025. Ross Kathryn - Wieczory w Londynie.pdf

(423 KB) Pobierz
145747502 UNPDF
Kathryn Ross
Wieczory w Londynie
Tłumaczyła
Julia Zawadzka
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Chloe zerknęła znad klawiatury komputera na
stojący na biurku kalendarz. Zostały juz˙ tylko trzy
tygodnie do ślubu jej przyrodniej siostry! Na myśl
o tym poczuła dreszcz lęku, ale zaraz go pokonała.
Tez˙mizmartwienie,przeciez˙ wdzisiejszychczasach
mnóstwo kobiet uczestniczy samotnie w róz˙nych
zgromadzeniach towarzyskich. Postanowiła, z˙e nie
będzie się tym przejmować.
Spojrzała na zegarek. Dochodziła czwarta trzy-
dzieści. Zaraz trzeba będzie się zbierać do domu.
Zwyklewpiątkowepopołudniaczułasięszczęśliwa,
bo zaczynał się weekend, pełen wspaniałej wolności
i rozmaitych atrakcji. Nile zaprosiłby ją pewnie na
kolację albo do jakiegoś nowego, fajnego baru na
wino...
AleNilenalez˙ałdoprzeszłości,zaręczynyzostały
zerwane. W wieku dwudziestu dziewięciu lat Chloe
znów była sama. Straciła dwa lata dla faceta, który
w jedno popołudnie z księcia z bajki przeobraził się
w quasimoda. Jak mogła być tak głupia? – po raz
setny zadała sobie to samo pytanie.
Tymczasemdrukarkawyrzucała przepisaneprzez
niąlisty.Chloeusiłowałasięskupićnawyłapywaniu
4
KATHRYN ROSS
ewentualnych błędów, by ani chwili dłuz˙ej nie myś-
leć o Nile’u. Jednak łatwiej powiedzieć, niz˙ zrobić,
tymbardziejz˙eprzezniegoChloepopadławtarapaty
finansowe.
Wewnętrzne drzwi prowadzące do sanktuarium
jej szefa otworzyły się i zabrzmiał w nich baryton
Stevena Cavendisha:
– Chloe,czyzawiadomiłaśnaszychludziwMan-
chesterze, z˙e jutro tam będę?
– Tak, Steven – odparła.
– Aco z panem Steelem? Zajęłaś się tym prob-
lemem w restauracji Waterside?
– Tak, wszystkozałatwione. – Chloe wstała, wy-
gładziła spódnicę eleganckiego, czarnego kostiumu
ispróbowała zebrać się na odwagę,byporozmawiać
ze swoim pracodawcą. Od tygodnia czekała na od-
powiednią chwilę. Chciała poprosić go o podwyz˙kę,
ale on wciąz˙ był zajęty.
W ciągu ostatnich miesięcy prowadził trudne ne-
gocjacje w sprawie przejęcia sieci restauracji. Prze-
siadywał w biurze dłuz˙ej niz˙ zwykle, napotykał nie-
przewidzianekomplikacjeiwrezultaciebyłwraczej
podłymnastroju.MimotoChloezdecydowała,z˙enie
moz˙e juz˙ dłuz˙ej zwlekać i przed wyjściem z pracy
postara się z nim porozmawiać.
Zgarnęła listy, które miała mu przedstawić do
podpisu,izdecydowanymkrokiemruszyładokróles-
twa Cavendisha.
Wproguzdumiałasię,widzącgoniejakzwykleza
olbrzymim biurkiem, ale wyglądającego przez okno
nalondyńskiedomyskąpanewsrebrzystejpoświacie.
WIECZORY W LONDYNIE
5
– Właśniesłyszałamprognozę,przewidująopady
śniegu – odezwała się Chloe. – Licz się z tym, z˙e
jutrzejsza podróz˙ na północ moz˙e ci zabrać trochę
więcej czasu.
– Dzięki, Chloe, ale nie sądzę, z˙eby odrobina
śniegu zakłóciła lot mojego odrzutowca.
– Prawdę powiedziawszy, to mówili o burzach
śniez˙nych.
– Doprawdy? Cóz˙, poniewaz˙ prognozy pogody
rzadko się sprawdzają, będę się o to martwił jutro.
– Jak sobie z˙yczysz – powiedziała Chloe, kładąc
listynabiurku.–Powinieneśtopodpisać...aha,iJohn
Hunt pytał, czy zadzwonisz do niego przed szóstą.
Steven nie odpowiedział i dalej kontemplował
widokzaoknem.Chloezauwaz˙yła,z˙ejestbezmary-
narki, którą powiesił na oparciu fotela.
Skupiła na chwilę wzrok na jego wysokiej, bar-
czystej sylwetce. Jak na męz˙czyznę, który spędzał
długie godziny za biurkiem, wyglądał bardzo zdro-
wo. Był silny, sprawny i męski.
Kiedy dwa lata temu, podczas rozmowy na temat
warunkówpracywfirmie,zobaczyłagoporazpierw-
szy,uderzyła ją jego znakomita prezencja. Miał kru-
czoczarne, gęste włosy i ciemnobrązowe oczy. Jego
spojrzenie zdawało się przenikać ją na wylot iwpra-
wiało w lekkie zakłopotanie. Odznaczał się chłodną
pewnością siebie człowieka, który ma o sobie dobre
mniemanieijestświadomywraz˙enia,jakiewywołuje
jego zmysłowość. Steven Cavendish był równiez˙
maniakiem pracy.
Chloe była zadowolona, z˙e łączą ich wyłącznie
6
KATHRYN ROSS
sprawy zawodowe. Lubiła dla niego pracować, po-
niewaz˙ sama tez˙ była perfekcjonistką. Po tygodniu
jegowyglądniewywoływałjuz˙ uniejtakichemocji,
zresztą w jej z˙yciu był Nile. Chloe, jako osobista
asystentka Stevena, musiała się solidnie przykładać
doswoichobowiązków.Itawspólnapracaznakomi-
cie im się układała.
Teraz zmusiła się, z˙eby oderwać od niego wzrok,
i otworzyła swój terminarz.
– Dzwonił Renaldo, z˙eby powiedzieć, z˙e pewnie
trochę się spóźni, ale powinien tu być koło piątej
trzydzieści.
– Świetnie – odezwał się sucho Steven. – Znowu
będę tu siedział do późnego wieczora.
– Jeszczejedno,poleciłam,z˙ebytekwiatydostar-
czono ci do domu w środę wieczorem. Tuzin czer-
wonych róz˙, tak jak sobie z˙yczyłeś.
– Dziękuję.
Widoczniechceteróz˙ewręczyćosobiście,pomy-
ślała Chloe. Ciekawa była, jak się rozwija romans
szefaz jegoprzepiękną przyjaciółką Helen.W ciągu
dwóch lat zamawiała juz˙ wiele bukietów dla jego
kobiet, ale nigdy nie były to czerwone róz˙e. Od
śmierci z˙ony, która zmarła trzy lata temu, umawiał
się z róz˙nymi kobietami, jednak z˙adna z nich, jeśli
wierzyćbiurowymploteczkom,niemiałatakdługie-
go staz˙u jak Helen Smyth-Jones.
Chloe wiedziała z doświadczenia, z˙e na Stevena
nie nalez˙y nigdy wywierać presji ani go ponaglać,
gdyz˙ skutek moz˙e być wówczas zupełnie odwrotny,
więci teraz nie pozostawało jej nicinnego, jaktylko
Zgłoś jeśli naruszono regulamin