Boglar - Perły damy Pik.doc

(1417 KB) Pobierz

Boglar Krystyna - Perly damy Pik

Dotychczas w tej serii:

1. Maria Ziółkowska— Kocha, lubi, szanuje

2. Marie Francine Hebert — Niepokoje serca

3. Ewa Nowacka— Dwaj męŜczyźni i ona

4. Marie Francine Hebert — W poszukiwaniu miłości

_____________KRYSTYNA B06LAR

POLSKIDONWYDAWNICZY

Projekt okładki Studio „Efka", Łódź

Redaktor serii Anna śmijewska

(£) Copyright by Krystyna Boglar Copyright by Polski Dom Wydawniczy

ISBN 83-7043-115-1

Polski Dom Wydawniczy sp. z o.o. Warszawa, ul. Miedziana 11

Wydanie pierwsze Warszawa 1994

— zebraliśmy się, by odczytać testament Emma-nuela Ruckerby'ego.

—Człowiek siedzący za niskim, szerokim biurkiem, w którego szklanym blacie

odbijało się światło lampy, był niewielkiego wzrostu, z aureolą siwych, cienkich

piórek wokół Ŝółtawej, błyszczącej łysiny. Dwie nikłe blizny u nasady włosów

wyglądały jak miejsca po odpiłowanych rogach. Jego krótkie palce nerwowo

bębniły, ilekroć przymykał powieki.

Gabinet oklejony surowym drewnem, zabejcowanym na ciemny mahoń, tonął w

półmroku. Brunatna, mar-murkowa wykładzina, pokrywająca podłogę, przypominała

wątrobiane plamy. Cztery fotele z popękanej skóry, stojące na wprost biurka,

wypełniali sobą ci, którzy chcieli wiedzieć. Ich twarze doskonale

odzwierciedlały stan duszy i umysłów. Gruba kobieta w czerni zbyt krótkiej i

doskonale niemodnej pociła się obficie, ocierając co chwilę nos i brwi chustką

nie najpierwszej świeŜości. Druga, przystojna szatynka w dość nieokreślonym

wieku, z twarzą bezgranicznie smutną, zaciskała ner-

5

wowo dłonie na wyświeconych poręczach. Wyglądała na osobę, która najchętniej

podwinęłaby nogi, tonąc całkowicie w skrzypiącym i pachnącym pastą do skóry

meblu, i tak za obszernym na jej potrzeby. Dwóch męŜczyzn próbowało zachować się

powściągliwie. Ten w okularach o grubych plastykowych oprawkach przygryzał

wargi, łowiąc uchem kaŜdy najmniejszy szmer. Usłyszałby nawet lot nietoperza,

gdyby ten zechciał przefrunąć mu nad głową. Młodszy, z miną playboya, tym

śmieszniejszy, Ŝe walczył z uporczywą czkawką, kręcił wokół przegubu złotą

bransoletkę zegarka.

Czekanie stawało się nie do wytrzymania.

Człowiek za biurkiem szarpnął szufladą. Wysunęła się z cichym skrzypnięciem.

Czwórka w fotelach wstrzymała oddech. Koperta, którą wyjął, była duŜa, biała i

błyszcząca. Gruba kobieta sapnęła głośno, natychmiast przytykając do ust

wilgotną chusteczkę.

MęŜczyzna uniósł się zza biurka. Jego łysinę pokryły kropelki potu. Krótkie,

niezdarne palce manipulowały noŜykiem do papieru. Spojrzał na siedzących.

—Ostatnia wola świętej pamięci Emmanuela Rucker-by'ego — zawahał się na

moment. — Jego testament.

— śółtawe palce zagłębiły się w kopercie. Macały tam niepewnie, coś uchwyciły i

z niedowierzaniem puściły.

— Nie rozumiem... to nie jest... — na blat biurka wypadł prostokąt. Niewielka

tekturka zadrukowana motywem kwiatów i liści w zduszonym kolorze ochry. Palce

notariusza uchwyciły ją i odwróciły. Twarz jego wyraŜała największe zdumienie

graniczące z trwogą:

—Karta do gry?

Na szkle leŜała dama pik.

Czwórka spadkobierców runęła do przodu. Popychając się i tratując wpatrywali się

zachłannie i z niedowierzaniem w wizerunek popiersia kobiety i jej drugiego,

lustrzanego odbicia.

6

—A gdzie testament? — syknął męŜczyzna w okularach. — Proszę wyjąć testament,

mecenasie!

Prawnik bezradnie rozłoŜył ręce.

—W kopercie nic więcej nie ma, panie Brando-

nie.

Tarmosili prostokąt sztywnego papieru, jakby w gąszczu zadrukowanych esów

                                     Strona 1


                          Boglar Krystyna - Perly damy Pik

floresów próbowali doszukać się jakichś zaszyfrowanych informacji.

—Pieczęć ojca! — jęknęła gruba ocierając usta. — To na pewno pieczęć ojca. Na

kopercie. I jego pismo poznaję!

Młodsza, z wydłuŜoną twarzą, przypominała nieco charta na tropie.

—Elis, tu naprawdę niczego więcej nie ma!

—MoŜe pan wyjął niewłaściwą... eee... kopertę? — męŜczyzna nareszcie zwalczył

czkawkę. — MoŜe jest jakaś inna?

Prawnik przecząco pokręcił głową.

—Nie, panie Ruppercie. Ojciec państwa zdeponował u mnie tylko tę, którą

widzicie. Z taką, a nie inną zawartością. Dwa lata temu. Własnoręczny napis:

testament — wyjaśnia wszystko. To właśnie jest jedyny istniejący testament

szanownego Emmanuela Rucker-by'ego.

—Dama pik?

—Tak. Dama pik.

—Ale... co to ma znaczyć? — denerwowała się gruba Elis Ruckerby-Morton. —

Gdzie są nieruchomości, obrazy, pieniądze?

—Gdzie kosztowności, a wśród nich słynny sznur róŜowych pereł? — bełkotał

Brandon Ruckerby na-przemian wkładając, to znów zdejmując okulary. Czyścił je w

zdenerwowaniu kawałkiem irchy wyciągniętym z kieszeni kraciastej marynarki.

śółtawa łysina prawnika pokrywała się coraz liczniejszymi kroplami potu.

7

—Proszę państwa! — podniósł głos. — W mojej kancelarii nigdy nic podobnego

się dotąd nie zdarzyło. Od czterdziestu pięciu lat! Kancelaria braci „Bronsson

and Bronsson" to szacowna instytucja!

—Jakaś pułapka! — Ruppert Ruckerby znów kręcił bransoletę od zegarka. — On

przecieŜ coś musiał mieć na myśli zaklejając i lakując kopertę z tą... no, kartą

do

gry!

—Dwa lata temu! — dorzucił mecenas opadając na swój fotel. Kraciastą chustką

ocierał głowę i czoło.

Spoglądali po sobie w narastającym napięciu i z wyraźnym niedowierzaniem. Oni,

czekający na podział masy spadkowej, o jakiej nie śniło się ich przodkom ze

Starego Kraju.

Na szklanym blacie nieporuszona leŜała dama pik. Wizerunek kobiety o bujnych

włosach w kolorze kasztana, swobodnie opadających na ramiona, i dwa sznury

grubych pereł. Czubek głowy zdobiła złota korona, w dłoni czerwony tulipan.

Purpurową wydekoltowaną suknię w stylu renesansowym ozdabiały Ŝółte pęknięcia i

biała koronka.

—BoŜe drogi — mamrotała Elis wachlując się mokrą chusteczką — przecieŜ ojciec

do końca zachował zdrowy umysł! I rozsądek!

—W interesach był bezwzględny — szepnął Ruppert. — Na tydzień przed śmiercią

zwołał naradę. Ściągnął nawet Iris...

—To prawda — potwierdziła szatynka trzymając się dłonią za gardło. Jej głos

brzmiał głucho. — Czy nikt z was nigdy nie pytał tatusia, jak ma zamiar podzelić

majątek?

Brandon wzruszył ramionami.

—Powiedział tylko, Ŝe mamy bezwzględnie zastosować się do jego woli, którą

zawarł w testamencie.

8

-Zawsze twierdziłam, Ŝe od śmierci mamy zachowywał się jakoś... dziwnie -

powiedziała Elis obciągając przykrót-ką spódnicę.

Śmierć ojca zaskoczyła ją. Czarnych rzeczy nie nosiła od lat twierdząc, Ŝe ją

postarzają. Te, które pozostały w głębinie szaf, były zbyt ciasne i zdecydowanie

nieodpowiednie. Jej szeroko znane skąpstwo nie pozwoliło na swobodne wejście do

magazynu Ohrbacha przy Trzydziestej Czwartej lub do Macy's u zbiegu tejŜe z

Broadwayem.

-Mama umarła przeszło trzydzieści lat temu, Elis

- Ruppert szorstko sprowadził siostrę na ziemię. To on spodziewał się przejęcia

rodzinnego biznesu i kont bankowych. Był najstarszy. - Nie bądź niemądra!

-Nie jestem wcale głupia! - syknęła w odpowiedzi. Jej teŜ marzyła się okrągła

sumka.

-Spokój! - zaszemrał Brandon. - Proszę o spokój. Przypomniałem sobie, co

jeszcze powiedział tato przed śmiercią...

-Co? - Iris oparła się cięŜko o kant biurka. - No,

wyduś wreszcie!

-No... - Ruppert walczył z powracającą czkawką

- Ŝe... jeśli naruszymy któryś z kapitałów to... źle się to dla nas skończy.

Spoglądali po sobie z otwartymi ustami. Na biurku spoczywała, dama pik. Nikt jej

                                      Strona 2


                          Boglar Krystyna - Perly damy Pik

nie dotknął.

-Nigdy mi się nic podobnego nie przytrafiło w całej czterdziestoletniej

karierze prawnika - mówił dwie godziny później mecenas Harry Bronsson do Ŝony

Sary. Z półmiska patrzyła na niego świeŜo usmaŜona sola w sosie cumberlandzkim.

Kruche ziemniaki pokrywała warstewka posiekanej rzeŜuchy. Mecenas oblizał

wydatne wargi.

9

Sara siedziała po drugiej stronie długiego mahoniowego stołu, zasłonięta wazą z

kwiatami. Lubiła Ŝonkile i drobne, delikatnie pachnące anemony. Miała

niezachwiane poczucie kolorystyki i ciągłą potrzebę układania pasjansa.

—Mówisz... dama pik?

—Tak właśnie. Jedna karta. I nic więcej! — mecenas nałoŜył sobie solidną

porcję ryby. Jadł zachłannie, mając absolutną pewność, Ŝe nie natknie się ani na

jedną ość. Kucharki dobierał starannie. A one dbały o posadę.

—Taka jak ta? — pstryknięty paznokciem prostokąt przepłynął po gładkim stole

w okolice półmiska.

Harry Bronsson przerwał Ŝucie. Bacznie przyjrzał się karcie do gry.

—Nie. Zupełnie inna. Ze starej, poŜółkłej talii... nie potrafię jej opisać.

Poza tym, Ŝe tamta miała twarz... — mecenas potrząsnął głową.

—Czyją twarz, Harry?

—Nonsens, Saro. Przypominała mi kogoś... znanego tylko z fotografii. Bzdura!

—Karty mówią prawdę, Harry. Przekonasz się. Odeślij mi moją damę pik, Harry.

Będzie mi potrzebna.

—Łjxv&sl tego chłopaka?

—Nie. Nikogo tu jeszcze nie znam - Paulina ściągnęła zębami czerwoną,

wełnianą rękawiczkę. W drugiej ręce dźwigała siatkę z ziemniakami, chlebem i

masłem. Gdzie są te piekielne klucze? W bocznej kieszeni kurtki? W wewnętrznej?

—Moja mama nosi klucze w biustonoszu — powiedziała Jolka-Kacze oczko. - Od

czasu, jak jak jej wyrwano torebkę!

Paulina zamrugała rzęsami.

—Coś ty? O, są! Chcesz, Ŝeby ci pomóc w wypracowaniu?

—No pewnie! - Jolka-Kacze oczko umiała obliczać równanie z trzema

niewiadomymi w pamięci, nie przerywając robótki na drutach. Ale z językiem

polskim zmagała się niczym Turczyn z królem Sobieskim. - Wpadnij pod wieczór. A

z tym chłopakiem cię zapoznam. Ma na imię BłaŜej. Cześć.

Paulina uśmiechnęła się kącikiem ust. Było jej kompletnie obojętne, jak miał na

imię chłopak z krostami na brodzie. Wcale nie chciała go poznać. Ani Ŝadnego

11

innego- Nastawiała wodę i obierając szczerniałe, lekko zmarzrjięte ziemniaki

puściła wodze fantazji: „W piątek oblecę Łazienki, w sobotę Stare Miasto".

Szkoła z jeszcze mało gnanymi koleŜankami, kolegami i tak zwanym ciałen*

nauczycielskim" przedstawiała na razie coś, co staroŜytm Rzymianie nazywali

„terra incognita", czyli ziemię jńeznaną. MoŜe i obiecana, ale na pewno

nieznana. Do W2rszawy przyjechała dziesięć dni temu. W środku roku s2k°meg°- No,

moŜe środek to przesada. Był koniec października. Dziwnie wietrzny, chłodny i

nieprzyjemny. Z KielC) gdzie dotychczas mieszkała, musiała wyjechać. Śmierć

ciotki Stefy, perypetie z mieszkaniem, po które zgłosili sie natychmiast

spadkobiercy, trudności finansowe, przed którymi stanęła szesnastolatka,

sprawiły, Ŝe pozbiei"awszy rnanatki stawiła się z walizką, kocem i czajnikiem

elektrycznym w stolicy, przy ulicy Senatorskiej. W mieszkaniu kolejnej ciotki.

Tym razem o imieniu Melanie- W zasadzie, moŜna rzec: w zapasie, były jeszcze

dwie: Justyna w Krakowie na Grzegórzkach i Józefa pod §zczecjiiem. śadna, nie

wyłączając nieboszczki, nie była iei prawdziwą krewną. Wszystkie znały ją od

dziecka i były n£Jserdeczniejszymi przyjaciółkami matki. I wszystkie jak jeden

mąŜ, po jej śmierci zaproponowały swój dom. Postała Stefanię, bo była najmłodsza

i samotna. PrzeŜyły razem jedenaście lat. Ale choroby, toczącej pulchne i

serdeczną kobietę, nie dało się zdławić. I w końcu zniszczyła Stefanię,

właścicielkę sklepiku z owocami i jarzyflami- Na pogrzeb przyszła cała

owocowo-jarzyno-wa elit&- Paulina płacząc ustawiała w pustym i nagle

njeprzytulnym mieszkaniu kosze czerwonolicych lobo, pęki suSzonycn ziół,

grzybów, dorodnych gruszek i worek fioletowej cebuli rodem z Amsterdamu. A potem

gryząc gruszkę konferencyjną napisała do Melanii. Telegram przyszedł

natychmiast: Zbieraj manek stop zostaw krukom ich dobro stop przyjeŜdŜaj stop

szkoła załatwiona.

12

Z „krukami" nawet nie rozmawiała. Dziobały się nawzajem o worek amsterdamskiej

cebuli. Przez nikogo nie zatrzymywana wsiadła do pociągu.

W stolicy poczuła się dobrze. Małe, dwupokojowe mieszkanie dzieliła z ciotką

                                      Strona 3


                          Boglar Krystyna - Perly damy Pik

Melanią i jej matką. Ta święta kobieta nawet nie zauwaŜyła, Ŝe do jej pokoju

dostawiono jeszcze jedno łóŜko. Chwilami, demencyjna, acz niezwykle czysta i

radosna babcia Zarębowa, traktowała Paulinę jak swoją ulubioną, dawno zaginioną

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin