Forbes Colin - Wściekłość.txt

(882 KB) Pobierz
     
     
     COLIN FORBES 
     
     W�CIEK�O�� 
     
     Przek�ad 
     TOMASZ WILUSZ 
     
     Tytu� orygina�u 
     FURY 
     
     PAMI�CI JANE, 
     kt�ra zawsze by�a przy mnie 
     
     OD AUTORA 
     
     Podobnie jak poprzednie moje ksi��ki, powie�� ta jest 
thrillerem, krymina�em i opowie�ci� przygodow�, a g��wnymi jej 
postaciami s�: 
     Tweed, Paula Grey i Bob Newman. 
     Jest zarazem ho�dem z�o�onym pami�ci mojej zmar�ej �ony, 
Jane. By�a niezwyk�� kobiet�, wiem, �e nigdy ju� nie b�dzie mi 
dane pozna� kogo� takiego jak ona. W powie�ci tej fakty 
przeplataj� si� z fikcj�. 
     Niekt�re dialogi i wydarzenia s� autentyczne, wzi�te z 
�yCia. 
     Wszystkie postacie, z wyj�tkiem Jean i Philipa Cardona, 
stanowi� wytwory wyobra�ni autora i nie maj� nic wsp�lnego z 
jak�kolwiek z realnych os�b. �adna z wymienionych rezydencji ani 
firm nie istnieje w rzeczywisto�ci. 
     
     
     Prolog 
     
     Nie �yje. Zmar�a o siedemnastej dwana�cie. Odnajd� tych, 
kt�rzy j� zamordowali... - powiedzia� Philip Cardon. 
     Atmosfera na korytarzu szpitala Nuffield by�a napi�ta do 
granic wytrzyma�o�ci. W�a�nie przyjechali Tweed i Paula. Za 
p�no. Jean, �ona Philipa, odesz�a na zawsze kilka minut 
wcze�niej. 
     Spokojny, ch�odny ton, jakim Philip wypowiedzia� te s�owa, 
przerazi� Paul�. Sta� sztywno wyprostowany. Opr�cz nich na 
korytarzu nie by�o nikogo, tylko w oddali przemkn�a jaka� 
piel�gniarka. Cardon m�wi� wci�� tym samym beznami�tnym tonem. W 
jego niebieskoszarych oczach nie by�o najmniejszego �ladu uczu�. 
     - Pod��czyli j� do pulsometru, urz�dzenia rejestruj�cego 
t�tno. Normalnie wynosi ono dziewi��dziesi�t na minut�. Patrzy�em 
na monitor. Spa�a spokojnie - wstrzykn�li jej heroin�, �eby nie 
czu�a b�lu. Jej t�tno z dziewi��dziesi�ciu obni�y�o si� do 
osiemdziesi�ciu, a p�niej znowu podnios�o si� do 
dziewi��dziesi�ciu. Nagle spad�o do czterdziestu. Piel�gniarka 
spojrza�a na mnie. Zauwa�y�em to k�tem oka. O pi�tej dwana�cie z 
monitora znikn�o wszystko. Brak t�tna. Nie mog�em w to uwierzy�. 
     - Philip... - zacz�a Paula. 
     Tweed uciszy� j� gestem. Wyczu�, �e za matowym spojrzeniem 
Cardona kryje si� straszliwa w�ciek�o��. Nie m�g� znale�� 
odpowiednich s��w. 
     Zreszt� i tak nic, co by powiedzia�, nie przynios�oby 
Philipowi ukojenia. 
     Kocha� swoj� �on�, a ona jego. Ich zwi�zek by� doskona�y - 
rzadko spotykane zjawisko. Cardon znowu zacz�� m�wi� tym samym 
monotonnym tonem: 
     - Zabrali mnie do jakiego� innego pokoju. Wiedzia�em, 
dlaczego. 
     Nie tracili czasu. Wezwali kogo� z zak�adu pogrzebowego. 
Przyby� szybko. 
     S�ysza�em, jak winda wje�d�a na g�r� i zatrzymuje si�. 
Wywozili Jean na w�zku. Na zawsze. Ju� nigdy jej nie zobacz�. 
Jad� teraz do naszego mieszkania. Nie pozwol�, by ktokolwiek j� 
ogl�da�. Jej cia�o zostanie spalone, tak jak tego chcia�a. 
Zw�glone na popi�. Jad� teraz do mieszkania, do Londynu - 
powt�rzy�. 
     - Nie powiniene� prowadzi� - zaoponowa�a Paula. - Nie w tym 
stanie... 
     Tweed ponownie uciszy� j� gestem. Cardon, cz�owiek �redniej 
budowy cia�a, g�adko ogolony, z wypiekami na policzkach, rozwar� 
zaci�ni�t� d�o�. 
     Paula z trudem powstrzyma�a �zy na widok tego, co zobaczy�a. 
By�y to pier�cionek zar�czynowy i obr�czka Jean. 
     - Tylko tyle po niej zostanie - stwierdzi�. - Przykro mi, �e 
przyjechali�cie na pr�no. 
     - Och, na Boga... - zacz�a Paula. 
     Tweed po�o�y� d�o� na jej ramieniu, w ten spos�b uciszaj�c 
j� po raz trzeci. Nadal obserwowa� Cardona, kt�ry kiwn�� im g�ow� 
i ruszy� do wyj�cia - sztywno, jakby zdalnie sterowany. Tweed 
wyd�� wargi. 
     Rzadko znajdowa� si� w sytuacjach takich jak ta, kiedy czu� 
si� kompletnie bezsilny. 
     Paula odwr�ci�a si� na pi�cie i wbi�a wzrok w plecy Philipa, 
odchodz�cego powolnym, ale stanowczym krokiem. Jego opanowanie 
by�o bardziej przygn�biaj�ce, ni� gdyby na ich oczach ca�kowicie 
si� rozklei�. 
     - Powinni�my byli co� powiedzie� - rzuci�a, daj�c upust 
swemu �alowi. 
     - Mogliby�my wyskoczy� z czym� niestosownym - wyja�ni� 
Tweed. -Wielu tak si� w�a�nie zachowuje w podobnej sytuacji. Nie 
wiedz�, co powiedzie�, wi�c plot� co� od rzeczy. 
     Pod��y� za Paul�, kt�ra podesz�a do okna na pierwszym 
pi�trze. Wida� z niego by�o przyszpitalny parking. Patrzyli w 
milczeniu, jak Cardon wy�ania si� z budynku i otwiera mercedesa 
280E. Po�yczy� go od Boba Newmana. 
     Obserwowali, co b�dzie dalej. Philip zamkn�� drzwi, usiad� 
za kierownic�, przez chwil� siedzia� sztywno, po czym zapali� 
papierosa. 
     - Obydwoje - wspomnia�a Paula - zeszli do poziomu czterech 
papieros�w dziennie. Tak by�o ju� od roku. Jean skar�y�a si�, �e 
to okropnie trudne, ale jednak jej si� uda�o. Mia�a bardzo silny 
charakter i by�a niezwykle inteligentna. Kto� powinien powiadomi� 
t� dziwn� firm�, w kt�rej pracowa�a. 
     - Wszystko w swoim czasie - odpar� Tweed. - Musimy zaj�� si� 
tymi strasznymi formalno�ciami. 
     - Chyba odje�d�a. Zamordowana. I to tak okrutnie. 
     Cardon przekr�ci� kluczyk. Samoch�d ruszy� z miejsca, 
zgrabnie zawr�ci�, wyjecha� z parkingu i powoli skierowa� na 
dojazd do g��wnej drogi. 
     Paula patrzy�a z niepokojem, boj�c si�, �e Philip mo�e by� 
nieostro�ny. 
     Odetchn�a z ulg�, widz�c, �e przystaje, by si� rozejrze� w 
obie strony, po czym skr�ca w lewo, do Londynu. Znikn�� z pola 
widzenia. Tweed intuicyjnie wyczu� przyczyn� jej l�ku. 
     - Nie martw si� o niego. W sytuacjach krytycznych jest jak 
bry�a lodu. 
     - Jak my�lisz, dok�d jedzie? 
     - Tak jak powiedzia�, do ich mieszkania w Londynie. 
     - Byli sobie tacy bliscy - szepn�a Paula. Tweed odni�s� 
wra�enie, �e m�wi do siebie. - Ich ma��e�stwo by�o idealne, co w 
dzisiejszych czasach rzadko si� zdarza. - Opad�a na krzes�o przy 
�cianie i ukry�a twarz w d�oniach. Zacz�a cicho �ka�. Tweed 
�cisn�� jej rami�. 
     - O czym my�lisz? 
     Ods�oni�a zap�akan� twarz i spojrza�a na niego z g��bokim 
smutkiem. 
     - O tym, jak si� to zacz�o. Zanim Jean sp�dzi�a tu sze�� 
ostatnich dni swojego �ycia. O tym okropnym telefonie do Philipa, 
kiedy by� w biurze na Park Crescent i g�os nieznajomego m�czyzny 
poinformowa� go: "Je�li chcesz znale�� to, co zosta�o z twojej 
�ony, zajrzyj do Amber Cottage przy drodze do West Wittering na. 
Po�udnie od Chichesteru..." Tweed i Paula byli przy tym, gdy 
zadzwoni� ten telefon. Philip od�o�y� s�uchawk�, odwr�ci� si� do 
nich ze skamienia�� twarz� i powt�rzy�, co us�ysza�. 
     Bob Newman powiedzia�, �eby wzi�� jego mercedesa 280E, kt�ry 
sta� zaparkowany przed budynkiem. Cardon wyjecha� z Londynu i gdy 
tylko znalaz� si� na drodze prowadz�cej do Chichesteru, wcisn�� 
gaz do dechy. 
     Tweed jecha� za nim escortem, Paula siedzia�a obok niego. Po 
pewnym czasie znale�li si� na pe�nej zakr�t�w drodze wiod�cej 
przez South Downs. 
     Samoch�d wspi�� si� na szczyt wzniesienia i w �wietle 
listopadowego popo�udnia ujrzeli rozleg�y widok: obszern� nizin�, 
z g�ruj�cymi nad ni� wzg�rzami Downs, rozci�gaj�c� si� a� do 
odleg�ego morza, iglic� katedry w Chichesterze, przypominaj�c� 
cieniutki kolec, strumyki przecinaj�ce teren na po�udnie od 
miasta niczym srebrzyste smugi. 
     To Paula dostrzeg�a dom stoj�cy w sporej odleg�o�ci od drogi 
Wittering - Amber Cottage. Wcisn�a klakson, chc�c przywo�a� 
Philipa, kt�ry min�� to miejsce. 
     - Wejd� pierwszy - zaproponowa� Tweed. 
     Co niezwyk�e, w prawej d�oni trzyma� automatycznego walthera 
9 mm. 
     Rzadko nosi� ze sob� bro�. Paula chwyci�a browninga, 
trzydziestk�-dw�jk�, kt�rego nosi�a w specjalnej kieszonce 
torebki. Cardon nie mia� broni. 
     Odepchn�� ich na bok i pobieg� do domku poro�ni�t� mchem 
�cie�k�. Drzwi otworzy�y si�, kiedy wyszarpn�� haczyk, kt�ry 
stanowi� jedyne ich zabezpieczenie. Wskoczy� do pogr��onego w 
ciemno�ciach wn�trza. Unosi� si� tam nieprzyjemny zapach. 
Znale�li j� w sypialni na parterze, w tylnej cz�ci budynku. 
     Jean Cardon le�a�a na poduszce i wymachiwa�a r�kami, jakby 
chcia�a co� od siebie odepchn��. By�a ca�kowicie ubrana. 
     - Nie mog� oddycha� - wycharcza�a. - To okropne. Jakbym 
mia�a zaci�ni�t� na piersi �elazn� obr�cz... 
     I nic dziwnego - Philip zauwa�y�, �e w jej klatk� piersiow� 
wrzyna si� elastyczna obr�cz z jakiego� ci�kiego metalu. Jean 
usi�owa�a z�apa� oddech. 
     - Moje okulary... - szepn�a. 
     Paula podnios�a je z pod�ogi. Szk�a by�y ca�e. Cardon 
delikatnie uni�s� �on� do pozycji siedz�cej. Paula chcia�a 
za�o�y� jej okulary, ale Jean chwyci�a je, sama sobie na�o�y�a i 
zamruga�a powiekami. 
     Nast�pnie j�kn�a z b�lu. 
     Cardon mia� taki wyraz twarzy, jakby zamierza� kogo� 
zamordowa�. Do , obr�czy na plecach Jean przymocowana by�a �ruba 
pozwalaj�ca na poluzowanie b�d� zaci�ni�cie tego strasznego 
narz�dzia tortur. Philip odkr�ci� j� i powoli, ostro�nie zdj�� z 
cia�a �ony. Jean opad�a z powrotem na poduszk�. 
     - Nie mog� oddycha�... to okropne... 
     Kiedy Jean mog�a ju� m�wi� bardziej zrozumiale, zacz�a 
nalega�, by zabrali j� do szpitala Nuffield na obrze�ach Surrey, 
gdzie Cardonowie mieli dom. Lekarz, kt�ry si� ni� zaj��, dobry 
znajomy Tweeda, ostrzeg� Philipa po zako�czeniu bada�: 
     - Z p�uc zosta�o niewiele, ale mo�e uda si� j� uratowa�. Mam 
tak� nadziej�... 
     Na pocz�tku stan Jean zdawa� si� powoli, stopniowo 
poprawia�. 
     Zgodnie z sugesti� lekarza Philip zam�wi� piel�gniark�, by 
opiekowa�a si� jego �on� podczas jej rekonwalescencji w ich domu 
w Surrey. 
     Czwartego wieczoru zjad� z Jean kolacj� w jej szpitalnym 
pokoju. Wypili wsp�lnie szampana i zdawa�o si�, �e nied�ugo 
wszystko b�dzie w jak najlepszym porz�dku. 
     W tym czasie Tweed i Paula prawie nie zmru�yli oka. Tweed 
wys�a� dw�ch swoich ludzi do Chichesteru, by dowiedzieli si�, kto 
jest w�a�...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin