O interpunkcji.txt

(9 KB) Pobierz
O interpunkcji

KĽCIK ZŁAMANYCH PIÓR Feniks 12100 2000

Czeć Kresie! Chciałabym Cię prosić, żeby w którym Kšciku... poruszył problem... wykrzykników i wielokropków, których niektórzy młodzi twórcy nadużywajš w sposób katastrofalny. Bardzo fajny i miły list, choć niestety nie pachniał perfumami (pozdrawiam Cię, Agnieszko!). Podobnych listów - mam na myli zawarte w nich postulaty - otrzymuję sporo. Napisz o tym, albo o tamtym, zwróć uwagę na to lub owo.... Propozycje warte uwagi, a gdy dołożyć do nich moje własne pomysły, powstanie całkiem niezła bomba - będzie to jednak bomba rozpryskowa. Sto drobnych spraw; jak odpalić podobny ładunek Wielokropki i wykrzykniki - to nie jest temat, który wypełni cały Kšcik. Co potem Pięć zdań o tym, jak przygotować tekst dla redakcji (padła i taka propozycja). I jeszcze dziesięć zdań - o czym Boję się, że zacznie to przypominać rupieciarnię.
No dobrze, swoim zwyczajem zaczšłem od biadolenia, żeby nikt broń Boże nie pomylał, że jest mi lekko na wiecie. Ale jako sobie poradzę. Tak naprawdę, pragnę tylko usprawiedliwić się przed Czytelnikami, którzy przysyłajš mi w listach rozsšdne i ciekawe propozycje, a potem nic się nie dzieje, kamień w wodę. Więc, zapewniam, wiele listów wetknšłem w jeża na biurku i czekajš na lepsze czasy. Aż wymylę, co z nimi zrobić.
Spróbuję dzisiaj rozprawić się z tymi nieszczęsnymi wielokropkami i wykrzyknikami; napiszę też trochę o interpunkcji w ogóle. Autorka cytowanego listu ma słusznoć - nadużywanie wielokropków to norma u debiutujšcych autorów. Ale nie robiłbym z tego dramatu; większoć wielokropków skreli adiustator, a jeli tego nie zrobi - to trzeba mieć pretensje do adiustatora. Z czasem, prawie każdy autor sam zaczyna dostrzegać, że co z tymi wielokropkami jest nie tak. Wydaje mi się, iż problem tkwi włanie w braku dowiadczenia; na poczštku młodemu twórcy zdaje się, że każde zdanie jego utworu jest ważne i wieloznaczne, podkrela więc tę wieloznacznoć... bo ta ma być takie niedopowiedziane... wieloznaczne włanie... Sami rozumiecie, otóż te wielokropki... Niestety, tekst wyglšda przez to sztucznie, a Czytelnik łatwo się irytuje (choć przeważnie nie wie, co właciwie go wkurza i dlaczego utwór le się czyta). Tak naprawdę, wielokropek moim zdaniem powinien pojawiać się niemal wyłšcznie w dialogach, a jako zasadę polecam jeli może go nie być, to skrel. Zmęczony, zziajany posłaniec, mówišcy urywanymi zdaniami; ciężko chory człowiek, krztuszšcy co z wielkim wysiłkiem; kto, komu niegrzecznie przerwano. To nie jedyne, ale najczęstsze sytuacje, w których użycie wielokropka jest uzasadnione, a nierzadko nawet niezbędne. W komentarzach odautorskich - ostrożniej. Choć, oczywicie, zaznaczę że i w tym wypadku nie istnieje jaka nadrzędna reguła, szablon który można łatwo zastosować. Bywa, iż autor naprawdę chce dać czytelnikowi co do zrozumienia i sygnalizuje to wielokropkiem. 
Z wykrzyknikami sprawa jest trochę inna. Nie tak dawno (pięć lat temu - z wiekiem okrelenie nie tak dawno nabiera jak widać specjalnego znaczenia) naczelny tego pisma pogonił mi kota, po przyjacielsku i prywatnie recenzujšc maszynopis najnowszej powieci (chodziło o Północnš Granicę). Trzasnšłem tam scenę bitwy, ale takš z wykopem, akcja nabrała tempa - więc postawiłem wykrzyknik na końcu każdego zdania. Wydało mi się, że powinienem - jako narrator - komentować tę bitwę jak sprawozdawca sportowy mecz; że te wykrzykniki zobrazujš szybkoć lawinowego rozwoju wydarzeń. Można by więc powiedzieć, iż miałem jakš artystycznš wizję, wiadomie używajšc pewnych rodków do osišgnięcia założonego celu. Ale, koniec końców, po zażartej dyskusji uwzględniłem wštpliwoci życzliwego recenzenta i częć wykrzykników skasowałem. Za tytuł powieci przytoczyłem tu celowo - bo otóż, jeli istnieje jaki wariat, który ma oba wydania tej ksišżki (lub też trzyma na półce wydanie pierwsze a kolega, na przykład, ma wydanie drugie) to może sobie porównać. Przygotowujšc wznowienie, wyrzuciłem z finałowej bitwy prawie wszystkie, albo zgoła wszystkie, wykrzykniki. Patrzšc z dystansu (a może po prostu starszy o pięć lat i dojrzalszy o pięć lat jako pisarz) doszedłem do wniosku, że użyte rodki nie wiodš do celu. Opis bitwy dzięki wykrzyknikom nie nabrał tempa, wydał mi się za to cokolwiek egzaltowany. Taka włanie przepać, bywa, zieje między tym, co autor sobie założył - a tym, co mu wyszło. 
No, dobrze. Wybaczcie mi, że rozwiodłem się na temat własnej ksišżki, a raczej własnych potknięć. Ale chciałem dowieć, że nie tylko debiutanci nadużywajš niektórych znaków interpunkcyjnych i trzeba bardzo uważać z poklepywaniem ich po ramieniu (Spoko, młody, jak trochę podroniesz, to ci przejdzie!). Przecież, piszšc Północnš Granicę, miałem za sobš kilkanacie lat pracy w tej branży i kilka wydanych ksišżek. Inna sprawa, że w opisywanym przypadku chodzi o błędnš (jak dzi sšdzę), niemniej wiadomš decyzję autora. Stary autor tym, między innymi, różni się od młodego, że swoje głupoty wypisuje z pełnš premedytacjš; debiutant najczęciej nawet nie wie, iż robi co dziwacznego. Chcę powiedzieć - a zmierzam do podsumowania - że wiek i staż nie czyniš nieomylnym; znacznie łatwiej wytknšć komu jego błędy, niż samemu ustrzec się przed nimi. To dlatego wielu wietnych skšdinšd, kompetentnych recenzentów, nie jest w stanie napisać ksišżki (takiej, którš dałoby się czytać).
Jeszcze o interpunkcji. Może o przecinkach, bo to temat ciekawy. Powiem co, co niejednš osobę zbulwersuje otóż, moim zdaniem, nie istniejš żadne czytelne zasady stawiania przecinków, reguły tym rzšdzšce można interpretować tak różnie, że - na dobrš sprawę - prawie nie ma reguł. Raz jeszcze powołam się na własne dowiadczenia i opowiem pewnš anegdotę. Przez wiele lat pisałem opowiadania i większoć z nich publikowałem w jednym pimie. Redaktorka obrabiajšca moje teksty miała zupełnie inne wyobrażenie na temat interpunkcji, niż niżej podpisany. Ale dotarlimy się w końcu, niczym mšż i żona; przyjšłem po prostu jej metody, bo skoro i tak miała zrobić swoje... Zresztš, nigdy nie uważałem, że jestem jako specjalnie mocny w interpunkcji, skorzystałem więc z okazji, by się co nieco doszkolić. Ale zdarzyło się, że po latach wznowiłem jedno z opowiadań w innym pimie, dajšc już nowš wersję, tę po adiustacji - ale w nowym pimie też była redaktorka, i pokreliła prawie wszystkie przecinki dostawione przez tamtš, i wstawiła swoje po swojemu, i tekst zaczšł mocno przypominać pierwszš wersję, tę starš... Nie chcę przez to powiedzieć, że która z redaktorek była niekompetentna. Moim zdaniem, w grę wchodziły różnice interpretacyjne. Z przecinkami jest tak, jak z szefem i młodš podwładnš dziewczyna pierwsza może powiedzieć dzień dobry, ale jeli zrobi to zwierzchnik, to też będzie w porzšdku, zgodnie z regułami dobrego wychowania. Słowem, jeli kto ma ochotę, może sobie poczytać o zasadach interpunkcji, jakie tam pojęcie mieć trzeba, ale po pierwsze znajomoć tych zasad nie zastšpi naturalnego wyczucia; po drugie, tekst po redakcji i tak będzie wyglšdał inaczej, bo osoba redagujšca musi dowieć, że nie je darmo chleba i urzšdzi interpunkcję po swojemu. Odradzam więc wszczynanie wojen o przecinki. Naprawdę szkoda amunicji. A wreszcie (i przede wszystkim) - twórcy nie sš od tego. Nad tekstem trzeba pracować; tekst wiadczy o autorze. Ale od zgłębiania najskrytszych tajemnic przecinkologii stosowanej sš ludzie, którzy biorš za to pienišdze i uważam, że należy korzystać z ich pomocy. Przecież ksišżka jest wspólnym dziełem autora, redaktora, grafika, wydawcy i drukarza. Korzystajšc z okazji przypomnę, że tekst opowiadania lub powieci to dopiero półprodukt. Jeszcze kupa ludzi musi się nabiedzić, nim czytelnik dostanie do ręki ksišżkę lub wieży numer pisma. A bodaj nie istnieje na wiecie takie dzieło, którego wydawca nie mógłby sknocić, ani takie, którego nie mógłby poprawić. Bywa, że autor przeklina wydawcę, ale bywa też, że go błogosławi. A najczęciej po prostu każdy z nich robi swoje i po zakończeniu roboty mogš razem napić się piwa. Bez błogosławieństw, ale i bez klštw.
Wróćmy do interpunkcji. Jeszcze słów kilka o manierach, ewentualnie - o indywidualnym stylu autora. Istnieje cienka linia odgradzajšca manierę od stylu, ale trudno jednoznacznie wskazać, gdzie przebiega. Po raz ostatni napiszę o sobie (mój tekst Czytelnik ma akurat przed oczami, tekst publicystyczny co prawda, ale to nie szkodzi). Charakterystycznš dla mnie cechš jest używanie wielu redników i mylników. Styl to - czy maniera Nie stronię też od nawiasów w miejscach, gdzie kto inny użyłby przecinków bšd mylników; być może nawiasów nadużywam. Ale, na szczęcie, język jest tworzywem podatnym na obróbkę jak żadne inne. Prawie wszystko zrobić można na sto różnych sposobów - i żaden z tych sposobów nie musi być zły, choć na pewno nie wszystkie sš tak samo dobre. Zważyć i zmierzyć tego na szczęcie niepodobna. Piszę w kółko na szczęcie - albowiem atrakcyjnoć prozy to pojęcie w dużej mierze subiektywne. Proza ma się czytać; wszelkie rzšdzšce pisaniem reguły nie sš wymylonymi ku udręce autorów ograniczeniami, lecz przeciwnie stojš na straży czytelnoci dzieła. A problemy w rodzaju przecinek czy mylnik to, tak naprawdę, sš głupstewka. Przeważnie może być tak, siak... albo ptak. 

Feliks W. Kres

Zgłoś jeśli naruszono regulamin