Karol May - Leśny Upiór.doc

(823 KB) Pobierz

May Karol - Leśny Upiór

TYTUŁ ORYGINAŁU: DAS BUSCHGESPENST II

TŁUMACZENIE ZBIGNIEW JANKOWSKI

ZASTAWIONA PUŁAPKA

Następnego dnia, była środa popielcowa. Cały świat miał tego lutowego poranka szare i wyblakłe oblicze. A Fritz Seidelmann już od najwcześniejszych godzin, trzęsąc się z zimna, przemierzał ulice i zaułki, sąsiadującego z Hohenthal miasteczka. Na koniec swej wędrówki dotarł wreszcie do małej drogerii „Pod Błękitną Gwiazdą”, przemknął pod szerokim łukiem bramy, przeciął pospiesznie podwórze i zniknął w oficynie, gdzie na pierwszym piętrze zapukał do drzwi.

Otworzyła mu starsza pani i na jego pytanie o kupca Michalowskiego zaprowadziła go do pokoju gościnnego, gdzie ruchliwy, krępy mężczyzna w średnim wieku, zajęty był. w przerwach pomiędzy myciem zębów, a przeczesywaniem fryzury, popijaniem porannej kawy. Jegomość ze szczoteczką do zębów w ręce spojrzał z oburzeniem na intruza, ale jego wzrok rozchmurzył się natychmiast, gdy spostrzegł Fritza Seidelmanna.

- Ach. to pan! Serdecznie witam! Jedną chwileczkę! Zaraz będę do pańskiej dyspozycji. Proszę, niech pan siada!

Mówiąc to niemal własnoręcznie usadowił gościa na staromodnej, wyjedzonej przez robaki sofie.

- A teraz mój przyjacielu, niech pan mówi co pana sprowadza? Czy pański ojciec powiedział już panu o naszym nowy m przedsięwzięciu? Otóż zamierzamy...

Fritz jednak przerwał mówiącemu.

- Nie panie Spengler, nie wiem nic o tym interesie i przychodzę tutaj w zupełnie innej sprawie.

- Ach. rozumiem! - Splengler odłożył w końcu szczoteczkę do zębów na bok i podszedł do stołu, aby dopić resztkę swej kawy.

- Zatem niech pan opowiada, o co chodzi?

I Fritz opowiedział wszystko o balu maskowym, o Edwardzie Huserze. Angelice Hofmann. tajemniczym nieznajomym i o swoich perypetiach z rym związanych i wreszcie o dalszych planach odnośnie tej historii.

Spenglera spoważniał. Na pierwszy rzut oka sprawiał on wrażenie dobrodusznego lekkoducha, jego zawsze śmiejące się oczy nadawały twarzy niemal przyjacielski wyraz. Teraz jednak brwi miał ściągnięte, a jego spojrzenie było posępne i groźne.

Gdy tylko Fritz skończył mówić, zerwał się z krzesła podniecony.

- Koronki zaszyte w marynarce? I tamten nic o tym nie wie? Naprawdę dobrze pan to wymyślił! Teraz trzeba jeszcze tak zrobić, aby poszedł w tej marynarce przez granicę.

- Na tym właśnie polega nasz plan. Brakuje nam tylko kogoś umiejącego dochować tajemnicy, kogoś kto potrafiłby, znajdując ku temu odpowiedni pretekst, nakłonić chłopaka do czegoś takiego.

- Hm! - zadumał się Spengler na chwilę - Właściwie, to już chciałem się tego podjąć. Muszę jednak wyznać, że cały ten plan, w jego obecnej postaci, ma pewne słabe strony. Niech pan posłucha! Otóż cóż takiego może spotkać tego Hausera, gdyby znaleziono przy nim jakieś koronki? W najlepszym razie zostaną mu zabrane, a on stanie się podejrzliwy jak nigdy dotąd. Co się zaś tyczy listu do Straucha, to na pewno z tego wybrnie. W taki sposób więc nie uda się go załatwić. Trudno bowiem wszystko przewidzieć. Mogą przecież zajść takie okoliczności, w świetle których okaże się; że jest on zupełnie niewinny. I co wtedy? W takim przypadku, broń której użyliśmy mogłaby obrócić się przeciwko nam.

- Ależ nie. byłem przy tym wszystkim bardzo ostrożny! - zaperzył się Fritz. - Nikt więc nie będzie mógł powiedzieć, że te koronki zostały mu wszyte potajemnie, a już tym bardziej, że ja byłem tego sprawcą.

- Wierz, lecz bacz komu wierzysz! - mruknął do siebie Spengler. - Często wpadamy w pułapkę tam, gdzie się jej najmniej spodziewamy. A zbyt wielka pewność siebie, już niejednego przewiodła do zguby.

Fritz Seidelmann nie potrafił ukryć rozczarowania.

- Czy to znaczy, że nie chce nam pan pomóc w tej sprawie? - spytał z trwogą.

Odpowiedź Spenglera była natychmiastowa.

- Czy ja coś takiego mówiłem? Chłopak ma okazać się szmuglerem,. ale trzeba uczynić to w odpowiedni sposób. To oczywiste. Chcę tylko mieć pewność i dlatego rozważam wszelkie możliwości, jak choćby tę: co będzie jeśli przypadkiem ktoś zobaczy albo znajdzie u was. te koronki?

- Kto chciałby ich u nas szukać? Zresztą mamy je tak dobrze ukryte, że nikt nie mógłby ich znaleźć, a na wszelki wypadek schowam w bezpiecznym miejscu także i nici, którymi zszywałem marynarkę Hausera.

- Takie postępowanie mogę pochwalić. Najważniejszą sprawą pozostanie jednak to, aby Hauser nie dał się zatrzymać dobrowolnie, lecz by stawiał opór, a nawet podjął się próby ucieczki.

- O tym także już myśleliśmy. Ale tego nie da się zrobić.

- Nie ma takich rzeczy, których nie da się zrobić. - oświadczył Spengler - Nie należy być tylko głupcem. Niech pan pozwoli mi się zastanowić!

Przeszedł kilka razy po pokoju, a potem zatrzymał się nagle przed Fritzem.

- Czy nie dałoby się. niby przypadkiem, spotkać gdzieś tego Hausera? Ale musi to nastąpić jak najprędzej. Najlepiej jeszcze dziś.

- Coś takiego jest do załatwienia. Jednak w tym celu musiałby pan pójść ze mną do Hohenthal, naturalnie zmieniwszy nieco swój wygląd. Być może będzie pan musiał, posłużyć się wobec Hausera jakąś sztuczką. Chodzi o to, aby potem nie mógł on powiedzieć, że człowiek, z którym rozmawiał wyglądał tak. a nie inaczej. No, bo gdyby okazało się. że opis tego człowieka pasuje do nijakiego Spenglera czyli kupca Michalowskiego. to cała sprawa mogłaby się wydać.

- Ma pan całkowitą rację - przytaknął Spengler. - Zatroszczę się o to. A teraz niech mi pan opisze tego Hausera najdokładniej jak można!

Fritz Seidelmann spełnił to życzenie, zaś Spengler wysłuchał wszystkiego z uwagą.

- To co pan powiedział, wystarczy, aby móc go natychmiast rozpoznać - stwierdził na koniec. - Już ja się nim zajmę, popamięta mnie jeszcze. Tak się koło niego zakrzątnę. że mu to bokiem wyjdzie. Czy jest pan pewien, że on rzeczywiście pozostaje na usługach tego obcego?

- Tak, przecież on sam to powiedział. Inaczej nigdy bym na to nie wpadł, że on otrzymał nagle pieniądze od tego tajemniczego łajdaka. Przecież Hauser to gotysz.

- No dobrze! - oświadczył Spengler z pewnością siebie. - W takim razie on sam mi powie kim jest ów obcy.

- Co takiego? - krzyknął młody Seidelmann. - Twierdzi pan. że Hauser sam panu to wyjawi? I to dobrowolnie? Jak pan chce tego dokonać?

- Bardzo prosto. Przedstawię się mu jako bliski zaufany tego człowieka. To najszybszy i najpewniejszy sposób.

- O ile Hauser uwierzy w to co pan mówi!

- Już ja się o to postaram.

- No. a jak nakłoni go pan, aby zechciał przejść granicę i gdyby doszło co do czego, przeciwstawił się celnikom i straży granicznej?

- Powierzę mu pewną przesyłkę, o której istnieniu nikt nie powinien się dowiedzieć, przede wszystkim granicznicy.

- Paczkę ze szmuglem? Ależ w ten sposób od razu pan się zdradzi! Ktoś nieznajomy nie namówi go przecież na szmugiel.

- Kto tu mówi o jakieś kontrabandzie? - spytał Spengler tonem wyższości. - Przesyłka będzie zawierała ważne dokumenty, których treść z czysto urzędowych powodów zachowana musi zostać w tajemnicy. To dlatego Hauser będzie musiał ukryć je również przed pogranicznikami.

- Przecież to lipny numer. Niech mi pan wybaczy te ostre słowa. panie Spengler! Tylko, że w tym przypadku akurat, może się powieść! Ten niedoświadczony chłopak powinien dać się na to nabrać. A czy posiada pan właśnie takie dokumenty?

Spengler roześmiał się od ucha do ucha.

- Mój drogi! Jak może pan w ogóle o coś takiego pytać! Do tego potrzeba jedynie trochę papieru, atramentu i pióro! Później sporządzę to. co niezbędne. A zawartość owych dokumentów, które przedstawię Hauserowi, będzie taka, że od razu uwierzy on w ich prawdziwość. Co więcej, będzie dumny, że to właśnie jemu zostały powierzone. To mamy więc załatwione. A teraz jeszcze jedna sprawa. W jaki sposób powinien wyjść na światło dzienne fakt, że Strauch otrzymał ów list z podpisem Hausera, jako Leśnego Upiora? Jak go znam, będzie chciał tę sprawę zataić?

- Na pewno. I dlatego mam zamiar zaraz go odszukać i nakłonić do złożenia donosu.

- Tak to słuszne rozwiązanie - zgodził się zamyślony Spengler. - W najgorszym razie, pan złoży doniesienie na Straucha. Najpierw jednak, niech pan z nim porozmawia! Ja w tym czasie przygotuję wspomniane dokumenty i zmienię trochę swój wygląd. A o potrzebne do tego rzeczy zaraz się wystaram.

- No. no! - stwierdził Seidelmann głosem podziwu. - Jest pan człowiekiem, dla którego żadne kłopoty po prostu nie istnieją.

Spengler zaśmiał się.

- Owszem jestem kimś takim. A teraz niech pan słucha dalej! Spotkamy się później i ruszymy wspólnie do Hohenthal. Póki zaś nie dojdziemy do samej wsi, możemy spokojnie trzymać się razem.

- A gdzie spotkamy się tu. w mieście?

- Proponuję skrzyżowanie ulic. niedaleko gospody „Pod Złotymi Wolami”. Za jakąś dobrą godzinę będę tam na pana czekał. Czy to panu odpowiada?

- Oczywiście!

Krótki i serdeczny uścisk dłoni zakończył ich spotkanie.

 

* * *

 

Kilka minut później Fritz Seidelmann pojawił się w mieszkaniu swego przyjaciela Straucha, który przyjął go bez entuzjazmu.

- No, stary druchu, a cóż to za kwaśna mina? - spytał Fritz. - Chyba słyszałeś już o tym. co się wczoraj zdarzyło?

Strauch był wyraźnie zmieszany.

- Tak - bąknął. - To idiotyczna historia!

- Za którą całą winę ponosisz wyłącznie ty sam!

- Ja? - próbował oburzyć się Strauch.

Ale Fritz Seidelmann nie dal się zbić z tropu.

- No, a któżby inny? Skandal, który wybuchł wczoraj wieczorem w całości należy zapisać jedynie na twoje konto. I nie próbuj zwalać winy na kogoś innego! Wiem wszystko. Powiedz mi mój drogi, dlaczego to wczoraj nie przyszedłeś na bal?

Strauch westchnął głęboko i podniósł brwi.

- Taaak. spotkało mnie nieszczęście. Byłem chory, naprawdę bardzo chory. Nie wierzysz? Moje serce, ach, moje biedne serce...

Seidelmann przerwał mu rechocząc.

- Ależ tak, tak, twoje serce! To ono nie miało odwagi przeciwstawić się Leśnemu Upiorowi.

Gospodarz zdębiał i wpatrywał się w swego gościa nieprzytomnym wzrokiem.

- Co powiedziałeś? Leśnemu Upiorowi?

- No jasne. A może chcesz zaprzeczyć, że nie otrzymałeś tajemniczego listu od przywódcy szmuglerów?

Strauch omal nie zamienił się w słup soli. Jego największa tajemnica, która od dwóch dni doszczętnie zatruwała mu życic, jakimś cudem znajdowała się w rękach kogoś innego! Co w takim razie z tego wyniknie? Na myśl o pogróżkach Leśnego Upiora, po plecach przebiegi mu zimny dreszcz. Bezradnym i błagalnym wzrokiem spojrzał na Fntza Seidelmanna. który stal przed nim i śmiał się szyderczo.

- Nie mogę zaprzeczyć - powiedział i spuścił głowę. - List jest u mnie...

Słysząc to Seidelmann od razu wpadł mu w słowo.

- Rzeczywiście jest jeszcze u ciebie? To wspaniale! Pokaż go! Stauch w poszukiwaniu nieszczęsnego listu, zaczął przekładać drobiazgowo papiery na swym biurku.

- Mam! - powiedział w końcu, a Fritz Seidelmann poczuł się w tej chwili zwycięzcą.

- Z tym listem, - wyjaśnił i stuknął palcem w papier aż ten zaszeleścił - z tym listem udasz się na policję i złożysz doniesienie!

Słowa te sprawiły, że Strauch skoczył do góry, niczym ukąszony przez węża.

- Co? Złożyć doniesienie? Czyś ty oszalał?

- No, no, nie pozwalaj sobie!

- Jak to? Mam sprowadzić na siebie śmiertelne niebezpieczeństwo? Tego nie możesz ode mnie żądać! Jeszcze się nie urodził nikt taki. kto by miał zamiar zadrzeć z leśnym upiorem. Proszę, może ty miałbyś na to ochotę?

- Ja? - spytał Seidelmann. - Z radością przyczynię się do unieszkodliwienia tego łajdaka. I postaram się udowodnić ci to.

- Co takiego? Chcesz tego dowieść! Ja ze swej strony...

- Ty ze swej strony nie musisz robić już nic więcej, wystarczy żebyś tylko oddał mi ten list, a ja udam się z nim na policję i złożę...

- Fritz, nie skazuj mnie na śmierć! Błagam cię!

- Też coś! Nie wygaduj takich bzdur! Jesteś zwykłym tchórzem!

- A ty nie wiesz. co...

- Wiem i to bardzo dobrze. Pozwól mi działać! Przecież cała ta sprawa jest śmiechu warta. Mówiłem ci już. że nie boję się zadrzeć z Leśnym Upiorem, zresztą dowiedziałem się kto jest autorem tego listu.

- Wiesz kto...? - wyjąkał Strauch - Znaczy się... wiesz, kto jest Leśnym Upiorem?

- Oczywiście! Jest nim młody Hauser, ten z Hohenthal.

- Hauser? Syn tkacza?

- Nikt inny. tylko właśnie on! No. ryzykuje teraz własnym życiem, bowiem w ciągu kilku najbliższych dni zostanie przyłapany na granicy jako osoba trudniąca się przemytem. To już załatwione.

Z piersi przerażonego pana Straucha wydobyło się pełne ulgi westchnienie.

- Bogu niech będą dzięki! - powiedział wolno, trzęsącym się głosem. - Czuję, jakby spadł mi z serca ogromny ciężar. A skoro tak, to nie muszę już niczego więcej przed tobą ukrywać.

- A więc i owego listu, z którym należy...

- Naturalnie i tego listu również. Uczyń z nim co zechcesz! Tylko żebym nie miał z, tego powodu jakiś nieprzyjemności. Wiesz jak tu w mieście łatwo zszargać sobie opinię. No, ale opowiadaj dalej! A więc ten Hauser jest...

I rozmowa potoczyła się. Fritz nie mógł w tej sytuacji odmówić, opowiadał więc żywo i z polotem, chociaż bardzo się przy tym pilnował, aby przypadkiem nie wtajemniczyć Straucha w coś. czego tamten nie musiał wiedzieć. Skończyło się zaś na tym, że obaj rozstali się w zgodzie i przyjaźni, a Seidelmann prócz tego wyszedł stamtąd listem, który zamierzał złożyć na policji.

Wcześniej jednak udał się na skrzyżowanie ulic koło oberży „Pod Złotymi Wołami”, aby powiadomić Spenglera. o rezultatach rozmowy ze Strauchem.

Gdy doszedł do rogu, dostrzegł nie opodal dobrze ubranego, otyłego mężczyznę, w którym, mimo iż tamten nosił kunsztowną brodę, perukę i okulary, rozpoznał natychmiast swego wspólnika. I rzeczywiście był to Splengler, który udając znudzonego wpatrywał się w nawierzchnię ulicy, jednak gdy tylko pojawił się młody Seidelmann, uniósł głowę do góry, jakby coś go nagle zdumiało.

- Kogo ja widzę? Czy to aby nie Fritz Seidelmann z Hohenthal. syn mojego przyjaciela i kontrahenta? Nie mogę uwierzyć. Gdzie to pan podąża o tak wczesnej porze?

Seidelmann również udał zaskoczenie, nie mógł bowiem wiedzieć czy przypadkiem ktoś ich nie obserwuje.

Zaraz jednak obaj przeszli do właściwego tematu spotkania.

- No i jak poszło u Straucha? - spytał przytłumionym głosem Spengler.

- Staruch wzbraniał się przed złożeniem doniesienia - zabrzmiała odpowiedź. - Ale udało mi się za to wyciągnąć od niego list. Tak więc. to ja pójdę z tym na policję. Tu jest to pismo!

Spengler przejrzał list i pokiwał z zadowoleniem głową.

- Nie ma wątpliwości, że list zawiera pogróżki i jestem przekonam, że Hausera spotka za to kara. Kiedy zamierza pan to załatwić?

- Od razu. Chyba, że ma pan inny pogląd na tę sprawę?

- Istotnie, bowiem musiałbym czekać tutaj na pana przynajmniej jeszcze z godzinę, a przecież mamy się wspólnie udać do Hohenthal. Poza tym, może byłoby lepiej, gdyby zaczekał pan na rezultat moich „pertraktacji” z chłopakiem. Niewykluczone, że dzięki nim policja otrzymałaby także dokładny „cynk”, odnośnie miejsca i godziny, a więc gdzie i kiedy mogłaby pochwycić na gorącym uczynku owego Leśnego Upiora.

Argumenty te. trafiły Seidelmannowi do przekonania, aczkolwiek nie przyszło mu na myśl, że powinien może najpierw wrócić do domu. mimo. że nie złożył jeszcze tego jakże ważnego doniesienia.

- Ma pan rację - przytaknął. - Uważam tylko, że należy zaraz zawiadomić Straucha o tej zwłoce. Mógłby popełnić jeszcze jakieś głupstwo, którym wszystko by zepsuł i... ale co to, stop! - przerwał samemu sobie. - Coś mi się zdaje, że szczęśliwym trafem nasza sprawa zmierza ku oczekiwanemu rozwiązaniu.

Wskazał na prawo, w dół ulicy’

- Widzi pan tego młodzieńca z paczką w ręce? To jest Hauser!

- Nasz Leśny Upiór? - krzyknął Spengler radośnie zaskoczony. - No to wspaniale się składa! Cofnijmy się trochę do bramy, żeby nas nie zobaczył!

- O tak! A teraz... och, niech pan patrzy, on wchodzi do budynku po tamtej stronie ulicy. Nie domyśla się pan po co? Idzie oddać swój maskowy kostium.

- Gdy tylko stamtąd wyjdzie, natychmiast ruszę za nim. Bez względu na cokolwiek, muszę z nim porozmawiać - oświadczył Spengler krótko i zdecydowanie. - Panu zaś, mój drogi radzę w międzyczasie jak najszybciej zniknąć. Niedobrze byłoby bowiem, gdyby ten młody człowiek, którego chcę podejść, spostrzegł pana w moim towarzystwie. Już na samym wstępie straciłby do mnie wszelkie zaufanie.

Seidelmamnowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać.

- Tak. tak. już mnie nie ma - zapewniał skwapliwie. - Chciałbym tylko jeszcze spytać, gdzie i kiedy znowu się spotkamy?

- To się dopiero okaże. Póki co. może pan ostrożnie obserwować dokąd skieruje się Hauser. kiedy załatwi wszystko w wypożyczalni kostiumów. Na wszelki wypadek możemy się umówić, no... powiedzmy za dwie godziny, tu niedaleko „Złotych Wołów”.

- W porządku. Zatem do zobaczenia.

Powiedziawszy to Seidelmann odszedł w pośpiechu, za to Spengler stal i czekał, dopóki młody Hauser nie pojawił się znowu na ulicy i najniespodziewamej w świecie zniknął następnie w oberży „Pod Złotymi Wolami”. Wtedy także i on. ruszył w stronę gospody, wszedł do środka, zajął miejsce przy oknie i zamówił piwo.

Ze swego miejsca zauważył, że Edward Hauser wziął sobie kawę. Młody człowiek przemarzł okropnie w czasie długiego marszu do miasta i teraz z lubością krzepił się gorącym napojem. Prawdziwa kawa była bowiem w życiu tego biednego chłopca prawie nieznanym przysmakiem, na który mógł sobie pozwolić dopiero od niedawna, a wiec od chwili, gdy przystał na służbę u obcego.

Ach ten obcy! Edward Hauser aż bał się myśleć, o tym jak bardzo zawiódł swego protektora. Tak się przejął całą tą sprawą, ze nic potrafił nawet cieszyć się ze szczęśliwego zakończenia swoich miłosnych perypetii i odzyskania Angeliki. Młody człowiek zastanawiał się ciągle jak naprawić swój wielki błąd i jak przysłużyć się Arndtowi, po to by jakoś go udobruchać i wszystko załagodzić.

W tym momencie nawet nie przypuszczał, że w tej samej izbie, niecałe trzy kroki od niego, siedział ktoś. kto chciał mu właśnie pomóc w lego rodzaju przy słudze. Tym bardziej więc nie mógł się nawet domyślać, że za owym zamiarem rzekomej pomocy, kryć się będzie perfidna pułapka.

Spengler udał najpierw, że w ogóle młodego Hausera nie zauważa. Po chwili jednak odwrócił się nieco i zaczął rozmowę z właścicielem gospody. Pytał najpierw o najróżniejsze, pozornie nie związane ze sobą sprawy, pozwalając jednak gospodarzowi zorientować się. że ma przed sobą kogoś nietutejszego.

- Zatem nie pochodzi pan z tych stron? - odezwał się właściciel gospody, wysłuchawszy kilku pytań Spenglera.

- Nie. Nie jestem stąd. Przy jechałem pociągiem, a udaję się do Hohenthal. Czy to daleko?

Gospodarz, który wystawał wcześniej bezczynnie przy oknie i widział, że obcy rozmawiał z Fritzem Seidelmannem, już miał otworzyć usta i powiedzieć, coś na ten temat, ale do wszystkiego wmieszał się Edward Hauser.

- Zajmie to panu jeszcze około półtorej godziny - powiedział uprzedzając oberżystę. - Jestem właśnie stamtąd i jeśli panu bardzo zależy, to mogę wskazać drogę.

Spengler, który sprawiał wrażenie człowieka porządnego i zamożnego, spojrzał przyjaźnie na Hausera, po czym skinął mu na znak podziękowania

- Bardzo mi miło to słyszeć, mój młody przyjacielu. Właściwie to miałem zamiar wynająć sanie, ale jadę prosto z Drezna i jeśli przebywało się przez tak długi czas w pociągu, to piesza przechadzka jest czymś nad wyraz wskazanym. Czy nie zechciałby pan, zanim wyruszymy, przysiąść się do mnie?

Edward wziął swoją kawę i ruszył w stronę zajmowanego przez Spenglera stolika. Gospodarz natomiast wycofał się, pozostawiając gości samych.

- Czy- zna pan dobrze Hohenthal? - spytał rzeczowo Spengler.

- Tak, urodziłem się tam.

- Ach, to chyba będę mógł pana prosić o pewną wiadomość? Czy nie zna pan tam rodziny niejakich Hauserów? To podobno bardzo zacni, chociaż biedni ludzie?

Edward poczerwieniał.

- Te słowa sprawiły mi zaszczyt, proszę pana. Ja jestem bowiem jednym z tych Hauserów.

Spengler z dobrze udanym zaskoczeniem, wyciągnął ku niemu swą dłoń.

- Nie mogę wprost uwierzyć w to spotkanie. Trafiłem na jednego z Hauserów! Cieszę się bardzo! Czy mogę w takim razie spytać o pańskie imię?

- Nazywam się Edward i jestem najstarszym synem...

- Tkacza Hausera? Muszę przyznać, że to nasze spotkanie wygląda na jakieś cudowne zrządzenie losu. Niech pan sobie wyobrazi, że to właśnie ze względu na pana jestem tutaj. Bowiem właśnie to pana miałem odszukać w Hohethal.

- Mnie? - zdumiał się Edward.

- Tak, pana. Przekazano mi o panu bardzo przychylną opinię. No i to sprawiło, że obdarzyłem pana swoim zaufaniem.

Oczy chłopca stawały się coraz większe.

- Proszę pana. - powiedział - kim pan właściwie jest? Ja...

- No już dobrze! O tym później porozmawiamy! - odrzekł pełen wesołych nutek głos. - Zaraz się pan przekona, jak dobrze znam pana i pańskie sprawy. Otóż spotyka się pan potajemnie z jednym takim, który postanowił dokonać czegoś bardzo ważnego, czy nie tak?

Edward cały zadrżał. Spojrzał na swego rozmówcę tak. jakby zobaczył go dopiero teraz, ale ujrzał jedynie uśmiechniętą i życzliwą twarz. To go uspokoiło.

- Szanowny panie, w zasadzie nie wiem...

- Ten ktoś. wypłacił panu pewną sumę pieniędzy - ciągnął dalej Spengler.

- Nie rozumiem pana. nie wiem o czym pan mówi. Tamten pokiwał głową nie kryjąc zadowolenia.

- Brawo! Widzę, że potrafi pan milczeć, a to znaczy, że można na panu polegać. Bardzo się cieszę, że właśnie tu pana spotykam. Dzięki temu oszczędzona została mi dalsza podróż, ja zaś będę mógł porozmawiać z panem, od razu tutaj. Naturalnie muszę jakoś pana do siebie przekonać. Dlatego najpierw niech pan przeczyta coś z tego?

Wyciągnął nieduży pakiet zawierający pewną ilość starannie złożonych papierów. Otworzył zawiniątko, wydobył zeń jeden i popchnął dokument przez stół ku Edwardowi.

Miody Hauser zaczął go czytać. Jego zdziwienie rosło z każdym słowem. Kiedy skończył, Spengler spytał go tonem człowieka całkowicie pewnego swych racji:

- No i co pan teraz powie?

Edward spojrzał na niego z wyraźnym szacunkiem.

- Jest pan, proszę pana. wysokim urzędnikiem policji! - odrzekł z głęboką czcią w głosie.

- To akurat nietrudno było odgadnąć. Aleja chciałbym wiedzieć coś innego. Czy domyśla się pan, o co tu rzeczywiście chodzi?

- Ten dokument zawiera poufne wiadomości dla władz granicznych po tamtej stronie - oświadczył młodzieniec. - Tak to zrozumiałem. Ale co ja miałbym mieć wspólnego z tą sprawą...

Przerwał i zerknął pytająco na Spenglera. Ten odpowiedział mu pełnym zachęty spojrzeniem swego wielce rozradowanego oblicza.

- No, no dalej! - naciskał Edwarda. - Czy to takie trudne?

- Nie widzę żadnego związku pomiędzy tymi dokumentami, a moją osobą.

- Nawet wtedy, gdy uprzytomni pan sobie, że pozostaje w służbie pewnego człowieka, o którego tajnych zamierzeniach, my obaj jesteśmy tak dobrze poinformowani?

W umyśle młodego Hausera zaczęły kotłować się najróżniejsze myśli. Zatem jego protektor także miał z tym do czynienia. Aha. - przemknęło mu przez głowę. - a więc to jest ta sprawa, o której chciał Arndt właśnie wczoraj z nim rozmawiać, lecz tylko wspomniał o niej krótko, a potem zamilkł, ponieważ ja... ponieważ ja okazałem się kimś. na kim nie można całkowicie polegać!

Edward westchnął głęboko. Ileż mu się już wyrwało tych westchnień skruchy od pamiętnego środowego wieczoru. Ale tym razem podjął zdecydowane postanowienie, że twardo będzie stal u boku swego dobroczyńcy, a także postara się dowieść, że jednak potrafi trzymać język za zębami i działać z rozwagą.

- Zaczynam pojmować - powiedział w końcu. - Porozumiał się pan w tej sprawie z moim protektorem, a on zaproponował panu właśnie mnie...

- Słusznie, bardzo słusznie - przytaknął Spengler.

- I teraz ma pan dla mnie zadanie związane z tymi dokumentami. Jeśli tak, to może pan na mnie polegać i udzielić mi wszelkich niezbędnych wskazówek, a ja postaram się nie zawieść.

Na twarzy Spenglera pojawił się znowu uśmiech. Gdyby jednak Edward Hauser choć trochę znał się na ludziach, to wyczułby, że siedzi przed nim nie jakiś życzliwy mu człowiek, ale raczej pająk, snujący wokół niego swą sieć. Był jednak tylko niedoświadczonym młodzieńcem i dlatego musiał stać się ofiarą owego pająka.

Spengler udał teraz, że odkrywa swe karty.

- Papier,- te. jak pan słusznie zauważył, są ściśle tajne i posiadają niezwykłą rangę. Dlatego muszą zostać wyekspediowane za granicę tak. aby nikt się o tym nie dowiedział i aby nikt nie poznał ich treści. Czy podejmie się pan tego?

- Ja?

- Tak. oczywiście, że pan! - w oczach Spenglera pojawił się gniew. - Co, boi się pan? Chce pan zawieść to wielkie zaufanie, jakie pokładają w panu najwyższe czynniki państwowe?

- Nie. nie!

- A więc niech mnie pan wysłucha i niech pan te dobre chęci, o których pan mówi, poprze wreszcie czynem! Dokumenty te powinien przenieść na tamtą stronę ktoś dyskretny i zaufam, znający do tego dobrze przygraniczny rejon. To będzie pańskie zadanie i to dzisiejszej nocy. Czy jest pan gotów tego dokonać?

Edward bez słowa skinął głową. Czul się kimś bardzo małym wobec swego wysoko postawionego rozmówcy, ale i tak, pod wpływem rozpierającej go dumy wypiął swą pierś.

- No to bardzo się cieszę. Oczywiście pańskie przedsięwzięcie zostanie wynagrodzone - kontynuował Spengler. - Nie zapomnimy przecież o panu. Podani panu zaraz bliższe dane, dotyczące osoby, której przekazane mają być te dokumenty: Wcześniej jednak, niech mi pan powie, jak często spotyka się ze swoim protektorem!

- Tak często, jak on uzna to za konieczne.

- A gdzie on mieszka?

- Ależ proszę pana, - wykręcił się od odpowiedzi Edward - zna pan przecież miejsce jego zamieszkania równie dobrze, jak ja.

Spengler zmusił się do uśmieszku, kwitując w ten sposób rzekomo godną pochwały dyskrecję młodego człowieka.

- Naturalnie, że je znam - zgodził się pozornie, natychmiast jednak próbując skierować rozmowę w innym kierunku. - A jak daleko posunęły się przygotowania do akcji przeciwko Leśnemu Upiorowi?

- To wszystko powinno być przecież opisane w raporcie służbowym, który na pewno dostał pan do przeczytania.

- Do diaska, miody człowieku, nie wykręcaj mi się tu od udzielania odpowiedzi! Oczywiście, że czytałem wszystko. Ale w końcu muszę cię przecież o to, czy o tamto spytać, a ty powinieneś mi odpowiedzieć.

- Nie mogę wyjawić niczego, co stałoby w sprzeczności z zasadami, jakich zobowiązany jestem przestrzegać - upierał się przy swoim Edward Hauser.

- Co za rzetelność i skrupulatność! Wspaniale! - zadrwił Spengler. natychmiast jednak zmienił ton i oznajmił. - Ale żarty na bok! Chciałem pana jedynie wybadać i przeszedł pan tę próbę celująco. Moje gratulacje! - Spengler wyciągnął ku zaczerwienionemu młodzieńcowi rękę i uścisnął serdecznie jego prawicę. - Rzeczywiście jest pan bardzo dyskretnym, młodym człowiekiem. No, a teraz do rzeczy. Przeniesie pan te papiery przez granicę jeszcze tej nocy. Przyjmuję, że miejscowość Breitenau zna pan dobrze. Otóż przy wejściu do tej wsi, będzie czekał na pana między godziną dziewiątą a dziesiątą, pewien człowiek. Odezwie się pan do niego i spyta o drogę do Hohenthal. Będzie to hasło rozpoznawcze.

Dokumenty wręczy pan...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin