00:00:01:movie info: DX50 512x272 23.976fps 700.9 MB|/SubEdit b.4056 (http://subedit.com.pl)/ 00:00:39:Powiadajš, że temu nie podołasz. 00:00:41:Uwierzysz w to, co mówiš? 00:00:43:Czy też pognasz stado hen z Teksasu? 00:00:47:Stawiasz na szali życie,|by udowodnić, że się mylš. 00:00:50:Jedziesz w stronę Pecos,|szukajšc swego miejsca na ziemi. 00:02:21:Nie opadłe jeszcze z sił? 00:02:48:Przekroczyłe Brazos,|pokonałe Komanczów, deszcz i piaski. 00:02:52:Przywiodłe stado na zachód.|Czy to twoja ziemia obiecana? 00:02:56:Dotarłe do Pecos,|zbudowałe swoje królestwo. 00:03:00:Wygrałe setkę bitew, ale walka trwa nadal. 00:03:23:Nie opadłe jeszcze z sił? 00:04:35:Jedcie naprzód. Pogadam z nim. 00:04:38:Sterczy na tym wzgórzu od godziny.|Co on tam robi? 00:04:42:Nie sšdzę, żeby to zrozumiał. 00:05:02:Rozmylasz o poczštkach? 00:05:04:I o tym, co było przedtem. 00:05:07:Wszystko się zmieniło. 00:05:12:Nie wszystko. 00:05:15:Prawie. 00:05:18:Buscaderos przegonili Komanczów|znad Rio Grande. 00:05:23:Armia jankeska się panoszy,|zewszšd napływajš ludzie. 00:05:26:Zbyt wiele zmian. 00:05:29:Zmiany zazwyczaj bywajš na lepsze. 00:05:33:Spónimy się na dyliżans. 00:05:50:Tylko tego nam potrzeba,|żeby jaka turkawka... 00:05:54:- Co tam mamroczesz, Pepper?|- Nic takiego. 00:05:57:Nie dosłyszałem. 00:05:59:Komancze tak nazywajš pannice. 00:06:01:Ta pannica nie jest Indiankš. 00:06:04:Pewnie nie ma się gdzie podziać. 00:06:07:- Ma.|- To dlaczego przyjeżdża? 00:06:10:Bo napisała, że przyjedzie. 00:06:55:Mamy za sobš szmat drogi. 00:07:05:- To wszystko należy do Chisuma.|- Ma znacznie więcej. 00:07:09:Ziemię, konie, bydło. 00:07:13:Za dużo, prawda? 00:07:16:Twoja zapłata, Neemo. 00:07:21:A teraz jadę po premię... 00:07:24:do Chisuma. 00:07:44:Myli, że jedzie na piknik. 00:07:47:Nie zna jeszcze Chisuma. 00:07:49:- Nie chciałbym być przy ich spotkaniu.|- Będziemy daleko. 00:09:04:L.G. MURPHY i Spółka|ZAGRODA - STAJNIA - PRZEWOZY 00:09:14:Dalej, wio! 00:09:31:"L.G. Murphy i Spółka". 00:09:43:Mówiłem, że Murphy ma szeroki rozmach. 00:09:46:Prawo nie zabrania prowadzić interesów, 00:09:49:nawet kilku naraz. 00:09:54:To nie koniec. 00:09:56:Pewnego dnia przejmie... 00:09:58:Przestań się go czepiać. Nie wadzi nam. 00:10:01:Pożyjemy, zobaczymy. Niech tylko spróbuje. 00:10:07:NASTĘPNY DYLIŻANS - po POŁUDNIU 00:10:11:Dlaczego to jest południowy dyliżans? 00:10:14:Zwykle przyjeżdża przed zmierzchem. 00:10:17:Jako musieli go nazwać. 00:10:19:Chodmy się czego napić. 00:10:21:To najlepsza propozycja,|jakš dzi usłyszałem. 00:10:33:AMOS PATTON - SKLEP WIELOBRANŻOWY 00:10:39:- Co się tu dzieje, Amos?|- Wyjeżdżam, John. 00:10:44:Nie wiedziałem, że sprzedałe interes. 00:10:47:Nie sprzedałem. Straciłem. Nowy właciciel. 00:10:51:Jeli potrzebujesz pieniędzy... 00:10:54:Sprzedawałe ludziom na kredyt. 00:10:56:Nie chodzi o pienišdze, John. 00:11:00:Sam nie wiem. 00:11:02:Lincoln nie jest już tym samym miastem. 00:11:04:Jadę do Yumy. 00:11:22:LGMURPHY - SKLEP WIELOBRANŻOWY|AJENT JAMES J. DOLAN 00:11:28:Panie Chisum! 00:11:31:Zastrzelili Jima i Tyke"a, ukradli stado. 00:11:34:Ilu ich jest? 00:11:35:Tuzin. Jadš na południe|przez ziemię Tunstalla. 00:11:38:Zawróćmy ich. 00:11:49:Ta też należy do Chisuma. Ma kolczyk. 00:11:51:- Wypuć jš.|- Tak jest. 00:11:53:Krowa oznakowana, ale cielę nie. 00:11:56:Jest z matkš. Wypuć je. 00:11:58:Puć je wolno, Charlie. 00:12:02:Moglibymy zatrzymać cielę.|Urodziło się chyba na pańskiej ziemi. 00:12:06:Nie pożšdaj rzeczy|bliniego swego, Williamie. 00:12:08:To cielę wydała na wiat krowa Chisuma. 00:12:11:Tak, ale pewnie pokrył jš byk Tunstalla. 00:12:26:- Zna ich pan?|- Tak, Williamie. 00:12:30:Właciciel tych krów we własnej osobie. 00:12:35:- Henry.|- John. 00:12:36:Miałe dzi wyjechać po bratanicę. 00:12:38:Owszem, ale najpierw muszę|odzyskać kilka koni. 00:12:41:- Kłopoty?|- Koniokrady. 00:12:43:- Nie przydałaby się panu pomoc?|- Williamie. 00:12:47:Do zobaczenia, Henry. 00:13:00:Panie Tunstall, wiem,|że nie jest pan zwolennikiem broni, 00:13:04:ale mam przeczucie,|że pan Chisum będzie musiał jej użyć. 00:13:07:- Więc...|- Więc, co? 00:13:12:Nie powiedział "nie". 00:13:34:- Jak to rozegramy?|- Podjadę do nich. 00:13:37:Reszta niech mnie osłania z długiej broni. 00:13:42:- Powiedziałem...|- Słyszałem, Chisum, 00:13:44:ale nie zaliczam się do reszty. 00:13:53:Witaj, przyjacielu. 00:13:55:Nazywam się Chisum.|Te zwierzęta należš do mnie. 00:14:00:- To musi być jaka pomyłka.|- Ty jš popełniłe. 00:14:06:Nie, Chisum. To ty popełniasz błšd. 00:14:09:Przyprowadziłe za mało ludzi. 00:14:12:Pan Chisum kazał nam tu zostać|i osłaniać go z długiej broni. 00:14:16:Długa broń to nie moja specjalnoć. 00:14:21:Co ci powiem. 00:14:22:Szmat drogi przed nami,|a konie to spory kłopot. 00:14:27:Mogę ci je odsprzedać. 00:14:32:Masz przy sobie złoto? 00:14:36:Nie. 00:14:38:Srebro? 00:14:41:Tylko ołów. 00:14:44:Niczego nie kupisz za ołów. 00:14:49:Chyba będę musiał cię zabić|i zabrać te konie. 00:15:23:Daj spokój. Mamy to, czego chcielimy. 00:15:32:Niele strzelasz, młodzieńcze. 00:15:33:- Nic wam się nie stało?|- Jasne, że nie. Amerykańskie. 00:15:39:Jed po bratanicę.|My się wszystkim zajmiemy. 00:15:42:Dziękuję, Henry. 00:15:45:Przyprowad tego młodzieńca|na przyjęcie powitalne Sallie. 00:15:49:Dobrze. Najwyższy czas,|żeby was sobie przedstawić. 00:15:52:To jest William Bonney. 00:15:54:- Bonney?|- Pracuje u mnie od miesišca. 00:15:57:William Bonney? Bywałe w Silver City? 00:16:00:Czasami. 00:16:02:Nazywajš cię też Billy Kid? 00:16:05:Czasami. 00:16:12:Zmienił pan zdanie, panie Chisum? 00:16:18:Słowo się rzekło. Jeste zaproszony. 00:16:20:Dziękuję, John. 00:16:25:Wpuszczasz lisa do kurnika. 00:16:28:- Co ty mamroczesz, Pepper?|- Nic. 00:16:30:Zdawało mi się, że co słyszałem. 00:16:32:Zaprosiłe go. 00:16:35:Tak. 00:16:55:Ależ, seńor,|zawsze poilimy bydło w Muddy Creek. 00:16:58:Już wam tłumaczyłem,|że Muddy Creek to teraz własnoć prywatna. 00:17:01:Bourbon. 00:17:03:Ależ, seńor, nasze stada sš małe. 00:17:05:Nie zabraknie wody w Muddy Creek.|Wczoraj... 00:17:08:Wiem, co się stało wczoraj. 00:17:10:Posłuchaj, Delgado. Powtórzę jeszcze raz. 00:17:13:Jeli nie rozumiesz prostych słów, 00:17:16:może co innego do ciebie przemówi. 00:17:18:Chwileczkę, Dolan. 00:17:22:Seńor Delgado? 00:17:25:Si, Seńor Murphy. 00:17:26:Zamierzam hodować dużo bydła|i potrzebna mi każda kropla wody. 00:17:30:Przykro mi. 00:17:34:- Juan.|- Si, Seńor Chisum. 00:17:36:Ty i twoi compadres|możecie poić bydło w Jicarilli. 00:17:40:To niewiele dalej,|a woda jest znacznie czystsza. 00:17:43:Gracias. 00:17:45:- Na co czekasz?|- Gracias, seńor. 00:17:50:To wspaniałomylne z pańskiej strony.|Może kupić co do picia? 00:17:54:Kupił tu pan ostatnio wiele rzeczy. 00:17:56:Tak, nabyłem trochę ziemi|w sšsiedztwie pańskiej. 00:18:00:Do diabła! 00:18:01:Pół Nowego Meksyku|graniczy z pańskš ziemiš. 00:18:05:Podaj mi butelkę.|John i ja chcemy się napić. 00:18:08:- Nie.|- Dlaczego? 00:18:10:- Nie lubię pana.|- Nie zna mnie pan. 00:18:13:Znam Amosa Pattona. 00:18:16:Możemy być sšsiadami, 00:18:19:ale nie musimy się przyjanić. 00:18:26:Słyszałem, że masz kłopoty.|Mogę ci w czym pomóc? 00:18:30:Brady, nie stoisz czasem|po niewłaciwej stronie tej gwiazdy? 00:18:35:Jestem nowym szeryfem,|mianowanym zgodnie z prawem. 00:18:38:Przyjechał dyliżans, panie Chisum. 00:18:41:Co ty na to, Pete? Jest 16:30. 00:18:44:Jeb ma niezły czas. Whisky. 00:18:47:- Jeli mogę co dla pana zrobić...|- Nie sšdzę. 00:18:53:Szeryf. 00:19:06:Pan John Chisum? 00:19:08:- Owszem.|- Tak mylałem. Nazywam się Alex McSween. 00:19:12:Moja żona i ja bylimy|towarzyszami podróży Sallie. 00:19:15:To bardzo miło. Gdzie... 00:19:17:Poszła do tamtej stajni. 00:19:20:Dziękuję. Pepper. Proszę wybaczyć. 00:19:26:- Co ona tam robi?|- Skšd mogę wiedzieć? 00:19:30:- Stryjku Johnie. Masz przy sobie 50 $?|- 50 $? 00:19:36:Dziękuję. 00:19:38:- Nie ma za co. Witaj!|- Witaj! 00:19:43:- To twoja bratanica.|- Tak. 00:19:48:Przedstawiam ci Bernarda, stryjku. 00:19:51:Bernarda? 00:19:53:- Zapłaciła za tego konia 50 $?|- To jest Pepper. 00:19:57:Nie, 100 $ . 50 dołożyłam ze swoich. 00:20:00:Od wyjazdu z Baltimore|mylałam o kupnie własnego konia. 00:20:05:Mamy mnóstwo koni na ranczo. 00:20:08:Tamte sš twoje, a ten mój. 00:20:11:- W połowie.|- Zwrócę ci te pienišdze. 00:20:15:A kto je zwróci mnie? 00:20:19:Cass zajmie się twoim bagażem. Który to? 00:20:22:- Ten z brzegu.|- Widzę, że jš pan znalazł. 00:20:25:- Tak.|- Stryjku Johnie... 00:20:27:- Poznalimy się już.|- To dobrze. 00:20:29:Zaprosiłam państwa na przyjęcie,|o którym pisałe. 00:20:32:Ta? Dacie sobie państwo radę? 00:20:34:Macie się gdzie zatrzymać? 00:20:36:To bardzo miło z pana strony, ale... 00:20:38:Sue i ja zostaniemy w miecie. 00:20:40:Będę pracował dla firmy|L.G. Murphy i Spółka. 00:20:44:Znam to towarzystwo. 00:20:47:Proszę nam wybaczyć, ale czas na nas. 00:20:50:- Do widzenia.|- Zobaczymy się w pištek. 00:20:53:Ciekawi ludzie przyjdš na to przyjęcie. 00:21:13:To pan Murphy, kochanie. 00:21:41:Zagramy w domino? 00:21:55:Cisza. Trzeba czasu, by do niej przywyknšć. 00:21:58:To lepsze niż mieszkanie|z ciotkš Marthš w Baltimore. 00:22:02:Nie miałam pojęcia,|że masz takie duże ranczo. 00:22:04:Całkiem spore. 00:22:06:Na dobrym koniu|można je objechać przez lato. 00:22:10:Pięknie tu. 00:22:12:Nie ma piękniejszego miejsca na ziemi. 00:22:15:Rozumiem, dlaczego opuciłe Teksas,|by tu zamieszkać. 00:22:19:- Były też inne powody.|- Wiem. 00:22:21:Mama mi opowiadała. 00:22:24:O tym, jak ciężko było w Teksasie po wojnie. 00:22:27:Dużo też mówiła o tobie. 00:22:29:Postawiłe wszystko ...
Spirit72