James Fenimore Cooper M�ody Orze� Tekst niniejszego wydania przygotowano na podstawie edycji polskiej z 1902 roku, w kt�rej dokonano koniecznych zmian j�zykowych. Instytut Prasy i Wydawnictw "Novum", Warszawa 1989 Rozdzia� I~ Sp�r my�liwych o zabit� zwierzyn� �rodek stanu New York stanowi malownicze miejsce sk�adaj�ce si� ze wzg�rz i dolin. Tam w�a�nie rzeka Delaware zaczyna sw�j bieg, a tak�e wyp�ywa z licznych �r�de� wspania�a Suskehanne, tworz�c w dalszym ci�gu jedn� z najwi�kszych rzek Stan�w Zjednoczonych. Niemal wszystkie g�ry nadaj� si� do uprawy; nad brzegami rzeczek lub jezior wznosz� si� wioski i �adne posiad�o�ci. Drogi wij� si� w rozmaitych kierunkach po wzg�rzach i dolinach. W ostatnich dniach grudnia 1795 roku, o zachodzie s�o�ca, kryte sanie przesuwa�y si� z wolna po stromej drodze. Wiecz�r by� zimny lecz pogodny; ob�oki o�wietlone gasn�cymi promieniami s�o�ca r�owi�y si� na zachodzie nad ziemi� pokryt� �niegiem. Droga wiod�ca po spadzistym stoku g�ry mia�a z jednej strony wysok� �cian�, z drugiej zabezpieczona by�a od g��bokiej przepa�ci zr�bem z k��d, rzuconych niedbale. Wierzcho�ek g�ry pokrywa� las ci�gn�cy si� daleko. Pi�kne kasztanki, zaprz�one do krytych sani, osypane by�y szronem, iskrz�cym si� w powietrzu; z nozdrzy ich bucha�a para. Uprz�� z czarnego rzemienia zdobi� br�z b�yszcz�cy w promieniach s�o�ca jak z�oto. Na ko�le siedzia� Murzyn, licz�cy oko�o dwudziestu lat. Mr�z marszczy� mu l�ni�c� twarz i z �ywych czarnych oczu wyciska� �zy, nie mog�c wszak�e pozbawi� ich wyrazu weso�o�ci. Ogromny ci�ki pojazd zwany slejgiem, m�g� pomie�ci� liczn� rodzin�, tym razem jednak siedzia� w nim starszy m�czyzna i m�oda kobieta. Podr�ny wysokiego wzrostu, owini�ty by� w futro i mia� na g�owie kunow� czapk�, zakrywaj�c� uszy, spod niej wygl�da�a twarz o rysach szlachetnych i m�skich, wielkie niebieskie oczy, w kt�rych malowa�a si� dobro�, roztropno�� i weso�o��. M�oda os�bka siedz�ca obok niego, otulona by�a rozmaitymi ciep�ymi okryciami. Spod jedwabnej, czarnej kapotki, podbitej puchem, wyziera�y od czasu do czasu czarne, �liczne ocz�ta pe�ne �ywo�ci i ognia. Ojciec i c�rka jechali w milczeniu, oddani w�asnym my�lom. Ojciec przypomnia� sobie, jak przed czterema laty jego nieboszczka �ona �egna�a ukochan� jedynaczk�, wysy�aj�c j� dla doko�czenia nauk do New Yorku. W kilka miesi�cy potem straci� sw� zacn� towarzyszk� �ycia; pomimo jednak wielkiego osamotnienia, nie chcia� przerywa� nauk c�rki i przedwcze�nie sprowadzi� jej do siebie. My�li El�uni by�y mniej pos�pne: przygl�da�a si� ciekawie r�nym zmianom zasz�ym w tej okolicy podczas jej nieobecno�ci. G�r�, po kt�rej jechali, pokrywa�y wysokie sosny, ich ciemna ziele� odbija�a od �nie�nej bieli, tworz�c kontrast wielce malowniczy. Podr�ni nie odczuwali wiatru, ale wierzcho�ki drzew chwia�y si� z g�uchym szumem, przypominaj�cym gro�ny powiew zimy. Nagle poszczekiwanie ps�w rozleg�o si� po lesie. Marmaduk Temple, jad�cy z c�rk�, przerwa� swe rozmy�lania i zawo�a� na wo�nic�: - St�j, Ad�y, st�j! To g�os starego Hektora, poznaj� go w�r�d tysi�ca innych. Pewno Nataniel Bumpo, korzystaj�c z pi�knej pogody, wyszed� na polowanie i psy jego goni� daniela. El�uniu - doda� zwracaj�c si� do c�rki - wszak nie l�kasz si� strza�u, wi�c dostarcz� ci zwierzyny na �wi�ta. Murzyn zatrzyma� konie i, bij�c si� r�koma po bokach, rozgrzewa� skrzep�e od zimna palce, Marmaduk Temple, tymczasem, wyskoczy� z sani, zdj�� futrzane r�kawice pokrywaj�ce zamszowe, wydoby� strzelb� i opatrzywszy podsypk�, skierowa� si� do lasu. Wkr�tce ukaza� si� pi�kny daniel p�dz�cy r�czo pomi�dzy drzewami; podr�ny z�o�y� si� w mgnieniu oka i da� ognia, daniel jednak bieg� dalej i ju� przesadzi� mia� drog�, kiedy da� si� s�ysze� drugi strza�, zwierz podskoczy� wysoko, lecz wnet trzeci strza� obali� go na ziemi�. Jednocze�nie dw�ch my�liwych ukaza�o si� spoza drzew. - To ty, Natty? - zawo�a� Temple, zbli�aj�c si� do starszego z nich i ogl�daj�c zabitego daniela. - Gdybym wiedzia�, �e jeste� tam ukryty, nie by�bym strzela�, ale us�yszawszy szczekanie Hektora nie mog�em si� powstrzyma� i zapomnia�em o ca�ym �wiecie. Jednak nie jestem zupe�nie pewny, czy to m�j strza� po�o�y� trupem zwierzyn�. - Nie, nie, panie s�dzio - odpowiedzia� strzelec ze z�o�liwym nieco u�miechem - pan tylko zu�y� troch� prochu, �eby sobie ogrza� nos w tak zimny wiecz�r. Czy� mo�na zabi� daniela z takiej strzelbeczki na wr�ble? Dosy� jest teraz drobnego ptactwa i ba�ant�w w lesie, mo�e pan codziennie mie� pasztety, ale chc�c upolowa� grubsz� zwierzyn�, nale�y wzi�� strzelb� z d�ug� rur� i zamiast k�ak�w u�y� sk�ry dobrze nat�uszczonej, inaczej zu�yje pan du�o prochu, a korzy�ci z tego nie b�dzie �adnej. To m�wi�c, strzelec wierzchem r�ki otar� usta, jak gdyby chc�c ukry� drwi�cy u�miech, kt�ry o�ywi� jego twarz. - Moja fuzja bije dobrze, Natty - odrzek� podr�ny dobrodusznym tonem - nie pierwszy to raz trafi�em z niej daniela. Widzisz, �e ma dwie rany, strza� by� w szyj� i w serce, zupe�nie mo�liwe, �e to ja w�a�nie zada�em �mierteln� ran�. - Mniejsza o to, kt�ry z nas dw�ch - odrzek� Natty, marszcz�c brwi chmurnie; dobywszy n� zza pasa, przer�n�� gard�o danielowi - ale zwierz pad� nie po pierwszym ani drugim, ale dopiero po trzecim strzale - doda� po chwili - a ten wymierzy�a m�odsza i pewniejsza r�ka, ni� pana s�dziego i moja! Co do mnie jestem cz�owiekiem niebogatym, mog� wszak�e oby� si� bez zwierzyny, tylko b�d�c mieszka�cem wolnego kraju, nie lubi� zrzeka� si� moich praw, chocia� i u nas nieraz tak samo jak i w starym �wiecie przemoc jest prawem. Stary strzelec wypowiedzia� ostatnie s�owa z ponur� niech�ci�. - Chodzi mi tylko o chlub�, Natty - odpowiedzia� podr�ny z niezm�conym spokojem. - C� wart jest taki daniel? Zaledwie kilka dolar�w, ale przyjemnie jest wiedzie�, �e sam go upolowa�em. Chcia�bym za�artowa� z Ryszarda, kt�ry siedem razy tej jesieni chodzi� na polowanie i przyni�s� tylko jednego bekasa i kilka popielic. - Oj, panie s�dzio - zawo�a� Natty, wzdychaj�c �a�o�nie; z powodu waszego nieobliczalnego trzebienia nie�atwo teraz o zwierzyn�! Min�y te czasy kiedy zabija�em po trzydzie�ci danieli starych i bez liku m�odych podczas jednej jesieni. Nieraz najwspanialszego dzika zdarza�o mi si� zabi� przez szpar� w �cianie mojej cha�upy. Ile� to razy wycie wilk�w wybija�o mnie ze snu. M�j stary Hektor ma od nich pami�tk� - doda�, g�aszcz�c wielkiego czarnego psa z bia�ym podgardlem i pstrymi �apami. - Pies ten lepszy od niejednego cz�owieka, bo nigdy nie odst�puje przyjaciela i przywi�zany jest do tego, czyj chleb je - doda� z naciskiem. W s�owach i zachowaniu si� starego strzelca by�o co� szczeg�lnego, co uderzy�o El�biet� i zacz�a przygl�da� si� mu uwa�nie. By� to cz�owiek maj�cy sze�� st�p wzrostu, a z powodu niezwyk�ej chudo�ci wydawa� si� znacznie wy�szy. Lisia czapka pokrywa�a mu cz�� d�ugich, wiekiem pobielonych w�os�w, policzki mia� zapad�e, spod krzaczastych brwi b�yszcza�y szare, bystre i pe�ne �ywo�ci oczy. Kr�j jego odzienia by� do�� dziwaczny, poniewa� sam je sobie sporz�dza� bez pomocy krawca. Sk�ra jelenia obci�ni�ta pasem wko�o �eber stanowi�a wierzchni ubi�r, kamasze r�wnie� z tej sk�ry zachodzi�y za kolana, osadnicy przezywali go Kosmatym Kamaszem lub Sk�rzan� Po�czoch�. Na rzemieniu zwiesza� mu si� przez lewe rami� ogromny r�g wo�owy, wyrobiony tak cienko, �e w nim proch prze�wieca�. Natty wzi�� w�a�nie do r�ki �elazn� miark�, nape�ni� j� prochem i zacz�� nabija� sw� rusznic� tak niezmiernie d�ug�, �e kiedy kolba sta�a na �niegu, koniec rury si�ga� mu a� do czapki. Temple tymczasem ogl�da� daniela i nie zwa�aj�c na z�y humor starego strzelca, zawo�a�: - Nie chce mi si� Natty, zrzec moich pretensji, bo je�li to ja trafi�em w szyj�, drugi strza� by� tylko, jak my nazywamy, "z�ym zamiarem". - Mo�e pan s�dzia dobiera� jakie chce uczone nazwy - odrzek� Natty - ale �atwiej jest znale�� wyraz, ni� zabi� daniela w biegu. M�wi�em ju� zreszt�, �e pad� on z r�ki m�odszej i pewniejszej od naszej. - Wyrzucimy w g�r� dolar, �eby los zadecydowa�, kto ma wi�ksze prawa do rogacza - zawo�a� s�dzia, zwracaj�c si� do drugiego strzelca. - Co powiesz na to? - M�wi�, �e to ja zabi�em - odpowiedzia� m�ody my�liwy nieco chmurnie i hardo, opieraj�c si� na strzelbie takiej prawie, jak� mia� Natty. - Dw�ch was przeciw mnie jednemu - rzek� s�dzia z u�miechem - ale pogodzimy si� przecie�. Sprzedajcie mi daniela. - Nie mog� sprzeda� tego, co do mnie nie nale�y - rzuci� Natty niech�tnie. - Widzia�em nieraz, �e zwierz postrzelony w szyj� ca�y dzie� chodzi�; nie mam zwyczaju przyw�aszcza� sobie cudzej w�asno�ci. - Uparty jeste� Natty - za�mia� si� Temple, chc�c koniecznie postawi� na swoim. - S�uchaj, m�ody strzelcze, dam ci trzy dolary za daniela - doda� zwracaj�c si� do my�liwego. - Rozstrzygnijmy przede wszystkim do kogo powinien nale�e� - odpar� m�odzian. - Iloma kulami nabita by�a pa�ska fuzja? - Pi�cioma. Czy nie do��, aby zabi� rogacza? - Dosy� jednej - odpowiedzia� strzelec, post�puj�c par� krok�w w g��b lasu. - Nikt pr�cz pana nie strzela� z tej strony, racz pan obejrze� to drzewo, oto jedna, druga, trzecia, czwarta kula. - A pi�ta? - zapyta� s�dzia triumfuj�co. - Pi�ta jest tu - odrzek� m�odzian i odrzuciwszy p�aszcz, wskaza� przestrzelone odzienie i rami� zalane krwi�. - O m�j Bo�e! - zawo�a� Temple ze szczerym wsp�czuciem. - Siadaj co pr�dzej do naszych sani; o p� kilometra st�d jest chirurg, kt�ry ci opatrzy ran�. Koszty leczenia sam ponios�, b�dziesz u mnie a� do zupe�nego wyzdrowienia. - Dzi�kuj� panu za jego dobre ch�ci, ale mam przyjaciela, kt�ry bardzo by si� niepokoi� o mnie. Zreszt� rana jest lekka, ko�� nie zadra�ni�ta. Teraz s�dz�, �e pan mi przyznaje prawo do zwierzyny? - Przyznaj�, bez w�tpienia, i daj� ci pozwolenie polowania w moich lasach. Dot�d jeden tylko Natty mia� ten przywilej, ale sprzedaj mi prosz� dani...
ZuzkaPOGRZEBACZ