedy?! Dziesięć sekund - wcześniej czy później - nieważne. Dziesięć sekund by wystarczyło. Severus był pewien - a może tylko to sobie wmówił - że nie zachowałby się tak, gdyby dano mu dziesięć sekund.

Och, zresztą, to wszystko jego, Severusa, wina. Gdyby nie miał tej surrealistycznej chęci udowadniania Melin wie czego, wszystko byłoby ok. Mógł pstryknąć Malfoyowi tę głupią fotkę i wiać. Uciekać, tak, żeby nikt go nie zauważył. Ale nie, on musiał zachować się jak jakiś gryfoński idiota. Fantastycznie.

Udał, że bawi się łyżeczką - patrzył na zniekształcone odbicie stołu Slytherinu. Kilkanaście miejsc dalej siedział Lucjusz Malfoy - rozmawiał z Lestrange'em, mieszając jednocześnie herbatę. Severus odwrócił wzrok - od samego patrzenia na tego drania robiło mu się... gorąco?

Niedobrze. Bardzo źle.

***

Lucjusz tymczasem śmiał się w myślach. Przez cały dzień obserwował Snape'a - chłopak był dziwnie nerwowy, gdzieś zagubił się jego zwykły dystans do świata. Malfoy pochlebiał sobie, że to on skruszył tę lodową skorupę, przywołał cień emocji na bladą twarz chłopaka. Musiał być naprawdę dobry!

Nie miał wyrzutów sumienia. Żadnych. Co więcej - wcale nie miał zamiaru na tym poprzestać. To, co Severus przeżył dziś rano - to dopiero początek. Zemsta jest słodka.

Ale nie tylko na Snape'ie chciał się przecież mścić.

Z Narcyzą był dopiero od kilku miesięcy - a ona już posunęła się do szpiegowania go! Nie uważał, by to, co ich łączyło było szczególnie głębokie. Black była ładna, mogła mu się zasadniczo podobać. Jak każdemu zresztą - wszyscy mu zazdrościli. Malfoy zawsze przecież dostaje to, co najlepsze. Narcyza miała dobre pochodzenie i świetną prezencję. Nie robiła nic, co mogłoby zaszkodzić reputacji Lucjusza. To właśnie czyniło ją lepszą niż wszystkie inne potencjalne partnerki.

Z drugiej strony naprawdę zdenerwowała go tym zdjęciem. Co za kosmiczne fanaberie! Każdy ma prawo do prywatnego życia - on tym bardziej. Narcyzy naprawdę nie powinno obchodzić, co robi, kiedy nie jest z nią.

Lucjusz pożegnał się szybko, wstając od stołu. Miał coś do zrobienia - a teraz, kiedy wszyscy byli na kolacji, zamek był przyjemnie pusty. Pora idealna dla poważnych interesów. O wiele poważniejszych niż jakieś głupie fotki, czy cokolwiek, co zaprzątało główkę ślicznej Narcy Black.

***

Kolejny dzień - wtorek. Severus westchnął głęboko - powoli zaczynał wpadać w paranoję. Powoli?! Zastraszająco szybko! Dwadzieścia cztery godziny i ze stanu zimnej ignorancji - dla świata jako całości - pozostało wspomnienie. Powód jego zdenerwowania był oczywisty. Lucjusz Malfoy.

Severusowi wydawało się, że wpada na blondyna o wiele częściej niż zazwyczaj. Na pewno o wiele częściej, niżby sobie tego życzył! Wciąż nie udało mu się zapomnieć o tym, co się stało... A Lucjusz albo udawał, że to nic nie znaczyło, albo przeciwnie - uśmiechał się bardzo jednoznacznie.

Dosyć tego - Severus energicznie odłożył pióro. Dosyć - i bynajmniej nie chodziło mu o test z transmutacji, nie! Zetrze temu draniowi uśmieszek z twarzy! Istniał tylko jeden sposób. Odda kompromitujący dowód Narcyzie - ona zatroszczy się o Lucjusza Malfoya lepiej niż ktokolwiek inny! Wszystkie problemy znikną, jakby Severus rzucił zaklęcie!

Wyszedł z klasy jako pierwszy - tylko on zdążył jak dotąd napisać test. Dzwonek zadzwonił, kiedy chłopak był już w połowie korytarza.


- Narcy? Szukasz Narcyzy?

- Tak, właśnie jej szukam. - Severus walczył z przemożną chęcią, aby wznieść z politowaniem oczy. Albo raczej wyciągnąć różdżkę. Gdyby pozwolono mu użyć jakiejś szybkiej klątwy - o ile życie byłoby prostsze... Tymczasem musiał tkwić tutaj i udawać, że koleżanki Narcyzy warte są rozmowy czy czegokolwiek - prywatnie uważał, że to dla nich zbyt wielki zaszczyt oddychać tym samym powietrzem.

- A po co jej szukasz? - Ciemnowłosa szóstoklasistka chytrze się uśmiechnęła. Jak spragniony sensacji sęp, z za mocnym makijażem. Różowym - co mówiło prawdopodobnie samo za siebie i tłumaczyło wszystko.

- To nieistotne - warknął chłopak, piorunując dziewczynę wzrokiem.

- Dla mnie bardzo...

- Jednak nie, Siwers. - Dziewczyna - Siwers - poderwała się, jak oparzona. Tuż za nią stała Bellatrix - wysoka, wampirycznie blada i demonicznie piękna. Jak zwykle zresztą - i jak każda z sióstr Black. Bella miała jednak jeszcze tę jedną, całkowicie prywatną cechę - była kompletnie nieprzewidywalna. Zupełnie nie przypominała chłodnej Narcyzy - porywcza, w jej oczach zawsze tańczyły jakieś szalone błyski. Niepokojąca. Siwers wzruszyła ramionami, odchodząc szybko.

- Dzięki - mruknął Severus, patrząc na oddalającą się dziewczynę. Bellatrix tymczasem przeczesała włosy palcami - interesujący gest, zwłaszcza w jej wykonaniu. Miała dopiero siedemnaście lat - pewnie skończy na rozkładówce, jako sławna modelka. Z takim wyglądem...

- Nie ma za co. Ale Narcyzy to ty prędko nie zobaczysz. - Na wargi dziewczyny wypełzł delikatny uśmieszek.

- Niby czemu?

- Na zielarstwie spotkała ją przykra przygoda. Pomyliła Salvinię Płożącą z Jadowitą. Musi leżeć w Skrzydle Szpitalnym - i zakaz odwiedzin przez najbliższy tydzień. - Black mrugnęła wesoło, jakby właśnie opowiedziała najzabawniejszy na świecie żart. Odeszła, nucąc pod nosem jakąś psychodeliczną melodię.

Przykry wypadek. Nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Splot niefortunnych zdarzeń. Jassssne.


Chwilowa niedyspozycja Narcyzy bardzo wszystko utrudniała. Bardzo. Oznaczało to, że Severus będzie musiał znosić Malfoya o wiele dłużej niżby chciał - ni mniej, ni więcej. Przerażająca perspektywa.

Snape nie miał żadnych zdolności jasnowidzenia - ale tym razem był doskonale przekonany, że to będzie długi, męczący tydzień.

***

Lucjusz już od dłuższego czasu obserwował siedzącą przy stole postać. Severusa otaczały książki i zabazgrane notatkami kartki pergaminu. Chłopak zawzięcie pisał, skrobiąc głośno piórem. Jakby od jakości referatu zależało jego życie! Przefiltrowane przez zakurzone okna pomarańczowe światło, nadawało tej scenie niesamowicie spokojny klimat.

Blondyn lekko się uśmiechnął. Już niedługo. Wcale nie miał zamiaru pozwalać Severusowi odpocząć, o nie! Ślizgon rozejrzał się - tydzień dopiero się zaczął, w bibliotece nie było zbyt wielu ludzi. Jakieś Puchonki szeptały do siebie przy odległym stoliku, ktoś kręcił się kilka regałów dalej... Raczej nikt mu nie przeszkodzi.

Lucjusz opuścił przyjemny półcień. Okrążył cicho regał, zachodząc Severusa od tyłu. Poruszał się cicho niczym kot, drobinki kurzu wirowały wokół niego jak złoty pył w słonecznym blasku. Stalówka denerwująco skrzypiała.

Severus nie zauważył, kiedy Malfoy stanął za jego plecami. Nie miał zresztą prawa - starszy Ślizgon już się o to postarał. Flegmatycznym ruchem wyjął z dłoni chłopaka pióro. Zanim Severus się zorientował, Lucjusz już ujął go pod brodę, unosząc jego twarz. Tym razem nie bawił się w gry wstępne - przecież już mieli to za sobą! Musnął końcem języka wargi chłopaka - wślizgnął się do jego ust, zanim Snape zdążył zacisnąć zęby.

W pierwszym - oczywistym i zupełnie słusznym odruchu - chłopak chciał go odepchnąć. Już podnosił ręce, już składał pięści... Lucjusz przeciągnął samym końcem pióra po jego szyi. Dłonie Severusa zawisły w powietrzu, a potem palce - jakby pogrążone w malignie - dotknęły białej skóry. Dokładnie w miejscu, gdzie przed chwilą pióro. Lucjusz bawił się przez jakiś czas - błądząc piórkiem po delikatnej skórze, wślizgując się za biały kołnierzyk i między guziki koszuli.

Skupił się na samym pocałunku. Severus nie miał absolutnie żadnego doświadczenia - Lucjusz mógł robić co tylko chciał. Drażnił jego wargi i podniebienie, pozwalał, by ich języki splotły się, związały... Oddechy zmieszały się - oba gorące, pełne cichego pragnienia.

Lucjusz odsunął się na kilka cali, wydzierając z piersi chłopaka cichy jęk. Uśmiechnął się z zadowoleniem, patrząc głęboko w te czarne oczy. Studnie bez dna.

- Podoba ci się.

- N... nie. Wcale nie. Musisz przestać. - Severus zmrużył oczy. Mały kłamca.

- Przestać? - Lucjusz rozpiął pierwszy guzik jego koszuli. - Zmuś mnie.

Jednym szybkim ruchem odwrócił krzesło Snape'a w swoją stronę. Nie zaprzątał sobie głowy pozostałymi guzikami - rozsypały się na podłodze, kiedy szarpnął mocno białą, wykrochmaloną koszulę. Blondyn niejasno zdawał sobie sprawę, że Severus chyba chce go odepchnąć. Jednak ruchy chłopaka były tak nieporadne, zupełnie nie wiedział, co zrobić - co CHCE zrobić. Nie miał siły się odsunąć. Albo tej siły wcale mieć nie pragnął. Lucjusz uśmiechnął się do siebie.

Pochylił się, składając jeszcze jeden głęboki pocałunek na wargach chłopaka. Skutecznie odwrócił jego uwagę - Severus nie miał czasu żeby zaprotestować, kiedy Lucjusz uniósł jego nogi, wsuwając się na krzesło tuż przy nim. Teraz to Severus prawie siedział mu na kolanach - był nadspodziewanie lekki. Malfoy zamruczał z zadowoleniem, czując przez sztywny dżins, jak bardzo Severus go chce. Nawet, jeśli się nie przyzna - natury nie można oszukać.

Usta Lucjusza zajęły się szyją chłopaka - zostawił na skórze wilgotny ślad, jakby zaznaczał sobie drogę. Smakował językiem wrażliwą skórę, kiedy dłonie eksplorowały klatkę Ślizgona.

- Lucjusz...! Ty... Tobie... nie wolno! - Severus szeptał, ale Malfoy nie wiedział czy dlatego, że nie chce zwracać na nich czyjejkolwiek uwagi, czy może... może nie mógł mówić głośniej? Och nie, to byłaby zbytnia duma! Ale może...? - A jeśli ktoś przyjdzie? Lu...!

- Czego się boisz? - wymruczał blondyn w splot słoneczny chłopaka. Dwoma palcami zaczął drażnić jego sutek, nagrodzony ciężkim oddechem. Wolna ręka pełzała po wewnętrznej stronie ud Severusa - morderczo powoli, ale nieubłaganie kierowała się do celu. - Nawet... jeśli ktoś nas nakryje, sytuacja jest raczej jednoznaczna.

- No właśnie!

- Chodzi mi o to... że cała wina spadnie na mnie, jasne?

- Nie wierzę ci. Wyprzesz się i...

Lucjusz uśmiechnął się, kiedy Severus znów jęknął. Jego biodra szarpnęły się niespokojnie, kiedy dłoń blondyna dzieliły już tylko cale od słodkiej nagrody. Chłopak zacisnął palce na szacie Lucjusza, wyginając się w łuk. Malfoy uśmiechnął się z triumfem - wyślizgnął się z objęć chłopaka, szybko i zwinnie. Z udawaną pedanterią poprawił sfatygowaną szatę.

- Jesteś potworem - wychrypiał Severus, zwijając się na krześle. Lucjusz parsknął, opierając się o regał. Uspokoił przyspieszony oddech, odgarnął włosy z twarzy.

- To możliwe.

- Drań.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin