Józef Mackiiewicz - Zwycięstwi prowokacji.doc

(1032 KB) Pobierz
Józef Mackiewicz

Józef Mackiewicz

ZWYCIĘSTWO PROWOKACJI

Spis rzeczy

Na równi pochyłej
"Niedozwolone przez cenzurę"
O suwerenność myśli

Polska nie leży już pomiędzy Niemcami i Rosją
Czy istnieje jeszcze Rosja?

Opinie
Spór teologiczny
Dwie miary
Czy istnieje "dusza wschodnia"?
Związek Radziecki to: nie dalszy ciąg; to: zaprzeczenie dawnej Rosji
Tajemnica komunizmu leży na Zachodzie
Fenomen komunizmu
Polska pod Rosją i Polska pod komunizmem
Strona polska i strona rosyjska
Strona komunistyczna
Konstanty Pawłowicz i Konstanty Rokossowski
Sedno polityczne na wywrót
Porуwnanie: "człowiek"
Nie pod zaborem państwa, lecz pod zaborem partii

Między bolszewizmem i nacjonalizmem

Z innymi nacjonalizmami przeciwko bolszewikom?
Czy z bolszewikami przeciwko innym nacjonalizmom?
Finlandia
Estonia
Litwa
Białoruś
Ukraina Piłsudski
"Jedinaja i niedielimaja"
Teoria o ewolucji komunizmu z przed 43 lat!

Mikaszewicze

Kołczak
W ryzach doktryny
"Najkrytyczniejszy moment socjalistycznej rewolucji!"
Zamiast "Mozyrza" – "Mikaszewicze"
Najskrytyczniejsza chwila Polski
Tajemnica Traktatu Ryskiego

"Gomułkizm" z lat dwudziestych

Nacjonał – komunizm przez ogłoszenia gazetowe
Narodzenie pierwszego "poputniczestwa"
Narodowo – komunistyczny front antypolski
Dlaczego koniecznie "Rosja"?
Rozgromienie "Nacdemszczyny"
Teza "rosyjska" równa się tezie "antypolskiej"
Teza "rosyjska" – tezą "antyniemiecką"

Pierwsza wielka prowokacja o rzekomej ewolucji komunizmu

Tajna afera "Trustu" GPU
Leninowska teoria o "głuchoniemych ślepcach"
Rapallo
Od białego Petersburga do czerwonej Moskwy

...Już tylko między wartością życia i wszechkomunistyczną nudą

Druga faza narodowego komunizmu
Przed nową wojną światową
Wschodnia granica Polski – granicą dwóch światów
Stalinowski NEP

Sojusz czy kolaboracja z sowieckim najeźdźcą?

Nie było żadnej praktyki "dwóch wrogów"
Kto ponosi winę za dezinformację?
Kolaboracja z wrogiem komunistycznym
Legioniści na wywrót

Jak i z czego powstał "PAX"

"Wskrzeszenie obozu myśli konserwatywnej"
Nic tylko: "Rosja"
Spotkanie w hotelu "Pod Rуżą"
Stryczek, czy legalna opozycja?
Polityczna linia
Agentura
Potentat prowokacji
Faryzeizm contra agentura
Grupa ZNAK-u
Umowa z 14 kwietnia 1950
Nie było żadnej umowy nowej pomiędzy Gomułką i Kościołam
Konkurencja
Ekspozytura prokomunistycznego faryzeizmu
Pierwsza runda
Zasługa Stommy
Druga runda
Agentura Nr. 2

Druga wielka prowokacja

Znaczenie słów
Gomułkizm
Genialna mistyfikacja
Gomułka mianowany przez Chruszczowa
"Bohater narodowy"
"Po prostu"
Dalsza "ewolucja"
Technika dezinformacji

Na drodze klasycznego poputniczestwa

"Polski Październik"
Co to jest prowokacja?
Emigracja polska nie jest emigracją antykomunistyczną
"Wspуlny front" z komunistami
Jedna literatura
Obalać czy poprawiać?

Kompleks Niemiecki

Fetysz udanej prowokacji
Odra i Nysa
Cel główny
Odcinek graniczny ważniejszy od niepodległości
Wymowa dwóch miar
Dlaczego milczenie o Królewcu?
Czy istnieje zagrożenie ze strony rewizjonizmu niemieckiego?
Oficjalna teza polrealizmu
Licytacja, czy prowokacja?

Kultura w zacisku przymusowego infantylizmu
Prawdziwe zagrożenie niemieckie

Antyfaszyzm
Rapallo

Realizmy contra rzeczywistość

"Ros – realizm"
"Realizm" – manny z nieba

Patos contra zaraza

 

"Niedozwolone przez cenzurę"

Jeden z najznakomitszych adwokatów rosyjskich ubiegłego stulecia, Polak, nazwiskiem Spasowicz, występując w Petersburgu w roku 1871 w słynnym procesie 79 nihilistów – "nieszajowców" – tych samych, którzy posłużyli Dostojewskiemu za wzór do jego "Biesów" – powiedział w swej mowie obrończej:

"Polak może spoglądać na wiele rzeczy z przeszłości, na wspomnienie których serce jego bije żywiej. Gdy odtworzy w myślach wspaniałą wielkość tej przeszłości, spowitą w złocie i purpurze, ucieka w jej ramiona, aby marzenia demokratyczne utulić w narodowym romantyzmie. Przeszłość Rosjan jest bardzo biedna, a teraźniejszość jest sucha, nędzna i naga jak step, który jest wprawdzie bezbrzeżny, ale nie pozbawiony kamieni milowych. Radykalizm, ten charakterystyczny rys młodzieży rosyjskiej pochodzi stąd, iż nie posiada ona nic trwałego za co by się mogła uchwycić; tłumaczy się brakiem tradycyjnej kultury..."

Trudno chyba w kilku słowach oddać bardziej precyzyjnie usankcjonowaną przez pokolenia charakterystykę Polaka, przejętą przez historiozofię i literaturę polską. Do niej dopasowano wszystkie powstania i rewolucje sprzed pierwszej wojny światowej; wszystko cokolwiek było zabarwione ideałami romantyzmu narodowego polskiego w okresie porozbiorowym, włącznie do sloganu Piłsudskiego o wstąpieniu "do czerwonego tramwaju, aby wysiąść na przystanku: Polska". Do tej charakterystyki pasuje również owo pogardliwe wzruszenie ramion, gdy w początkach 1944 roku w Warszawie, w rozmowie z członkami Podziemia próbowałem im uplastycznić niebezpieczeństwa okupacji sowieckiej. Usłyszałem w odpowiedzi: "My, którzy mimo szalonego terroru, potrafimy stawiać skuteczny opór, którzy potrafiliśmy zastrzelić w biały dzień takiego Kuczerę!... Zgładzać szefów Gestapo i SS, mielibyśmy nie dać rady jakiejś Wasilewskiej, jakimś Putramentom, czy innym Osóbkom na usługach sowieckiej agentury?! Ależ to dla nas dziecinna zabawka!" – Były to głosy szeregowych Polaków, wychowanych w popularnej tradycji.

Jakże więc doszło do tego, co jest w tej chwili?

Na kilka lat przed wybuchem drugiej wojny światowej premier Sławoj – Składkowski zgłosił demonstracyjnie dymisję na ręce Prezydenta Rzeczypospolitej, w znak protestu przeciwko "crimen laese maiestatis", którego dopatrzył się w samowolnej decyzji arcybiskupa krakowskiego przeniesienia zwłok marszałka Piłsudskiego do krypty Srebrnych Dzwonów na Wawelu. Powstał o ot hałas w całym państwie i przysporzył wielu wrogów arcybiskupowi krakowskiemu. Gdyby jednak wówczas powiedział by ktoś: "Ks. Arcybiskup Metropolita Kardynał książę Sapieha jest człowiekiem zdolnym uznać agenta NKWD "Prezydentem Rzeczypospolitej", a okupację bolszewicką nazwać "wyzwoleniem Polski" – to należy przyjąć, że nawet najwięksi przeciwnicy ks. Arcybiskupa uznaliby wówczas taką potwarz za niesmaczną przesadę. Gdyby zaś przepowiedzieć było, że to nie tylko nastąpi w niedługim czasie, ale ponadto książe metropolita nazwany zostanie po swojej śmierci, przez najbardziej patriotyczny odłam Polaków: "Księciem Niezłomnym"... – nikt by zapewne nawet nie pojął gdzie jest sens tego nihilistycznego dowcipu, oszczerstwa czy też po prostu szaleństwa?

Niewypowiedziana nigdy przepowiednia stała się rzeczywistością. Wychodzący od roku 1945 "Tygodnik Powszechny", oficjalny wtedy organ kurii metropolitalnej krakowskiej, nazywa wkroczenie wojsk bolszewickich "wyzwoleniem Polski"; w roku 1947, b. Agent NKWD, Bolesław Bierut, przyjmuje tytuł "Prezydenta Rzeczypospolitej" i w tym charakterze uznany zostaje przez episkopat polski; w roku 1951 umiera metropolita Sapieha, i w nekrologach mu poświęconych, nazwany zostaje w prasie emigracyjnej polskiej: "Księciem Niezłomnym", dlatego że będąc biskupem katolickim przeciwstawiał się przeistoczeniu Kościoła w narzędzie bezbożnego bolszewizmu.

Te czasy w zestawieniu z dzisiejszymi, wydają się wszelako już bardzo odległe.

W latach 1945/47 większość emigracji polskiej piętnowała, nazywając "zdrajcą" b. Premiera Stanisława Mikołajczyka za to, że zgodził się wejść do koalicyjnego rządu z komunistami. Gdyby w tym czasie powszechnego oburzenia i przygnębienia z powodu odmowy dalszego uznawania prawowitego rządu polskiego przez mocarstwa zachodnie, przepowiedzieć było, że wkrótce cała emigracja nie tylko popierać będzie nawiązywanie stosunków dyplomatycznych z komunistycznym rządem w Warszawie, ale nawet zabiegać o pożyczki zagraniczne dla tego rządu, ba! Kolei nazywać "zdrajcami" tych spośród Polaków, którzy by się tym zabiegom chcieli przeciwstawiać... – to by również w taką możliwość jeszcze nie uwierzono. Takoż nie uwierzono by w tym czasie, że w roku 1957 prymas Polski poprze wybory jedynej listy komunistycznej, że grupa katolicka "Tygodnika Powszechnego" zaangażuje się bardziej we współpracy z komunistami, niż to czynił PAX w początkach swego istnienia, a mimo to uznawana będzie nadal za grupę patriotyczno – polską. Słowem nie uwierzono by w możliwość tych wszystkich innych, niewyliczonych tu przytoczyłem, to nie z chęci przyczynienia komuś ujmy osobistej. Przeciwnie, leży w moim zamiarze możliwie pomijać stronę emocjonalną. Tak niestety popularną w polskim piśmiennictwie politycznym, a sprowadzać rzecz do spokojnej oceny rzeczywistości. Doskonały eseista polski, Wacław Zbyszewski, słuszną zwrócił uwagę, że mamy za dużo ocen moralnych, za mało ocen faktów.

Osobiście z wykształcenia jestem przyrodnikiem. Profesor mój, zoolog, ś.p. Konstanty Janicki, zwykł był mawiać, że tylko nauka porównawcza jest nauką ścisłą; tylko przez porównanie dochodzi się do wiedzy obiektywnej. Pouczenie to próbuję zachować do dziś jako drogowskaz, gdyż wydaje mi się jedynie słuszną metodą przy ocenie wszelkiej, dostępnej człowiekowi prawdy.

Faktów, które zaszły w Polsce po roku 1945, nie można oczywiście traktować w oderwaniu od reakcji wywołanej w znacznym stopniu na poprzednią okupację niemiecką. Tak np. przytoczony powyżej zwrot: "wyzwolenia jej spod okupacji niemieckiej, i tylko komuniści i ich stronnicy rozciągają go również na wyzwolenie spod Polski kapitalistycznej. Niemniej fakt ten stanowi w danym wypadku raczej tylko ilustrację, komentarz do zdarzeń. Nie zmienia natomiast przesunięcia psychologicznego, które nastąpiło, a które posiada wszelkie cechy tzw. równi pochyłej. To bowiem, co nastąpiło, jest przejściem ze stanowiska negacji wobec ustroju bolszewickiego, na stanowisko li tylko opozycji wobec ustroju bolszewickiego w Polsce. Używam tu drażniącego konformistów określenia: "bolszewizm", z całą świadomością. Jest to bowiem termin ścisły, dziś bardziej nawet niż przed laty. Słusznie wskazuje się na zwrot w kierunku tzw. "czystego leninizmu". Z tą wszakże poprawką, że leninizm nie istniał nigdy w praktyce za życia Lenina. Termin powstał po jego śmierci. Za jego życia istniał bolszewizm, który był właśnie klasyczną kreacją Lenina, wraz z jego licznymi formami taktycznymi, a w tej liczbie i bolszewickim NEP – em. I ten to bolszewizm, niedouznania ongiś dla wszystkich Polaków z wyjątkiem nieznacznej garstki komunistów, przeszedł de facto w stan uznania. Jednocześnie zarysowała się niejaka, a – drogą do kapitulacji poza krajem.

Naturalnie nie żyjemy w próżni, lecz związani z ogólnym procesem przemian zachodzących w świecie, o których poniżej będzie mowa. Nie można jednak, jak to się czyni, wyłączną odpowiedzialność za wytworzony stan składać na świat otaczający, na mocarstwa zachodnie, na politykę Stanów Zjednoczonych w szczególe. Wytykanie mocarstwom zachodnim ich błędów, ich "zaślepienia", ich "głupoty" jest tematem bardzo popularnym w publicystyce polskiej. Zapominamy wszakże, że te mocarstwa z ich tradycyjnie przez nas piętnowaną "krótkowzroczną" wobec Sowietów i komunizmu, postawy własnej – należy do tematu w publicystyce polskiej najbardziej niepopularnego, unikanego lub wręcz zabronionego. Szczególnym tabu objęte są te momenty, które mogłyby wskazywać, że postawa polityczne pewnych sfer polskich w nie małym stopniu przyczynia się do wytwarzania fałszywej oceny istotnego zagrożenia ze strony międzynarodowego komunizmu, oraz ponosi częściowo odpowiedzialność za stan dezinformacji, jaki panuje dziś w zachodniej opinii politycznej. Dyskusja na ten temat, o ile przedostaje się kiedy na łamy prasy polskiej, nosi charakter z góry umowny, obraca się w granicach niedomówień i cenzury narzuconej przez narodowe postulaty. Takoż istnieje z góry wytyczona reglamentacja krytyki cech narodowych, o ile przekracza mniej więcej te ramy, które nakreśliliśmy powyżej z mowy adwokata Spasowicza.

Zastanawiając się nad łańcuchem przyczyn, które doprowadziły do dzisiejszego położenia w kraju i na emigracji, próbowałem kilkakrotnie te bariery, krępujące publicystykę polską przekroczyć. Przeważnie bez powodzenia. W niniejszej książce znajdzie więc czytelnik m.in. sporo tych rzeczy, których druk niedozwolony został przez cenzurę emigracyjnych pism polskich.

O suwerenność myśli

Nie stawiam sobie za cel narzucenia komuś moich poglądów. Z góry zakładam, że istnieją niewątpliwie poważne argumenty, mogące podważyć nie jeden z moich własnych. Natomiast przekonany jestem głęboko, że emigracja polska – jak każda zresztą emigracja spod komunistycznego panowania – ma do spełnienia i spełnić może pewne ważne posłannictwo. A mianowicie: po utracie suwerenności państwa – ratować suwerenność myśli.

Uroczystymi uchwałami, postulatami, patriotycznymi dezyderatami, a tym mniej sloganami i zakazami, suwerennej myśli się nie ratuje.

Całkowitej prawdy nie zna żaden człowiek na tym świecie. To co my, ludzie, nazywamy "prawdą" jest zaledwie jej szukaniem. Szukanie prawdy jest tylko możliwe w wolnej dyskusji. Dlatego ustrój komunistyczny, który tego zakazuje, musi być siłą rzeczy – wielką nieprawdą. Znalazłszy się tedy w świecie uznającym wolność jednostki i wolność myśli, winniśmy czynić wszystko aby nie zacieśniać horyzontów myślowych, ale rozszerzać; nie zacieśniać dyskusji, a ją poszerzać. Jeżeli zatem książka moja w najskromniejszym chociażby stopniu przyczyni się do tego poszerzenia, cel jej będę uważał za osiągnięty.

***

Przyznać należy, że środek XX wieku nie stwarza pomyślnej po temu koniunktury, nawet w świecie wolnym od komunizmu. Świat ten, od roku 1914, dokonał wielkich przeobrażeń i osiągnął dużo. Między innymi zlikwidował większość królów, cesarzy i carów, a powołał na tron zasadę totalnej Demokracji. Czy to jednak dlatego, że ten nowy władca występuje właśnie tak totalnie, czy też dlatego że nastawiony jest na człowieka masowego, dość że sprzyja wytwarzaniu ubocznego produktu, który by nazwać można: kolektywnym sposobem myślenia. Stary, wybujały indywidualizm wyszedł z mody. Jak każda rzecz staromodna, poddany został gruntownemu przefasonowaniu, w niektórych wypadkach zbyt może radykalnemu. Niestety, dzieje się to właśnie w epoce, gdy zarówno totalny jak totalitarny komunizm światowy, skolektywizowaną myśl ludzką podniósł do godności sztandaru. Wiele wskazuje na to, że po drugiej wojnie światowej, demokracje zachodnie skłonne są nie tyle komunizm zwalczać, ile raczej z nim konkurować. Rodzi się z tego tendencja do jednostronności, prawie niezaprzeczalnej jednostajności.

Kiedyś, papież Leon XIII, przyjmując na audiencji kanclerza Niemiec von Bulova, wyraził przekonanie, że złem najgorszym jest socjalizm i demokracja. Były to więc czasy, które słusznie zaliczyć możemy do reakcyjnych. Jednocześnie jednak nasuwają się pewne porównania. Między innymi, że nieraz łatwiej było w czasach cesarzy i królów być rewolucjonista niż dziś kontrrewolucjonistą; socjalista niż dziś antysocjalistą z przekonań. Lenin, twórca największej niewoli w dziejach ludzkich i największy wróg starego świata, gdy został w tamtych czasach zesłany na Sybir, to w porównaniu do dzisiejszych, w warunkach, które ktoś dowcipnie określił "Wiśniowym Sadem".

Porównanie innych swobód ludzkich nie zawsze wypada na korzyść ustawionych dziś przez demokracje. Weźmy na przykład stosunek do wojny. Każda wojna, nie tylko dziś, ale zawsze, uważana była za nieszczęście. O konieczności pokoju mówiono nie mniej w czasach minionych. Podobnie zwoływano konferencje i obmyślano sposoby utrzymania pokoju. Tak pierwsza haska konferencja pokojowa, zwołana z inicjatywy cesarza Mikołaja II w sprawie ograniczenia zbrojeń, zgromadziła w roku 1899 26 państw: druga, w roku 1907 już 44 państw, które uchwaliły szereg ważnych dla utrzymania pokoju konwencji. Słowo "pokój" było na ustach wszystkich; tym niemniej wolno było o wojnach wyzwoleńczych nie tylko mówić i pisać, ale je również gloryfikować. Rzućmy okiem po miastach Europy, a dostrzeżemy w nich masę pomników postawionych wyzwoleńczą. Turysta we Włoszech nieomal w każdym miasteczku, które siebie ceni, zastanie pomnik Garibaldiego, z szablą w ręku, lub ze sztandarem porywającym ludzi do wojny. Niektóre z tych pomników są jeszcze wcale świeżej daty. Gdy się wszakże porówna tyranię dawnej Austrii, przeciwko której Garibaldi porywał ludzi do wojny, z dzisiejszą tyranią Związku Radzieckiego, przeciwko której nie wolno porywać ludzi do wojny, myślący człowiek odczuje pewne zakłopotanie. Narzucić się musi pytanie: jak to się stało, że dziś, gdy zaistniała największa w dziejach tyrania, która ujarzmiła setki milionów ludzi, słowo "wojna" jest w praktyce nieomal policyjne zakazane przez demokratyczną opinię publiczną? A każdy, kto je ośmieli się wypowiedzieć, piętnowany jest mianem "zbrodniarza" lub "szaleńca". Nb. przy absolutnej zgodności tej opinii od Watykanu po zwolennika ateizmu.

W rzeczywistości sprawa przedstawia się jeszcze bardziej jednostronnie, niż to pozornie mogłoby się wydawać. Albowiem dziś nie każda "wojna wyzwoleńcza" jest w równym stopniu potępiana, a jedynie wojna o wyzwolenie ludów spod panowania sowieckiego. Nie każda też rewolucja jest potępiana; czasem przeciwnie – odkąd słowo "rewolucja" pod wpływem Ameryki, uznane zostało za pojęcie pozytywne, rewolucje np. przeciwko państwom kolonialnym, cieszą się nawet sympatią. Potępiana jest tylko (kontr-)rewolucja przeciwko komunizmowi. I dzieje się to w chwili, gdy ten sam komunizm rozszerzając swe podboje, jawnie i na oczach wszystkich, może sobie pozwolić na gloryfikowanie ich pod obłudnym mianem "rewolucji", lub "wojny wyzwoleńczej". Prawda, że wielu ludzi się na to zżyma, ale nikt z tego powodu Związku Radzieckiego nie przezywa: "szaleńcem"!

Słowo to naprowadza nas ubocznie na inny fenomen dzisiejszych czasów, a mianowicie na stanowisko jakie zajmują obecnie tzw. sfery intelektualne prawie całego świata, sfery artystyczne, literackie, młodzież uniwersytecka etc. W dawnych czasach, właśnie spośród tych sfer rekrutował się największy procent "szalonych głów", szokujących swymi wywrotnymi ideami solidnych obywateli istniejącego układu rzeczy. Nagle te zapaleńcze głowy gdzieś zniknęły. Gdzie się podzieli ci indywidualiści starych czasów, ci rozczochrańcy ideowi wzywający do czynów niemożliwych? Wprawdzie po wszystkich bulwarach wielkomiejskich spotykamy dziś nie mniej, a więcej rozczochranych egzystencjonalistów, ale nie stanowią już typu indywidualnego, a raczej kolektywny; nie reprezentują zwolenników obalania tyranii, a przeważnie zwolenników zgodnego współżycia z tą tyranią. Mamy więc do czynienia z niezwykłym paradoksem:

Gwałt fizyczny i masowe zbrodnie, nie stanowią jakościowo charakterystycznej cechy ustroju komunistycznego. Hitleryzm potrafił w licznych wypadkach przelicytować te zbrodnie pospolite. Najcharakterystyczniejszą cechą systemu komunistycznego jest natomiast totalna niewola ludzkiego ducha, zniewolenie ludzkiej myśli, ludzkiego intelektu. Zdawałoby się więc, że największych wrogów tego systemu należałoby szukać nie tyle wśród robotników, chłopów, rzemieślników, burżujów i szarego tłumu ulicznego, co właśnie wśród sfer tzw. Postępowych, które ideał wolnej myśli tradycyjnie wygestykulowywały ponad tłum; które sprawę ducha, wynosiły ponad sprawę chleba powszedniego. Logicznie spodziewać by się należało, że właśnie sfery intelektualne wszystkich krajów staną się awangardą walki z komunizmem. Nic podobnego nie zaszło. Stało się wbrew logicznym przewidywaniom: ci, którzy się buntują, okrzyczani zostali "reakcjonistami"; ci zaś którzy posłusznie wkładają szyję w obrożę komunistycznej tyranii, mianują siebie "progresistami".

***

Szczytowym przykładem powyższego paradoksu służyć może stanowisko zajęte przez sfery światowej literatury, zgrupowane w międzynarodowym PEN Klubie.

Jak wiadomo ustrój komunistyczny przeistoczył wielką literaturę rosyjską w bezwartościowy kicz. We wszystkich innych krajach, gdzie nastaje komunizm wolna literatura zostaje podcięta, lub zniszczona. Tymczasem PEN Klub, który zobowiązany jest przestrzegać zasad swej pięknej brzmiącej "Karty" o wolności ducha, myśli i twórczości – zamiast walczyć o te wzniosłe ideały, przeciwnie – wykazuje wyraźną tendencję do współpracy z tymi, którzy te ideały depczą. Zaprasza do swego grona komunistów, wybiera na prezesów literatów o skłonnościach wobec komunizmu ugodowych, odwiedzających Moskwę; a ostatnio na wiceprezesa nawet przedstawiciela państwa komunistycznego, Polaka Parandowskiego, który jeżeli osobiście komunistą nie jest, wiadomo że będzie we wszystkich wypadkach głosował po stronie komunistów.

To stanowisko najwyższej reprezentacji światowej literatury nie jest wszakże odosobnione, a raczej stanowi odbicie przeciętnych nastrojów panujących w świecie intelektualnym w ogóle, a literackim w szczególności. Nie tylko w zachodniej Europie, ale i w Ameryce. Promieniowanie tych nastrojów jest ogromne.

W roku 1955 literacką nagrodę Nobla otrzymuje słaby pisarz, komunista z Islandii, H. Laxness. W tym samym roku pewien poeta włoski, Salvatore Quasimodo, zamieszcza w organie komunistycznej partii Włoch, "L’Unita", wiersz:

"Najpierw Bóg stworzył ziemie i niebo
O właściwym dniu zawiesił też
Światła na niebie
Po milionach lat zapalili ludzie
Inne światła na radosnym niebie
- Nocy Październikowej,
Podobne do tych, ktуre krążą od stworzenia
Świata. Amen."

To o bolszewickiej rewolucji październikowej. Dwa lata później, w r. 1959, Quasimodo otrzymuje literacką nagrodę Nobla. – Agent komunistycznego rządu warszawskiego dla spraw literatury, literat Jarosław Iwaszkiewicz, pisze o nagrodzeniu Quasimody w "Życiu Warszawy" (27.10.1959):

"Przyjaciel naszej kultury... Przyjaciel naszego narodu! W r. 1948 był na kongresie intelektualistów we Wrocławiu; w r. 1950 na kongresie pokoju; w r. 1955 na uroczystościach Mickiewiczowskich"...

Nie trzeba chyba dodawać, że wszystkie wymienione tu imprezy, były imprezami komunistycznymi. Literaci sowieccy wysyłają depeszę do Włoch:

"Jest Pan pierwszym poetą na zachodzie, który napisał poemat o naszym ‘Sputniku!..."

Korespondent "Figaro Litteraire" pyta Quasimodo, czy to prawda, że odmówił podpisu pod protestem przeciwko uwięzieniu pisarzy węgierskich? – "Tak", odpowiada laureat Nagrody – Nobla, "gdyż okoliczności zaistniałe w Budapeszcie nie były mi znane..." Zapytany o życie literackie w Moskwie, do której często zagląda, odpowiada: "Życie literackie w Moskwie rozwija się normalnie, bez żadnego nacisku z zewnątrz... Naturalnie są pewne granice, związane w sposób naturalny z każdym społeczeństwem politycznym. Inaczej nie bywało nawet w Grecji za czasów Peryklesa."

Jeżeli bywają klasyczne przykłady hipokryzji, to niewątpliwie tego rodzaju odpowiedź winna być do nich zaliczona. Naturalnie też, nikt na zachodzie nie będzie twierdził, że Quasimodo, że podobni mu pisarze i artyści nagradzani są, lub w inny sposób robią karierę, dlatego że są komunistami lub prokomunistami. Zarzut tego rodzaju odrzuca się normalnie z pogardą i wzruszeniem ramion. Jeżeli chodzi o ich oblicze światopoglądowe, to cechuje się ich jako ludzi będących: "za pokojem". W ten sposób slogan: "Pokój", wynosi się ponad inne wartości bezwzględne, jak: prawda, wolność myśli, wolność ruchu, dobro jednostki etc. Wszystko jest mniej warte od względnego pojęcia "pokoju", gdyż wiadomo, że w istocie nie chodzi tu o pokój bezwzględny, a jedynie o – pokój ze światem komunistycznym.

Jest rzeczą zrozumiałą, że skoro takie stanowisko zajmują przodujący przedstawiciele ducha, "Weltgeistu", trudno załamywać ręce nad konformizmem zwykłego zjadacza chleba, współczesnej kultury masowej.

***

W grudniu r. 1958, gdy należałem jeszcze do międzynarodowego PEN – Klubu (z którego wystąpiłem na kongresie frankfurckim, po przyjęciu komunistów węgierskich do PEN), wygłosiłem przemówienie na zjeździe emigracyjnego "Centrum" w Monachium, z którego wyjątki pozwolę tu sobie przytoczyć:

Czytałem Borysa Pasternka "Doktor Żiwago" i przyznać muszę, że byłem zachwycony. Pozwalam sobie jednak wyrazić przekonanie, że pod względem literackim ustępuje takiemu talentowi jak Bunin, na przykład. Jeżeli zaś chodzi o filozoficzne naświetlenie przebiegu rewolucji, o wiele ciekawsze wydają mi się np. wspomnienia prof. Fedora Stepuna. Mówię: "na przykład", gdyż emigracja rosyjska ma po zatem wiele pierwszorzędnych talentów, które wszelako pozostają zupełnie nieznane. Trudno się przeto oprzeć wątpliwości, czy "Doktór Żiwago" osiągnąłby ten stopień rozgłosu, gdyby autor książki przebywał na emigracji. W wątpliwości tej utwierdzają doświadczenia z "Odwilżą" Erenburga i "Nie samym chlebem" Dudincewa. "Odwilż" jest książką literacko bezwartościową, a utwór Dudincewa zdecydowanym kiczem. Ale dlaczego wydawane są we wszystkich językach i ludzie biegną do księgarni wydawać swe dobre pieniądze na złe książki? Dlatego, że pasują one do współczesnych koncepcji politycznych. Cokolwiek by się powiedziało o dziele "Nowa Klasa" Dżilasa, jedno jest pewne, że w przeciągu ubiegłych czterdziestu lat, odkąd na wschodzie panuje bolszewizm, tuziny autorów lepiej i trafniej sprecyzowały istotę komunizmu niż Dżilas. Dlaczego stało się nie skaził się on nigdy robotą antykomunistyczną, a w gruncie pozostał komunistą jakim był zawsze.

Inaczej niż w odniesieniu do bojowników antyfaszyzmu, nie ceni się, albo nawet zwalcza, starych bojowników antykomunizmu. Nawet, gdy się przypadkiem nie traktuje ich jako "reakcjonistów", to w każdym razie uważa za starych nudziarzy. I to nie tylko w kołach lewicowych.

Gdyby np. jakiś pisarz emigracyjny zwrócił się do uchodzącego za prawicowe "Figaro Littиraire", z wyliczeniem pomordowanych przez komunistów milionów ludzi, potrafiono by go już spławić z redakcji, łącznie z jego wyświechtanymi frazesami. Ale oto nagle zjawia się w redakcji pisarz reprezentujący młode pokolenie niezadowolonych komunistów, którego ani jednej książki nikt w redakcji nie czytał. – (Mowa tu o Marku Hłasko. – Przyp. autora) – I zaraz robi się z nim wielki wywiad, a nowa gwiazda marszcząc rozumnie czoło objawia, że "za Żelazną Kurtyną brakuje szczoteczek do zębów..." I to oświadczenie pojawia się na pierwszej stronicy paryskiego tygodnika, jakby brak szczoteczek do zębów, po tym wszystkim co wiemy od czterdziestu lat o rzeczywistości życia pod komunizmem, stanowić mogło jakąś rewelację.

Casus z tym pisarzem wydaje się typowym dla oceny współczesnej mody na zachodzie, którą bym nazwał: polityczną mademoiselle Sagan... Wiele kobiet napisało lepiej o przeżyciach miłosnych; ale nie każda mając dopiero lat 18-cie... Nie każdy też, kto pisze o komunizmie, jest lub był – komunistą.

Nie zestawiając oczywiście talentów literackich, ale Casus – Hłasko w zestawieniu z Casus – Pasternak, pozwala nam na wyciągnięcie pouczającej analogii: W Sowietach związki zawodowe, załogi fabryczne, komsomol...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin