Nowy15.txt

(5 KB) Pobierz
*
Gadanina w tle ustała, co wyrwało mnie z zamylenia. Sascha zamilkła. 
Pociemniałe aspekty wisiały wokół niej jak chmury burzowe. Pocišgnšłem z 
ConSensusa jej ostatniš kwestię: 
- Zwykle znajdujemy naszych siostrzeńców w teleskopach. Sš twardzi jak 
Hoblinici. 
Kolejna wykalkulowana niejednoznacznoć. No i nie ma takiego słowa - 
Hoblinici. 
W jej oczach przebłyskiwały nadchodzšce decyzje. Stała na brzegu urwiska i 
szacowała głębokoć ciemnej wody u stóp. 
- W ogóle nie wspominasz o swoim ojcu - zauważył Rorschach. 
- To prawda, Rorschach - przyznała łagodnie Sascha, nabrała powietrza... 
I zrobiła krok w przód. 
- Wiesz co, może by mi obcišgnšł mojego wielkiego, włochatego fiuta? 
W bębnie natychmiast zapadła cisza. Bates i Szpindel gapili się z rozdziawionymi 
ustami. Sascha wyciszyła kanał i odwróciła się do nas, umiechnięta tak szeroko, że 
czubek jej głowy groził odpadnięciem. 
- Sascha - sapnęła Bates. - Zwariowała, czy co? 

- A jeli nawet, to co? Dla niego to nieważne. Nie ma pojęcia, co gadam. 
- Co? 
- Nie ma nawet pojęcia, co odpowiada - dodała. 
- Zaraz, zaraz. Mówiła... Susan mówiła, że nie sš papugami. Że znajš reguły. 
I oto Susan przepychała się na czoło. 
- Mówiłam, bo znajš. Ale identyfikacja wzorców to nie to samo co zrozumienie. 
Bates pokręciła głowš. 
- Mówisz, że to co, z czym rozmawiamy... nawet nie jest inteligentne? 
- Nie, no, może i jest. Ale to nie jest rozmowa pod żadnym rozsšdnym względem. 
- Czyli co? Poczta głosowa? 
- Wiecie co - powiedział powoli Szpindel - to się chyba nazywa Chiński pokój. 
No wreszcie, pomylałem. 
*
O chińskich pokojach wiedziałem wszystko. Sam byłem takim pokojem. Nawet 
nie trzymałem tego w tajemnicy, rozpowiadałem każdemu, kto zechciał zapytać. 
Z perspektywy czasu widzę, że czasem to był błšd. 
- Jak to możliwe, że potrafisz reszcie ludzi opowiadać o tych odkryciach ze cisłej 
naukowej czołówki, skoro sam ich nie rozumiesz? - zapytała Chelsea, kiedy, gdy 
jeszcze bylimy w dobrych układach. Czyli zanim mnie poznała. 
Wzruszyłem ramionami. 
- Moim zadaniem nie jest rozumieć. Gdybym potrafił, znaczyłoby to, że wcale nie 
sš takš czołówkš. Jestem tylko takim przekanikiem. 
- No tak, ale jak możesz co tłumaczyć, skoro tego nie rozumiesz? 
Częsta reakcja u ludzi spoza branży. Po prostu nie rozumiejš, że wzorce posiadajš 
własnš inteligencję, doć niezależnš od semantycznej zawartoci, którš niosš na 
powierzchni; jeli się odpowiednio pomanipuluje topologiš, ta zawartoć po prostu... 
zabiera się przy okazji. 
- A słyszała o chińskim pokoju? 
Pokręciła głowš. 
- Co tam mi się kojarzy. Bardzo stare pojęcie, prawda? 
- Ma co najmniej sto lat. To właciwie taki eksperyment mylowy, rzekomo 
obalajšcy test Turinga. Zamyka się jakiego gocia w pokoju. Przez szczelinę w cianie 

podaje mu się kartki z dziwnymi krzaczkami. On ma dostęp do olbrzymiej bazy takich 
włanie krzaczków i zestawu reguł mówišcych, jak je składać. 
- Gramatyka - powiedziała Chelsea. - Składnia. 
Skinšłem głowš. 
- Sęk w tym, że on nie ma pojęcia, co to sš te krzaczki ani jakš zawierajš 
informację. Wie tylko, że napotkawszy krzaczek delta, ma pobrać pišty i szósty 
krzaczek z teczki teta i złożyć w całoć z jeszcze jednym z teczki gamma. Montuje 
w ten sposób odpowied, przepisuje na karteczkę, wrzuca do dziury i idzie spać aż do 
kolejnej iteracji. Powtarzać, aż temat, wałkowany do znudzenia, będzie cienki jak 
opłatek. 
- On prowadzi rozmowę - domyliła się Chelsea. - Zakładam, że po chińsku, bo 
inaczej nazwaliby to Hiszpańskš Inkwizycjš. 
- Dokładnie. Chodzi o to, że przy użyciu podstawowych algorytmów identyfikacji 
wzorców da się uczestniczyć w dialogu, nie majšc pojęcia, co się mówi. Przy 
odpowiednio dobrych regułach można zdać test Turinga. Zostać gawędziarzem i 
dowcipasem w języku, którym się w ogóle nie mówi. 
- I to jest synteza? 
- Tylko jedna częć, ta, która zajmuje się upraszczaniem protokołów 
semiotycznych. I tylko co do zasady. Poza tym, moje dane wejciowe sš po kantońsku, 
a odpowiedzi po niemiecku, bo jestem raczej tłumaczem niż rozmówcš. Ale łapiesz 
ideę. 
- I nie mieszajš ci się te wszystkie reguły i protokoły? Pewnie masz ich miliony. 
- Tak jak we wszystkim. Kiedy się ich nauczysz, robisz to podwiadomie, wszystko 
jedno, czy to jazda na rowerze, czy sondowanie noosfery. W ogóle nie mylisz o tych 
protokołach, tylko... wyobrażasz sobie zachowanie adresatów. 
- Mmm. - W kšciku jej ust zaigrał subtelny półumiech. - Ale... w takim razie ten 
argument o chińskim pokoju nie jest mylny. Trafia w dziesištkę: przecież ty naprawdę 
nie rozumiesz kantońskiego czy niemieckiego. 
- Ale system rozumie. Cały kompletny pokój. Goć piszšcy na kartkach to tylko 
jeden element. Nie spodziewałaby się, że jeden neuron będzie rozumiał angielski, 
prawda? 
- Czasem mogę powięcić tylko jeden. - Chelsea pokręciła głowš. Nie chciała 
odpucić. Widziałem, że sortuje pytania według priorytetów; widziałem, że stajš się 
coraz bardziej... osobiste... 

- Ale stanęlimy na tym - powiedziałem, uprzedzajšc je wszystkie - że miała 
pokazać mi jak robisz ten numer palcami... 
Szelmowski umiech starł jej z twarzy wszystkie pytania. 
- Aaa, no włanie... 
To ryzykowne angażować się. Wszystko się wtedy plšcze. Wszystkie narzędzia 
tępiš się i rdzewiejš w jednej chwili, gdy tylko zaczynasz romansować z 
obserwowanym systemem. 
Ale od biedy da się jeszcze co nimi zrobić. 











Zgłoś jeśli naruszono regulamin