Vandenberg Philipp - Akta Golgoty.txt

(698 KB) Pobierz
PHILIPP 	VANDENBERG:

	AKTA GOLGOTY:

	Z jzyka niemieckiego przeoyJulian Brudzewski

Tytu oryginau:
	DIEAKTEGOLGATHA
	Copyright 2003 by Yerlagsgmppe Lubbe GmbH Co.
KG, Bergisch GladbachCopyright2009 for thePolish edition by Wydawnictwo Sonia DrgaCopyright 2009 for the Polish translation by Wydawnictwo Sonia Drga
	Projekt okadki: Wydawnictwo Sonia DrgaZdjcie na okadce: Sonia Drga
	Redakcja: MarcinGrabski, Olga RutkowskaKorekta:Jolanta Olejniczak-Kulan, Mariusz Kulan, Magdalena Bargowska
	ISBN: 978-83-7508-157-2
	Sprzeda wysykowa:
	www.merlin.
com.plwww.
empik.
comwww.
soniadraga.
pl
	WYDAWNICTWO SONIA DRGA Sp.
z o.
o.Pl.
Grunwaldzki 8-10, 40-950 Katowicetel.
(32) 782 6477, fax (32) 253 77 28e-mail: infosoniadraga.
plwww.
soniadraga.
pl
	Skad i amanie:
	DT Studio s.
c"tel.
032 720 28 78, fax032 209 82 25
	Katowice2009.
Wydanie I
	DrukarniaWZDZ Lega, Opole
	STRACH PRZED LATANIEM
	By tojeden z tych przeraajcych lotw, ktre wywouj w czowiekual, e w ogle przyszed na wiat.
Przy tym wszystkozaczo si bardzo niewinnie.
Samolot Lufthansy, obsugujcy rejsnumer 963, wystartowa punktualnie o godzinie pitnastejprzy sonecznej jesiennej pogodzie,a lot nad Alpami w kierunku Rzymu obiecywa czyst przyjemno.
Zarezerwowaem sobie pokj w hotelu w Tivoli w Grach Albaskich, ebywsamotnoci, otoczony malowniczym krajobrazem,przemyle swojnow powie- materia, ktrym chciaem si twrczo zaj ju od dwchlat.
Stao si jednak inaczej.
	Ledwieprzekroczylimy acuchAlp, samolot Lufthansy, nowiutkiairbus, nagle zacz si trzi dre.
Nad siedzeniami zapaliy si napisy:
	"Prosz zapi pasy", a zgonikw pokadowych wydobya si informacjaprzekazana przez kapitana:
	"Szanowni pastwo, prosz na raziepozosta na miejscachi nie odpina pasw.
Nad pnocnymi Wochami rozbudowa si obszar skrajnieniskiego cinienia i spodziewamy si bardzo powanych turbulencji".
	Jeli chodzi o podrowanie samolotem, nie zaliczam si do najodwaniejszych przeyemswoje w Afryce i Azjidlatego dawno wyrobiem w sobie nawyk,eby zawsze lataz zapitym pasem.
Lekko zaniepokojony, spojrzaem za okno na niesamowitypejza utworzony z szarychspitrzonych chmur, widok ten jednak szybko przesonia wilgotna mga.

Niebo pociemniao, ale skamabym, twierdzc, e przyjem t sytuacjz obojtnoci.
W podobnych okolicznociach wykorzystuj technik, ktr wiele lat temu zdradzi mi pewien amerykaski psychiatra podczas lotudo Kalifornii - chwytam jaki przedmiot i ciskam go w doni tak mocno, e czuj bl.
Skupienie na blu pozwala zapomnie o caym strachuprzedlataniem.
Samolotemznw wstrzsno.
W wewntrznejkieszenimarynarki znalazem jedynie kart kredytow, pooyem j na doni i zacisnem palce.
Przez chwil zdawao mi si, jakbym ciska n o dwchostrzach, bl ten jednak wystarczy, eby zapomnie na chwil o niebezpieczestwie.
	Jakby z odlegoci dostrzegem szklanki, tace i sztuce, ktre nagle-wyzwolone spod dziaania siy cikoci -nabrayycia, uderzyy o sufiti przykleiy sido niego, jakby to byanajbardziej oczywista rzecz nawiecie.
Z tylnych rzdw rozlegy siprzestraszone okrzyki pasaerw.
Dziura powietrzna.
Samolot swobodnie zacz spada.
	Nie byem w staniestwierdzi, jak dugo znajdowalimy si w stanieniewakoci.
Siedziaembez ruchu z kart kredytow w doni.
Po chwilijednak obudziem si z letargu, ktry sam sobiezaaplikowaem: mj ssiadpo prawej, na ktrego wczeniej w ogle nie zwrciem uwagi, gwatownieuchwyci simojegoprzedramienia i z caej siy zacisn do, jakby szukaoparcia w tym zatrwaajcym stanie niewakoci.
Spojrzaem na niego,ale mczyzna nieruchomo patrzy przed siebie.
Twarz miabladoszar,usta lekko otwarte i byo wida, jak dry mu siwywsik.
	Swobodne spadanie maszyny trwaodziesi, moe pitnacie sekund -mnie i tak wydao si to wiecznoci - pniej samolotem targnopotne szarpnicie, usyszaem huk, a przyklejone dosufitu przedmioty upadyna podog.
Niektrzy pasaerowie, ugodzeni nimi, krzyknliz blu.
Po chwilibyo ju po wszystkim.
Spokojnie, jakby nicsi nie stao,samolot kontynuowa lot.
	- Prosz miwybaczy niestosowne zachowanie- odezwa si siedzcyobok mnie pasaer, puciwszy moj rk.
- Naprawd sdziem, e spadamy.
	-Juw porzdku odpowiedziaem askawie, starajc si schowa bolcdo,w ktrej wci znajdowaa si karta kredytowa z ostrymi krawdziami.
	- Panu nie jestpewnie znany strach przedlataniem?
- zacz podrnypo chwiliprzerwy, podczas ktrej nasuchiwaem dwikw lotu, zastanawiajc si,czy nie naley si spodziewa kolejnych turbulencji.
	"Pojcia pan nie ma,jak znany"- chciaem odpowiedzie spontanicznie, ale z obawy, e pozostay czas lotu moe si zamieni w wymian lotniczych dowiadcze, odparem krtko:
	-Nie.
	Kiedy jeszcze raz mrugnem do niego, eby mu doda otuchy, zwrciomojuwag, edrug rk przyciska dosiebie rkopis albo zbir rycin,jak dziecko, ktre si boi, e kto odbierze mu ulubion zabawk.
W kocukiwnna stewardes,niezwykle pikn, ciemnowos dziewczyn, unisw gr palec wskazujcy oraz rodkowy i zamwi dwie whisky.
	-Napije si pan?
- spyta.
	- Nie pij whisky - powstrzymaem go.
	-Nie szkodzi.
Po tych przeyciach znios i dwie.
	Kiedy siedzcy obok mnie pasaer z namysem,cho niejednym haustem, jak si spodziewaem, oprnia obie szklaneczki whisky, miaemsposobno dokadniej mu si przyjrze.
	Jego inteligentna twarz i drogiebuty pozostawayw sprzecznociz zaniedbanymwygldem.
Zrobi na mnie wraenie czowieka nie mniejzagadkowego ni jego osobliwe zachowanie: mczyzna w rednim wieku,o delikatnych rysach, nerwowych ruchach i niepewnym zachowaniu, typosoby, na ktrej czas odcisn swoje pitno.
Chyba zauwaymoje badawcze spojrzenie, bo po chwili milczenia znw zwrci si w moim kierunku,wyprostowa na fotelu i nieznacznie skoni, co byo gestem niepozbawionym komizmu, po czympowiedzia zwyszukanuprzejmoci:
	- Nazywam si Gropius, profesor Gregor Gropius.
Ale ju po wszystkim,wybaczy pan.
- Schyli si i woy rkopis do brzowej skrzanejteczki stojcejpod siedzeniem.
	eby konwencjistao sizado, rwnie si przedstawiem i z czystej ciekawoci zagadnem:
	-Jakmam to rozumie, profesorze?
Po jakim "wszystkim"?
Gropius machn rk, jakby chcia powiedzie, e nie chceo tym
	rozmawia.
Poniewa jednak nadal patrzyem na niego z wyczekiwaniem,
	odpar w kocu:
	-Jestem chirurgiem, a raczej byem.
A pan?
Chwileczk, niech zgadn.
Przyznam, epoczuem si troch nieswojo,ale rozmowa ju si rozwina i nie byo moliwoci jej przerwania.
Poza tymna swoim siedzeniuprzyoknie wci byem przypity pasem, siedziaemwic w pozycji, ktra.

sprawiaa, e wygldaem tak, jakbym chcia, eby kto zrobi mi zdjcie,przy tym umiechaem si ssiadowi prosto w twarz.
	- Czy pan jest pisarzem?
- zapyta nagle Gropius.
Wzdrygnem si.
	- Tak.
Skd pan wie?
Czyta pan ktr z moich ksiek?
	- Szczerze mwic,nie.
Ale kiedy syszaem paskie nazwisko - Gropius si umiechn.
- Aco panasprowadza do Rzymu?
Nowa powie?
	- Nagle w tego czowieka, ktry jeszcze przed chwilsiedzia obok mnieblady jak ciana i na wp ywy, wstpio ycie.
Z dowiadczenia wiedziaem, ezaraz usysz od niego to, comwi dziewiciuna dziesiciuludzi,spotykajc pisarza, czyli: "Moje ycie jest pene tak niezwykych zdarze,e mona by o tym napisa powie!
".Tak jednak sinie stao.
Zapanowaa cisza -w powietrzu wisiao pytanie zadaneprzez profesora.
	- Nie lec do Rzymu - odparemzgodnie z prawd.
- Nalotniskuczeka namnie wynajty samochd, ktrym pojaddo Tivoli.
	- Ach, Tivoli - powiedzia Gropiusz uznaniem.
	-Pan zna Tivoli?
	- Tylko ze zdj.
Pewniejest cudowne, to Tivoli.
	- O tej porze roku jestprzede wszystkim spokojne.
Znam tam hotelik "San Pitro", w pobliu Piazza Trento.
Wacicielka, typowa woskamamma, robi najlepsze spaghetti alla pescaore, awidok z hotelowego tarasu jest po prostu boski.
Wanie tam sprbujpowici simojejnowej powieci.
	Gropius w zadumie pokiwa gow:
	- Mie zajcie!
	-To prawda - powiedziaem.
- Nie znam milszego.
Zaskoczyo mnie troch to, e profesor nie wydawa si w aden sposb zainteresowanytreci mojej nowej powieci, cho - z drugiej strony
	- by moepoczu si dotknity tym, eja nie wyraziemnajmniejszego zainteresowania przyczyn jego podry ani szczegamijego ycia.
Do,e raptem przerwa nasz rozmow i dalsze zapoznawanie si, mwic jeszcze:
	- Ale nie ma mi pan za ze, e przed chwil tak si uczepiem paskiej rki?
	-Nie,skde.
Wszystko w porzdku!
- prbowaem uagodzi Gropiusa.
-Skoro to pana uspokoio.
	Z gonikw pokadowych popyna informacja, e zakilka minutbdziemyldowa na lotnisku Leonardoda Vinci, i niedugo potem samolot zatrzyma si przed oszklonym terminalem.
	Wporcie lotniczym kadyz nas poszed w swoj stron.
Miaempoczucie, e drobny incydent w samolocie by dla Gropiusa do przykry, aleju nastpnego ranka zdyem o nim niemalzapomnie - niemal, poniewastwierdzenie profesora, e "ju po wszystkim", wci dawao mido mylenia.
	Zaraz po niadaniu, ze stosem biaych kartek, zmor kadego autora,zasiadem przy drewnianym stole pomalowanym na zielono, ktry signoraMoretti,wacicielka hotelu, wysuna nataras przy balustradzie.
Rozciga si std widok nadachy Tivoli w kierunku zachodnim, gdzie w jesiennych mgach kry siRzym.
	W pracy, ktrprzeryway jedynie dugie spacery, poczyniem powane postpy.
Pitegodnia - a siedziaem wanie w poudniowym socui pisaem ostatni stronszkicu powieci - usyszaemnagle za sob krokina tarasie.
Kto wyranieniezdecydowanie si zblia, a w kocu sizatrzyma.
Na plecach dosownie poczuem czyj wzrok, eby wiczakoczy nieprzyjemn sytuacj, odwrciemsi.
	To pan, profesorze?
odoyem owek, wyraajc zdziwienie.
Zato...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin