Występują:
LEON Stachurski
KRZYŻANOWSKA sąsiadka
PIELEGNIARKA Magda
DZIENNIKARZ „ZGAGA” Marcin Przylepa REPORTER TV Piotr Kalisiak
PREZENTER
KSIĄDZ
SCENA 1.
Skromny pokój – stary kanapo–tapczan, stół, krzesła, szafka RTV z telewizorem, telefon.
Zaniedbana starsza kobieta (Zofia) siedzi na krześle w zniszczonej sukience i w fartuchu i naszywa na piżamę łatę. Naprzeciwko siedzi niegustownie ubrana kobieta w średnim wieku (Jola). Powoli obiera jabłko, kroi je na cząstki, zjada i dłubie w zębach. W tle gra cicho radio.
ZOFIA
Szlag mnie trafia, jak sobie o tym pomyślę – to już trzeci dzień! Że też on wstydu nie ma! Godzinami mu mówię: ”Zrób coś, bo oczy bolą”.
JOLA
A próbowała mama tak z piąchy walnąć?
Czy ja próbowałam? O, popatrz – palec sobie wybiłam! I myślisz, że mnie chociaż pożałował? Skąd! Powiedział, że na takie głupoty, co ja oglądam to szkoda prądu. Jak to usłyszałam, myślałam, że nie wytrzymam. Aż takie place czerwone na szyi dostałam. A on nic. Nic!
No.
Jakie „No”! Czy ty wiesz co to znaczy? Czy ty wiesz? Co ja będę robić?! Patrzeć na jego łysą pałę? (po chwili) Leon! Le–on!
LEON
(głos z offu) Co?
Chodź no tu!
Wchodzi łysawy mężczyzna, wyraźnie starszy od Zofii. Zofia rzuca w niego piżamą.
Zabieraj te swoje gacie! I przypatrz się im dobrze, bo ja ci nic więcej nie zaszyję!
Leon bierze piżamę.
E!
No i gdzie leziesz? Za telewizor lepiej się weź!
Leon wychodzi. Zofia sięga po kolejną sztukę odzieży i naprawia ją.
Ja to bym tak nie mogła. Smutno, jak nic nie gra.
Widzisz? A ojcu nie przeszkadza. On siada przed domem i patrzy. Ale nie jak uczciwy katolik, nie! On patrzy jak Maliniakowa kopie w ogródku, ale tylko wtedy, kiedy ona ma na sobie takie ciasne portki. A jak Kaśka, no wiesz, ta od Grzesiaków, idzie do sklepu, to mu się głowa kręci w kółko. O, tak. I tak do przodu wysuwa.
I ojciec tak…? Że też mu nie wstyd! W jego wieku!
A ja głupia myślałam, że z niego dobry człowiek. Tak ciebie na kolanka jak rodzony ojciec sadzał… I co…?! Potwór, zwykły potwór z niego wylazł! Ech, dziecko drogie, gdybym ja miała swoje pieniążki, to bym zupełnie inaczej żyła. A tak? Nie dość, że tyle mi nerwów naszarpie, to jeszcze muszę się modlić o jego długie życie.
To mama się za ojca modli?
Przecież kiedyś umrze, nie? I z czego ja wtedy będę żyła?
No co ty, mama, rentę po ojcu dostaniesz.
I tak mnie to gryzie i gryzie. (po chwili) Co mówiłaś?
Że jak ojciec umrze, to rentę po nim dostaniesz.
Zofia gapi się, zszokowana i pełna niewiary.
No rentę. Przecież jak kobieta nie ma swojej emerytury, to po śmierci męża dostaje po nim.
Nie...
Jak się robi na poczcie, to się takie rzeczy wie.
A wiesz… Tak sobie teraz pomyślałam, że kiedy ojciec umrze, to mogłabyś wprowadzić się do mnie z Jowitką. Wam byłoby wygodniej, a ja na starość miałabym pomoc.
A co, z ojcem coś niedobrze?
Nie, tylko tak mówię. Przecież swoje lata ma. No co tak siedzisz jak kukła?
No... bo przecież... ojciec żyje.
Żyje, nie żyje.
(nasłuchuje, po chwili podchodzi do okna, szeptem nawołuje córkę)
Chodź, chodź, sama zobacz, co ten stary cap wyprawia.
Wyglądają przez okno, mocno wychylają się i szepcą coś do siebie oburzone.
Do pokoju wchodzi ponury mężczyzna w czarnym ubraniu. W ręku trzyma podniszczoną teczkę. Staje i patrzy na wypięte pośladki. Po chwili głośno chrząka.
Kobiety pospiesznie odwracają się, zderzając głowami.
GRABARZ
Uszanowanie!
A to pan, panie Romku. Coś się pan tak zakradł, jak śmierć.
Tylko nie jak śmierć. Jeszcze pani wykracze i przyjdzie mi karawanem pod dom podjechać. Potrzebuję kilku róż do wieńca, a u pani takie ładne rosną.
Pięć złotych za sztukę.
To może ja jeszcze do Leona zajrzę.
Pięć złotych. Róże to JA hoduję i rozdawać nikomu nie będę. Ale… gdyby przekonał pan Leona do takiej jednej mojej sprawy, kwiaty dałabym darmo. 10 sztuk, nie więcej.
Miła pani, do rodzinnych spraw, to ja się nigdy nie mieszam.
Jola, leć po ojca. Powiedz, że pan Romek przyszedł.
(Jola wychodzi)
Sprawa jest prosta. Widzisz pan to pudło? Od trzech dni mu mówię, żeby naprawił. A on nie i nie. Jeśli wieczorem telewizor będzie grał, kwiaty bierzesz pan friko. Herbatki?
W drzwiach pojawia się Leon. Zofia wychodzi spoglądając znacząco na Grabarza.
No, co tam słychać?
Na którym świecie?
U ciebie Romuś, u ciebie.
A powolutku. Nowe trumny sprowadziłem, kanadyjskie, z szybką. W mieście teraz tylko takie są modne.
Wyciąga z teczki katalog i prezentuje zdjęcia.
Co ty powiesz, z szybką? To jak to tak, widać gębę umarlaka?
O to chodzi, żeby było widać. Wtedy jest z większym fasonem. Efekt murowany. Na następnym pogrzebie sam zobaczysz: tak zagadam wdówkę, że kupi. Chociaż drożej.
A czego ty mówisz, że akurat wdówkę zagadasz? Przecież wdowiec też się może trafić.
Ale rzadziej, naprawdę rzadziej. Wiesz, kobieta to nie jest taki normalny człowiek. Adama Bóg z gliny ulepił, a Ewę z żebra wystrugał. I sam powiedz, co dłużej wytrzyma – kość, czy glina?
Coś w tym jest.
I wiesz co? Ja myślę, że teraz pora na kogoś od nas, z Goryczewa.
A dlaczego?
Ty wiesz, że mój dziadek był grabarzem, ojciec był i teraz ja jestem. Otóż my mamy taką księgę, gdzie zapisane są wszystkie zgony z okolicy.
Jak u księdza?
Jak u księdza. A ja lubię tak sobie wieczorem siąść i ją poczytać. I tak mi wyszło, że w kwietniu zawsze umiera ktoś w Kołowie, w maju – na mur jest pogrzeb kogoś z Witkowa, a sierpień, to czas na Goryczewo. Nie wierzysz mi? Nie wierzysz?
Nic a nic.
A ja idę o zakład, że następny trup, to będzie z Goryczewa. I będzie trumna z szybką, kanadyjska.
Oj Romuś, ty nie bądź taki jasnowidz! Prędzej u nas ktoś zmartwychwstanie, niż ty śmierć przechytrzysz! Wie, gdzie kto umrze!
Grabarz urażony zamyka katalog i ostentacyjnie chowa go do teczki. Spostrzega telewizor.
A! Kilku róż do wieńca mi zabrakło, a jutro mam pogrzeb.
Nie ma sprawy, utnij sobie ode mnie z ogródka. Pełno tego rośnie, że nie ma jak przejść.
Kiedy twoja powiedziała, że mi kwiatów nie da. Ale… jeśli jej naprawisz telewizor do wieczora, to mogę sobie wziąć. Piętnaście.
A to morda! No nic, bierz kwiaty i zajrzyj tu do mnie po niedzieli.
A telewizor?
E! Już dawno zrobiłem, tylko antenę trzeba włożyć. Przecież ty wiesz, że ja to lubię naprawiać. Ale z tą moją babą… Żeby chociaż raz poprosiła…!
Wiesz Leon, ja nigdy nie rozumiałem, czemuś ty się z Zofią ożenił.
Oj Romuś, Romuś, ja też nie. Chodź, kwiatki sobie wybierzesz.
SCENA 2.
Zofia przed lustrem, przymierza czarny toczek z woalką. Nagle, bez pukania, wchodzi starsza kobieta. Zofia zaskoczona odruchowo chowa za siebie toczek.
KRZYŻANOWSKA
A co tam sąsiadka chowa? Umarł kto?
Nie. Podobało mi się, to kupiłam. A co tak pani bez pukania wchodzi?
...
wojomak