Merry Gentry 07 roz_17.pdf

(189 KB) Pobierz
Microsoft Word - Merry Gentry 07 rozdzial 17 _2_
Rozdział 17
Doyle leżał na plecach, na kocu z płatków, cała głębia jego czarnej skóry przy delikatnie
pastelowym kolorze kwiatów. Pomyślałam sobie, że wygląda jak diabeł, który wślizgnął się do
jakiegoś wiosennego nieba, ale to był mój diabeł i był wszystkim, czego pragnęłam w tej chwili.
Były takie noce z nim i z Mrozem, kiedy chciałam, żeby obaj dotykali mnie w tym samym
czasie, ale dzisiejszej nocy pragnęłam skoncentrować się tylko na Doyle’u. Nie zwracałam uwagi
na widownię, ale równocześnie nie chciałam być rozproszona.
Pozwolił mi wczołgać się na swoje ciało, aż ułożyłam ręce i dłonie z powrotem tam,
gdzie chciałam, żeby były. Zgodził się z moim rozumowaniem i w końcu mogłam skosztować
go w swoich ustach. Znów bawiłam się tą luźną skórą i znów jej smakowałam, aż stał się długi
i twardy, wystawiony na dotyk moich rąk, moich warg, moich ust, a nawet, delikatnie, moich
zębów. Używałam mniejszego nacisku, żeby nie było to ugryzienie, ponieważ trzeba być
ostrożnym, żeby nie podrapać, czy nie dodać bólu do przyjemności. Dzisiejszej nocy dla mojej
Ciemności nie chciałam żadnego bólu. Pragnęłam dla niego i dla siebie tylko przyjemności.
- Ale to nie będzie przyjemne dla ciebie – zaprotestował.
- Mogę to zmienić – wtrącił się Sholto.
Wszyscy spojrzeliśmy na niego. Uśmiechnął się i wskazał na tatuaż na swoim ciele.
- Jeżeli pozwolicie, mogę odwzajemnić uwagę, jaką poświęcasz naszemu Kapitanowi,
tak, żeby dla ciebie było to równie przyjemne.
Wydawało się to być w innym życiu, kiedy Sholto i ja spotkaliśmy się w Los Angeles.
Musiał udowodnić mi, że jego dodatkowe części mają więcej zastosowań, niż te oczywiste.
- Chodzi ci o te małe macki z przyssawkami?
- Tak – odrzekł, a jego spojrzenie było uważne. To nie była tylko błaha propozycja.
Chciał dowiedzieć się, co naprawdę czuję w stosunku do jego dodatkowych części i nie
marnował czasu, żeby się o tym przekonać. Mieliśmy seks, kiedy był bardzo poważnie ranny
i nie wykorzystywaliśmy jego dodatków.
Wpatrywałam się w jego twarz, a potem spojrzałam na Doyle’a. Obserwował mnie
cierpliwie, prawie pasywnie w swoim oczekiwaniu. W tej chwili czekałby tak długo, jak tylko
bym zechciała. Wieki służenia królowej przyzwyczaiły nawet tych mężczyzn, którzy byli
bardziej dominujący, do wypełniania rozkazów zarówno w łóżku jak i poza nim. Doyle był
bardzo dominującym kochankiem, ale kiedy przychodziło do podejmowania wyborów, czy
decydowaniu o preferencjach, był jak większość strażników królowej- czekał na moje
przywództwo. To ode mnie zależało, czym będzie wypełniona ta chwila, dobrem, słabością,
urażonymi uczuciami, czy po prostu przyjemnością.
Powiedziałam jedyną rzecz, która przychodzi mi do głowy, kiedy mężczyzna proponuje
seks oralny.
- Tak – powiedziałam i wyciągnęłam do niego swoją rękę.
Uśmiechnął się do mnie tym uśmiechem, o którym od niedawna wiedziałam, że jest
charakterystyczny dla niego, uśmiechem, który sprawiał, że cała jego uroda stawała się bardziej
ludzka, trochę bardziej wrażliwa. Ceniłam ten uśmiech, był on wart „tak”. Odsunęłam swoje
małe wątpliwości i obserwowałam, jak jego ciało zmienia się z egzotycznego tatuażu
w prawdziwy wizerunek. Nie wiedziałam, czy to magia dzikiej sfory, czy to z powodu tego, że
ostatniej nocy wykorzystywał te dodatkowe części do pocieszenia mnie, ale teraz już nie
widziałam go w całej jego wspaniałości inaczej, niż tylko jako piękno.
Macki były białe jak światło księżyca, tak jak reszta jego ciała, najgrubsze były w miejscu,
gdzie pierś przechodziła w brzuch. Były tak grube jak dobrych rozmiarów pyton, ale białe, z
marmurowym złotem na skórze. Wiedziałam od mojego wychowawcy, nocnego myśliwca,
Bhátara, że te służyły do podnoszenia ciężkich rzeczy. To nimi nocni myśliwce mogli podnieść
cię i odsunąć. Pod nimi był rząd dłuższych, cieńszych macek, odpowiedniki palców, ale sto razy
bardziej giętkich i delikatnych. Jeszcze niżej, tuż nad pępkiem, były frędzelki krótszych macek
z ciemniejszymi końcówkami. Wiedziałam, że te były drugim organem seksualnym, podobnie
jak piersi, choć nie miały odpowiednika w ciałach ludzkich mężczyzn. Gdybym była kobietą-
nocnym myśliwcem, miałyby one specjalne zastosowanie, ale jak udowodnił mi Sholto podczas
naszego krótkiego spotkania w Los Angeles, dla mnie te macki też mogły być bardzo użyteczne.
O cale poniżej tego wszystkiego, było coś prostego i grubego, tak uroczego, że rzadko który
mężczyzna na dworze mógł poszczycić się podobnym. Bez tych dodatków pomiędzy, Sholto
byłby mile widziany w każdym łóżku.
Kiedyś byłam przerażona na myśl, że mogłabym zostać objęta tymi wszystkimi jego
dodatkami, ale kiedy klęknął obok mnie i sięgnął po mnie, wszystko o czym mogłam myśleć to
to, jak wiele korzyści można odnieść z tak wielu dodatkowych części ciała. Czy to była magia
faerie? Czy to była ta magia, która zrobiła ze mnie jego królową tak, że kiedy sięgnęłam po
niego, mogłam myśleć tylko o przyjemności? Jeżeli to była magia, to była to dobra magia.
Wziął mnie w swoje ramiona, otulił mnie swoim ciałem, tak że to wszystko dotknęło
mnie, ale nie próbował obejmować mnie tym wszystkim. Po prostu leżał przy moim ciele,
przytulając mnie swoimi mocnymi ramionami i całując mnie. Pocałował mnie delikatnie, ale
mocno, ale część jego ciała odchyliła się jakby z napięcia. Pomyślałam że rozumiem, czekał, czy
odrzucę jego dotyk. Zamiast tego poruszyłam się przy tym pocałunku, oparłam się o jego
dodatki, jedną ręką zaczęłam pieścić jedną z tych grubych muskularnych macek. Przycisnął się
mocniej do mnie, odpowiadając na moją pasję i brak strachu. Przy większości mężczyzn byłam
świadoma ich erekcji przyciśniętej do przodu mojego ciała, mogłam drżeć od obietnicy, jaką to
dawało, ale tutaj, z Sholto, było tak wiele odczuć, jakby moje ciało nie mogło zdecydować się i
wybrać. Grubsze części owinęły się dookoła mnie jak dodatkowe ramiona. Cieńsze pieściły i
łaskotały moją skórę, a najniższe znalazły drogę pomiędzy naszymi ciałami, pomiędzy moimi
nogami i poczułam jak „palce” szukają tego najintymniejszego miejsca. Jeden z długich,
rozciągających się palców odnalazł to miejsce i udowodnił mi po raz kolejny, że przyssawki,
które mają na końcach, były jak malutkie usta, wydawały się zaprojektowane po to, żeby
dostosowywać się do kobiecego ciała, więc były jak idealny klucz, pasujący, żeby otworzyć moje
ciało. Wrażenia zaczęły narastać prawie natychmiast.
Poczułam pomruk energii dochodzący od Sholto, zanim otworzyłam oczy i zobaczyłam,
że jego skóra lśni od mocy. Biel jego skóry była jak światło księżyca, ale macki miały inne
kolory. Większe ramiona miały pasemka i kształty, które poruszały się jak kolorowe błyskawice
dookoła mnie. Niektóre były jak marmur, ze złotem pasującym do żółci i złota jego oczu.
Niższe lśniły bielą, a ich końcówki były jak czerwony żar. Klęknęłam objęta przez kolory i
magię szumiącą dookoła mojej skóry. To samo sprawiło, że cicho jęknęłam.
- Widzę, że macki mogą robić różne rzeczy, a nie tylko lśnić – powiedział Doyle, leżąc
nadal obok mnie.
Skinęłam głową nie mówiąc nic.
- To mieszanka sidhe i nocnego myśliwca – powiedział Sholto.
- Wyglądają jak kolorowe błyskawice – odezwał się Mistral. Wyciągnął rękę, jakby chciał
dotknąć jednej z macek, ale potem cofnął ją.
Sholto sięgnął grubszą macką i dotknął czubka palca drugiego mężczyzny. Malutki
wstrząs kolorowego światła przeskoczył pomiędzy nimi. Powietrze zapachniało ozonem, aż
zjeżył mi się każdy włosek na moim ciele.
Doyle usiadł.
- Co to było?
Mistral potarł swoje palce o siebie, jakby nadal to czuł. Sholto cofnął mackę, wyraz jego
twarzy był zamyślony. Cofnął swoje macki od moich najbardziej intymnych części ciała.
- Nie jestem pewien – powiedział Mistral.
- Kiedyś – odezwał się Sholto - nocni myśliwce odpowiadali przed bogami niebios.
Wzlatywaliśmy do nich i płynęliśmy błyskawicami, które mogli wezwać. Niektórzy mówią, że
nocni myśliwce zostali stworzeni przez boga niebios i boginię śmierci.
Mistral spojrzał na swoją rękę, potem na Króla sluaghów. Na twarzy Mistrala widać było
ból. Jego oczy były czarne jak niebo, zanim zniszczy ziemię.
- Zapomniałem – powiedział prawie jakby do siebie. – Sprawiłem, że sam zapomniałem.
- Nie wiedziałem, że byłeś… - odezwał się Doyle.
Mistral położył rękę na jego ustach. Wydaje mi się, że to ich obu zaskoczyło.
- Wybacz mi Ciemności, ale nie mów tego imienia głośno. Nie jestem już kimś,
nazywanym tym imieniem – zabrał rękę z ust Doyle’a.
- Twoja moc wzywa moją – powiedział Sholto. - Może jesteś nim znów.
Mistral potrząsnął głową.
- Robiłem wtedy przerażające rzeczy. Nie miałem miłosierdzia, a moja królowa, moja
miłość, miała jeszcze mniej miłosierdzia niż ja. My… My zabijaliśmy – potrząsnął głową. –
Zaczęło się od magii i miłości, ale ona zakochała się w naszym tworzeniu w każdym znaczeniu
tego słowa.
- Więc jesteś nim - powiedział Sholto.
Mistral spojrzał na niego wzrokiem wyrażającym rozpacz.
- Błagam cię, żebyś nikomu nie mówił, Królu Sholto.
- Nie każdej nocy mężczyzna spotyka swojego twórcę – powiedział Sholto. Obserwował
drugiego mężczyznę z cieniem gniewu na twarzy, lub może wyzwania.
- Nie jestem nim. Byłem kimś, kto zachowywał się z taką arogancją, że został za to
ukarany, nic więcej. Kimkolwiek byłem, prawdziwi Bogowie zabrali mi to.
- Ale nasza ciemna bogini – odezwał się Sholto. – Mówi się, że bogowie rozerwali ją na
kawałki i rozdzielili ją między nami.
Mistral skinął głową.
- Nie chciała oddać kontroli nad wami. Nie chciała dać wam samodzielności, jako
swojemu ludowi. Chciała zatrzymać was, jako… maskotki i kochanków.
Może wyglądałam na zaskoczoną, ponieważ odezwał się do mnie.
- Tak, Księżniczko. Wiem, że te części ciała mają wiele zastosowań. Ta, która była kiedyś
moją miłością i ja, razem wymodelowaliśmy je, żeby niosły przyjemność równie dobrze jak
przerażenie.
- Dobrze pilnowałeś swojej tajemnicy – powiedział Doyle.
- Kiedy sami bogowie poniżyliby cię, Ciemności, nie ukryłbyś się ze wstydu?
- Ale twoja magia wzywa moją – odezwał się Sholto.
- Nigdy nie marzyłem, że odrodzenie się magii w faerie obudzi to we mnie – Mistral
wyglądał na przestraszonego.
- Te legendy są tak stare, że mój ojciec nigdy mi ich nie opowiadał - powiedziałam.
- To część naszych utraconych mitów o stworzeniu – wytłumaczył Doyle - zanim
chrześcijanie nadeszli i złagodzili je.
Mistral zczołgał się z łóżka. Potrząsał głową.
- Nie mogę wytrzymać przebywania tak blisko, kiedy Sholto lśni.
- Nie chcesz wiedzieć, co by się mogło zdarzyć? – zapytał Sholto.
- Nie – odpowiedział Mistral. – Nie chcę.
- Zostaw go – wtrącił się Doyle. – Nic, co robimy przy Meredith, nie jest wymuszane
siłą. Nie będziemy teraz zmuszać Mistrala.
Sholto spojrzał na Doyle’a i przez chwilę był tak arogancki jak wszystkie sidhe i żadna
ilość macek nie mogła zamaskować tego, skąd pochodzi. Patrzyłam na myśli widoczne na jego
twarzy i w jego oczach, chciał spróbować. Chciał wiedzieć, co by się wydarzyło, gdyby Mistral
połączył ich magię.
- Nie – powiedziałam i dotknęłam twarzy Sholto. Obniżyłam ją, żeby napotkać jego
spojrzenie.
To aroganckie wyzwanie pozostało przez sekundę, a potem zamrugał i był tylko
arogancki.
- Jak sobie życzy moja królowa.
Uśmiechnęłam się do niego, nawet jeśli mu nie uwierzyłam. Będzie pamiętał tę chwilę i
to uczucie mocy. Sholto był bardzo miłym mężczyzną jak na króla, ale wszyscy królowe szukają
mocy, taka jest natura tego, kim są, a ten król nie mógłby zapomnieć, że „bóg” który stworzył
jego rasę jest znów rozbudzony.
Zrobiłam jedyną rzecz, o której sądziłam, że przerwie ten okropnie poważny nastrój.
Spojrzałam na dół, na Doyle’a i powiedziałam.
- Całą moja praca zmarnowana przez tę poważną rozmowę. Muszę zaczynać od nowa.
Uśmiechnął się do mnie.
- Jak mógłby zapomnieć, że nic nie odwiedzie cię od twojego celu?
Włożyłam w swoje oczy to wszystko, co czułam do niego.
- Jeżeli mój cel jest taki jak to, dlaczego cokolwiek miałoby mnie od niego odwieść?
Zbliżył się do mnie, nadal otulonej przez Sholto. Ale kiedy dotknął naszych ciał, nie
było żadnego przeskoku mocy. Dla Doyle’a Sholto i ja byliśmy tylko ciałami i magią, jaka jest w
powietrzu, kiedy jakiekolwiek sidhe doznaje przyjemności. Mistral usiadł na kraju ogrodu
otaczającego nas i robił, co tylko mógł, żeby nas ignorować. Nienawidziłam za niego uczucia
odrzucenia czy smutku, ale wydawało się ważne dla nas kochać się w tym miejscu. To miejsce
potrzebowało miłości, tak jak ja.
- Umierałem na polu – doszedł nas głęboki głos Mistrala. – Jak się tutaj dostałem i gdzie
w faerie jesteśmy?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin