7. Prawodawcy t. I.pdf

(1725 KB) Pobierz
7. Prawodawcy t. I
Wiera Iwanowna
Krzy˝anowska
Pi´cioksiàg ezotoryczny
dziewi´ciotomowy
P R A W O D A W C Y
Tom I
wydane przez
Powrót do Natury
Katolickie publikacje
80-345 Gdaƒsk-Oliwa ul. Pomorska 86/d
tel/fax. (058) 556-33-32
2951769.003.png 2951769.004.png
Spis rozdzia∏ów
Rozdzia∏ I str - 2
Rozdzia∏ II str - 10
Rozdzia∏ III str - 21
Rozdzia∏ VI str - 34
Rozdzia∏ V str - 51
Rozdzia∏ VI str - 66
P r a w o d a w c y
TOM I
Rozdzia∏ pierwszy
S∏oƒce zachodzi∏o, zalewajàc purpurowymi promieniami olbrzymià równin´, z jednej strony obramo-
wanà ciemnà Êcianà lasów, a z drugiej ∏aƒcuchem gór równie˝ pokrytych lasem.
Niektóre spiczaste szczyty dosi´ga∏y zawrotnej wysokoÊci i by∏y pokryte Êniegiem, który zachodzàce
s∏oƒce z∏oci∏o i stroi∏o w purpur´; stoki gór i doliny osnuwa∏y si´ ju˝ liliowà mg∏à wieczornà. Na ca∏ej rów-
ninie ros∏a g´sta i wysoka trawa, podobna zupe∏nie do naszych zbó˝, poÊród której, gdzie niegdzie, roz-
rzucone by∏y grupki drzew z olbrzymimi wierzcho∏kami i pot´˝nym ulistnieniem, tworzàcym prawie nie-
przejrzanà kopu∏´. Tej okaza∏ej i jednoczeÊnie wspania∏ej roÊlinnoÊci odpowiada∏y tak˝e i liczne stada
pasàce si´ w dolinie.
Olbrzymich rozmiarów i dziwacznego kszta∏tu zwierz´ta swawoli∏y, lub te˝ leniwie rozciàgni´te na
trawie wygrzewa∏y si´ na s∏oƒcu. D∏ugie, gibkie ich cia∏a zakoƒczone by∏y ogonem, podobnie jak u smo-
ka; dwie pary krótkich i grubych nóg s∏u˝y∏y im dla poruszania si´ po ziemi i ogromne skrzyd∏a, podobne
do orlich, pozwala∏y unosiç si´ w powietrze; wàska, z du˝ymi, rozumnymi oczami, g∏owa podobna by∏a
do koƒskiej. Zwierz´ta te by∏y albo czarne jak kruki, albo srebrzysto-bia∏e, lub te˝ z∏ocisto–ksztanowate
z zielonawym odcieniem.
Nieopodal od tego osobliwego stada, w cieniu g´stej zieleni drzew, zebra∏a si´ liczna grupa m´˝-
czyzn olbrzymiego wzrostu. Za jedyne okrycie ich miedziano–czerwonego cia∏a, s∏u˝y∏a im skóra zwie-
rzàt, opasujàca biodra. Szorstkie, czarne i kosmate w∏osy spada∏y im na ramiona, a ordynarne twarze
z wystajàcymi koÊçmi policzkowymi by∏y bez zarostu. Uzbrojeni byli w grube s´kate maczugi i krótkie
kamienne topory, zatkni´te za pasem; ka˝dy z nich mia∏ woko∏o r´ki okr´cony d∏ugi sznur, zaopatrzony
przy koƒcu w kamieƒ. Jedni siedzieli na grubych pniach, inni znów le˝eli na trawie, rozmawiajàc ze so-
bà, a gard∏owe ich dêwi´ki rozlega∏y si´ doÊç daleko.
Byli to najwidoczniej pasterze, a nieopodal od nich widaç by∏o wielkie kosmate zwierz´ta, ze ster-
czàcymi uszami i ostrymi z´bami; z których jedne le˝a∏y na trawie, a inne znów, porykujàc, snu∏y si´ po-
Êród stada i widocznie równie˝ ich strzeg∏y.
Nagle jeden z owych m´˝czyzn powsta∏ i wskaza∏ r´kà na grup´ idàcych ku nim kobiet, które mo˝na
by∏o rozpoznaç po d∏ugich w∏osach i wystajàcych piersiach. Wysz∏y one z pobliskiego lasu i szybko zbli-
˝a∏y si´ w stron´ pasterzy. Podobnie jak i m´˝czyzn, jedyne ich okrycie stanowi∏y fartuchy z plecionej
trzciny.
W koszykach, o kszta∏tach najzupe∏niej pierwotnych i w rogo˝ach kobiety te nios∏y pasterzom po˝y-
wienie. By∏y tam owoce, ró˝ne korzenie i surowa ryba; a w czarkach z brzozowej kory, znajdowa∏ si´ ja-
kiÊ ˝ó∏tawy i bardzo pachnàcy p∏yn.
Postawiwszy jedzenie u nóg m´˝czyzn, kobiety pad∏y przed nimi na twarz, a nast´pnie szybko si´
podnios∏y i z o˝ywieniem zacz´∏y coÊ opowiadaç, czym wywo∏a∏y widocznie poruszenie wÊród pastu-
2
2951769.005.png
chów.
– Jaskiniowy cz∏owiek zwo∏uje nas! Po co? – zapyta∏ ze zdziwieniem jeden z m´˝czyzn, widocznie
zafrasowany.
– Czy nas tylko wzywa, czy tak˝e i innych pasterzy? – z niemniejszym zaciekawieniem spyta∏ drugi.
– Pos∏aniec mówi∏, ˝e goƒcy rozeszli si´ po lasach i dolinach. Zebraç si´ zaÊ majà w dolinie Êwi´te-
go kamienia tylko starsi i ci, których on sam specjalnie wskaza∏ – odpowiedzia∏a jedna z kobiet.
Szybko zjad∏szy przyniesione im po˝ywienie, wszyscy puÊcili si´ w drog´; pozostawiajàc stada na
opiece psów.
Kiedy dosi´gli lasu, wówczas weszli w g´stwin´ i skierowali si´ ledwie widocznà w zaroÊlach Êcie˝-
kà. Drzewa by∏y olbrzymiej wysokoÊci; wszystka zaÊ roÊlinnoÊç by∏a nad podziw pot´˝na i owocujàca,
podobnie jak i owa m∏odzieƒcza ziemia, która jà rodzi∏a.
Po doÊç d∏ugiej podró˝y, gromada idàcych wysz∏a na obszernà polan´, otoczonà zewszàd wysokimi
drzewami; grube pnie tych olbrzymów by∏y puste i s∏u˝y∏y za mieszkanie pierwotnym ludziom.
Osobliwe te legowiska wszystkie wys∏ane by∏y skórami zwierzàt, a wewnàtrz nich znajdowa∏y si´ na-
wet domowe sprz´ty, wykonane z kory, oraz zapasy prowiantu. Kobiety krzàta∏y si´ po gospodarstwie,
a zupe∏nie nagie dzieci biega∏y wokó∏ tych dziwnych domów i weso∏o swawoli∏y na Êwie˝ym powietrzu.
Takich olbrzymich drzew-chat by∏o tam przynajmniej ze sto.
PoÊród mieszkaƒców dawa∏o si´ równie˝ zauwa˝yç pewne poruszenie; zebrawszy si´ grupkami
omawiali coÊ g∏oÊno i ha∏aÊliwie, nowo przybywajàcy natychmiast brali udzia∏ w tych naradach.
Po chwili z t∏umu oddzieli∏o si´ oko∏o pi´çdziesi´ciu ludzi obu p∏ci, udajàc si´ ku Êcie˝ce, prowadzà-
cej w g´stwin´ leÊnà. Uzbroili si´ oni w ostre maczugi i wzi´li ze sobà pochodni´ z grubych, smolnych
ga∏´zi, które zapalili, pocierajàc jeden kawa∏ek drzewa o dugi.
Szli tak d∏ugo i wreszcie znaleêli si´ na obszernej polanie, otoczonej z jednej strony lasem, a z dru-
giej grzebienistymi ska∏ami, poprzecinanymi mnóstwem rozpadlin.
PoÊrodku tej doliny, na niewielkim wzgórku, sta∏ ogromny szczeÊcienny kamieƒ; na nim zaÊ wznosi∏
si´ drugi, w kszta∏cie sto˝ka, który przypomina∏ ma∏y obelisk. Ten czarny bazaltowy sto˝ek by∏ szlifowa-
ny i b∏yszcza∏ z daleka, a woko∏o niego zgromadzone by∏y zio∏a i ˝ywiczne ga∏´zie.
Ca∏a dolina zape∏niona ju˝ by∏a ludêmi. M´˝czyêni i kobiety zwartym t∏umem cisn´li si´ u podnó˝a
pagórka, a czerwone, mgliste Êwiat∏o pochodni szkar∏atnym blaskiem rozjaÊnia∏o to dziwne zgromadze-
nie.
Nagle t∏um si´ zako∏ysa∏, zaczà∏ si´ cisnàç, rozstàpi∏ si´, utworzy∏ przejÊcie i w tej chwili rozleg∏ si´
szept:
– Cz∏owiek jaskiniowy!… Cz∏owiek jaskiniowy!…
Utworzonym w t∏umie przejÊciem, szed∏ powoli cz∏owiek o doÊç dziwnym wyglàdzie. By∏ on olbrzy-
miego wzrostu i chudy jak szkielet. Jego pod∏u˝na, koÊcista twarz z grubymi wargami, p∏askim nosem
i niskim czo∏em, by∏a blada i z sinym odcieniem, jakby pod skórà u niego p∏yn´∏a krew nie czerwona,
a niebieska. Oczy mia∏ osadzone g∏´boko i dziwnie szeroko otwarte; lecz co najwi´cej uderza∏o w ca∏ej
tej postaci, to posiadanie trzeciego oka, które mieÊci∏o si´ w tyle g∏owy, prawie zupe∏nie nieow∏osionej.
Ubrany by∏ w krótkà tunik´, uszytà ze skóry zwierz´cej, a zaÊ niezwyk∏ej wielkoÊci r´ce i nogi mia∏
zupe∏nie go∏e.
Na jego widok zebrany t∏um upad∏ na kolana i uderzy∏ czo∏em o ziemi´.
Odpowiadajàc na powitanie lekkim skinieniem g∏owy przybysz ów skierowa∏ si´ w stron´ pagórka
i wszed∏ na jego szczyt; nast´pnie okrà˝y∏ stojàcy tam kamieƒ siedem razy, tyle˝ razy pok∏oni∏ si´ przed
nim g∏´boko, po czym upad∏ na twarz i równoczeÊnie gard∏owym g∏osem zaczà∏ wymawiaç swego ro-
dzaju zakl´cia.
Po chwili wsta∏ i le˝àcà obok wiàzk´ zió∏ obla∏ g´stym jak dziegieç p∏ynem; wyjà∏ z wiszàcego u pa-
sa woreczka dwa niewielkie kamienie i zaczà∏ trzeç jeden o drugi, dopóki nie posypa∏y si´ iskry, które
zapali∏y smolne ga∏´zie, u∏o˝one wokó∏ sto˝kowatego kamienia.
Rozleg∏ si´ trzask, a nast´pnie buchnà∏ g´sty dym. Wówczas trójoki olbrzym zaczà∏ po prostu ry-
czeç i biegaç woko∏o kamienia z niezwyk∏à szybkoÊcià, a t∏um go naÊladowa∏. M´˝czyêni i kobiety,
wziàwszy si´ za r´ce, utworzyli olbrzymi ∏aƒcuch i kr´cili si´ woko∏o owego pomnika w zapami´ta∏ym
taƒcu, któremu towarzyszy∏y krzyki i dzikie wycia, co prawdopodobnie mia∏o oznaczaç Êpiew, gdy˝ g∏osy
3
2951769.006.png
chwilami cich∏y, to znów si´ podnosi∏y, lecz nie by∏o w tym ˝adnego rytmu, lub jakiejkolwiek okreÊlonej
melodii.
Dym g´stymi k∏´bami wznosi∏ si´ w gór´ i rozpoÊciera∏ niby kaptur olbrzymi, nie màcony najmniej-
szym wietrzykiem.
Nagle poÊród ciemnych ob∏oków dymu zab∏ysnà∏ p∏omieƒ, który ognistym s∏upem wystrzeli∏ w gór´,
a nast´pnie zajaÊnia∏ wszystkimi barwami t´czy, przyjmujàc kszta∏t olbrzymiego sfinksa.
G∏owa jego posiada∏a twarz ludzkà, by∏a pi´kna i innego zupe∏nie typu, ni˝ u zebranych tam ludzi;
cia∏o byka z silnymi pazurami lwa, gin´∏o w k∏´bach dymu; olbrzymie skrzyd∏a dumnie podnosi∏y si´ ku
niebu, a nad czo∏em Êwieci∏a oÊlepiajàco jasnym Êwiat∏em gwiazda, wydzielajàc ró˝nobarwne promie-
nie.
Jaskiniowy cz∏owiek wraz z ca∏ym t∏umem zatrzymali si´ prawie jednoczeÊnie i jakby zastygli na
miejscu, a po chwili upadli wszyscy na kolana i ze czcià wpatrywali si´ w zjawisko. Nagle ta zagadkowa
istota przemówi∏a. DonoÊny g∏os jak gdyby z oddali dochodzàcy, dociera∏ a˝ do ostatnich szeregów
i dêwi´cza∏, niby pot´˝ny g∏oÊnik.
– Pos∏uchajcie, mieszkaƒcy dolin, gór i lasów: oto nadszed∏ czas, w którym zejdà mi´dzy was bogo-
wie i mrok si´ rozproszy, albowiem zmieszajà si´ oni z ludêmi, ods∏onià nieznane tajemnice, uka˝à wam
skarby we wn´trzu ziemi i otworzà wasze oczy na pi´kno Nieba. I przemienià was oni, a w pokoleniach
waszych przechowa si´ wiecznie podanie o tym, ˝e dane wam by∏o szcz´Êcie oglàdania b∏ogos∏awio-
nych, którzy zeszli z Nieba i zamieszkali mi´dzy ludêmi. Bogowie zbli˝ajà si´! Przygotujcie si´ ludzie
równin, gór i lasów do wielkiego zdarzenia: przez dwa dni nic nie jedzcie i nie pijcie, a trzeciego dnia
zbierzcie si´ w dolinach i u podnó˝y gór, aby zobaczyç, jak opuszczà si´ z nieba wasi monarchowie
i nauczyciele. Czas nadszed∏!
G∏os umilk∏, zjawisko poblad∏o i po chwili rozp∏yn´∏o si´ w powietrzu.
Jeszcze przez kilka chwil t∏um sta∏ bez ruchu, jakby pora˝ony tym, co zobaczy∏ i us∏ysza∏. Nast´pnie
zako∏ysa∏ si´ i zaszumia∏ jak wzburzone morze, a ludzie otoczywszy jaskiniowego cz∏owieka, zasypywa-
li go pytaniami.
ObjaÊnia∏ on im tedy, ˝e widziana przez nich istota by∏a przys∏ana przez Bogów, zwiastujàcych w ten
sposób swoje przybycie. Pouczy∏ ich tak˝e, jak majà poÊciç i oczyszczaç si´ przez obmywanie w rze-
kach, a w koƒcu poleci∏ im ubraç si´ w czystà i nowà odzie˝. Koƒczàc swoje pouczenia, wskaza∏ im
jeszcze miejsca, w których majà si´ zebraç, ˝eby mogli lepiej widzieç nies∏ychane i niewidziane dotàd
widowisko: zejÊcie Bogów z nieba – tajemniczych istot, które schodzà na ziemi´, aby przemieniç Êwiat.
T∏um rozchodzi∏ si´ w poÊpiechu, ˝eby si´ podzieliç przedziwnà wieÊcià z tymi, którzy jej nie s∏ysze-
li.
Nast´pne dwa dni po owej pami´tnej nocy up∏yn´∏y w goràczkowym podnieceniu.
W t´pym Êwiatopoglàdzie dzikusów coÊ si´ rozÊwietli∏o; przebudza∏a si´ ciekawoÊç, choç mo˝e
jeszcze zwierz´ca, lecz wstrzàsn´∏a ju˝ ona ich ci´˝kim rozumowaniem wciskajàc im nowe myÊli, które
powinny by∏y rozbudziç umys∏ do nowego ˝ycia. Jakby instynktownie uczuwali ju˝ oni, ˝e na ziemi´
schodzi jakieÊ nowe Êwiat∏o w osobie tych nowych istot.
W oznaczonym dniu, nad wieczorem, ca∏a ludnoÊç by∏a na nogach; podniecenie ros∏o z godziny na
godzin´ i nie tylko ludzie, lecz i ca∏a przyroda znajdowa∏a si´ w stanie oczekiwania czegoÊ niezwyk∏ego.
Powietrze dêwi´cza∏o jakoÊ dziwnie, po niebieskim sklepieniu przesuwa∏ si´ ró˝nobarwny blask,
a dr˝enie atmosfery by∏o na tyle silne, ˝e liÊcie na drzewach szeleÊci∏y i szumia∏y, i nawet samotne ska-
∏y jakby ko∏ysa∏y si´.
Zniecierpliwienie dzikiego t∏umu wzrasta∏o nieustannie a kilku m∏odych ludzi, bardziej odwa˝nych
iumys∏owo rozwini´tych, którzy ju˝ poprzednio oswoili i ujeêdzili wspomniane na wst´pie skrzydlate
zwierz´ta, wsiedli teraz na nie i wznieÊli si´ w powietrze, a˝eby wczeÊniej ujrzeç oczekiwanych bogów.
Wreszcie, po niebie rozla∏ si´ szeroko jasny, ró˝owy blask, przechodzàcy w z∏ocisto ˝ó∏ty, a na tym
promienistym tle ukaza∏a si´ tajemnicza flotylla, która szybko opuszcza∏a si´ z niebieskich wy˝yn.
Z ka˝dego statku wyp∏ywa∏y strumienie oÊlepiajàcego Êwiat∏a, które czyni∏o je podobnymi do s∏oƒc
i równoczeÊnie rozleg∏a si´ nies∏ychana dotychczas muzyka.
Delikatne, harmonijne, a zarazem niewypowiedzianie pot´˝ne dêwi´ki przenika∏y na wskroÊ nawet
tych dzikich pierwotnych ludzi, i targa∏y ka˝dym nerwem. Milczàcy, zmieszani i zdziwieni patrzyli na to
4
2951769.001.png
niezwyk∏e widowisko.
Poza tym muzyka sfer wywo∏a∏a jeszcze jedno zupe∏nie nieoczekiwane zjawisko: z g∏´bi rzek i trz´-
sawisk z rozpadlin ska∏ i z lasów powype∏za∏y ró˝ne stworzenia i ró˝nokszta∏tne dziwaczne potwory;
wielkie i ma∏e, budzàce strach w ludziach, którzy zwykle uciekali przed nimi w obawie. Lecz straszne te
bestie nie zamierza∏y widocznie szkodziç ludziom, poniewa˝ jak oczarowane s∏ucha∏y poskramiajàcych
je czarownych dêwi´ków, które jak gdyby przenika∏y ludzi i zwierz´ta.
Tymczasem, powietrzna flotylla opuszcza∏a si´ coraz ni˝ej ku ziemi. Bijàce od niej promienie przyj´-
∏y ró˝nobarwne odcienie, tak ˝e góry i doliny okrywa∏y si´ na przemian to szafirowo - b∏´kitnym, to szma-
ragdowo - zielonym, lub rubinowo - czerwonym Êwiat∏em, a powietrze przesyca∏y powiewy dziwnie pi´k-
nych aromatów.
Teraz ju˝ mo˝na by∏o wyraênie dostrzec, ˝e przy koƒcu ka˝dego statku znajdowa∏y si´ otwarte
drzwi i w nich, jakby na balkonie, stali ludzie wysocy, kszta∏tni, w bia∏ych szatach, lub owini´ci zas∏ona-
mi, przypominajàcymi srebrzystà krep´. Oblicza ich by∏y niezwyk∏ej pi´knoÊci i dla tych pierwotnych
i nieokrzesanych ludzi wydawali si´ istotnie bóstwami.
Powa˝nie i w zamyÊleniu spoglàdali adepci na t´ nowà ziemi´– teren ich przysz∏ej dzia∏alnoÊci – i na
ludzkà mas´, do przemienienia której powo∏ano ich tutaj, a˝eby dali jej duchowe Êwiat∏o, ciep∏o serca,
poj´cie o wielkoÊci Stwórcy i praw, które majà nauczyç ludzi porzàdku i skierowaç ich na drog´ dosko-
nalenia si´.
Jakby ko∏osyna na falach harmonii, cicho przep∏yn´∏a powietrzna flotylla nad równinà i lasami, po
czym, wzniós∏szy si´ wy˝ej, skry∏a si´ za wierzcho∏kami wysokich gór.
Prawie jednoczeÊnie skrzydlate smoki zrzuci∏y na ziemi´ swoich jeêdêców i z powrotem wzbi∏y si´
w powietrze, a pozostali wspó∏bracia ich z dolin, równie˝ poszli za ich przyk∏adem i ca∏e stado poszybo-
wa∏o ku górom – gdzie znikn´∏a niewiadoma flotylla.
Pó∏dziki t∏um pierwotnych ludzi by∏ jakby oszo∏omiony. Zrodzi∏o si´ w nim nowe uczucie – zachwyt
i uniesienie wobec doskona∏ej pi´knoÊci, a jednoczeÊnie i porównanie z ich w∏asnà brzydotà.
Jednak˝e, uczucie to by∏o zupe∏nie pozbawione zawiÊci, bowiem istoty te, obdarzone nieziemskà
pi´knoÊcià, by∏y wszak bogami.
W zachwycie, jakiego w ogóle dotychczas nie doznawa∏y, oczarowane dzikie t∏umy wpatrywa∏y si´
w ów górski ∏aƒcuch, za którym w tej chwili powinni byli znajdowaç si´ bogowie. Po chwili opanowa∏ ich
zabobonny l´k, gdy nagle nad wierzcho∏kami najwy˝szych gór ukaza∏y si´ ogniste trójkàty, a nast´pnie
pojawi∏ si´ olbrzymi obraz skrzydlatej istoty z ognistym mieczem.
Wszyscy zrozumieli, ˝e miejsca te sta∏y si´ dla nich zakazanymi i ˝e ˝aden z mieszkaƒców dolin, la-
sów i gór nie ma prawa zbli˝aç si´ do mieszkaƒ bogów.
Wkrótce potem pojawi∏y si´ z wy˝yn cztery skrzydlate bia∏e smoki,, a jeêdêcy ich byli istotami, jakich
dotàd jeszcze nigdy nie widziano. Byli to rycerze Graala w srebrnych zbrojach; na piersiach ich, na po-
dobieƒstwo s∏oƒc, jaÊnia∏y uwieƒczone krzy˝em kielichy, a w r´kach trzymali kopie z ognistymi ostrzami
.
Pok∏oniwszy si´ na wszystkie cztery strony Êwiata i wymówiwszy donoÊnym g∏osem magiczne za-
kl´cia, jeêdêcy znikli w ró˝nych kierunkach, aby zwiastowaç m∏odzieƒczym narodom przybycie boskiej
rasy – ich królów i prawodawców.
A kiedy powrócili, szczyty gór pokry∏y si´ g´stymi ob∏okami, poprzez które niejasno migota∏ olbrzymi
trójkàt; nast´pnie muzyka ucich∏a, ró˝nobarwne Êwiat∏a pogas∏y i wraz z g´stym mrokiem nasta∏a cisza
nocna; jedynie tam, gdzie schowali si´ bogowie, widaç by∏o jeszcze delikatnà, z∏ocistà zorz´.
W jednej z gór, otaczajàcych p∏aszczyzn´, na której wylàdowa∏a flotylla adeptów, znajdowa∏a si´ ob-
szerna grota, stworzona po cz´Êci przez samà natur´, a po cz´Êci ludzkimi r´kami – i w niej zebra∏o si´
oko∏o dwudziestu ludzi. Âciany tej podziemnej sali by∏y w wielu miejscach zdobione rzeêbà, jaÊniejàca
kula, przymocowana do jednej ze Êcian, rozjaÊnia∏a jà delikatnym b∏´kitnym Êwiat∏em.
W obszernym zag∏´bieniu, w rodzaju niszy, znajdowa∏ si´ wielki czerwony, wyciosany w kszta∏cie
trójkàta kamieƒ do którego prowadzi∏o kilka stopni, a zaÊ na wierzcho∏ku owego kamiennego trójkàta
wznosi∏ si´ du˝ych rozmiarów masywny krzy˝ z czystego z∏ota, otoczony fosforycznym blaskiem. Ze
sklepienia zwisa∏o nad krzy˝em siedem z∏otych Êwieczników przedziwnej roboty, a w ka˝dym z nich p∏o-
nà∏ osobliwy ogieƒ, odpowiadajàcy kolorem t´czy.
5
2951769.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin