Nowy6.txt

(22 KB) Pobierz

Pojedynek na miecze


- Czy w waszym domu nie ma zwierciadeł? Czyżby starożytna wiedza o demonach mówiła prawdę? - Usiłowałam ponownie zapleć warkocze, a po omacku było to bardzo trudne.
Usłyszałam za sobš miech, a póniej nad mojš głowš przemknęło i ustawiło się w najdogodniejszym położeniu prawdziwe zwierciadło. Zwierciadło z błyszczšcego metalu, które raczej powinno odbijać ciosy w walce niż pomagać przy porannej toalecie. Moje odbicie w tarczy Herrela wydało mi się blade i jakie dziwne, ale zdołałam doprowadzić włosy do porzšdku. Zgubiłam połowę szpilek i kok był luniejszy, niż tego pragnęłam.
- Wybrała sobie bardzo skromne mieszkanie, Gillan, chyba że chcesz ujrzeć je tak, jak widzš je twoje towarzyszki... - W głosie Herrela wyczułam pytajšcš nutę.
- Wolę rzeczy takimi, jakimi sš naprawdę - odparłam szybko. - Zawsze chciałam z jasnym umysłem stawiać czoło przeciwnociom. Herrelu, czego musimy się obawiać?
- Przede wszystkim zdemaskowania. - Jedziec Zwie-rzołak zawiesił na ramieniu pendant z mieczem, wysadzany takimi samymi mlecznobiałymi kamieniami jak klamra jego pasa. Teraz za trzymał w dłoniach srebrny hełm, albo wykuty z metalu podobnego do srebra. Henn ów był zwieńczony nie pióropuszem, jak u wielmożów z Krainy Dolin, lecz niezwykle pięknš, misternie wykonanš figurkš górskiego kota prężšcego się do skoku.


Powinnimy obawiać się zdemaskowania, powiedział. I to głównie ja będę nieć to brzemię. Herrel musiał dojrzeć strach na mojej twarzy, gdyż podszedł do mnie szybko i rzekł:
- Mylę, że dzisiaj nie musimy niczego się obawiać, ponieważ po nocnym niepowodzeniu będš ostrożniej si. Jeli jednak znów wyczujesz co dziwnego, zaraz mi o tym powiedz. I jeszcze jedno - w cieniu hełmu jego oczy zalniły takim samym zimnym blaskiem jak klejnoty osadzone w oczodołach srebrnej figurki - może le wybrała, Gillan. Nie mogę dorównać w rzucaniu czarów ani Halse''owi, ani pozostałym. Lecz gdybym dowiedział się, kto nas tak atakuje, mógłbym wyzwać go na pojedynek. Nikt nie zdoła mi tego zabronić. Tylko potrzebny mi jest niepodważalny dowód winy. Nie mogę przecież otoczyć cię murem...
- Może mam innš tarczę... - Zapomniałam o niej.
Była to wštła nić, lecz tonšcy brzytwy się chwyta. Odsunęłam na bok leżšcy na łożu płaszcz Herrela. Pod nim znajdowała się torba z lekarstwami, którš zabrałam z Nors-tead. Nie wiedziałam wówczas, czemu tak mi na niej zależało, ale może teraz powinnam się z tego cieszyć.
Były w niej głównie lecznicze maci i balsamy, lecz w ostatniej kieszonce ukryłam mały amulet, który zrobiłam na próbę i którego nigdy nie pokazałam Damie Alousan, żeby nie zganiła mnie za wiarę w zabobony, niegodnš mieszkanki więtego miejsca.
Zaszyłam w maleńkiej torebce dzięgiel, suszone kwiaty purpurowej malwy, jeden lub dwa listki bluszczu oraz jagody jarzębiny i wyhaftowałam na niej pewne runy. Wiedzę o nich zaczerpnęłam z ksišg, lecz nikt nigdy nie połšczył ich w taki sposób. Do amuletu przyszyty był sznurek, więc zawiesiłam go na szyi, ukrywszy pod wysokim kołnierzem tabardu. Dama Alousan przyznała kiedy, że dawna wiedza zawiera prawdziwe wiadomoci, co potwierdziły jej własne dowiadczenia. Przepisy te wywodziły się z tradycji starszej niż oficjalna religia High Hallacku, obcej czcicielom Odwiecznego Płomienia.
Amulet wydał mi się ciepły, prawie biło od niego goršco.


Odwróciłam się do Herrela. Podniósł rękę, jakby chciał mnie odepchnšć.
- Co to takiego? - zapytał ostro.
- Zioła, licie i polne jagody. Nakrelił rękš jakie znaki w powietrzu, po czym krzyknšł głono i włożył do ust palce, liżšc je jak czym poparzony.
- Tak, to dobry amulet - powiedział z umiechem. - Możliwe, że nie będš się czego takiego spodziewać. Albo, jeli go znajdš, uznajš za naturalne zabezpieczenie. Nie wiem, jak będzie cię chronił przed czarami. Miejmy nadzieję, że nie zostanie poddany takiej próbie.
Wyjechalimy z siedziby Jedców Zwierzołaków i tym razem spostrzegłam więcej jucznych koni; widocznie nie mielimy już tam wracać. Kierowalimy się do bramy, za którš znajdowała się ich tajemnicza ojczyzna. Jechalimy wolniej niż poprzednio, lecz tak jak wczoraj przemierzalimy okolice niegocinne i wrogie ludziom, a niewykluczone, że i Jedcom. A może to była tylko aura wyczarowanych przez nich zabezpieczeń, które miały odstraszać niepożšdanych przybyszów?
Teren pišł się coraz wyżej i wyżej. Tego dnia nie było niegu, ale zacinał zimny wiatr. Ucieszylimy się, gdy nie oznakowany trakt, którym jechalimy, jšł wić się przez las chronišcy nas przed najsilniejszymi podmuchami.
Herrel galopował na prawo ode mnie, lecz dzi był mało rozmowny. Co jaki czas unosił wysoko głowę, rozdymajšc nozdrza, jakby chciał zwęszyć niebezpieczeństwo. Rozejrzawszy się ostrożnie dookoła, spostrzegłam, że inni Jedcy zachowywali się tak samo, tylko ich żony pogršżone były w głębokim transie. Herrel nosił na hełmie figurkę górskiego kota, towarzyszšcy Kildas mężczyzna - jakiego ptaka (może orła) z rozpostartymi lekko skrzydłami, jakby miał zaraz poderwać się do lotu, a szyszak jadšcego za nim wojownika zdobiła podobizna niedwiedzia, brunatnego mieszkańca lasów o złoliwym usposobieniu, tak przebiegłego i chytrego, że myliwi obawiali się go chyba najbardziej ze wszystkich drapieżników.
Jedziec w niedwiedzim hełmie odwrócił głowę. To był


Halse. Niedwied, górski kot, orzeł... W sposób nie rzucajšcy się w oczy starałam się zidentyfikować inne figurki. Zauważyłam szarżujšcego dzika z pochylonym nisko łbem... wilka... Zmiennokształtni, czarownicy... Czy kiedy tego zapragnęli, stawali się zwierzętami i ptakami? A może to, co zobaczyłam ostatniej nocy, było tylko częciš czaru, który miał napełnić mnie wstrętem do Herrela?
Nie czułam wstrętu, tylko niejasny lęk, który zawsze towarzyszy spotkaniu z Nieznanym. Dlaczego Jedcy Zwierzołacy okazali się tak groni na wojnie? Czy walczyli mieczami i łukami tak jak żołnierze z Krainy Dolin, czy też jako zwierzęta o ludzkich umysłach, skradajšc się, atakujšc i rozszarpujšc wroga w zwierzęcej lub ptasiej postaci? Jeszcze przed końcem dnia miałam poznać odpowied na to pytanie.
Nie podróżowalimy tak szybko jak po weselnej uczcie, lecz bez wštpienia przebylimy sporš odległoć. Kiedy blade słońce stanęło w zenicie, zatrzymalimy się na niewielkiej polance, aby się posilić. Pomylałam, że nasz szlak bardziej niż dotychczas skręca na wschód. Najpierw zauważyłam, że Herrel był czym zaniepokojony i coraz częciej badał wiatr. Inni Jedcy również niespokojnie kršżyli dookoła, zachowujšc się niemal jak zwierzęta wyczuwajšce z daleka niebezpieczeństwo.
Bezżenni wojownicy skupili się wokół Hyrona przy uwišzanych do palików koniach, po czym trzech z nich odjechało. Żadna z dziewczšt nic nie zauważyła, więc i ja musiałam udawać obojętnš. Ale kiedy Herrel przyniósł mi czarę wina o barwie bursztynu, odważyłam się zapytać szeptem:
- Czy co jest nie w porzšdku? Nie ukrywał nic przede mnš.
- Ze wschodu grozi nam niebezpieczeństwo. Ludzie...
- Z High Hallacku? - Nie mogłam uwierzyć, że mieszkańcy Krainy Dolin okazali się tak wiarołomni, gdyż nawet Wielkim Suzerenom niełatwo było wyłamać się spod wpływu kodeksu honorowego.
- Nie wiemy. To mogš być Alizończycy...
- Przecież z Alizończykami koniec! Już ich tu nie ma... - Nie zdołałam od razu opanować zaskoczenia.


- Wprawdzie Alizończycy zostali pokonani, lecz niektórzy mogli uciec. Utracili wszystkie statki i nie mogš wrócić do ojczyzny. Taka banda desperatów mogłaby ukryć się na pustkowiu, przejšć miejscowe sposoby walki i obrócić je przeciw zwycięzcom, dokonujšc błyskawicznych napadów. Ogary z Alizonu to nie słabeusze, którzy rzucš broń i poproszš o pokój tylko dlatego, że przegrywajš wojnę.
- Ale tak daleko na północy...
- Który z ich długich statków mógł przemknšć wzdłuż wybrzeża i zabrać niedobitków z portów, które wpadły w nasze ręce. Potem mogli wyruszyć na północ, ponieważ wiedzš, iż żołnierze High Hallacku nie patrolujš tych okolic, pozostawiajšc nam Wielkie Pustkowie...
- Muszš przecież wiedzieć...
- Że mieszkajš tutaj Jedcy Zwierzołacy? - Herrel odsłonił zęby w krzywym umiechu. Czy jaki cień przemknšł przez jego twarz? - Nie lekceważ Ogarów z Alizonu, Gillan - cišgnšł. - Panowie z High Hallacku bardzo długo z nimi wojowali. Ale nie wszyscy ludzie sš tacy sami. Och, majš dwie nogi, dwie ręce, głowę, ciało, serce i umysł - lecz mogš bardzo różnić się tym, co kryje się w ich duszy. Niektórzy mieszkańcy wybrzeża Krainy Dolin przed laty złożyli broń i schylili karki pod jarzmo Alizonu. Wielu z nich schwytano i cięto po rozprawie z najedcami. Może jednak nie wyłapano wszystkich zdrajców? Czy nie wiesz, że po zawarciu z nami umowy wiele o niej mówiono w ostatnich latach w całym High Hallacku? Czyż banda zdesperowanych niedobitków nie mogłaby ugodzić nas celniej, niż atakujšc włanie teraz i zabijajšc kogo się da? Może chcieli, żebymy uwierzyli w wiarołomstwo mieszkańców High Hallacku i wrócili, by mszczšc się pustoszyć Krainę Dolin?
- Wierzysz w to?
- Nie można bez zastanowienia tego odrzucić.
- Ale żeby zaatakować Jedców Zwierzołaków... - Tak głęboko wpojono mi wierzenia i obiegowe opinie ludzi z Krainy Dolin, że podobnie jak oni uważałam Jedców za niezwyciężonych wojów i byłam przekonana, iż dobrowolnie nie porwałby się na nich żaden normalny człowiek.


- Gillan - Herrel umiechał się lekko. - Zbyt wysoko nas cenisz! To prawda, że władamy mocami, których nie znajš inne rasy. Lecz jak wszyscy krwawimy z zadanej mieczem rany i umieramy, gdy miertelnie ugodzi nas wrogi brzeszczot. A jest nas obecnie tylu, ilu tu widzisz. W dodatku nie możemy zboczyć z drogi, gdyż nie dotarlibymy na czas do bramy, za którš leży nasza ojczyzna, i musielibymy pozostać wygnańcami.
Tak oto ponownie wzięłam udział w wycigu z czasem. Nie potrafiłam jednak przystać na zdan...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin