Nowy4.txt

(23 KB) Pobierz
 Zjawa!  wykrzyknšł Osima.  Admirale, to jest widziadło!...
Znów uderzył pięciš w sylwetkę dziwacznej istoty stojšcej przy wejciu i odskoczył z grymasem bólu na twarzy. Z rozbitych knykci trysnęła mu krew. Romero spojrzał na mnie porozumiewawczo. Milczałem. Byłem jak skamieniały. W głowie kłębiła się tylko jedna myl:
MUK dostanie się w ręce wrogów.
 Nie ruszać się!  powiedział Orlan.  Powtórnie rozkazuję otworzyć wejcia!
Goršczkowo próbowałem połšczyć się z komputerem, który nie odpowiadał na wezwania. Wszystkie połšczenia energetyczne statku zostały najwidoczniej uszkodzone w czasie zderzenia, które pozbawiło nas przytomnoci. Ale gwiazdolot był cały, luki miał zamknięte, my żylimy, chyba więc i MUK nie poniósł szwanku. Przerażenie wyzierajšce z oczu Romera mówiło, że i on pojmował ogrom klęski. Do niewoli dostały się bowiem nie tylko załogi trzech statków, których życie nie było w końcu tak wiele warte, wróg zdobył również najpilniej strzeżone tajemnice ludzkoci. Nigdy jeszcze nie wytężałem tak umysłu w poszukiwaniu jakiegokolwiek rozwišzania i nigdy mój mózg nie był tak pusty.
 Otwórzcie luki, bo was unicestwimy  powiedział beznamiętnym tonem Niszczyciel. Dłużej nie można było milczeć.
 Zamknięte luki nie stanowiš przecież dla was przeszkody  odparłem.
 Dla mnie nie, lecz moi żołnierze nie potrafiš przenikać przez bariery materialne.
 Wynocie się więc do diabła!  powiedziałem z nienawiciš.  Możecie nas unicestwić razem ze statkiem.
Żaden z Niszczycieli nawet nie drgnšł. Orlan powiedział nieco łagodniejszym tonem:
 Potrafimy was zlikwidować bez zniszczenia statku. Odholujemy go na bazę z wami lub bez was.
Nie od razu znalazłem odpowied. Na pomoc przyszedł mi Romero:
 Pański rozkaz jest niewykonalny chociażby dlatego, że utracilimy możliwoć dowodzenia mechanizmami wykonawczymi gwiazdolotu. Przywróćcie nam łšcznoć z aparatami.
 Abycie spróbowali wysadzić statek?  W glosie Niszczyciela zabrzmiała niemal ludzka ironia.  Wasze anihilatory sš skutecznie zablokowane przez nasze pola.
 Czego się więc obawiacie? W inny sposób nie można otworzyć luków gwiazdolotu. My przynajmniej tego nie potrafimy.-
 A otworzymy je tylko w tym wypadku, jeżeli zagwarantujecie wszystkim poddajšcym się życie i wolnoć  dorzuciłem.
 Życie wam gwarantujemy, już to obiecałem. Co za do wolnoci, to nie jest w mojej mocy dawać jš lub odbierać. Za trzy minuty odzyskacie utraconš łšcznoć.
Spojrzałem bezradnie na przyjaciół. Zapomniałem, że przy braku łšcznoci z komputerem mogę skorzystać z miniaturowego, naręcznego deszyfratora DN-, ostatniego wynalazku Andre. Moi pomocnicy wczeniej zdali sobie z tego sprawę. Usłyszałem rozlegajšcy się w moim mózgu mylowy szept Osimy: Admirale, zdaje się, że dadzš nam tę szansę. Pamiętam o pańskim rozkazie i spróbuję zdemontować MUK! Zamknšłem oczy, aby Niszczyciele nie dojrzeli w nich błysku radoci.
Łšcznoć z komputerem wracała powoli, jakby niechętnie. MUK zdawał się budzić z głębokiego snu. Kiedy wreszcie komputer się ocknšł i poczułem, że porwane dotychczas nici wiodšce do maszynowego mózgu statku znów się zrosły, błyskawicznie spróbowałem wywołać ani-hilatory. Nic z tego jednak nie wyszło  anihilatory były dokładnie zablokowane. Najwidoczniej to samo usiłowali zrobić moi przyjaciele, gdyż Kamagin nagle jęknšł, a Pe-tri zaklšł z pasjš.
 Czemu tak długo?  zapytał Orlan.
 Zły kontaktodparłem.
Osima miał sennš twarz, a Kamagin otworzył w napięciu usta i nie widzšcymi oczyma wpatrywał się w jaki punkt na ekranie. Może im się uda!  pomylałem z nadziejš.
Sporód miliardów możliwych kombinacji elementów tworzšcych MUK jedna tylko umożliwiała mu prawidłowš pracę, teraz za komputer pod dyktando Osimy i Kamagina sam układał schemat nowych połšczeń. Kiedy który z nich, Osima lub Kamagin, powie: Koniec programu. Wykonuj!, ta jedyna kombinacja zostanie zastšpiona dowolnš innš, przypadkowš, bezsen
sownš, jednš z miliardów bezsensownych kombinacji połšczeń.
 Koniec!  wykrzyknšł Osima z ulgš.
 Koniec!  powtórzył jak echo Kamagin. Poczułem w mózgu i całym ciele rozbłysk bólu. Nasz inteligentny MUK, magazynier i strażnik wiedzy całej ludzkoci, przestał istnieć. Została bezużyteczna składanka kryształów oplatana gšszczem przewodów.
 Admirale!  powiedział uroczycie Osima.  Rozkaz został wykonany.
 Petri, proszę otworzyć luki  zarzšdziłem.  Trzeba spełnić warunki kapitulacji. Potrafi pan chyba ręcznie uruchomić awaryjne urzšdzenia odryglo-wujšce?
 Dam sobie radę  mruknšł Petri kierujšc się ku wyjciu. Kiwnšł palcem na Niszczycieli.  Może który z was pójdzie ze mnš?
Jeden ze Ztywrogów roztajał i zniknšł. Dwaj pozostali tkwili nadal na starych miejscach.
Po pewnym czasie pilnujšcy drzwi Niszczyciele odsunęli się na boki, jakby przepuszczali kogo do sterówki, ale nikt nowy w sali się nie pojawił. Jednoczenie instynktownie poczułem, że wokół nas zrobiło się cianiej.
 Niewidzialni!  rzucił ostrzegawczo Romero.
 Możecie ić do swoich towarzyszy  powiedział beznamiętnym głosem Orlan.

Paweł skierował się do parku. Ruszylimy za nim. Po drodze zobaczylimy całe kohorty pancernych żółwi, które
niezgrabnie kołyszšc zastępujšcymi im głowy peryskopami rozlewały się wzdłuż korytarzy biegnšcych do lšdowiska i zajmowały jedno pomieszczenie za drugim. Zływrogi gnały przed sobš wypędzonych stamtšd ludzi. Na lšdowisku stały lekkie statki podobne do naszych planetolotów. Z ich otwartych luków sypały się nowe zastępy głowoo-kich. Nie pozwolono nam obserwować tej sceny. Nagle pojawił się Orlan i rozkazał odejć stamtšd.
 Sprawdcie deszyfratory!  poradził Romero i po chwili, kiedymy uregulowali nasze DN-, kontynuował już w myli: Zływrogi majš dobry słuch, ale naszego promieniowania mózgowego chyba nie odbierajš, nie mówmy więc niczego na głos.
Zgodzilimy się z nim i każdemu napotkanemu człowiekowi polecalimy uruchomić deszyfrator. W alejach parku było pełno ludzi. Wokół każdego dowódcy tworzył się tłum złożony głównie z członków załogi jego statku. Mnie na razie pozostawiono w spokoju, usiadłem więc na ławce w towarzystwie Mary i Astra. Po chwili dołšczył do nas Romero. W parku panowała ziemska jesień, między drzewami szumiał lekki wiatr, sypały się pożółkłe licie.
 Zabijš nas, ojcze?  zapytał Aster patrzšc mi uważnie w oczy.
Umiechnšłem się z wysiłkiem i odwróciłem głowę.
 A to niby czemu? Nasze życie jest teraz bardziej potrzebne Niszczycielom niż nam samym.
Aster zamylił się. Nad tłumem pojawił się Trub z Lusinem na barkach. Anioł wylšdował obok naszej ławki i Lusin zeskoczył na grunt. Trub patrzył na mnie jak na zdrajcę.
 Eli, jak mogłe poddać się bez walki? Anioły nigdy nie idš do niewoli, a ludzie...
 Przypomnij sobie, co mówiłem na statku  odparłem i poprosiłem, aby uruchomił deszyfrator.  Uważajcie się nie za jeńców, lecz za wywiadowców w jaskini wroga.
 Możemy się za takich uważać, ale co na to wrogowie, którzy pochwycili nas silš?  zaoponował Lusin, wyrażajšc się nadspodziewanie jasno. Przekonałem się zresztš z czasem, że rozmawiajšc bez słów potrafi być bardzo precyzyjny w sšdach i wymowny. Jeszcze teraz, spotykajšc się na Ziemi, włšczamy nasze deszyfratory i wówczas porozumiewamy się bez przeszkód.
 No, zobaczymy  rzucił powcišgliwie Romero. Żona w milczeniu tuliła się do mego ramienia. Rozumielimy się bez słów. Posmutniały Lusin rozmawiał półgłosem z Romerem, a Trub i Aster dołšczyli do grupki otaczajšcej Kamagina. Licie spadały coraz obficiej przywodzšc mi na myl ów dzień na nieosiš-galnie dalekiej Ziemi, kiedy to w alei Zielonego Prospektu spotkałem Mary. Teraz była obok mnie, wymęczona, cierpliwa, nieskończenie bliska, a ja z czułociš mylałem o tamtej, niechętnej, pogardliwie odburkujšcej na moje pytania...
 Nie trzeba!  wyszeptała błagalnie Mary, której deszyfrator przekazał moje myli.
 Masz rację!  powiedziałem z westchnieniem, dostrzegajšc idšcego ku nam Orlana, któremu towarzyszyli ci sami dwaj widmowi Niszczyciele.
Póniej zrozumielimy, że ich widmowoć jest pozorna, byli bowiem całkowicie materialni, tyle że bardzo nieludzcy. Odmiennoć Zływrogów od ludzi była szczególnie widoczna podczas ruchu. Nieruchomego Niszczyciela, zwłaszcza z daleka, można było z łatwociš
pomylić z człowiekiem. Chód jednak natychmiast ich zdradzał: nie kroczyli, lecz raczej lekko podskakiwali na sztywnych nogach wyrzucajšc je kolejno do przodu niczym szczudła. Kołysali przy tym całym tułowiem jak ziemscy chodziarze, bijšcy rekordy szybkoci. Jeszcze mniej cech ludzkich miały ich twarze. Na głowach przypominajšcych zarysem głowę człowieka mieli włosy, uszy, oczy, usta i podbródek, ale brak tam było nosa, zamiast którego widniał okršgły otwór zakryty płatem skóry przypominajšcym niewielki ryjek, wznoszšcy się i opadajšcy przy oddychaniu. Twarze ich zmieniały barwę zależnie od nastroju: były raz białe, raz żółte to znów niebieskie. Zmiana koloru i blasku nie przypominała w niczym zadziwiajšcego języka barw mieszkańców Wegi, przywodziła na myl raczej naszš bladoć lub rumieńce, znacznie jednak silniejsze, wręcz złowieszcze.
Orlan uniósł głowę do góry  nie obrócił jej na szyi ku tyłowi jak my to czynimy podnoszšc głowę, lecz włanie uniósł: szyja nagle wydłużyła się i głowa zawisła o jakie trzydzieci centymetrów nad ramionami. Póniej domylilimy się, że jest to pozdrowienie przyjęte u Niszczycieli, którzy uprzejmie podnoszš głowy, jak nasi przodkowie uchylali kapelusza.
Orlan odezwał się nie opuszczajšc głowy:
 Żaden z mechanizmów napędowych statku nie działa. Cocie z nimi zrobili?
 To nie nasza wina, zablokowalicie anihilatory gwiazdolotu.
 Odblokowalimy je, ale nie znamy schematów waszych urzšdzeń. Powiedzcie, jak je należy obsługiwać.
 Nie zrobimy tego  owiadczyłem.  Sterujšcy napędem komputer pokładowy został...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin