MATKA CZARNEJ AFRYKI Bł. MARIA TERESA LEDÓCHOWSKA
Ania z Marcinem poprzedniego dnia wieczorem wrócili z kolonii. Dzisiejsze przedpołudnie postanowili spędzić u babci Magdaleny. Na przemian, niemal się przekrzykując, przekazywali jej wrażenia ostatnich tygodni.
- Szliśmy raz trzy godziny na piechotę po szlaku turystycznym, a było strasznie gorąco tak, że zacząłem współczuć mieszkańcom ciepłych krajów, którzy mają ciągle taki upał - powiedział Marcin.
- A następnego dnia byliśmy u zakonników - misjonarzy, którzy wyjeżdżają do Afryki - skojarzyła od razu Ania.
- Pewien ojciec opowiadał nam, jak przygotował z dziećmi jasełka.
- Matka Boża oraz św. Józef byli Murzynkami! - wyraziła swe zdziwienie Ania.
- Babciu, a czy jest jakiś święty misjonarz Polak, który pracował w Afryce?
Babcia chwilę się zastanowiła.
- Nie przypominam sobie teraz, ale opowiem wam o błogosławionej, która choć nie wyjechała na misje, to jednak bardzo wiele dla nich uczyniła.
Nazywa się ją „Matką Czarnej Afryki”.
- Kto to był? Opowiedz nam babciu! - prosiła Ania.
- Błogosławiona Maria Teresa Ledóchowska - zaczęła opowieść babcia. - Urodziła się w Austrii w miejscowości Loosdorf, w rodzinie hrabiowskiej. Tata jej był Polakiem, a mama pochodziła ze Szwajcarii. Cała rodzina bardzo kochała Polskę, która była wtedy pod zaborami. Maria Teresa to najstarsza córka z dziewięciorga rodzeństwa i najbardziej utalentowana. Miała zdolności literackie, muzyczne i aktorskie.
- Wykorzystała te talenty na pewno dla Pana Boga! - domyślała się Ania.
- Nie od razu - sprostowała babcia. - Początkowo chciała, żeby inni zwracali na nią uwagę. Gdy miała 20 lat z całą rodziną przeniosła się do Polski, do Lipnicy Murowanej. Tu dwa lata później ciężko zachorowała na ospę. Wydawało się, że nie przeżyje tej choroby.
- Jednak Pan Bóg ją uratował, prawda? - pytał z przejęciem Marcin.
- Tak, Maria Teresa wyzdrowiała, ale nie miała tyle sił, co dawniej. Ponadto ospa sprawiła, że jej twarz nie była już tak piękna. Ponieważ nie była zdolna do tego, by zajmować się majątkiem, wyjechała do Salzburga (czyt. Zalcburga) na dwór wielkich książąt toskańskich, gdzie została damą dworu. Tam spotkała arcybiskupa Algieru, który starał się o pomoc dla misji w Afryce. Opowiadał o tym, że wielu Murzynów sprzedawano jako niewolników, dzieci i całe rodziny cierpiały głód i chorowały, a nie miały pieniędzy na lekarstwa.
- I wtedy odkryła swoje powołanie misyjne! - wtrącił uradowany Marcin, jakby tylko czekał na moment, kiedy będzie mowa o misjach.
- Zrozumiała - wyjaśniała babcia - że swoje talenty może poświęcić tej sprawie. Zaczęła od napisania dramatu o Murzynce Zaidzie. Później opuściła dwór książęcy i mieszkając w małym pokoiku, zaczęła wydawać czasopismo „Echo z Afryki”. Stworzyła też muzeum afrykańskie. Kontaktowała się z wieloma misjonarzami. A gdy widziała, że sama nie da sobie rady, założyła sodalicję św. Piotra Klawera, która miała pomagać misjonarzom w Afryce. Dzięki tej działalności wielu Afrykańczyków mogło poznać Pana Jezusa i poprawić swoje warunki życia. Po ponad 30 latach takiej pracy była tak bardzo wyczerpana, że nie miała nawet siły, by wstać z łóżka. Zmarła 6 lipca 1922 roku, a jej dzieło trwa do dzisiaj.
- Babciu, a co my moglibyśmy zrobić dla misji w Afryce? - zapaliła się do dzieła Ania.
Babcia Magdalena wyjęła z książeczki do nabożeństwa mały obrazek z Murzynkiem. Z tyłu znajdowała się modlitwa.
- Pomódlcie się tymi słowami i starajcie się wypełnić to, co obiecujecie w niej Panu Jezusowi. Zapytajcie też księdza katechety, czy możecie gdzieś złożyć ofiarkę na misje z tego, co zaoszczędzicie, gdy odmówicie sobie na przykład ulubionych słodyczy.
Dzieci przytaknęły i zgodnie zaczęły czytać: „Panie Jezu, pragnę zostać pomocnikiem misjonarzy i nieść pomoc duchową i materialną dzieciom z krajów misyjnych, dzieciom, które Cię nie znają, dzieciom bezdomnym i opuszczonym, dzieciom cierpiącym głód i pozbawionym wszelkiej opieki lekarskiej. Ofiaruję Ci za nie codzienną modlitwę, pracę, naukę i dobre uczynki, a także ofiarę z drobnych wyrzeczeń - na chleb dla głodnych, lekarstwo dla chorych, naukę i katechezę dla wszystkich, na wielką radość zjednoczenia z Tobą, Panie Jezu. Amen”.
S. Paulina, franciszkanka MI
Mały Rycerzyk Niepokalanej 8-9/2003 s. 36-37
lena552