Goldberg Leonard S. - Mordercza troska.rtf

(1694 KB) Pobierz

Leonard S. Goldberg

 

Mordercza troska

(Deadly Care)

 

Przeł Jerzy Łoziński


Czy macie łotra, który klnie i pije, pląsa wśd nocy?

Morduje? Lub grzechy stare spełnia w nowy sposób.

W. Shakespeare, Król Henryk IV

(tłum. M. Słomczyński)

 

 

Dla I.M.

Miłość jest silniejsza niż śmierć.

Yizkor


PROLOG

 

Ktoś utonął.

Helikopter zwiadowczo-ratunkowy przemknął wzdł wybrzeża w poszukiwaniu ciała. Był już zmierzch, odrobina tylko dziennego światła. Nie będzie już czasu na następną rundę.

Karl Rimer szedł wolno chodnikiem, po jednej stronie mając ekskluzywne pawilony, po drugiej plażę. Zerknął na przelatujący śmigłowiec, nie poświęciwszy mu większej uwagi. Kroczył przed siebie leniwie, dobrze jednak zdawał sobie sprawę z tego, co dzieje się dookoła. Nie musiał się przypatrywać, aby widzieć. Kupiec zamykający sklepik z podkoszulkami spogląda przez ramię w obawie przed jakimś nagłym zagrożeniem. Była to niebezpieczna okolica, szczególnie w nocy. Stary pijak śmierdzący uryną chwiejnym krokiem zboczył z chodnika w alejkę, za nim powló się wynędzniały pies. Jeszcze chwila, a ulica zupełnie opustoszeje.

Rimer miał na sobie ciemnobrązowy trencz i kaptur przeciwdeszczowy. W południowej Kalifornii nie był to normalny strój, z wyjątkiem okręgu Venice-Santa Monica. Tutaj pełno było dziwaków w najcudaczniejszych strojach i Rimer bynajmniej się nie wyróżniał, co bardzo mu odpowiadało.

tem oka zbadał, ile osób pozostało jeszcze na plaży. Cztery. Młoda para szła wzdł linii wody, surfer czekał na jeszcze jedną cudowną falę, na płyciźnie płynął kajakiem mężczyzna. Rimer skoncentrował się na włnie nim: oto cel. Morze było wprawdzie wzburzone, tamten jednak wiosłował, oddalając się od brzegu. Wielka fala zwaliła się na kajak i niemal całkowicie go zakryła. Mężczyźnie z wielkim wysiłkiem udało się wyprostować łódkę. Rimer miał nadzieję, że jego wybraniec nie utonie, a ciało nie zostanie poniesione przez prądy na głębinę. Przynajmniej na chwilę potrzebował i mężczyzny, i kajaka.

Spojrzał w dół ulicy i zobaczył policjanta na rowerze. Zawsze czujny, zainteresował się, gdzie jest drugi. Policjanci, nawet ci na rowerach, zawsze działali w parach. Gliniarz był coraz bliżej. Typ azjatycki. Młody, skośne oczy. Rimer dobrze wiedział, jak się zachowywać, aby nie wzbudzić żadnych podejrzeń. Zgarbił się i lekko pomachał. Policjant dumnie kiwnąłową, na co Rimer odpowiedział podobnym gestem, ale nawet i teraz nie podnióowy. Gliniarz zobaczył tylko płaszcz i kaptur, nic więcej.

Policjant zwolnił, teraz ledwie sunął, z trudem utrzymując równowagę. Popatrzył obojętnie na Rimera, który nadal wpatrywał się w chodnik i zastanawiał, czy będzie musiał zabić policjanta. Nie mó pozwolić, aby tamten go przeszukał.

Szybciej, Paul zawoł gliniarz. Rusz no trochę nogami.

Rimer dostrzegł drugiego funkcjonariusza, który zawzięcie pedałował, aby zrównać się z kolegą. Także Azjata. Do cholery! Byli jak mrówki.

Rimer szedł przed siebie, nie zmieniając kroku ani postawy. Po mniej więcej minucie zatrzymał się i nachylił, by poprawić sznurowadło. Spod oka ocenił sytuację na ulicy; policjantów nie było już widać.

Znowu przyjrzał się plaży. Młoda para zniknęła. Surfer ciągnął deskę w kierunku magazynu na przystani. Ostre fale uderzały w kajak tak, że trudno było zachować nad nim kontrolę. Zmierzch przechodził w mrok i Rimerowi niełatwo było rozpoznać cel. Przez chwilę stracił go z oczu, potem znowu dojrzał. Mężczyzna miał już dość i wiosłował teraz ku brzegowi.

Rimer wyjął dwie pigułki amfetaminy i dokładnie je rozgryzł przed połknięciem. Narkotyk dodawał mu siły i szybkości; w takim stanie lubił przystępować do pracy. Był także przekonany, że amfetamina podwyższa wrażliwość jego zmysłów i wyostrza reakcje na czynniki nieoczekiwane.

Rozpiąłaszcz, ale poły nie rozchyliły się. Zszedł z chodnika i zaczął brnąć przez piach. Wciąż nie spuszczał wzroku z kajakarza, który włnie wyciągał łódkę na brzeg.

Rimer szybko rozejrzał się na boki. Ulica była pusta, światła przyćmione mrokiem. Szybszym teraz krokiem ruszył w kierunku mężczyzny nachylonego nad kajakiem. Pozwolił rozsunąć się połom trencza.

Cześć! zawoł.

Cześć odpowiedział przyjaźnie tamten i spojrzał w gó.

Rimer z całej siły zamachnął się kijem baseballowym. Luisville Slugger. Trzydzieści cztery uncje. Kajakarz poderwał; za późno. Z głuchym trzaskiem kij ugodził go tuż nad okiem, Rimer usłyszał trzask kości. Chłopak jak kloc runął na piach.

Rimer szybko i dokładnie obmacał ciało w poszukiwaniu mikrofilmu. Powiedziano mu, że będzie mały, wielkości znaczka pocztowego, a może jeszcze mniejszy jak łepek zapałki. Mó znajdować się wszędzie: w zegarku, portfelu, pustej oprawie pierścionka. Gdziekolwiek. Rimer obejrzał zegarek i pierścionki, potem zbadał mokre ubranie w poszukiwaniu sekretnej kieszonki albo paska, gdzie można by ukryć portfel czy też kluczyki. Nic. Może w kajaku. Odciągnął go na bok i starannie zlustrował, ale bez powodzenia.

Usłyszał powracający śmigłowiec i w oddali zobaczył światła. Przez chwilę poczuł panikę, ale zaraz nad nią zapanował. Szperacze helikoptera były wyłączone, co znaczyło, że skończyli poszukiwanie i wracali do bazy. Jeśli jednak przelecą nad plażą, mogą go zobaczyć. Byli coraz bliżej i lecieli wyraźnie w jego kierunku. Niech to diabli!

Chwycił kajak i przewróciwszy go dnem do góry, przykrył ciało, a sam przysiadł na wierzchu, zapatrzony w morze. Samotny zamyślony mężczyzna.

Helikopter przeleciał i Rimer był niemal pewien, że nikt go nie zauważ. Zbyt ciemno, a ponadto załoga niczego już nie wypatrywała. Myśleli tylko o powrocie do domu. Od czasów Wietnamu wiedział wszystko o śmigłowcach. W mroku nie można było zobaczyć nic, chyba że włączyło się reflektory. Nie, nie spostrzegli go, nie ma mowy. Popatrzył za światłami maszyny rozmywającymi się w ciemności.

Spod kajaka rozległ się cichy jęk. Rimer spojrzał w dół i zobaczył wystają spod łódki rę. Palce poruszyły się, grzebiąc w piachu. Chłopak znowu jęknął, ale tym razem przypominało to niemal płacz dziecka. Rimer odkopnął kajak, ścisnął kij i znowu wziął się do pracy.


1

 

Lucy OHara mocno trzymając ojca za rę, zaczęła się wspinać po schodach Los Angeles Memorial Hospital. Próbowała nie zwracać uwagi na ból w krzyżu i biodrze, ale wspinaczka po schodach tylko wszystko pogarszała. Uporczywy ból wkrótce stał się przenikliwy, doskwierający. Szybkim ruchem sięgnęła do pompki, któ miała wszytą pod skó na brzuchu, i natychmiast do tkanek wsączyło się osiem miligramów siarczanu morfiny.

Na szczycie schodów Lucy przystanęła i ciężko oparła się na ojcu, wyczerpana kró...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin