Magnezowy pręt -artefakt pozaziemskiego pochodzenia.pdf

(66 KB) Pobierz
66898119 UNPDF
Magnezowy pręt -
artefakt pozaziemskiego pochodzenia
Przedstawione tutaj zdarzenie, z kategorii CE-III i związany z nim artefakt pozostaje czymś
unikalnym, a to dlatego, że wielu ludzi na własne oczy mogło zobaczyć a także dotknąć własnymi
rękami czegoś, co nie należy do naszego świata.
NOLe i Cywilizacje Pozaziemskie istnieją – te fakty są znane tym wszystkim, którzy interesują
się ufologią. Ogromna ilość dokumentacji, w tym zeznania obserwatorów, filmy, fotografie i tajne
raporty wojskowych – po wielokroć potwierdziły tę tezę. Musimy także pamiętać szczególnie przy
lekturze tego tekstu, który dotyczy przecież opisu przedmiotów pozaziemskiego pochodzenia, że w
tajnych bazach amerykańskich znajdują się rozbite Latające Spodki i ich pasażerowie. Oczywiście
opinia publiczna nie jest informowana o tym rzetelnie i na bieżąco. Na światło dzienne wydostają
się jedynie niepotwierdzone i nie do końca sprawdzone informacje, bowiem czynniki oficjalne robią
wszystko, by zachować prawdę dla siebie, w im tylko wiadomym celu.
Oto najlepszy przykład na potwierdzenie powyższych przypuszczeń. W lecie 1974 r. wielu ludzi
zetknęło się z załogą NOLa w Transsylwanii (Rumunia), z wysokimi humanoidalnymi osobnikami
o długich jasnych włosach. Jedna z nich wręczyła świadkowi małe pudełeczko, zawierające 64 złote
listki. Różni autorzy różnie je opisują. W krótkim czasie złowroga rumuńska służba bezpieczeństwa
państwowego – sławetna SECURITATE, dowiedziała się o tym incydencie i skonfiskowała złote
listki. Świadków albo sterroryzowano albo zamknięto w więzieniach, a kilku z nich zginęło w
niewyjaśnionych okolicznościach. Przed konfiskatą materiałów zdołano wykonać jedynie kilka
krótkich opisów i mniej lub więcej udanych rysunków. Nikt nie wie, co w końcu stało się z listkami.
Istnieją opisy tych ostatnich, ale nikt nie uważa ich za wiążący dowód czemu zresztą nie należy się
dziwić. Ostateczne rozwiązanie tej zagadki czeka na swego odkrywcę.
Wiele lat oczekiwaliśmy na oryginalny materiał, który stanowiłby niepodważalny dowód na
istnienie Przybyszów i w dodatku taki, który można by poddać badaniom i przede wszystkim
pokazać go ludziom. Coś takiego wydarzyło się właśnie w Debreczynie. Taki Artefakt widziało z
bliska ponad 600 osób oraz dziennikarze TVM i ogólnokrajowej prasy, którzy powiadomili o tym
wydarzeniu całe Węgry.
Przedmiot ten jest prętem zrobionym z magnezu, a jego długość wynosi 36 cm. Jego
właścicielem jest 46-letni mężczyzna, mieszkający na stałe w Debreczynie. Niestety, pręt pocięto na
trzy części niemal równej długości. Obecnie Laszló Bako dość pasywnie podchodzi do swej
niezwykłej przygody, w wyniku której został właścicielem tego artefaktu. Pokrótce przedstawię jak
w ogóle do tego doszło i o wydarzeniach, które poprzedziły jego zetknięcie się z magnezowym
prętem. Oto fakty:
Dziwne spotkanie z małą istotą
Historia ta wydarzyła się w 1953 roku w Tiszacsege, wiosce odległej o 70 km od Debreczyna.
Było wczesne, letnie i słoneczne przedpołudnie. Laszló Bako miał wówczas 5 lat. Był ze swymi
dziadkami w polu, gdzie okopywali buraki cukrowe. Mały Laszló bawił się samotnie w pobliżu
torów kolejowych. W czasie zabawy poczuł, że dzieje się coś dziwnego i zauważył małą istotę,
która zmierzała w jego stronę. Humanoidalna postać była podobna do człowieka, miała ręce, nogi i
dużą głowę – Laszló sądził, że jest to mężczyzna, choć nie potrafił tego w żaden sposób uzasadnić.
Ciało człowieczka, który był wzrostu Laszló, było pokryte gładką szara skórą, bez śladu
jakiejkolwiek odzieży. Podszedł on na odległość około 1 metra od chłopca i zatrzymał się. Z tego,
co Laszló zapamiętał, przyglądali się oni sobie przez chwilę i wtedy odczuł przyjemne uczucie
przyjaźni i bezpieczeństwa. Nieznana mu istota uśmiechała się. Laszló Bako CZUŁ że ów dziwny
człowieczek MÓWI coś do niego, ale nie widział żadnego ruchu warg, ani nie słyszał żadnego
dźwięku. Świadek nie potrafił opisać ani w inny sposób wyrazić swych uczuć. Wszystko trwało
zbyt krótko, zaledwie niecałą minutę.
Potem człowieczek odwrócił się i odszedł. Po przejściu jakichś 4-5 metrów po prostu... znikł!
Laszló rozgniewał się, gdyż nie był w stanie stwierdzić, jak to się stało że ktoś mógł zniknąć tak
nagle z pola widzenia. Przez dłuższy czas bezskutecznie próbował odszukać tę niezwykłą istotkę.
Było to pierwsze w jego życiu bezpośrednie zetknięcie się z kategorii bliskich spotkań z
Nieznanym.
Magnezowy pręt
Gabor Tarcali jest aktualnie prezesem HUFON –
Magyar UFO Kutato Halozat , czyli Węgierskiej Sieci
Badań NOL z siedzibą w Debreczynie. Sprawa
magnezowego pręta – pozostałość po CE III –
sprowokowała go do dwukrotnego wystąpienia na
forum III i IV Środkowoeuropejskiego Kongresu
Ufologicznego, gdzie omówił dość dokładnie wyniki
badań nad tym artefaktem. Niestety, badania te
postępują wyjątkowo opornie ze względu na koszty,
których nie jest w stanie pokryć ani HUFON ani
żadna z osób prywatnych, bowiem w grę wchodzą
miliony forintów...
Jakkolwiek wyniki badań wciąż nie są kompletne, referat po raz pierwszy wygłoszony 1
października 1994 r, na Kongresie w Debreczynie, był „hitem” programu. Po raz pierwszy
zaprezentowano audytorium przedmiot pozaziemskiego pochodzenia.
Niezwykła historia z ciężarówką
Następny niezwykły incydent miał miejsce na drodze nr 4 w połowie maja 1976 r. w okolicy
Debreczyna. W tym czasie Laszló pracował jako kierowca ciężarówki marki ZIŁ. Wraz z pięcioma
innymi kierowcami woził żwir w konwoju. Tego dnia jechał jako ostatni. Było kilka minut po
godzinie drugiej w nocy, gdy Laszló nagle poczuł, że coś dziwnego dzieje się z jego samochodem, a
mianowicie zaczął on kołysać się raz w prawo, raz w lewo. Trwało to jakieś 15-20 sekund, po czym
ciężarówka oderwała się od jezdni, wzleciała do góry i z powrotem opadła na jezdnię. Było to
niespodziewane przeżycie. Najdziwniejsze jednak było to, że pod wpływem nieznanej siły nie
rozsypał się żwir, ani nie rozleciała się ciężarówka. Jedynym i dość zaskakującym efektem tego
incydentu było zsypanie się niewielkiej ilości żwiru w chwili „lądowania” na niej ciężarówki, z
którego utworzyła się symetryczna piramida. Silnik ciężarówki przestał pracować, ale światła paliły
się. Poza tym zaklinowały się drzwi kabiny i Laszló musiał wyjść z ciężarówki przez okno. Obszedł
ciężarówkę dookoła i nie mógł znaleźć żadnego wyjaśnienia dla zaistniałego zdarzenia.
Koledzy Laszló także stanęli, ponieważ w tylnych lusterkach zauważyli, że z jego ciężarówką
działo się coś dziwnego. Nikt nie wiedział co właściwie się stało. Wezwali zatem policję i pomoc
drogową swej firmy „Volan Vallalat”. Ciężarówkę odholowano do bazy. Ani policjanci, ani
specjaliści – mechanicy nie potrafili wyjaśnić powodów, dla których ciężarówka tak dziwnie się
zachowywała i nagle odmówiła posłuszeństwa. Sporządzono urzędowy protokół, który policja
trzyma w swoim sejfie do dziś dnia... Może o takiej a nie innej postawie stróżów porządku
zdecydowało wcześniejsze zdarzenie zaledwie sprzed około dwóch lat...
66898119.001.png
Bliskie Spotkanie IV Rodzaju
Ten bodaj najważniejszy incydent miał miejsce w połowie sierpnia 1974 r. Laszló Bako spędzał
czas na tarasie domu na przedmieściach Debreczyna. Była godzina 23, kiedy leżał już w łóżku i
słuchał radia. Naraz nagle zasnął. W chwilę później obudził się w jaskrawo oświetlonym
pomieszczeniu. Jak to zapamiętał – siedział tam w fotelopodobnym meblu. Przed nim było coś w
rodzaju biurka, pomalowanego w czarno-szare podłużne pasy. Blat był pochylony w jego stronę.
Szczegół ten jest bardzo interesujący, bowiem wspominała o tym pewna dziewczyna z Kiskunfele-
gyhaza, która podobny mebel widziała w czasie podobnego zdarzenia z jej udziałem. Jest mało
prawdopodobne, by dwie osoby, które nie miały możliwości wymiany swoich wcześniejszych
doświadczeń i uzgodnienia między sobą takich szczegółów, mogły śnić o tym samym.
Laszló doskonale zapamiętał Istotę stojącą po jego prawej stronie. Trzymała ona w ręce pręt o
długości około 35-40 cm, którym rysowała na blacie i jednocześnie o czymś mówiła do niego.
Laszló domyślił się, o czym mówiono. Zapamiętał, że Istota powiedziała: „Właśnie opuściliśmy
Ziemię”, a potem mówiła coś o odległościach, jakby zamierzała coś objaśnić. Potem Laszló zaczął
czuć się źle, do tego stopnia, że nie był w stanie zapamiętać niczego więcej.
Kiedy odzyskał świadomość, stwierdził, że leży w poprzek łóżka, z nogami opuszczonymi na
podłogę. Fizycznie czuł się paskudnie, a jednocześnie psychicznie czuł się wspaniale, wręcz
cudownie. Naraz obok łóżka zauważył papierowe pudełko, z którego emanowało jasnozielone
światło. Jego źródłem był pręt, którego górny koniec intensywnie promieniował. Laszló podniósł
ostrożnie ów dziwny przedmiot i dokładnie obejrzał.
Jedynym wyjaśnieniem obecności tego pręta w jego domu było pozostawienie go przez Obcych,
bowiem Laszló pamiętał, że identyczny pręt miał w ręku osobnik, którego widział w trakcie pobytu
w jasnym pomieszczeniu. Laszló nie miał pojęcia, co sądzić o tym „prezencie”, ale był pewien, że w
jego życiu zaszło coś ważnego i to, co dostał od Nich jest czymś znaczącym. Nota bene znamy dziś
wiele podobnych historii, w których ważną rolę odgrywają właśnie takie metalowe pręty. Jest to
jednak jak dotąd, jedyny znany nam przypadek, kiedy podobny przedmiot pozostał na Ziemi i
znalazł się w posiadaniu człowieka, który prawdopodobnie doświadczył „wzięcia” na pokład
nieznanego obiektu latającego.
Po tym incydencie Laszló Bako przez kilka dni chorował. Zabrał pręt do swego mieszkania i
ukrył. Owinął go w szmatkę i włożył do metalowej tuby, po czym zakopał u siebie w ogrodzie. Po
roku, wyszukał nowe miejsce i tam ponownie zakopał pręt, dobrze go pilnując.
Laszló Bako ostatecznie wykopał pręt po kontakcie z HUFON-em wiosną 1991 roku.
Opowiedział powyższą historię i wyraził chęć pokazania nam dowodu swoich niezwykłych przeżyć.
Pozwolił także na pobranie kilku próbek tego artefaktu. Niedobrze się stało, że Laszló nieopatrznie
pociął pręt na trzy części, gdyż przez to z pewnością stracił on swoje podstawowe właściwości. Po
długich namowach z naszej strony, zgodził się wreszcie na publiczną demonstrację tego
bezprecedensowego dowodu w czasie Międzynarodowego Kongresu Ufologicznego w
Debreczynie, który miał miejsce w dniach 1-2 października 1994 r.
Materialny dowód numer jeden
Cylindryczny pręt o długości 36 cm i średnicy równej 18 mm pocięto na trzy części niemal
równej długości. Jego powierzchnia jest srebrzystoszara – niemal w 100% zawiera on magnez – i
lśni jak lustro. Jego powierzchnia nie jest wypolerowana – sprawia wrażenie powierzchni
piaskowanej – jak np. karoserie samochodowe. Obydwa końce pręta są zaokrąglone, ale nie są one
identyczne – mają różne stopnie krzywizny.
Po obu stronach środkowej części wycięto dwa krążki o długości 10 mm dla celów badawczych.
Widać tam także ślady uderzeń, cięć i piłowania zrobione przez Laszló w celu zaspokojenia własnej
ciekawości.
Jeden z końców rurki jest nadzwyczaj ciekawy, a to dlatego, że znajduje się na nim trójkolorowa
formacja, ze środka której emitowane są różnokolorowe promienie. Nie wiadomo, co generuje
promienistą energię, gdyż na tę okoliczność nie przeprowadzono żadnych badań.
Drugi koniec posiada z kolei wypustkę w kształcie trapezu, z której emituje jasnozielone światło
na zasadzie luminescencji – co upodabnia to zjawisko do fosforyzowanych cyfr niektórych
zegarków. Nie wiadomo, czym jest materiał fosforyzujący, jego skład chemiczny pozostaje
nieznany.
Poza trójkątnym występem z „laserowym okiem”, na tym samym końcu znajduje się 9 półkul o
średnicy około 4 mm każda. Podobnie jak trójkąt są one zrobione ze złota. Jeden z kątów trójkąta
mierzy w trzecią półkulę, tak jakby to było jakimś przesłaniem, (dla Ziemian, którzy zamieszkują
trzecią planetę Układu Słonecznego). „Laserowe oko” w trójkącie emituje promienie o kolorach:
czerwonym, niebieskim, zielonym, żółtym, pomarańczowym, fioletowym, różowym i akwamaryny.
Rezultaty dochodzenia, które przeprowadzili technicy stały się punktem zwrotnym całej tej
historii. Analitycy dokonali badań bardzo precyzyjną aparaturą i wykonali komputerową analizę
stopu, a raczej metalu, z którego wykonano ten pręt. Pomiary wykonano w całkowitej tajemnicy,
bowiem oficjalnie nie dałoby się ich wykonać na Węgrzech... Chodzi o to, że koszt badań
wyniósłby miliony forintów. Poza tym ŻADEN instytut naukowy nie potwierdziłby ich wyników.
Ale jesteśmy pewni, że oficjalne badania dałyby identyczny rezultat.
Wyniki ekspertyzy
Metalowy pręt zrobiono z czystego magnezu. Jego czystość jest idealna – 100% – co jest
nieosiągalne na Ziemi! Zgodnie z orzeczeniem specjalistów, otrzymanie stuprocentowego magnezu
jest teoretycznie możliwe, ale jedynie w idealnych laboratoryjnych warunkach i koszt czegoś
takiego byłby niezwykle wysoki. Magnezu o tej czystości po prostu NIE MA NA ZIEMI – a
produkcja sposobem chałupniczym tak czystego magnezu w ogóle NIE JEST MOŻLIWA! Magnez
produkuje się jako stop o czystości 99,50 % (techniczny) i 99,95 % (laboratoryjny). Magnez z pręta
jest czymś unikalnym na Ziemi. Badacze powtarzali trzykrotnie badania z identycznym rezultatem –
100% Mg!
Wszystkie dane wskazują zatem na to, że Laszló Bako posiada rzecz, której pochodzenie jest z
CAŁĄ PEWNOŚCIĄ POZAZIEMSKIE. Po wykonaniu oficjalnych analiz, które dadzą takie same
rezultaty, ten artefakt zapewne dowiedzie swego pozaziemskiego pochodzenia i będzie niezbitym
dowodem tego, że Oni wciąż nas odwiedzają.
Autor: Robert Leśniakiewicz
Zgłoś jeśli naruszono regulamin