MAJOWA BURZA
Pierwszy na skrzypkach zagrał świerszcz. Schował się gdzieś między, źdźbłami trawy i choć taki maleńki, to słychać go było hen, hen daleko.
Bąk grać nie potrafi, ale wzniósł się w powietrze i dalejże skrzydłami machać i furczeć jak odrzutowiec.
Osy nie chciały być gorsze. Powychodziły z piaszczystej skarpy, gdzie miały pod ziemią swoje schronienie i tak bzyczały, jakby chciały odeprzeć atak nieprzyjaciół.
Powietrze było prawie nieruchome. Czyżby wiatr zasnął - myślał biały dmuchawiec, który chciał gdzieś polecieć daleko, daleko…, ale jak wiadomo, ten wędrowiec bez wiatru nie może się ruszyć. Tkwił więc tak w jednym miejscu gotowy do drogi.
Jaskółki fruwały nisko nad ziemią szybciej niż zwykle.
- Będzie padało - ktoś powiedział patrząc na latające jaskółki. I rzeczywiście pomruk dalekiego grzmotu obudził ze snu wiatr, który z początku powoli, potem coraz silniej kołysał trawą.
Świerszcz przerwał koncert. Gąsienice przytuliły się do liści jak do parasoli, a dmuchawiec tańczył z radości, bo nigdy tak dużo nie widział jak teraz, gdy unosił się w powietrzu. Pierwsze krople zmywały kurz z dachów i wsiąkały w suchą ziemię. Zapachniało świeżością. Rozpoczęła się majowa burza. A nad wszystkim pełna troski czuwała z, nieba Matka Boża.
KMG
Promyk Jutrzenki 5/2001 s. 10
lena552