Nowy13.txt

(27 KB) Pobierz
Wieczorem wstšpił do mnie Romero.
Usiadł w fotelu, ustawił laseczkę między kolanami i zagapił się roztargnionym wzrokiem w ekran, na którym wcišż bezładnie kršżyły rozszalałe gwiazdy. Spostrzegłem nagle z bolesnym współczuciem to, na co dawniej jako nie zwróciłem uwagi: Romero zaczynał tracić formę, dziadział, jak dosadnie mawiali jego ulubieni starożytni. Wprawdzie nadal dbał o to, żeby w jego czarnej fryzurze i starannie pielęgnowanym zarocie nie pojawił się bodaj jeden siwy włosek, ale głębokich zmarszczek, które przeorały mu twarz nie dało się zamaskować. Widziałem, że jest załamany, że potrzebuje pociechy. Powiedziałem więc lekkim tonem:
 Przeżylimy niezwykle interesujšcš przygodę, nieprawdaż?
Patrzył na mnie długo wielkimi ciemnymi oczami, wpatrywał się tak intensywnie, że nagle przypomniałem sobie, jak kiedy w momencie irytacji Mary wykrzyknęła:
Paweł jest taki przystojny, wytworny i dobrze wychowany, ma tak piękne oczy, których może mu pozazdrocić każda kobieta, a ja musiałam zakochać się akurat w tobie, ty zwariowany brzydalu! Cóż to za niesprawiedliwoć losu!
 Admirale, pańskie zamiłowanie do paradoksów przekracza granice przyzwoitoci! wykrzyknšł wreszcie z oburzeniem.  Tragedię nazwać interesujšcš przygodš! To niesłychane...
 W porównaniu z losami Petriego i jego towarzyszy. ..
 Mówię w tej chwili o nas, o mnie i panu, Eli! Popisalimy się niewybaczalnš głupotš, mój przenikliwy admirale! Wlecielimy do jšdra jak ćmy do ogniska!... Ćmy w piekielnym gwiezdnym piecu, słabe owady w twardych palcach okrutnych wrogów!
 Dostał pan obsesji na punkcie ciem, Pawle?
 Prawie  odparł z goryczš.  Od momentu, gdy Ramirowie zniszczyli Węża, cišgle sobie powtarzam, że jestemy słabymi ćmami lecšcymi do ogniska. A wie pan. że tego samego słowa użył nasz pokładowy MUK?
 Był pan w laboratorium?
 Włanie stamtšd wracam. Zapytałem mózg pokładowy, co sšdzi o niecišgłoci czasu w tym dziwnym wiecie, nazywanym przez nas jšdrem Galaktyki. I w odpowiedzi usłyszałem... Jak pan sšdzi, co to mogło być?
 Pewnie jaka głupawa piosenka albo wierszyk.
 Włanie. Dziwny wierszyk. Proszę posłuchać.  I Romero wydeklamował:
Motylem jestem, ćmš tęczoskrzydłš. wiat mi się znudził, życie obrzydło... Jak długo można z kwiatka na kwiatek, Gdy róża kole, więdnie bławatek, Gdy drży osika z wielkiego strachu? Nie chcę nektaru! Pójdę do piachu...
 Dziwne w tych rymach wydaje mi się jedynie to-że MUK przestał się uważać za sentymentalnš dziewczynę z półwiatka i zaczšł przemawiać jak znudzony łatwymi podbojami prowincjonalny donżuan.
 Nie, mój uczony przyjacielu, dziwne jest co innego. W moim mózgu tkwiło uparcie słowo ćma, a MUK użył włanie tego wyrazu. Nic to panu nie mówi?
 Nic a nic.
 Wielka szkoda, admirale, że nigdy nie interesował się pan starożytnymi obyczajami, bo znajomoć historii bywa czasem niezmiernie użyteczna... Ale zostawmy te utyskiwania. Otóż moja uniwersytecka praca dyplomowa nosiła tytuł Folklor miejski pierwszej połowy dwudziestego wieku starej ery i cytowała wszystkie piosenki i wierszyki, którymi teraz operuje nasz zwariowany MUK.
 To rzeczywicie jest bardzo dziwne i interesujšce.
 Cieszę się, że to do pana dotarło. Atak Ramirów spowodował rozdwojenie jani naszej biednej maszyny.
 Rozdwojenie czasu. Pawle.
 Ma pan rację, rozdwojenie czasu. MUK przebywa równoczenie w dwóch epokach. Fizycznie, materialnie znajduje się tutaj, na pokładzie Koziorożca, natomiast psychicznie, jeli tego okrelenia można użyć w stosunku do maszyny, tkwi w przeszłoci. Wszyscy, jak pan wie, jestemy powišzani z mózgiem pokładowym naszym indywidualnym promieniowaniem, a zatem i moje biopole jest w nim zakodowane. MUK nieustannie odbierał wszystkie moje impulsy mózgowe, przyswajał sobie całš mojš wiedzę, moje wyobrażenia o przeszłoci, ale wszystkie te informacje były nieprzydatne do jego bieżšcej pracy. Teraz natomiast, gdy został wypchnięty w przeszłoć, operuje jedynie tymi wiadomociami, które dotyczš tego zamierzchłego okresu. Pytał pan czy MUK pana zna, ale w
przeszłoci, która stała się jego teraniejszociš, admirał Eli po prostu nie istniał. Szaleństwo mózgu pokładowego Koziorożca polega, powtarzam, na tym, że fizycznie jest on tu i teraz, za intelektualnie tam i wczeniej.
 A co z innymi maszynami mylšcymi, Pawle?
 Każdy wariuje na swój sposób, admirale. Odnosi się to nie tylko do ludzi, ale także do maszyn.
 Pańska hipoteza otwiera obiecujšce możliwoci uzdrowienia mózgów pokładowych  powiedziałem.
 Ja natomiast widzę innš możliwoć. Lękam się, że my wszyscy wkrótce tu powariujemy!  odparł z goryczš Romero.
Po czym przypomniał mi Oana i jego chory czas. Przepowiednia zdrajcy spełniła się co do joty: znalelimy się w chorym czasie. Wielkim błędem z naszej strony było to, że kršżšc wród wiatów, gdzie dysharmonia temporal-na jest zjawiskiem normalnym, obowišzujšcym powszechnie prawem, łudzilimy się, iż nas samych ta klęska nie dotknie. W dzikim chaosie jšdra niestabilnoć czasu gwarantuje, być może, fizycznš trwałoć gwiazd, ale też z pewnociš jest zabójcza dla naszych harmonijnych organizmów. Trwajšca niewiele dłużej niż mgnienie oka luka w teraz omal nie doprowadziła nas do zguby. Zachorowalimy, na razie o tym nie wiedzšc. Rozpad więzi czasowych dokonuje się teraz również i w nas.
 Ale maszyny mylšce już zwariowały, my natomiast jak dotšd zachowalimy trzewe głowy. Jeli oczywicie nie uznamy za przejaw szaleństwa pańskiej teorii o stopniowym rozpadzie naszego indywidualnego czasu...
 Funkcjonujemy na innej zasadzie niż intelekty mechaniczne  odparł Romero ignorujšc mojš złoliwoć.  Organizmy majš zapewne wewnętrzne stabiliza-
tory czasu, bo nie wštpię, że natura tworzšc życie zatroszczyła się o jego ochronę również przed takimi kataklizmami, jak zakłócenie rytmu temporalnego. Natura wie przecież najlepiej, na co jš stać... My za nie mielimy pojęcia, że trzeba MUK zaopatrzyć w stabilizator czasu i dlatego maszyny mylšce sš słabsze od naszych mózgów przynajmniej pod tym względem. Ale naszej odpornoci też nie wolno przeceniać! Zakłócenia synchronicznoci nawarstwiajš się w komórkach i kiedy pokonajš próg wytrzymałoci stabilizatora biologicznego, my też stracimy rozsšdek.
 Postaramy się uciec z zagrożonego obszaru zanim do tego dojdzie. Pawle, mam propozycję. Jeli zależy panu na sprawdzeniu słusznoci hipotezy o rozszczepieniu indywidualnych czasów, proszę zajšć się wraz z Ellonem i Irenš uruchomieniem naszych mózgów pokładowych.
 Żartuje pan, admirale? wykrzyknšł zdumiony Romero.  Omielę się zauważyć, że remont przyrzšdów to domena inżynierów, a ja jestem z wykształcenia historykiem!
 O to włanie chodzi! Włanie historyk jest do tego niezbędny! Jeli MUK znajduje się intelektualnie w przeszłoci, to jedynie historyk może go przywrócić czasom obecnym. Proszę sobie wyobrazić człowieka, który zasnšł szećset lat temu i niedawno się obudził. Co by pan z nim zrobił? Posadził w ławce i zmusił do nauczenia się, poznania wydarzeń i faktów, które zaszły podczas jego snu. Po zakończeniu nauki nasz pioch znajdzie się w swoim nowym czasie, prawda? Trzeba zatem postšpić tak samo ze zwier-szokleciaiym mózgiem! Mam nadzieję, że pana, jako miłonika poezji, takie okrelenie nie nazbyt szokuje...
 Już dawno pogodziłem się z faktem, że ludzie nie zawsze najstaranniej dobierajš wyrażenia. Pozwolę so
bie jednak przypomnieć panu, admirale, że zwierszokle ciał tylko jeden MUK, a pozostałe zachorowały na co innego. Czy je również będziemy leczyć lekcjami historii?
 Zaaplikujemy im lekcje logiki. Przyczyna poprzedza skutek, oto zasada, na której zbudowano nasze maszy ny. Luka czasowa naruszyła logikę obliczeń. Znamy istotę schorzenia i chyba potrafimy zwalczyć szaleństwo logiczne. jeli pan poradzi sobie z szaleństwem historycznym.
Mylałem, że już go przekonałem, gdy nagle Romero uniósł tragicznym gestem laseczkę i wykrzyknšł z patosem:
 Po cóż te wszystkie remonty, kuracje i naprawy?... Trafilimy do piekła, z którego nie ma ucieczki. Gdzie się znajdujemy? W jšdrze Galaktyki? Nic podobnego! Nie ma żadnego jšdra, bo co zwartego może istnieć tylko w spójnym czasie, a takiego akurat czasu tu nie ma! Jestemy nigdzie, gdyż znajdujemy się wszędzie jednoczenie!... To się nie mieci w głowie! Oszaleję, jeli mi kto tego nie wytłumaczy... Już oszalałem!...
Złapał się rękami za głowę i wydawało się, że lada chwila zacznie rwać włosy, wrzeszczeć, toczyć pianę z ust. Jeszcze nie oszalał, ale już dostał ciężkiego ataku histerii. Wpadłem we wciekłoć. Zacisnšłem pięci i już gotów byłem go uderzyć, gdy nagle popatrzył na mnie uważnie, opucił wolno ręce i zapytał:
 Chce mnie pan zbić, admirale? Proszę bardzo, nie będę się bronił. Dawniej ludzi bijano i czasem to pomagało.
Tylko te słowa, którym towarzyszył niepewny umiech, uratowały go przed policzkiem. Opadłem na fotel i położyłem ręce na kolanach, żeby uspokoić rozdygotane dłonie. Rozumiałem teraz, co czuli kapitanowie stat-
ków, kiedy zatoga odmawiała wyKonania ich rozkazów. Histeria w obliczu powtarzajšcych się katastrof nie była przecież lepsza od buntu na zagubionym w oceanie żaglowcu.
 Pawle, apeluję do pańskiego rozsšdku, do pańskiego wspaniałego rozumu! Poczuł się pan dotknięty, że tragedię nazwałem interesujšcš przygodš? Ale czyż mówišc o przygodzie nie mamy zarazem na myli jej szczęliwego zakończenia? I czyż dzi nie jestemy pod pewnym względem najszczęliwszymi z ludzi?
 My mamy być najszczęliwszymi z ludzi?  zapytał głucho Romero.  Mówiłem już panu, admirale, że pańskie paradoksy mnie nużš...
Przypomniałem mu jednak, że Oleg od dzieciństwa marzył o wyprawie do jšdra Galaktyki, najbardziej tajemniczego i niedostępnego miejsca w całym Wszechwiecie i że to on włanie jako pierwszy z galaktycznych kapitanów doprowadzi...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin