Nowy49.txt

(41 KB) Pobierz
EPILOG 
Pokój zapanował na ziemiach stanowišcych niegdy dominium Ociosa. W każdym razie 
nie było najmniejszego ladu wrogich wojsk. Ktokolwiek wycofał je z tych terenów uczynił 
to wyjštkowo sprytnie. W miarę upływu czasu napływało coraz więcej miejscowych chłopów. 
Tam gdzie zdołano już otrzšsnšć się z osłupienia, panowało ogólne zadowolenie 
z upadku starego reżimu. Do wiosek wracało życie. Rolnicy robili, co mogli, aby przywrócić 
ziemie uprawne do dawnego stanu po okresie pożarów, jakich nie pamiętano tu od dawna, 
i najstraszniejszej wojnie, jakš widziano w tym regionie. 
Królowa wysłała posłańców z wieciš o zwycięstwie, ale wcale nie spieszyła się 
z powrotem do swego miasta. Żołnierze pomagali w pracach polowych i robili, co mogli, by 
nie stanowić ciężaru dla mieszkańców. Przeszukiwali także zamek na Wzgórzu Gwiezdnego 
Statku oraz stare zamczysko na Ukrytej Wyspie. Natrafili na lady wszystkich okropnoci, 
o których plotki kršżyły po wiecie od lat. Nigdzie jednak nie było ladu wojsk, które zdołały 
uciec. Tubylcy gorliwie przynosili wieci, a większoć z nich była złowieszczo wiarygodna. 
Mówili, że jeszcze przed próbš podboju republiki Ocios wzniósł fortyfikacje daleko na północy. 
Zgromadził tam posiłki, chociaż niektórzy sšdzili, że Stal już dawno wykorzystał je do 
walki. Mieszkańcy północnej doliny widzieli wojska Ociosa ewakuujšce się w tamtym kierunku. 
Niektórzy twierdzili, że widzieli też samego Ociosa, albo przynajmniej sforę ubranš 
w barwy lorda. Jednak nawet miejscowi nie dawali wiary wszystkim opowieciom, szczególnie 
tym, według których Ocios rozproszył się na pojedynczych członków, oddalonych od siebie 
o wiele kilometrów, i w ten sposób koordynował odwrót. 
Ravna i królowa miały wiele powodów, by wierzyć tym historiom, ale nie doć brawury, 
by je zweryfikować. Korpus ekspedycyjny Snycerki nie należał do licznych, a lasy i doliny 
rozcišgały się na przestrzeni ponad stu kilometrów, do miejsca gdzie zbocza Lodowych Kłów 
skręcały na zachód i zbiegały w stronę morza. Terytorium to było całkowicie nie znane Snycerce. 
Jeli Ocios przygotowywał się do wszystkiego przez dekady  a takie były jego metody 
działania  na trasie wiodšcej do ukrytych redut z pewnociš czekało mnóstwo miertelnych 
niespodzianek, które mogły zagrozić nawet wielkiej armii cigajšcej garstkę partyzantów. 
Trzeba było dać Ociosowi wolnš rękę i mieć nadzieję, że lord Stal wczeniej zniszczył 
tamte forty. 
Snycerka bała się, że będš one stanowić ogromne zagrożenie przez następne stulecie. 
Ale cały problem rozwišzał się o wiele wczeniej. To Ocios sam przyszedł do nich 
i wcale nie na czele odsieczy. Jakie dwadziecia dni po zakończeniu bitwy, wieczorem, kiedy 
słońce znikało za grzbietami wzgórz, na północy usłyszeli odgłos rogów sygnałowych. 
Ravna i Johanna zostały wyrwane z popołudniowej drzemki, a po chwili obie znalazły się 
na murach zamku, wpatrujšc się w owietlone pomarańczowozłotym blaskiem zachodzšcego 
słońca szczyty nad północnym fiordem. Adiutanci Snycerki lustrowali linię wzgórz. Kilku 
z nich miało teleskopy. 
Ravna podała swojš lornetkę Johannie. 
 Kto tam jest.  Na tle rozwietlonego nieba odbijały się wyrane sylwetki sfory niosšcej 
ogromny transparent rozpięty na tyczkach trzymanych przez poszczególnych osobników. 
Snycerka miała dwa teleskopy, które pozwalały jej widzieć dużo lepiej niż lornetka Ravny, 
zwłaszcza bioršc pod uwagę większš rozdzielczoć wzroku, jakš miały sfory. 

 Widzę. To flaga rozejmowa. I mylę, że wiem, kto jš niesie.  Zarzęziła głono 
w stronę Wędrownika.  Dawno już z nim nie rozmawiałam. 
Johanna wcišż wpatrywała się przez lornetkę. Wreszcie spytała: 
 To ten... którego dziełem jest Stal, prawda? 
 Tak, moja droga. Dziewczyna opuciła lornetkę. 
 Mylę, że daruję sobie to spotkanie.  Jej głos był daleki, nieobecny. 
Spotkali się osiem godzin póniej na zboczu wzgórza, na północ od zamku. Wojska Snycerki 
wykorzystały ten czas na dokładne przeczesanie doliny. Tylko po częci miało to na 
celu ochronę przed ewentualnš pułapkš lub oszustwem drugiej strony. Spodziewano się specjalnego 
gocia z obozu wroga, gocia, któremu wielu sporód miejscowych życzyło mierci. 
Snycerka udała się do miejsca, gdzie stok zaczynał gwałtownie opadać w stronę lasu. 
Ravna i Pielgrzym towarzyszyli jej, idšc za niš w niewielkiej  jak na zwyczaje Szponów  
odległoci dziesięciu metrów. Snycerka nie mówiła zbyt wiele o tym spotkaniu, ale Pielgrzym 
okazał się bardzo gadatliwy. 
 Tš włanie drogš przybyłem tu rok temu, kiedy wylšdował pierwszy statek. Na niektórych 
drzewach widać jeszcze lady po płomieniu z dyszy. Całe szczęcie, że nie było to tak 
suche lato jak obecnie. 
Las był gęsty, a oni spoglšdali z góry na czubki drzew. Nawet w suchym, prawie nieruchomym 
powietrzu rozchodził się słodki żywiczny zapach. Na lewo od nich znajdował się 
malutki wodospad i cieżka wiodšca na dno doliny  cieżka, którš zgodnie z umowš miał 
przybyć poseł proszšcy o rozejm. Wędrownik twierdził, że w dolinie znajdujš się wioski 
rolnicze. Ravna widziała tam tylko absolutny chaos. Szpony uprawiały różne gatunki rolin 
na tym samym polu. Pola nie były w żaden sposób ogrodzone, płoty nie chroniły upraw nawet 
przed bydłem. Tu i ówdzie stały drewniane chaty o stromych dachach i wybrzuszonych 
na zewnštrz cianach, charakterystycznych dla regionów o dużych opadach niegu. 
 Spory tłum tam w dole  powiedział Pielgrzym. 
Ravna nie dostrzegła żadnego tłumu: stały tam małe grupki, każda stanowišca jednš sforę, 
każda w sporej odległoci od pozostałych. Większoć zgromadziła się wokół budynków. 
Inne znajdowały się na polach. Żołnierze Snycerki ustawili się wzdłuż małej dróżki biegnšcej 
przez rodek doliny. 
Widziała, że stojšcy obok niej Pielgrzym drży w napięciu. Jedna z głów wycišgnęła się 
w górę ponad jej talię, pokazujšc do przodu. 
 To musi być on. Jest całkiem sam, tak jak obiecał i...  Jedna jego częć lustrowała teren 
przez teleskop.  A to dopiero niespodzianka! 
Pojedyncza sfora wspinała się powoli pomiędzy strażnikami Snycerki. Cišgnęła za sobš 
malutki wózek, na którym siedział kto, kto wyglšdał na jednego z jej członków. Kaleka? 
Chłopi na chwilę porzucili pracę, każdy podchodził na skraj pola, ustawiajšc się równolegle 
do trasy przejazdu sfory. Usłyszała typowe dla Szponów gulgotanie. Kiedy chcieli mówić 
głono, wydawane przez nich dwięki brzmiały wprost ogłuszajšco. Żołnierze rzucili się odpędzać 
miejscowych, którzy stanęli zbyt blisko drogi. 
 Mylałam, że sš nam wdzięczni.  Był to pierwszy przejaw przemocy, który zaobserwowała 
od czasu bitwy pod Wzgórzem Gwiezdnego Statku. 
 I sš. Większoć z nich żšda mierci Ociosa.  Ocios, Rębacz, sfora, która uratowała 

Jefriego Olsndota.  Że też można tak nienawidzić jednej sfory. 
 To miłoć, nienawić i strach  wszystko razem. Przez ponad wiek znajdowali się pod 
jego nożem. A teraz jest tu, na wpół kaleki, bez swoich wojsk. Mimo to wcišż się go bojš. 
Jest tam wystarczajšco dużo chłopów, żeby przegonić nasze straże, ale wcale nie napierajš tak 
mocno. To było dominium Ociosa, a on traktował je jak dobry rolnik traktuje swoje obejcie. 
Co grosza traktował podwładnych i ziemię jak częć wielkiego eksperymentu. Po uważnej 
lekturze dannika stwierdzam, że potwór ten znacznie wyprzedzał swoje czasy. Niektórzy 
z tych, co przebywajš na wolnoci, nadal sš gotowi zabijać dla swego Mistrza, ale nikt nie 
wie, którzy...  Przerwał na chwilę, przypatrujšc się nadchodzšcej sforze.  A wiesz, co 
wzbudza największe obawy? Fakt, że przychodzi tu sam bez jakiejkolwiek pomocy, której 
nadejcie można by przewidzieć. 
Ravna przesunęła pistolet Phama, wielkš, rzucajšcš się w oczy broń. Była zadowolona, 
że jš ma przy sobie. Spojrzała w kierunku zachodnim, w stronę Ukrytej Wyspy. Zobaczyła 
PPII przymocowanego do murów zamku. Jeli Zielonej Łodyżce nie uda się dokonać podstawowego 
przeprogramowania, już nigdy nie uda się nim wzlecieć. Ale Łodyżka powiedziała, 
żeby nie robili sobie zbyt dużych nadziei. Niemniej jednak wraz z Ravnš udało się jej zamontować 
w jednej z ładowni działko wišzkowe, którym można było zadawać mierć z dużej 
odległoci. Ocios mógł mieć swoje niespodzianki, Ravna miała swoje. 
Pištak na chwilę zniknšł im z oczu przesłonięty stromiznš. 
 To jeszcze chwilę potrwa  powiedział Pielgrzym. Jeden z jego szczeniaków stał mu na 
ramionach i opierał się o rękę Ravny. Umiechnęła się: jej prywatne ródło informacji. Podniosła 
go i ułożyła sobie na ramieniu. Reszta Wędrownika opuciła zady na ziemię 
i spoglšdała oczekujšco. 
Ravna przyjrzała się reszcie wity królowej. Po lewej i prawej stronie Snycerki stały sfory 
z nacišgniętymi kuszami. Ocios miał usišć tuż przed niš, nieco w dole stoku. Ravnie 
wydawało się, że dostrzega oznaki nerwowoci wród członków Snycerki: wszyscy nieustannie 
oblizywali wargi, co chwila szybkim ruchem wysuwajšc i chowajšc różowe języki, podobnie 
jak robiš to węże. Królowa ustawiła się jak do grupowego portretu: wyżsi członkowie 
z tyłu, a dwa najmniejsze szczeniaki wyprostowane z przodu. Większoć jej oczu wpatrywała 
się w szczelinę na skraju zbocza, którędy cišgnšca się z dołu cieżka wchodziła na 
zajmowany przez nich taras. 
W końcu Ravna usłyszała drapanie pazurów po skale. Jedna głowa pojawiła się nad skrajem 
urwiska, a za niš następne. Ocios wyszedł na skrawek ziemi poroniętej mchem. Dwaj 
jego członkowie cišgnęli wózek na kółkach. Członek w wózku siedział wyprostowany, 
a jego zad przykryty był kocem. Nie wyróżniał się niczym specjalnym poza tym, że miał 
biało nakrapiane uszy. 
Głowy sfory patrzyły we wszystkich kierunkach. Jeden z członków uporczywie wpatrywał 
się w Ravnę, gdy całoć wspinała s...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin