O porównaniach i przenośniach, a i o tym, na czym unosi się autor (polemika z Czytelnikiem).txt

(10 KB) Pobierz
O porównaniach i przenoniach, a i o tym, na czym unosi się autor (polemika z Czytelnikiem)

KĽCIK ZŁAMANYCH PIÓR Feniks 786 1999

Proszę o zmiłowanie. Zawsze zdawało mi się, że czytelnik magazynu SF&F, próbujšcy swoich sił jako autor, to osobnik obdarzony wyobraniš. Gdzie tam. Kochani, przysyłacie mi całe kilogramy papieru i dyskietki zapchane do granic. Mogę to przeczytać bšd przejrzeć - lecz nie mogę o tym wszystkim pisać. Czy autor pięciu opowiadań (każde w innej konwencji) naprawdę wyobraża sobie, że ja udzielę mu jakich porad na temat... no włanie, na jaki temat Czy w trzech linijkach tekstu można zawrzeć uwagi dotyczšce pięciu różnych opowiadań, pochwalić to, co w każdym dobre oraz wytknšć błędy, uzasadnić swoje zdanie i doradzić autorowi cokolwiek To samo dotyczy powieci. Nie dajecie mi ich przecież do druku, tylko do wstępnej oceny, wystarczy zatem fragment - powiedzmy dwa-trzy rozdziały. To dosyć, bym mógł ocenić warsztat autora, natomiast cała reszta (a więc przesłanie, pomysł itd.) to już robota nie dla mnie. Tego nie można nauczyć i nawet trudno cokolwiek doradzić. Albo kto ma co do powiedzenia, albo nie. Za recepty na dobry pomysł nie istniejš. Jeli jest inaczej, to proszę wypisać mi kilka.
Sprawa druga nie mogę do was posyłać prywatnych listów, nie warto więc częstować mnie znaczkami i kopertami. Nie odpiszę. Możemy rozmawiać o tekstach, do niektórych autorów będę zwracał się bezporednio (p. dział Poczta), ale wszystko musi dziać się tutaj, w tej rubryce. Prywatnej korespondencji nie udwignę, choćbym nawet bardzo tego pragnšł. Jestem tylko jeden. Czy kto sšdzi, że Kresów jest siedmiu
  
Chcę pogadać dzisiaj o rozmaitych specjalnych zabiegach, w mniemaniu autorów służšcych wzbogaceniu i dowartociowaniu dzieła. Na poczštek
Pozwól mi usnšć w miejscu przerażenia, niczym krwawišca rana z przeszłoci rozdziera umysł, zabija marzenia, próbuje ogarnšć myli... Spójrz jak przepływa twój dotyk przez skórę, jak dzika pieszczota rozpala to ciało, jak wszystko twardnieje, niby delikatne, umysł umiera, odpoczywa... Może tak dotknšć dzikoci stworzenia, a potem zabić przyjań najczystszš, by póniej móc nie umrzeć z pragnienia krwi nienawici, lubieżnoci także.
Oraz drugi fragment
Noc. Przez zajmujšce całš cianę okna wlewała się jedynie mroczna pustka. Odległy poblask miasta był może widoczny, kiedy stało się w bezporedniej bliskoci przezroczystej płaszczyzny i wtedy malował żółte cienie w załamaniach twarzy takiej nocy jak ta, kiedy wiatło księżyca i gwiazd omijało Amsterdam. Chociaż jednak bezkonkurencyjny, nie mógł poblask stolicy upać na niczyjš twarz, tylko wlewał się do ciemnego pomieszczenia i rozpraszał ze zniechęceniem, zanim zmobilizował siły na tyle, by dotrzeć do postaci (...)
To opowiadania. A teraz list od Czytelnika (list ten dziwnie pasuje do powyższych kawałków i dlatego przytaczam fragmenty)
Artysta unosi się na grzbiecie potężnego Geniuszu (...) Jest samotnikiem wytyczajšcym sobie z pozoru niemożliwe do zrealizowania cele. Jest drogš ku Nadczłowiekowi, a niekiedy Nadczłowiekiem. Służy jedynie sobie. Jego nauczycielem jest on sam. Pisze krwiš (...). Pod jego stopami gnieżdżš się pasterze przywišzani do owiec (...). Myl Genialna porywa Duszę i Talent. Narzuca ona Formę, w zależnoci od rodzaju Myli Genialnej. Artysta pisze całym sobš. Swobodnie unosi się na szalonej Myli.
Z listem Czytelnika polemizować nie mogę, albowiem nie zrozumiałem ani słowa z tego, co mi zakomunikował - widać nie unoszę się na grzbiecie Geniuszu a i na szalonej Myli unoszę się nieswobodnie. Na dodatek nie piszę całym sobš, w zasadzie używam tylko rozumu i palców, a wštroby oraz worka mosznowego sporadycznie. Jest mi przykro, rzecz jasna, że Czytelnik oszalał, ale cóż ja mogę na to poradzić
Z opowiadaniami sprawa jest trochę inna, bardziej skomplikowana. I poważniejsza - spróbujmy więc spoważnieć. Wydaje mi się, że znam i rozumiem zjawisko, które zilustrowałem fragmentami dwóch opowiadań (jeli kto wemie do ręki moje debiutanckie dziełko - tytułu nie przypomnę - to zobaczy, dlaczego tak twierdzę). Choroba, o której mówię, ma przebieg łagodny albo ostry. W postaci ostrej, dotknięty niš autor odrzuca niemal wszystko, co dotšd zrobiono na niwie literackiej i postanawia zapoczštkować bez mała nowy nurt w sztuce. Rzecz jest niemożliwa, przynajmniej od chwili, gdy napisano poemat dadaistyczny (choćby sztandarowe dzieło O gadji beri bimba - tytuł cytuję z pamięci, może więc co pokręciłem, o ile ma to jakiekolwiek znaczenie). Choroba w postaci łagodnej nie czyni aż takich spustoszeń i w zasadzie jest uleczalna. Nosicielem może być każdy; otóż w poczštkujšcym autorze często tli się podwiadome przekonanie, iż nie warto pisać normalnych utworów, bo któż to zauważy Ot, kolejna fabułka, zdanie po zdaniu, podmiot, orzeczenie, dopełnienie... Lepiej zrobić co, czego nikt jeszcze nie zrobił (postać ostra), albo chociaż co formalnie oryginalnego. Na przykład walnšć po oczach takš wysokš prozš, że na tle banalnych fabuł...
I autor wali takš prozš. Takš mianowicie, że przestaje panować nad językiem, bo jest to tworzywo wielce niepokorne. Metafory sypiš się, pełne wewnętrznych sprzecznoci, nie przystajš do siebie, gramatyka bierze w łeb, powstaje stylistyczny bałagan... Konia z rzędem temu, kto mi powie, jak podmiot domylny ty ma się do czegokolwiek w drugim zdaniu składowym (p. pierwszy z cytowanych fragmentów). A głównš nagrodę przeznaczam dla osoby, która zrozumiała, o co chodzi we fragmencie drugim, przeczytawszy go normalnie, czyli jeden raz i w zwyczajnym dla siebie tempie.
Metafora jest figurš bardzo trudnš. Porównanie musi być celne i to zwykle wystarczy. Metafora po pierwsze musi być zrozumiała, albowiem jej sens polega na kojarzeniu mniej lub bardziej odległych pojęć. Zmierzch stulecia albo nawet mierć wieku, no tak Dopala się płomień tysišclecia wojen. Nade wszystko jednak - metafora musi być potrzebna. Zbędne porównanie jest po prostu nieprzydatnym dookreleniem; zbędna metafora wręcz ogłupia adresata wypowiedzi, utrudnia odczytanie przekazu, albowiem zmusza do niepotrzebnego wysiłku (kojarzenie nie jest funkcjš prostš, cóż dopiero skojarzenia piętrowe, gdy przenoni jest kilka i zachodzš między nimi skomplikowane relacje). Dodam jeszcze, że przez cały czas mam na myli celne porównanie i niesprzecznš wewnętrznie metaforę. Bo jeli kto jest silny jak tlenek azotu Albo palš się deszcze przeszumnego wzgórza Wtedy to przestajš być figury retoryczne. To sš brednie. Poeci uciekajš się czasem do skojarzeń wręcz absurdalnych i bywa, że osišgajš przy tym pożšdany efekt, lecz my tu mówimy o prozie fabularnej. A w fabule komunikatywnoć przekazu jest wartociš wielce istotnš i rozmaite rodki artystycznego wyrazu nie powinny ograniczać tej funkcji. Metafora może na skróty wprowadzić czytelnika w odpowiedni nastrój, pogłębić jakie wrażenie - ale na tym koniec. Dla nas, prozaików, przenonia użyta sama dla siebie nie ma żadnej wartoci, bo w dziele fabularnym nie jest figurš nadrzędnš, lecz służebnš. Spójrzmy na to tak oto czytelnik opowiadania przebrnšć musi przez pewnš iloć stron tekstu, by poznać jakš historię i dowiedzieć się, co z niej wynika. Oczekujšc okrelonych profitów, godzi się wykonać takš włanie pracę; w końcu goć sięgnšł po utwór fabularny - zakładamy, że nie przez pomyłkę. Ale nie róbmy facetowi na złoć zmuszajšc go, by łykał literackie hybrydy. On chce konkretów. Nie sięgnšł po tomik poezji, lecz po prozę, więc teraz raczej nie zamknie oczu i nie osunie się w przepastne głębie fotela, by w rytm uderzeń serca smakować melodie pierwszego i trzeciego zdania akapitu. Pojedyncze zdanie g... go obchodzi; on chce gawędy, historii. Tę historię warto snuć rzetelnie i z uczuciem, nie stronišc od przenoni i porównań, niemniej dbajšc, by narracja od tego nie cierpiała.
Przećwiczmy to. Przytoczyłem fragmenty dwóch tekstów. W pierwszym zdania składowe majš się nijak do siebie, ponadto wszystko dzieje się w kompletnej próżni; pozostaje zagadkš, co to jest miejsce przerażenia, jaka rana i dlaczego z przeszłoci; pomijam już, że rana jest włanie rozcięciem, dziurš, rozdarciem, jak więc może rozedrzeć cokolwiek Że niby - rozdarcie rozdarło Wspomnienie o ranie, no, powiedzmy (to już metafora piętrowa, bo i wspomnienie niczego przecież dosłownie nie rozdziera... ale przynajmniej samo nie jest rozdarciem). Na tym włanie polega wewnętrzna logika metafory. Ale tylko wewnętrzna, bo teraz trzeba to odnieć do jakiego ZEWNĽTRZ - toż przenonia, jak sama nazwa wskazuje, nie powstaje sama dla siebie, do czego trzeba jš odnieć, do jakiego konkretu. Jakiego Co symbolizuje ta figura w przytoczonym tekcie; co się tu za niš kryje Mam czytać różne połšczone z sobš słowa nie wiedzšc, co właciwie znaczš Nie majšc absolutnie żadnego konkretu, więc żadnego oparcia, nie znajšc klucza do szyfru, mogę tylko taplać się w słowach i zdaniach. To jest niczym szukanie sensu w wypowiedzi szaleńca.
Drugi fragment. Rozbierzmy to jako. Przez okna... wlewała się jedynie (podkr. moje - FWK) pustka. W następnym zdaniu poblask stolicy... wlewał się do pomieszczenia. No więc jedynie pustka, czy poblask - co się tam wlewało Potem poblask rozpraszał się ze zniechęceniem, ale zaraz zmobilizował siły na tyle, by dotrzeć do postaci... Znaczy skupiał się z powrotem, ten rozproszony poblask, czy jak Do tego niezręcznoci czysto techniczne. Stało się - w sensie zdarzyło się co, czy też tkwiło (się) w jakim punkcie (od stać - zajmować pewne miejsce w pozycji względnie pionowej). Trzeba czasu, by odnaleć właciwe znaczenie. Dalej można zrozumieć, że autor kontynuuje cišg metafor, piszšc o twarzy nocy - i znów niezbędny jest namysł, by pojšć, że chodzi o domniemanš twarz ludzkš, jak najbardziej konkretnš (budowa zdania nijak takiej interpretacji nie narzuca)...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin