324. Neels Betty - Szczescie bywa tak blisko.pdf

(594 KB) Pobierz
10367871 UNPDF
BETTY NEELS
Szczęście bywa
tak blisko
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Szanowny Panie!
W odpowiedzi na ogłoszenie w magazynie „Lady " z tego
tygodnia, pragną zaoferować Panu swoje usługi w charakte­
rze pomocy domowej i gosposi.
Mam 27 lat, jestem niezamężna i bez osób na utrzymaniu.
Posiadam paroletnie doświadczenie w pracach domowych,
włączając w to pranie, prasowanie, sprzątanie i gotowanie.
Kucharką jestem pierwsza klasa. Potrafią też usuwać małe
awarie elektryczne i hydrauliczne, przyjmować polecenia
i odpowiadać na telefony.
Chciałabym mieć przy sobie mojego kota.
Z poważaniem
Arabella Lorimer
Był to ostatni list, który doktor James Marshall przeczytał.
Siedział przy biurku w gabinecie lekarskim, mieszczącym się
w obszernym mieszkaniu, na parterze zabytkowego domu
przy Wigmore Street, w centrum Londynu. Starszy pan jesz­
cze raz przebiegł wzrokiem kartkę papieru i zaśmiał się ser­
decznie, a potem dorzucił list do stosu podobnej korespon­
dencji, leżącej przed nim. Odpowiedzi na jego anons było
w sumie kilkanaście, ale ta tylko, nadesłana przez Arabellę
Lorimer, zawierała odpowiednie referencje, a także napisana
była czytelnie, przedstawiała odpowiednie fakty. Szkoda tyl­
ko, że autorem listu nie był mężczyzna...
6
Starszy pan ponownie zagłębił się w korespondencji, ale
do gabinetu wszedł jego współpracownik, doktor Titus Tave-
ner, i przerwał mu tę czynność. Przybyły był przystojnym
mężczyzną, bardzo wysokim, szerokim w barach, jednym sło­
wem okazałej postury. Miał wydatny nos, pełne usta i niebie­
skie oczy, o raczej chłodnym wyrazie. Jego włosy, kiedyś
blond, teraz przyprószone były siwizną. Mimo to nie wyglądał
na swoje czterdzieści lat.
Doktor James Marshall, niski, otyły i prawie łysy, powitał
go z wyraźnym zadowoleniem.
- Pojawiasz się w samą porę. Przeglądam właśnie od go­
dziny listowne zgłoszenia do pracy u nas, w charakterze po­
mocy domowej. Podjąłem już decyzję, kogo zaakceptować.
Ale i ty przeczytaj te oferty, bo chcę znać twoje zdanie. Co
nie znaczy, że będzie ono miało wpływ na moje postanowie­
nie. - Przy tych słowach doktor Marshall zarechotał po swo­
jemu i wręczył koledze kilka listów.
Titus usadowił się obok biurka i przeczytał wszystkie na­
desłane oferty, a potem stwierdził:
- Są dwie lub trzy godne uwagi. List od byłego kierowcy
autobusów, chociaż przyznaje się, że miewa ataki astmy, na­
stępnie oferta pani Butler, ale czy jest to osoba, która nadaje
się do otwierania drzwi pacjentom? Oczywiście wśród kan­
dydatów największym żartownisiem jest panna Arabella Lo-
rimer, ta z kotem. Najmniej odpowiednia dla nas.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Jest jasne, że nie szczęści się jej w życiu. Wątpię też,
żeby jej rozmaite umiejętności były takie, jak utrzymuje. Oba­
wiałbym się oddać w damskie ręce jakąś przeciekającą rurę
czy zepsuty bezpiecznik.
Doktor Marshall znowu się roześmiał.
- Titusie, ty antyfeministo. Mam błogą nadzieję, że nade-
7
jdzie czas, kiedy natkniesz się na kobietę, która cię przenicuje
i urobi na swoją modłę.
Teraz z kolei zaśmiał się doktor Tavener.
- To mało prawdopodobne. Być może byłem zbyt surowy
dla tej pani. Jest przecież możliwe, że to Amazonka, ze
skrzynką narzędzi pod pachą.
- Wkrótce się przekonasz. Zdecydowałem bowiem, że
właśnie jej ofertę wybieram. . . - -
Doktor Tavener wstał, podszedł do okna i wyjrzał na cichą,
spokojną ulicę.
- Poważnie mówiąc, nie widzę powodu do sprzeciwu.
Pani Lane rozstanie się z nami zapewne bez oporów, co wię­
cej, zadowolona. Jej bóle artretyczne nie maleją i przypusz­
czalnie wzdycha do tego, żeby przenieść się do córki. Sądzę,
że zabierze swoje meble. Czy będziemy mogli odpowiednio
wyposażyć zwolnione przez nią pomieszczenie?
- To zależy. Zresztą, być może panną Lorimer ma jakieś
własne sprzęty. - Przy tych słowach doktor Marshall odsunął
krzesło. - Jutro zapowiada się pracowity dzień. Dowiem się,
czy twoja Amazonka może przyjść na wstępną rozmowę z na­
mi o piątej po południu. Czy będziesz już wtedy u siebie
w gabinecie? .
- Raczej wątpię. W klinice jest, jak zwykle, nadmiar pa­
cjentów. W każdym razie obiad zjem na mieście. - Doktor
Tavener obrócił się twarzą do kolegi, a potem ruszył ku
drzwiom. - Wydaje się, że jednak podjąłeś słuszną decyzję,
James. Mam jeszcze trochę papierkowej roboty. Czy mogę
zwolnić do domu pannę Baird? Ty też już chyba wychodzisz.
Ja zostanę jeszcze godzinę. Do zobaczenia zatem jutro rano.
Titus Tavener przeszedł do gabinetu przyjęć. Minął po
drodze elegancką ogólną poczekalnię, uśmiechnął się i skinął
głową recepcjonistce, pannie Baird. Jego własne pomieszcze-
8
nia składały się z małej poczekalni, pokoju zabiegowego,:
gdzie pracowała pielęgniarka, i z pokoju przyjęć, którego ok­
na wychodziły na ogród, na tyłach domu. Ogród był mały,
wąski, ale zadbany i pełen teraz wczesnojesiennych kwiatów.
Doktor z satysfakcją wyjrzał przez okno, rzucił okiem na
barwne rabaty, a potem sięgnął po karty zdrowia jutrzejszych
pacjentów.
Tymczasem James Marshall przeczytał jeszcze raz list od
Arabelli Lorimer i zadzwonił na pannę Baird.
- Wyślij posłańca z wiadomością dla panny Lorimer.
Chcę, aby zjawiła się u nas jutro po południu, o piątej. Szko­
da, że nie ma telefonu. - Przy tych słowach doktor wstał od
biurka i zgasił lampę. - Idę już do domu. Doktor Tavener
będzie jeszcze pracować u siebie przez jakiś czas. Przed wy­
jściem sprawdź, czy jest nadal w gabinecie. Po otrzymaniu
odpowiedzi od panny Lorimer będziesz wolna.
James wyszedł i skierował się do domu, do żony i rodziny.
Doktor Tavener uczynił to znacznie później, wsiadł do swego,
rolls-royce'a i pojechał do uroczej rezydencji, której okna
wychodziły na wodny kanał, przecinający dzielnicę zwaną
z tej racji Małą Wenecją.
Arabella przeczytała odpowiedź doktora Marshalla na
swoją ofertę. Zaproszenie brzmiało kategorycznie. Siedziała
w małej, nieco wilgotnej kuchni, z oknem wychodzącym na
niezbyt świeżo wyglądający trawnik, okolony sfatygowanym
płotem. Dziewczyna wolała jednak to pomieszczenie bardziej
niż frontowy pokój, gdzie po południu przesiadywała właści­
cielka mieszkania. Znajdowały się tam również co cenniejsze ,
przedmioty pani domu. Arabella nie była tam zapraszana z po­
wodu jej kota, Percy'ego, który ostrymi pazurkami mógłby
uszkodzić meble. Ta wyraźna dyskryminacja nie oburzała jej.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin