Ivo Andrić
Ivo Andrić (1892-1975) Urodzony w Bośni. Po jej zajęciu przez Austro-Węgry - jak wielu młodych ludzi jego pokolenia - związał się z organizacją polityczną walczącą o odzyskanie niepodległości kraju. Wywodził się z niej również zamachowiec, który uśmiercił w Sarajewie księcia Ferdynanda. Andricia internowano wraz z innymi. Przerwane studia (m.in. w Krakowie) ukończył po I wojnie światowej. Pracował jako dyplomata jugosłowiański w wielu europejskich krajach. Podczas II wojny światowej odmówił współpracy z okupantem. Zaangażował się wtedy w próbę uwolnienia krakowskich profesorów, osadzonych przez hitlerowców w obozach koncentracyjnych. W czasie wojny powstały jego najsłynniejsze powieści, m.in. "Most na Drinie" (1945 r.). Tytułowy most łączy brzegi rzeki Driny, przepływającej przez miasto dzieciństwa - Wyszegrad. Wokół niego toczy się, pokazane na przestrzeni wieków, życie lokalnej społeczności. W 1961 r. twórczość pisarza uhonorowano Nagrodą Nobla. Uniwersytet Jagielloński nadał mu doktorat honoris causa.
Most na Drinie
Przekład Halina Kalita
DZIEŁA NAJWYBITNIEJSZYCH NOBLISTÓW
Tytuł oryginału: Na Drini ćuprija
Rzeka Drina na znacznej przestrzeni swego biegu
przedziera się przez ciasne wąwozy pośród stromych gór lub
głębokimi jarami wrzyna się w prostopadłe brzegi. Zaledwie
w kilku miejscach rozwierają się one w doliny tworzące po
jednej lub po obu stronach skąpane w słońcu bądź równe,
bądź faliste, dogodne pod uprawę i na osiedla obszary. Takie
rozwarcie powstaje tu - koło Wyszegradu - w miejscu, gdzie
Drina wypada zza ostrego zakrętu z przepastnej, wąskiej gardzieli Butkowych Turni i Gór Uzawnickich. Przełom Driny
jest tu niezmiernie gwałtowny, a skały na obu brzegach tak
spiętrzone i urwiste, że zda się jest to lity masyw, z którego
wnętrza wytryska rzeka, jakby prosto z szarej ściany. Ale góry
rozstępują się z nagła na kształt niesymetrycznego amfiteatru
o średnicy w najszerszym miejscu nieprzekraczającej piętnastu kilometrów w linii prostej.
Tu więc, gdzie Drina wypada całym ogromem swych spienionych zielonych wód z pozornie litej ściany czarnych stromych gór, stoi duży, misternie w kamieniu wykuty most o jedenastu szeroko rozpiętych przęsłach. Od tego mostu jakby
od podstawy wachlarzowato otwiera się pofałdowana dolina
z wyszegradzką kasabą1 i jej okolicą, wtulonymi między wzgórza przysiółkami, pokryta szachownicą pól i łąk, pełna śliwowych sadów, miedzami i opłotkami pocięta, a nakrapiana plamami zagajników i rzadkimi kępami świerków. Patrzącemu
z przeciwległej strony zda się, że spod rozłożystych łuków
białego mostu wypływa i rozlewa się nie tylko szmaragdowa
toń rzeki, ale i cała ta rozsłoneczniona, zaciszna przestrzeń
z kopułą południowego nieba i ze wszystkim, co na sobie
dźwiga.
Na prawym brzegu tuż przy moście rozsiadła się już to
w dolinie, już to na stokach wzgórz lwia część kasaby wraz
z czarsziją2. Po drugiej stronie mostu, na lewym brzegu,
rozciąga się wzdłuż sarajewskiego traktu przedmieście Maluhowe Pole. Tak więc most, wiążąc oba końce traktu, łączy
kasabę z przedmieściem.
Właściwie gdy mówi się: łączy, pojęcie to jest tak samo
słuszne jak wtedy, gdy mówi się: słońce wschodzi rano, abyśmy my, ludzie, mogli widzieć, co się dokoła nas dzieje,
i załatwiać niezbędne sprawy, a zachodzi o zmierzchu, abyśmy
mogli kłaść się do snu, na spoczynek po całodziennym trudzie. Ten wielki kamienny most, wyjątkowo piękna, bezcenna budowla, jaką nie mogą się poszczycić nawet znacznie bogatsze i ruchliwsze miasta ("Jeno dwa takie są w całym
Imperium" - mawiano w dawniejszych czasach), jest jedynym
stałym i niezawodnym przejściem przez Drinę w całym jej
średnim i górnym biegu i niezbędną klamrą traktu, który łączy
Bośnię z Serbią, a poprzez Serbię z pozostałymi prowincjami
państwa otomańskiego, hen aż po Stambuł. Kasaba i jej przedmieścia są zwykłymi osadami, jakie zawsze powstają przy węzłowych punktach komunikacyjnych, po obu stronach dużych,
ważnych mostów.
Kasaba - miasteczko.
Czarszija - dzielnica handlowa.
Tak więc i tutaj z czasem wyroiły się domy i namnożyły
osady. Kasaba żyła, czerpiąc soki żywotne z mostu jak ze swego niezniszczalnego korzenia.
(Aby mieć jasny obraz kasaby i w pełni rozumieć jej stosunek do mostu, trzeba wiedzieć, że w mieście jest jeszcze jeden
most, tak samo jak jest jeszcze jedna rzeka. To Rzaw ze swoim
drewnianym mostem. Na skraju miasta Rzaw wpada do Driny, tak że centrum kasaby i jednocześnie jej główna część
znajdują się na piaszczystym cyplu między obu rzekami, dużą
i małą, które w tym miejscu się spotykają, rozproszone przedmieścia zaś ciągną się po drugiej stronie mostów, na lewym
brzegu Driny i prawym Rzawu. Miasto na wodzie. Chociaż
istnieje jeszcze jedna rzeka i jeszcze jeden most, słowa "na
moście" nigdy nie oznaczają tego rzawskiego, prostej, drewnianej kładki bez piękna, bez przeszłości, bez innego znaczenia prócz tego, że służy mieszkańcom i ich bydłu do przechodzenia, lecz zawsze i wyłącznie kamienny most na Drinie).
Długość tego mostu wynosi około dwieście pięćdziesiąt
kroków, a szerokość prawie dziesięć, z tym że pośrodku, gdzie
rozszerzają go dwa jednakowe tarasy po obu stronach, osiąga
podwójną szerokość. Ta część mostu zwie się kapija1, tu bowiem na środkowym, u góry rozszerzonym filarze wsparte są
po lewej i prawej stronie jezdni dwa wykusze, dwa balkony
śmiało i wdzięcznie wychylające się z prostej linii mostu
w przepaść nad spienionymi zielonymi wodami. Balkony te
- otwarte i nienakryte - mają około pięciu kroków długości
i tyleż szerokości, a ogrodzone są kamienną balustradą podobnie jak i cały most. Balkon po lewej ręce, gdy idzie się z miasta, zwie się sofą. Znajduje się ona na podwyższeniu, wiodą do
niej dwa stopnie, a okala ława, której oparcie jest jednocześnie
balustradą; zarówno stopnie, jak ława i ogrodzenie są jakby
wykute z jednego bloku kamienia. Prawy taras po przeciwnej
Kapija - dosł.: brama; tu: wnęka, wykusz.
stronie niczym się nie różni od sofy, tyle tylko, że jest pusty, bez
siedzenia. Pośrodku ogrodzenia mur jest wyższy od człowieka;
u góry znajduje się wmurowana tablica z białego marmuru, a na
niej wyryty bogaty napis turecki - tarih - z chronogramem,
który w trzynastu wierszach sławi imię tego, co własnym sumptem wzniósł most, oraz głosi datę powstania tej budowli. U dołu
zaś wąski strumyczek wody sączy się z paszczy kamiennego
smoka. Na tym balkonie rozgościł się sprzedawca kawy ze
swymi dżezwami1, filiżankami, wiecznie rozżarzonymi manga-
lami2 i chłopcem, który zanosi kawę rozpartym na sofie po
przeciwnej stronie gościom. Taka jest ta kapija.
Na moście i na jego kapii, dokoła niego lub w związku
z nim, jak to zobaczymy, pędzą życie mieszkańcy kasaby. We
wszystkich gawędach o osobistych, rodzinnych czy ogólnych
sprawach zawsze powtarzają się słowa "na moście". Bo rzeczywiście każde dziecko stawia pierwsze kroki na drińskim moście
i tu spędza czas na chłopięcych zabawach. Dzieci chrześcijańskie zrodzone w lewobrzeżnej kasabie, w zaraniu życia przechodzą most, gdyż zaraz w pierwszym tygodniu zanosi się je do
cerkwi na chrzest. Ale wszystkie dzieci, zarówno te z prawego
brzegu, jak i muzułmańskie, których w ogóle się nie chrzci,
spędzają niemal całe dzieciństwo w cieniu mostu, podobnie jak
niegdyś ich ojcowie i dziadowie. Łowią w pobliżu ryby albo
łapią gołębie pod jego łukami. Od najwcześniejszych lat oczy
ich przywykały do smukłej sylwetki tej wspaniałej budowli
z jasnego, porowatego, równiutko i nienagannie ciosanego
kamienia. Znały wszystkie misternej roboty wgłębienia i wypukłości, a także wszystkie opowiadania i legendy związane z powstaniem i budową mostu, w którym przedziwnie się splata
i miesza fantazja i rzeczywistość, sen i jawa. Znały je od dawna,
podświadomie, jakby je ze sobą przyniosły na świat, podobnie
Dżezwa - mosiężne lub blaszane naczynie do gotowania kawy.
Mangal - rodzaj piecyka.
jak zna się modlitwy, nie pomnąc, od kogo się ich nauczyło ani
kiedy się je po raz pierwszy zasłyszało.
Dzieci wiedziały, że most kazał wznieść wielki wezyr Mehmedpasza, którego wioska rodzinna Sokolowici leży ot tam, za
jedną z tych gór, wieńcem otaczających most i kasabę. Jedynie
wezyr był mocen dać wszystko, co było potrzebne na utrwalenie
w kamieniu tego cudu. (Wezyr zaś to w pojęciu chłopców coś
wspaniałego, potężnego, strasznego i niepojętego zarazem.)
Budował go Rade-Neimar1, który musiał żyć chyba kilkaset lat,
skoro zdołał wznieść na serbskich ziemiach wszystko, co piękne
i trwałe; legendarny, a właściwie bezimienny budowniczy, którego każdy naród wyobraża sobie i chce mieć, gdyż nie lubi zbyt
wiele pamiętać ani dla zbyt wielu choćby we wspomnieniu
chować wdzięczność. Wiedziały też dzieci, że w budowie przeszkadzała (z dawien dawna zawsze i wszędzie ktoś przeszkadza
każdemu przedsięwzięciu) wiła brodarica2, która w nocy burzyła to, co zbudowano za dnia. Aż "coś" przemówiło z toni
i doradziło Radzie-Neimarowi, żeby wyszukał dwoje maleńkich
dzieci, parkę bliźniąt, brata i siostrę imieniem Stoja i Ostoja
i zamurował w środkowych filarach mostu. Natychmiast zabrano się do poszukiwań po całej Bośni. Wyznaczono nagrodę dla
tego, kto znajdzie je i sprowadzi.
W końcu sejmeni3 znaleźli w jakiejś odległej wsi bliźnięta
jeszcze przy piersi i uprowadzili je na mocy rozkazu wezyra;
ale gdy je zabierali, matka nie chciała porzucić dzieci, lecz
zawodząc i lamentując, nieczuła na przekleństwa i razy powlokła się za nimi do Wyszegradu. Tu udało jej się dostać
przed oblicze Neimara.
Dzieci zamurowano, cóż, nie było innej rady, ale Budowniczy, jak wieść niesie, ulitował się nad nieszczęsną matką
i zostawił w murze otwory, tak że mogła karmić niemowlęta.
Wiła Brodarica - w mitologii Słowian południowych nimfa wodna.
Sejmen - strażnik, dozorca.
W owych dołkach okrągłych, szerokich i głębokich jak
pokaźne misy, długo po deszczu stoi woda niby w kamiennych
czarach. Jamki te, wypełnione letnią deszczówką, chłopcy nazywają studniami i tak jedni, jak i drudzy, bez względu na
wyznanie, trzymają w nich złowione na wędki drobne rybki,
brzany i płocie.
Na lewym brzegu tuż nad traktem, na uboczu, znajduje się
znacznych rozmiarów mogiła usypana z twardej, szarej i skamieniałej ziemi. Nic na niej nie rośnie ani nie kwitnie, prócz
drobnej trawy ostrej i kłującej jak drut ze stali.
Kopiec ten jest metą i na nim kończą się wszelkie zabawy
dzieci dokoła mostu. Miejsce to z dawna zwano kurhanem
Radisawa. Jak wieść niesie, miał to być jakiś serbski przywód-
ca, mocarny człek. Gdy wezyr Mehmedpasza postanowił
wznieść most na Drinie i posłał swych łudzi, wszyscy ulegli
jego woli i odrabiali pańszczyznę, jedynie ów Radisaw zbun-
tował się i podburzył naród, żądając od wezyra, aby poniechał
tego przedsięwzięcia, bo - żarty na bok - mostu nie wzniesie.
Wezyr miał sporo kłopotów, zanim pokonał Radisawa, gdyż
był to zuch nie lada, kule ni miecz nie imały go się ani nie było
postronka ni łańcucha, z których można by mu nałożyć pęta;
zrywał wszystko jak nici. Jakiś talizman miał przy sobie. Kto
wie, co by się stało i czy wezyr zdołałby wybudować most,
gdyby się nie znalazł pośród jego ludzi mądry i chytry człowiek, który przekupił i pociągnął za język pachołka Radisawa.
Tak więc znienacka zaszli Radisawa we śnie i udusili, związa-
wszy jedwabnym sznurem, gdyż tylko wobec jedwabiu amulet
traci swą moc. Nasze kobiety wierzą, że jest taka noc w roku,
kiedy można zobaczyć spływającą prosto z nieba jasność na
tę mogiłę. Zwykle jakoś na jesieni, koło świąt Matki Boskiej.
Ale chłopcom, którzy wierząc i nie dowierzając, czuwali przy
okienkach wychodzących na grób Radisawa, nigdy nie udało
się dostrzec ognia niebieskiego, bo jeszcze przed północą morzył ich zazwyczaj sen. Za to wracający nocą do kasaby podróżni, którym nie zależało na tym, widywali jakiś silny blask
na kopcu powyżej mostu.
Turcy z kasaby natomiast opowiadają, że w niepamiętnych
czasach na tym miejscu poległ śmiercią męczeńską pewien
derwisz, imieniem szeh-Turhanija, wielki bohater, który tu
bronił przed jakimś giaurskim wojskiem przeprawy na Drinie.
A to, że na tej mogile nie ma niszanu1 ani pomnika, zgodne
jest z jego ostatnią wolą, gdyż chciał być pochowany bez śladu
i znaku, aby nikt nie znał miejsca jego wiecznego spoczynku.
Bo gdy kiedyś znów uderzą wojska niewiernych, on wstanie
spod wzgórka i powstrzyma je, podobnie jak ongiś to uczynił,
tak że nie przekroczą mostu wyszegradzkiego. Dlatego niekiedy mogiłę jego niebo oświetla swym blaskiem.
Tak więc życie chłopców kasaby upływa pod mostem i dokoła niego na czczych zabawach lub na dziecinnych rojeniach.
Z nadejściem lat męskich przenosi się na most, właściwie na
kapiję, gdzie wyobraźnia młodzieńcza znajduje inne pragnie-
nia i tęsknoty, ale gdzie zaczynają się już życiowe sprawy,
troski i zmagania.
Kapija i jej najbliższe otoczenie to miejsce pierwszych marzeń miłosnych, pierwszych spojrzeń przelotnych, zaczepek
i szeptów. Jest to miejsce pierwszych interesów i zakupów,
sporów i porozumień, spotkań i wyczekiwań. Tu na parapecie
mostu przekupnie wystawiają na sprzedaż pierwsze czereśnie
i arbuzy, poranny salep2 i gorące symity3. Tutaj ściągają żebracy, kalecy i trędowaci, a także młodzi i zdrowi, którzy sami
chcą się pokazać lub innych zobaczyć, wreszcie ci wszyscy, co
mają do zaprezentowania jakieś szczególne owoce, ubiory lub
broń. Przesiadują tu często starsi, poważni ludzie, gwarzący
o sprawach publicznych i wspólnych troskach, częściej jednak
młódź, której tylko śpiewki i figle w głowie. Czasu wielkich
Niszan - znak.
Salep - gorący, słodki napój sprzedawany na ulicach miast i miasteczek Serbii.
Symit - rodzaj bułki.
wydarzeń i przemian dziejowych rozlepia się tutaj proklamacje
i odezwy (na owym wyniosłym murze pod marmurową płytą
z tureckim napisem, a nad kurkiem), tutaj także aż po rok
1878 wieszano i wbijano na pal głowy tych, których z jakichkolwiek powodów skazano na śmierć, a kara śmierci w tej
pogranicznej kasabie, zwłaszcza w niespokojnych czasach, była rzeczą częstą, niekiedy nawet, jak to zobaczymy, codzienną.
Nie było wesela ani pogrzebu, żeby idąc przez most, nie
zatrzymały się na kapii. Tu zwykle swatowie szykują się i usta-
wiają w orszak przed wejściem do czarszii. Jeśli lata są spokojne,
beztroskie, uraczą się wódką, zaśpiewają, koło1 zatańczą i spędzą tu nieraz więcej czasu, niż zamierzali. A podczas pogrzebu
niosący nieboszczyka położą go na chwilę dla zaczerpnięcia
oddechu, zazwyczaj na kapii, gdzie i tak spędził znaczną część
swego żywota.
Kapija jest najważniejszym punktem mostu, podobnie jak
most jest najważniejszą częścią miasta. Pewien turecki podróżnik, gościnnie podejmowany w Wyszegradzie, powiada w swym
dziele: "Kapija ich jest sercem mostu, a most jest sercem tej
kasaby, która musi każdemu wryć się głęboko w serce". Kapija
ta jest dowodem, że dawni budowniczowie, o których opowieści
mówią, że zmagali się z wilami i wszelkimi dziwami i musieli
żywcem zamurowywać niemowlęta, umieli nie tylko wznieść
trwałe i piękne budowle, ale pamiętali też o ich użyteczności
oraz wygodzie przyszłych, nawet najdalszych pokoleń. Gdy
pozna się tutejszy żywot, po dłuższej chwili zastanowienia musi
się dojść do wniosku, że doprawdy niewielu ludziom w Bośni
dane jest mieć taką wygodę i tyle zaznać przyjemności na kapii,
co każdemu, nawet najlichszemu mieszkańcowi kasaby.
Oczywista nie liczy się zimy, gdyż wtedy przechodzi przez
most tylko kto musi, a i ten, zwiesiwszy głowę, porządnie
wyciąga nogi, smagany mroźnym wichrem wiecznie hulającym
Kolo - serbski taniec ludowy.
nad rzeką. Wtedy, rzecz jasna, nie ma mowy o zatrzymywaniu
się na otwartych tarasach. Ale kiedy indziej kapija jest istnym
dobrodziejstwem dla młodych i starych. Wówczas niejeden
tubylec może o każdej porze dnia i nocy wyjść na kapiję
i spocząć na sofie albo przystanąć opodal na pogawędkę czy dla
załatwienia jakiegoś interesu. Wychylona, zawieszona na wyso-
kości kilkunastu metrów nad zieloną, rozhukaną rzeką ta sofa
z kamienia sterczy nad wodą okoloną z trzech stron ciemnozielonymi szczytami, z kopułą nieba, chmurami lub gwiazdami
nad sobą i z otwartym widokiem w dół rzeki jakby na mały
amfiteatr, który w głębi zamyka pasmo sinych gór.
Iluż jest na świecie wezyrów czy bogaczy, którzy mogliby
swą radość lub swój kaprys lub zabawę przenieść na takie
miejsce? Niewielu, doprawdy niewielu. A ilu naszych ludzi
w ciągu stuleci z pokolenia na pokolenie, przesiedziało tu
akszam' lub nocne godziny aż do świtu, kiedy niepostrzeżenie
przesuwa się nad głową cały gwiaździsty strop! Wielu, jakże
wielu z nas tu dumało, wsparłszy się o ciosany, gładki kamień;
wpatrując się w odwieczną grę świateł na szczytach i obłoków na
niebie usiłowało rozwikłać wiecznie te same, a zawsze jakoś
inaczej zagmatwane losy naszej kasaby. Dawno temu ktoś
powiedział (co prawda był to przybysz i żartowniś), że kapija ta
wywarła wpływ na kasabę i na charakter jej mieszkańców.
W tym wiecznym przesiadywaniu - utrzymywał obcy - należy
dopatrywać się skłonności do kontemplacji i marzeń, a także
jednej z głównych przyczyn owej melancholijnej beztroski,
z której słyną mieszkańcy kasaby.
W każdym razie trzeba przyznać, że wyszegradzianie z dawien dawna - w porównaniu z mieszkańcami innych miejscowości - uchodzili za ludzi lekkomyślnych, rozrzutnych i skłonnych
do używania życia. Miasto leży w dogodnym miejscu, bogate są
okoliczne wsie i urodzajne pola, toteż prawdę powiedziawszy,
Akszam - wieczór; czwarta modlitwa wieczorna u muzułmanów.
pieniądz płynie obfitą strugą przez Wyszegrad, ale długo
w nim miejsca nie zagrzeje. Jeśli nawet znajdzie się pozbawiony
namiętności, oszczędny i zapobiegliwy gospodarz, zazwyczaj
jest to jakiś przybysz; ale wyszegradzka woda i powietrze mają
to do siebie, że już jego dzieci przychodzą na świat z szerokim
gestem i ulegają powszechnej zarazie rozrzutności i beztroski,
a przyświeca im dewiza: "Inny dzień, a więc inne też wydatki".
Fama głosi, że Starina Nowak, gdy zaniemógł i wypadło
mu porzucić rzemiosło hajducze i Romanie, tak pouczał swego następcę, Dziecinę Grujicę:
- Gdy czatujesz w zasadzce, pilnie przyjrzyj się nadciągającemu podróżnemu. Jeśli zoczysz, że dumnie trzyma się w siodle, czerwony na nim serdak, srebrne guzy i białe skarpety, ani
chybi z Foczy jest rodem. Bij zabij, bo ten ma i na sobie,
i w biesagach. A gdy ujrzysz nędznie odzianego wędrowca, ze
zwieszoną głową, zgiętego w kabłąk na koniu, jakby się wybrał
po prośbie, śmiało nań uderz, bo ten jest z Rogatnicy. Obaj
jednacy: sknery i kutwy, a pieniędzy mają w bród. Ale gdy
spostrzeżesz jakiegoś dziwaka siedzącego na siodle ze skrzyżowanymi nogami, brzdąkającego na szargii1 i głośno się wydzierającego, daj spo...
dana2