Nowy9.txt

(23 KB) Pobierz

Rozdział 9



Nevan pozostał w zdobytej bazie Krygolitów przez szereg dni, pomagajšc stworzyć strategię umocnienia panowania w delcie, zanim otrzymał rozkaz powrotu do Bazy Atilla i pewnš iloć oklasków.
W czasie powrotnej podróży spotkał się z Lalelelang w kabinie pilota. Nagrywała czynnoci wykonywane przez załogę wehikułu, która składała się z Massudów i samotnego Hivistahma. Przez pancerne okna z przezroczystego metalu widać było bagniste wysepki i otwarty, tropikalny ocean, szybko przesuwajšcy się pod prowizorycznie naprawionym pojazdem.
Oparta o tylnš cianę pojazdu siedziała w typowej dla Waisa pozie z podkulonymi pod tułów nogami. Nikomu nie przeszkadzała i nie przycišgała niczyjej uwagi. Chciał usišć na stojšcym obok fotelu, ale zmienił zamiar i siadł koło niej na podłodze. Ziemiański porucznik wszedł do kabiny, porozmawiał z jednym z Massudów obsługujšcych aparaturę i włanie odwracał się do wyjcia, gdy spostrzegł pułkownika wycišgniętego na pokładzie, z plecami wygodnie wspartymi o cianę. Młody oficer zaczai co mówić, ale zreflektował się i wyszedł bez komentarza.
- No i co, znalazła to, po co tu przyleciała?
Duża głowa zakończona dziobem, lekko obróciła się na długiej, giętkiej szyi, by przyjrzeć mu się zbyt wielkimi, obcymi, błękitnymi oczami. Ciasne zakrętasy z opalizujšcego złota i purpurowego blasku obramowywały każde z nich. Waisowie zawsze byli wiadomi swojej prezencji, nawet w nienaturalnych warunkach.
Rzęsy Lalelelang zatrzepotały:
- Wszystko to i jeszcze więcej niż mogłam zamarzyć, pułkowniku Straat-ien.
97
- Mylę, że powinnimy wreszcie skończyć z tymi wojskowymi terminami. Mów mi po prostu Nevan.
- Doskonale. A ty możesz się do mnie zwracać poufałš fonema-tycznš sylabš.
- Spróbuję zapamiętać, cokolwiek to oznacza. Gotowa do następnej bitwy?
- Muszę zadecydować. - Schyliła głowę, żeby sprawdzić mały rejestrator, którego Nevan nigdy jeszcze nie widział poza wypustkami jej skrzydła. Waisowi łatwiej było przybliżyć oczy do obiektu badań, niż unieć go do obejrzenia. - Zebrałam tak dużo materiału w cišgu kilku ostatnich dni, że zastanawiam się, czy nie wrócić do domu, żeby zbadać to, co tu zdobyłam.
Natrętny niepokój, który sierżant Conner zasiał w umyle Ne-vana, jak uporczywe swędzenie, rozbłysnšł trochę janiej. To było oczywicie niemożliwe. Nie było szans, żeby mogła domylić się prawdy z samego patrzenia, jak Conner pracuje nad Massudami. Przy dokładnym badaniu ta scena, jeli skupi na niej uwagę, może wydać się jej dziwna, ale nie będzie przecież, na tej podstawie, podejrzewać Ziemianina o jakie nadzwyczajne zdolnoci umysłowe. Przypadek nie był klarowny, nic, co mogłoby odkryć tajemnicę.
A jednak Conner upierał się, że co wyczuł. Wpatrywała się w niego. Czy to co oznaczało poza tym, że sierżant był przewrażliwiony? Nevan nie był paranoikiem w tym samym stopniu, co wielu członków Kadry.
Tylko w mniejszym stopniu.
Czy w ogóle cokolwiek podejrzewała? Jeli tak, to bioršc pod uwagę skłonnoć Waisów do zachowania dyskrecji, czy będzie w stanie to wykryć za pomocš swoich sprytnych i dokładnie przemylanych pytań?
- Chyba rzeczywicie interesuje cię jak współżyjemy z innymi reprezentantami Gromady. Na przykład z Massudami.
- Szczególnie z Massudami, ponieważ sš oni jedynš pozostałš, inteligentnš rasš Gromady, której udało się przytłumić normalne zachowania cywilizowanego gatunku w dostatecznym stopniu, by móc władać broniš.
- Doszła już do jakich wniosków? - Umiechnšł się zachęcajšco. - Wysunęła jakie hipotezy?
Nie od razu odpowiedziała. Czyżby co było w jego głosie? Musi pamiętać, że ona jest ekspertem w sprawach ludzkiego języka i za-
98
chowań. No i będzie musiał kršżyć koło tej sprawy tak delikatnie, jakby obchodził się ze mierdzšcym jajkiem.
- Nawet nie zaczęłam prowadzić badań, a co dopiero mówić o wycišganiu wniosków. Jeszcze się nie uspokoił.
- Ale z pewnociš sš jakie sprawy, które wydajš ci się bardziej interesujšce, niż pozostałe? Jakie obserwacje, czy odkrycia, które szczególnie cię zaintrygowały?
- Zawsze co się znajdzie. - Był trochę spięty i miał nadzieję, że tego nie widać. - Na przykład to, że siedzisz koło mnie. Odprężył się.
- Co masz na myli?
- To wskazuje na stopień grzecznoci i uprzejmoci, który nie jest zwykle przypisywany twojemu gatunkowi. Zdajšc sobie sprawę z tego, jak wasz wzrost oniemiela wszystkich, prócz Massu-dów i Chirinaldów, z własnej woli zdecydowałe się zredukować swojš wrodzonš fizycznš przewagę, siadajšc na podłodze. Może mylałe, że tego nie zauważę?
- Tak naprawdę, to nawet o tym nie pomylałem. Po prostu jeste pod mojš opiekš i moim obowišzkiem jest zrobić wszystko, by się jak najlepiej czuła, gdy tu jeste.
- Naprawdę? Szkoda. Wolałabym przypisać twoje czyny wyższym motywom. Zmienię odpowiednio swoje notatki.
Poczuł się jakby włanie zaoferowano mu możliwoć podwojenia pieniędzy, a on zdecydował się wyrzucić je w błoto na szczególnie głupi zakład.
- Co jeszcze? - zapytał z mniejszym, niż poprzednio zainteresowaniem. - A co sšdzisz na temat naszego współdziałania z Mas-sudami?
- Wasze stosunki sš lepsze, niż oczekiwałam. - Pomylał, że trochę się wykręca, ale z Waisem nigdy nic nie wiadomo.
- I to wszystko? - Mazvwecki pocisk eksplodował gdzie w pobliżu, wstrzšsajšc szybko lecšcym wehikułem. Przypadkowe uderzenie z odległych pozycji wroga, oddane bardziej na hit szczęcia, niż z mylš o wyrzšdzeniu prawdziwej szkody.
- Jest niezaprzeczalnym faktem, że Massudzi walczš z większš determinacjš, gdy idš do boju u boku odpowiednich sił ziemiańskich.
- To nic nowego. Jak mylisz, dlaczego tak jest?
- Choć jest to fenomen, który był gruntownie badany, nikt jeszcze nie przedstawił pełnego i zadowalajšcego wyjanienia, nawet sami
99
Massudzi. Chyba ma to co wspólnego z umiejętnociš Ziemian do całkowitego zapominania o cywilizacji i powracania do prymitywnych, krwiożerczych instynktów. - Zauważył, że w jej głosie nie było nawet cienia oskarżenia, czy dezaprobaty. Jej stosunek do sprawy był czysto naukowy. Po prostu relacjonowała suche fakty. Bez dalszej zachęty dodała:
- W czasie niedawnego konfliktu było jedno wydarzenie, które pozostało w mojej pamięci.
Zdrętwiał, gdy dokładnie opisywała spotkanie Connera z wycofujšcym się oddziałem Massudów.
- W tamtej chwili ci massudzcy żołnierze wydawali się całkiem zdecydowani unikać dalszej walki. A jednak jednemu z twoich ludzi udało się za pomocš zaledwie kilku słów przekonać ich, by powrócili do boju.
- Masz to oczywicie nagrane?
- Naturalnie. - Jej rzęsy zadrgały, a długa, opierzona szyja wygięła się wymownie. - Niewiele jest rzeczy, które chciałabym mieć nagrane, a nie mam. Nie chciałabym wydać się zarozumiała, ale nie wstydzę się powiedzieć, że jestem profesjonalistkš.
Straat-ien udał obojętnoć.
- Tego typu rzeczy cišgle się zdarzajš. Massudzi często potrzebujš nieco moralnego wsparcia, by pomóc im przezwyciężyć ich naturalnš "cywilizowanš" powcišgliwoć. To jedna z wachlarza usług, które my, Ziemianie wiadczymy.
- Wcale w to nie wštpię. Tylko że nie miałam wczeniej okazji być wiadkiem czego takiego. Uznałam to za szczególnie ciekawy przypadek wród wielu innych. To bolenie mi uwiadamia ile się jeszcze muszę nauczyć. - Mrugnęła do niego. - Rozwodziłe się nad tym wypadkiem. Czy też uważasz, że jest w jakikolwiek sposób nietypowy?
- Nie - odpowiedział, może trochę zbyt szybko. - Po prostu miałem okazję pogadać z oficerem, o którym mówiła, sierżantem Con-nerem i w trakcie ogólnej rozmowy wspomniał mi o tym. Nie z powodu spotkania z Massudami, ale dlatego, że zauważył, że nagrywała to z boku.
- Mam nadzieję, że moja obecnoć nie wpłynęła niekorzystnie na jego zachowanie w tym szczególnym momencie?
- Oczywicie, że nie. Ale zdajesz sobie chyba sprawę z tego, że twoja obecnoć w takich sytuacjach jest bezprecedensowa. Musisz się liczyć z tym, że zostaniesz zauważona.
100
- Rozumiem. - W jej głosie było słychać ulgę. - Jako badacz, zawsze zdaję sobie sprawę z tego, że moja obecnoć może wywrzeć jaki wpływ i przez to zmienić sytuację, którš włanie próbuję przestudiować.
- Czy słychać odgłos padajšcego w lesie drzewa, jeli nie ma nikogo, kto by to słyszał? - wymamrotał.
- Słucham?
- Nie, nic. Mówiłem do siebie. A więc twoja praca posuwa się do przodu?
- Szybciej, niż mylałam. Cišgle jestem zmęczona.
- Zupełnie tego nie widać.
- Pochlebiasz mi. To jest co bardzo miłego w zachowaniu Ziemian, nawet dla was samych. Mimo to doceniam twoje zainteresowanie. - Wydała z siebie długi, wibrujšcy gwizd, zakończony opadajšcym pasażem. - Jestem pewna, że gdy już wrócę do domu, będę potrzebować co najmniej kilku miesięcy odpoczynku, zanim nawet zacznę myleć o zajęciu się górš materiałów, które zdobyłam. Już samo dopilnowanie, żeby wszystko zostało prawidłowo przekopiowane i zmagazynowane, będzie ciężkš pracš.
- Tak - zamruczał Nevan z roztargnieniem - byłaby wielka szkoda, gdyby częć z tego została utracona.
Podpierajšc się cianš podniósł się i stał, górujšc nad niš. Pomimo swojego przygotowania zadygotała z powodu bliskoci jego masy. A przecież Straat-ien był jednym z najniższych Ziemian na pokładzie pojazdu.
- Tak więc będziesz miała mnóstwo roboty, gdy już wrócisz do głównej bazy.
- Bez wštpienia. Nagrywałam i obserwowałam. Teraz przychodzi pora na systematyzowanie. Jeli się da, chciałabym też uzyskać więcej materiałów na temat stosunków Ziemian z innymi niż Mas-sudzi rasami Gromady.
Przechylił głowę.
- Jeli będziesz czego potrzebować, nie wahaj się i pro.
- Jestem pewna, że zdšżyłe już zauważyć, że jeli chodzi o mojš pracę to nie jestem powcišgliwa. - Jej rzęsy znów zatrzepotały.
- Jeste bardzo szczera - przyznał.
- Wiem. Wród moich ziomków zostałabym poddana ostrej krytyce.
Wyczuwajšc, że z jego powodu staje się coraz bardziej nerwowa, zrezygnowa...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin