Nowy15.txt

(24 KB) Pobierz
 Sšdzisz, że Ellon omieliłby się mnie oszukać? Taka rzecz wród Demiurgów nie może się zdarzyć! Uspokój się, dzień dopiero się zaczšł, admirale Eli.
On również popadł w szaleństwo. Wszyscy na statku tracili zmysły, bo nieuchwytna dla przyrzšdów wibracja czasu rozbijała im psychikę. W wiadomoci nawarstwiała się przywrócona do życia przeszłoć, zagęszczała się majšca dopiero nastšpić przyszłoć. W rozdwojonej duszy przeszłoć zaczynała przeważać, gdyż jako dobrze już zna-
na wydawała się bliższa. Tylko Olga stanowiła wyjštek, bo cała reszta zapadała się coraz głębiej w czas miniony.
Patrzšc na dumnie kroczšcego od ciany do ciany Orlana nagle zobaczyłem go takim, jakim był, gdy jeszcze nie stał się naszym przyjacielem, wyobraziłem sobie, jak wobec niego zachowywali się otaczajšcy go lokaje, jego niewolnicy. Sztywna hierarchia, wymóg bezwzględnego posłuszeństwa wobec przełożonych jako nadrzędna zasada obowišzywała w społeczeństwie, gdzie nawet myl o wolnoci była najcięższym przestępstwem i dawny Orlan był produktem tego włanie społeczeństwa. To naturalnie nie jego wina, mylałem, że coraz głębiej grzęnie w przeszłoci, to jego nieszczęcie; a nie wina. A poza tym w naszej obecnej tragicznej sytuacji jego pycha, jego surowa władczoć może tylko sprzyjać wyzwoleniu nas z nieszczęcia... W nadzwyczajnych okolicznociach należy stosować jedynie nadzwyczajne rodki. Ale co będzie, jeli my się uratujemy, a on pozostanie takim oto pełnym pychy dostojnikiem? Czułem, że tracę przyjaciela, jednego z najbliższych i najserdeczniejszych przyjaciół...
 Można oszaleć na taki widok  wyrwało mi się. Orlan usłyszał to i zapytał gronie:
 Co powiedziałe? Powtórz!
 Nie pamiętam już, co mamrotałem, Orlanie  odpowiedziałem i poszedłem do siebie.
Mary spała i błogo umiechała się we nie. Popatrzyłem na jej zarumienionš twarz, wzišłem dyktafon i poszedłem do konserwatora, w którym przybył nowy sarkofag ze zwłokami Mizara, który nie przeżył powrotu z przeszłoci. Przysunšłem fotel do klatki siłowej Oana. Gdzie on był? W przeszłoci czy przyszłoci? W jakim momencie uchwyciły go niewidzialne pęta Ellona? Czy zdoła powrócić do rzeczywistoci, gdy zdejmiemy krępujšce go okowy?
 Co do jednego miałe rację, zdrajco  powiedziałem.  Ostrzegałe nas przed rakiem czasu i rak czasu nas poraził. Nie powiedziałe tylko, że stanie się to za sprawš twoich okrutnych władców, a może braci. Ciesz się, Oanie, jestemy chorzy! Nasze dusze krwawiš, a wkrótce również nasze ciała udręczone przez rozdwojonš psychikę odmówiš posłuszeństwa, zwalš się bez sił, skamieniejš na podłodze, w łóżkach czy fotelach. Cieszcie się, okrutni, zwyciężylicie! Ale po co wam takie zwycięstwo? Odpowiedz mi, zdrajco, dlaczego z nami walczycie? Po co zniszczylicie naszš eskadrę? I dlaczego pozostawilicie nam jeden statek, ale za to poszarpalicie na strzępy jego czas pokładowy? Mało wam zwycięstwa? Chcecie jeszcze porozkoszo-wać się widokiem naszych męczarni? Przesšdni Aranowie nazwali was bogami. Mylili się. Jestecie po prostu okrutnymi katami! Ale nie ma sensu złorzeczyć... Odpowiedz mi lepiej co będzie, gdy jednak wyrwiemy się z obszaru chorego czasu. Będziecie nas cigać? Spopielicie ostatni statek? Jeszcze raz pytam, dlaczego z nami walczycie? Dlaczego nie wypuszczacie nas ze swego piekła? Czym was rozgniewalimy?
Zamilkłem na chwilę, a potem znów mówiłem już nieco spokojniej:
 Szaleństwo ogarnia całš załogę. Mnie również. Już to, że ja żywy, rozmawiam z tobš  martwym, nie wiadczy dobrze o moich zdrowych zmysłach. Każdy wariuje na swój sposób, a ty jeste mojš formš szaleństwa. Co nieodparcie cišgnie mnie tutaj, ale nie ciesz się, jeszcze cię przechytrzę! Ja również wpadłem w przeszłoć, ale nie utonę w niej, utrzymam się na wzburzonej powierzchni czasu... Widzisz to? Wyrzucę przeszłoć ze swej wiadomoci i unieruchomię jš na tamie dyktafonu. Ciężar minionych lat omal nie zgubił mojej żony, ale ja się od tego ciężaru wyzwolę.
Będę przed tobš spokojnie, konsekwentnie, godzina po godzinie leczył się z choroby, którš mnie perfidnie zaraziłe.
Odwróciłem się do Oana plecami, ujšłem w prawš rękę dyktafon i zaczšłem mówić:
Tego dnia, doskonale to pamiętam, lunšł niezapowiedziany deszcz...

Zasnšłem zmęczony wielogodzinnym dyktowaniem. Obudziło mnie dwukrotne wezwanie: Admirał Eli proszony do laboratorium! Admirał Eli proszony jest do laboratorium! Rzuciłem dyktafon na fotel i wybiegłem z konserwatora.
W laboratorium ujrzałem Ellona pochylonego kornie przed Orlanem. Obaj stali przy stabilizatorze czasu, a opodal zbili się w ciasnš grupkę Oleg, Gracjusz i Romero. Orlan przywołał mnie gestem ręki, jak smarkacza, któremu chciałby dać nauczkę. Na Ellona w ogóle nie zwracał uwagi.
 Dzień się kończy i nasz stabilizator rozpoczyna pracę, admirale!  powiedział butnie i niemal nie odwracajšc głowy zapytał lekceważšco Ellona:  Gotowe, mój dobry Ellonie?
 Wszystko, absolutnie wszystko Orlanie!  odparł skwapliwie Ellon, jeszcze niżej pochylajšc się w swoim kornym ukłonie.
 Wobec tego włšcz aparat!
Usłyszelimy ostry szczęk i to było wszystko. Przez kilka pełnych napięcia sekund oczekiwalimy dalszych dwięków, błysków czy wibracji, ale aparat pracował bez jakichkolwiek efektów zewnętrznych. Obrzuciłem wzrokiem obecnych i z nagłš goryczš spostrzegłem, jak bardzo
się wszyscy zmienili. Poszarzałe ze zmęczenia twarze, przygarbione ramiona i zapadnięte oczy wiadczyły o przebytej ciężkiej chorobie. Nawet niemiertelny Galakt, nawet wspaniały Gracjusz wznoszšcy się ponad nami o dobrš głowę już nie przypominał dawnego majestatycznego posšgu, a cała reszta, to był prawdziwy obraz nędzy i rozpaczy. Powrót w lata młodoci nikomu nie wyszedł na dobre, pomylałem. Z zadumy wyrwał mnie triumfalny okrzyk Orlana:
 Eli, Eli, czas jest spójny!
Drgnšłem i otworzyłem oczy. Orlan szedł ku mnie wycišgajšc po ludzku ręce. Chwyciłem jego kocistš dłoń, wpatrujšc się natarczywie w twarz byłego Niszczyciela. Orlan był taki jak dawniej, Orlan powrócił z przeszłoci, odrodził się, stał się znów tym Orlanem, którego kochałem, dobrym, łagodnym, wiecznie umiechniętym Orlanem! Objšłem go, dałem solidnego kuksańca, ale on nie przestał się umiechać. To było tak wspaniałe, tak upragnione i tak zarazem nieoczekiwane, że zakrawało na cud, gdyby nie widok stabilizatora, przy którym stał wcišż pochylony w niskim ukłonie Demiurg Ellon. Po chwili w laboratorium zapanowało radosne zamieszanie: wszyscy się cieszyli, wszyscy wszystkim gratulowali, wszyscy obejmowali wszystkich.
 Eli!  zwrócił się do mnie z wyrzutem Orlan, gdy radoć nieco ucichła.  Zapomniałe podziękować naszemu wspaniałemu inżynierowi! Bo musisz teraz przyznać, że miałem rację nalegajšc na udział Ellona w wyprawie, prawda? Ellon to prawdziwy geniusz techniczny, jakiego dotšd nie było nawet wród Demiurgów!
Podeszlimy obaj do Ellona, który nie zmieniajšc nadal pozy popatrzył na mnie chmurnym wzrokiem.
 Ellonie!  powiedziałem ze wzruszeniem.  Dokonałe niezwykłego czynu! Zwyciężyłe raka czasu.
Tylko dzięki tobie ta najstraszliwsza ze znanych chorób przestała być dla nas grona!
 Spełniałem tylko wolę tego, który mnie posłał!  powiedział sucho Ellon.  Podziękuj Orlanowi, admirale Eli!
Odrodzonemu Orlanowi moje podziękowania nie były potrzebne.
 Nie, Ellonie!  wykrzyknšł goršco.  To ty nas uratowałe i dlatego musisz przyjšć nasze najszczersze podziękowania  dodał z takim popiechem i naciskiem, jakby obawiał się, że w przeciwnym razie całš eskadrę spotka nowe nieszczęcie.  Poza tym mylisz się sšdzšc, że ci rozkazywałem... Ja cię tylko prosiłem jak przyjaciela...
Ellon pochylił głowę wykrzywiajšc usta w złym u-miechu. On się nie odrodził. Orlan wrócił do poprzedniego bytu, Ellon za pozostał rozdarty między przeszłociš a przyszłociš, bo rak czasu wyrył w jego psychice zbyt głębokš wyrwę, aby dała się ona czymkolwiek zapełnić. Zrozumiałem to dopiero póniej, a wówczas, patrzšc z pełnš zachwytu wdzięcznociš na Ellona pomylałem jedynie, że ma większš od nas wszystkich inercyjnoć duszy, że po prostu trzeba mu nieco więcej zdrowego czasu na przywrócenie równowagi. Wiele spraw potoczyłoby się inaczej, gdybym w tym momencie okazał się bardziej przenikliwy!
Romero płonšł z niecierpliwoci, żeby sprawdzić, jak stabilizacja czasu odbiła się na zwariowanych mózgach pokładowych. W maszynach z Tarana i Węża działały jeszcze nie wszystkie obwody i dlatego ich poziom intelektualny nie wykraczał poza znajomoć tabliczki mnożenia. Nie były już szalone, ale nadal silnie ograniczone umysłowo. MUK Strzelca wyleczył się z natręctwa potrójnych odpowiedzi. Na pytanie o samopoczucie i o to, czy gotów jest przystšpić do pracy,
zameldował dziarsko: Było ich dwudziestu i każdy do kwadratu, przy czym pierwszy i szósty dodatkowo niedšgły w przedziale od zwiewnej koronki do czekolady z orzechami.
 To było do przewidzenia  powiedziałem do Romera.  W maszynach uległa zerwaniu wię przyczy-nowo-skutkowa, dlatego same nie zdołajš powrócić do poprzedniego stanu. Jednak po przywróceniu drożnoci obwodów będš jak nowe. Interesuje mnie bardziej MUK Koziorożca, którego uczył pan historii, kurujšc w ten sposób z utraty osobowoci...
 Na cóż więc pan czeka, drogi admirale? Podeszlimy do maszyny-wierszokletki.
 Czy możesz mi powiedzieć, co się z tobš działo? MUK znów mi odpowiedział słowem wišzanym:
Polowałem wród słów gęstwiny, Jedno słowo splatałem z drugim. To zajęcie niegodne maszyny Uprawiałem długo za długo!
 Widzę, że ci powraca samokrytycyzm. Gratuluję, MUK! A teraz jeszcze jedno pytanie: jak się czujesz?
Maszyna odpowiedziała tym razem dobrze nam znanym, niespiesznym barytonem:
 Dziękuję. Wszystkie obwody w porzšdku. Reakcje w normie. Mogę przystšpić do pracy.
Romero rozpłakał się jak dziecko. Tak wiele ostatnio widziałem łez, tak ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin