Posłuchajmy opowiadania o Maćku i Basi.
Wydarzyło się to w pewnej "zerówce", a może się zdarzyć w każdej klasie i szkole. Do "zerówki" chodził z innymi dziećmi chłopiec, który miał na imię Maciek. Był niskiego wzrostu i bardzo szczupły. Dzieci nazywały go "kurczak". Maciek często myślał nad tym, co mógłby zrobić, żeby trochę urosnąć zgrubnąć. Pił dużo mleka, zjadał podwójne porcje klusek i chleba, ale nic nie pomagało. Zrobił sobie nawet miarkę na drzwiach swego pokoju i codziennie stawał pod nią sprawdzając, czy urósł chociaż troszeczkę.
'Pewnego dnia rano, mierzył się jak zwykle i wydawało mu się, że nareszcie wyższy. Mama, która zobaczyła, że stoi znowu przed drzwiami zawołała:
- Zapomniałeś zdjąć buty, Maćku!
Maciek poszedł do szkoły rozzłoszczony, ponieważ okazało się, że nie urósł ani o centymetr. Padał deszcz i chciało się mu płakać. Powoli wszedł do sali. Było nudno, ale nagle ktoś zawołał:
- O, Baśka idzie w okularach!
Basia weszła do klasy wystraszona. Okulary miała duże i brzydkie. Nigdy ich nie nosiła, ale wszystkie dzieci były badane przez panią okulistkę i okazało się, że dziewczynka powinna nosić okulary. W całej grupie tylko ona jedna musiała je nosić. Wszyscy zaczęli się z niej śmiać.
- Wygląda jak sowa - krzyknął jakiś chłopak.
- To nie moja wina - odpowiedziała Basia. - W sklepie nie było ładniejszych oprawek.
Wszyscy śmiali się i nikt nie słuchał Basi. Maciek śmiał się również i krzyczał jak inne dzieci: "sowa!" I popchnął Baśkę tak, że się przewróciła. Wszyscy krzyczeli dalej: "zezoł" i "Baśka ma zeza"! Basia popatrzyła na Maćka i zrobiło się jej smutno. Wstała z podłogi, odwróciła się i poszła do ławki. Po lekcjach Maciek poszedł do domu, był ciągle zły z powodu tego, że wcale nie urósł. W nocy długo nie mógł zasnąć. Myślał o tym, co wydarzyło się w klasie... Powiedział do Basi "zezol" i "sowa", popchnął ją... Zrobił tak, bo inni wołają na niego "kurczak" i popychają, żeby go przewrócić. Dzieci dokuczają sobie, bo chcą być od innych Iepsze. Kiedy mówią komuś: „Jesteś brzydki i głupi", wtedy wydaje się im, że same są mądrzejsze i ładniejsze. Maciek popchnął Basię i nazywał ją "sowa", bo przynajmniej jeden raz chciał być od kogoś lepszy! A przecież wcale nie był lepszy.
Tak naprawdę to nikt nie jest lepszy... Chciałbym to zapamiętać – szepnął Maciek zasypiając.
Na drugi dzień rano pobiegł do szkoły i nie pomyślał nawet o tym, aby się zmierzyć. Dzieci siedziały już w ławkach zajęte klejeniem kolorowych czapek. Basia siedziała pod oknem. Maciek ucieszył się, gdy ją zobaczył i usiadł w jej ławce, ale dziewczynka nawet na niego nie spojrzała.
- Ty, Baśka! - powiedział. - Gniewasz się na mnie?
- Tak, gniewam się... Daj mi spokój - odpowiedziała Basia, nie przerywając klejenia czapki.
- Nie gniewaj się, co? - zaczął znowu Maciek. - Widzisz wczoraj popchnąłem cię i przezywałem, bo chciałem być od ciebie lepszy. Na mnie mówią "kurczak"... Ale teraz ja już coś wiem! Nikt nie jest lepszy od drugiego.
- Masz rację, "kurczak".
Maciek pomógł Basi związać czapkę, mówiąc:
- I nie mów do mnie "kurczak".
- A jak mam mówić? - zapytała cicho dziewczynka.
- Maciek. Mów do mnie Maciek, a ja już nigdy cię nie popchnę i będę cię bronić. Chcesz?
- Chcę! - odpowiedziała Basia i uśmiechnęła się. / Na podstawie: „Mały Gość Niedzielny” 1983, nr 2, s. 20-21/
Z pewnością wiele dzieci inaczej by postąpiło na miejscu Basi. Może poskarżyłyby się pani, przezywałyby albo - jak Maciek - dokuczałyby innym dzieciom. Basia zniosła wszystkie krzywdy w milczeniu i spokojnie usiadła na swoim miejscu. Dziewczynka nie mściła się. Nie chciała nikomu sprawiać bólu i przykrości, choć bolały ją przezwiska dzieci, ich kpiny.
Ks. Kaszowski M., Z Maryją... Katowice 1991, s. 49-50
lena552