Jonathan Carroll - Glos Naszego Cienia.doc

(1754 KB) Pobierz

JONATHAN CARROLL

 

 

 

 

GŁOS NASZEGO CIENIA

 

 

 

Przekład: Zuzanna Naczyńska

 

DOM WYDAWNICZY REBIS POZNAN 2000

 

Wydanie I w nowym tłumaczeniu (dodruk)

 

DLA MOJEGO OJCA

— A zatem jest to twoje. Przyjmij to, proszę.

— Z przyjemnością, sir. Z największą przyjemnością.

 

 

Szkliste spojrzenie zatrzymuje cię

I idziesz wstrząśnięty dalej: czyżby to mnie dostrzeżono?

Czy tym razem zauważyli mnie takiego, jakim jestem,

Czy też odwlecze się to znowu?

 

John Ashbery,

Jak ktoś pijany załadowany na parowiec

(w przekładzie Piotra Sommera)

 

CZESC PIERWSZA

 

Rozdział 1

 

Formori, Grecja.

 

W nocy często śnią mi się tu rodzice. Budzę się potem szczęsliwy i wypoczęty, bo są to dobre sny, choć nie dzieje się w nich nic szczególnie ważnego. Siedzimy latem na ganku i pijemy mrożona herbatę, przyglądając się, jak nasz szkocki terier, Jordan, biega po podwórku. Rozmowa, która prowadzimy, jest leniwa i banalna, nieistotna. Nie ma to jednak znaczenia — wszyscy bardzo się cieszymy, że tam jesteśmy, nawet mój brat, Ross.                                        

     Matka co pewien czas wybucha smiechem albo, mówiac co, po swojemu

                                                                 ę     s

kreli rę kami zamaszyste łuki w powietrzu. Ojciec pali papierosa, jak zwykle za-

     se

ciagajac się głę boko. Kiedy byłem mały, spytałem go raz, czy dym dochodzi mu

   ęęee

do nóg.

     Jak bardzo wiele małże stw, moi rodzice mieli kra cowo różne temperamenty.

                            zn                             n       z

Matka pożerała zycie tak szybko, jak tylko mogła, natomiast ojciec był spokojny

           z       ˙

i przewidywalny, zawsze stoicki w obliczu jej impulsywnoci i ekstrawagancji.

                                                                s

Ból sprawiało mu chyba tylko to, ze jego kochała uczuciem ciepłym i przyjaciel-

                                      ˙

skim, swoim dwóm synom za okazywała bezgraniczne uwielbienie. Chciała mie

                                 s                                                    c

pię cioro dzieci, ale pierwsze dwa porody były tak cię zkie, ze lekarz powiedział jej,

   e                                                    eż  ˙

iżnastę pnego może nie przeży . Wynagrodziła sobie rozczarowanie, przelewajac

z       e           z         zc                                                   ę

       s

miłoc przeznaczona dla tej piatki na nas dwóch.

                        ę          ę

                                                      ˙

     Ojciec był weterynarzem; jest weterynarzem. Zeniac się , miał intratna prakty-

                                                            ęe               ę

kę na Manhattanie, ale zrezygnował z niej tużpo narodzinach pierwszego syna,

  e                                                 z

            s e

by przeniec się na prowincję . Chciał, aby jego dzieci miały ogródek do zabawy,

                                e

w którym byłyby bezpieczne o każdej porze dnia.

                                      z

     Matka, jak to ona, rzuciła się na nowy dom i stoczyła z nim gwałtowna walkę .

                                    e                                         ę     e

Malowanie wewnatrz i z zewnatrz, tapetowanie, wymiana podłóg, uszczelnianie

                      ę             ę

rur. . . Gdy ogłosiła zawieszenie broni, był dostatecznie miły, przestronny, jasny,

ciepły i bezpieczny, abymy mogli go uzna za prawdziwe rodzinne gniazdo.

                           s                    c

     To wszystko i dwóch małych chłopców na wychowaniu. Mówiła pó niej, ze  z      ˙

                                                       e

włanie w tych pierwszych latach czuła się najszczę sliwsza. W którakolwiek stro-

     s                                        e                          ę

nę się zwróciła, była komu lub czemu potrzebna, i bardzo jej to służyło. Z jed-

  ee                         s              s                              z

nym dzieckiem na rę ku i drugim u spódnicy telefonowała, gotowała i doprowa-

                        e

 

 

                                          6

 

dzała nasz dom oraz nasze nowe zycie do porzadku. Zaję ło jej to parę lat, ale gdy

                                      ż                ę           e               e

sko czyła, wszystko chodziło jak w zegarku. Ross zaczynał szkołę , uczyła mnie

     n                                                                            e

czyta , każdy posiłek, który stawiała na stole, był smaczny i inny.

       cz

     Kiedy uznała, ze nasze podstawowe potrzeby zostały zaspokojone, kupiła nam

                      ˙

psa.

                                                                                           ę e

     Mój brat, Ross, szybko wyrósł na zywego, ciekawskiego chłopca. Majac pię c

                                             ˙

lat, był jużstrasznym rozrabiaka — z gatunku tych, którzy robia potworne rzeczy,

           z                        ę                                       ę

ale zawsze im się wybacza, bo ludzie myla, ze stało się to przypadkiem albo było

                  e                              sęż             e

zabawne.

     Jako mały brzdac zwykł przetrzasa dom w poszukiwaniu przedmiotów, które

                        ę                 ęc

mógłby rozebra na kawałki. Z plasteliny, klocków Lego i „małych mechaników”

                  c

wyrastał z ekspresowa prę dkocia. Mimo zdecydowanego sprzeciwu ojca, na szó-

                           ęe sę

ste urodziny matka kupiła mu zestaw do wypalania w drewnie. Przez kilka tygo-

dni posługiwał się nim jak należy i wypalał swoje imię na każdym niepotrzebnym

                    e              z                            e       z

                                            z z

drewienku, jakie udało mu się znale c, ażw ko cu napisał ROSS LENNOX na

                                 e                        n

porę czy dę bowego fotela. Matka zbiła go i wyrzuciła wypalarkę . Taka włanie

    e       e                                                                   e             s

była — bardzo stanowcza i przekonana, ze dzieci trzeba kocha , ale nie da się

                                                  ż                            c                  e

ich wychowa bez klapsów. Nie pomagały tłumaczenia ani przeprosiny — jeli

                c                                                                                s

                            s e

narozrabiałe, obrywałe. Pię c minut pó niej znów cię tuliła i była gotowa zrobi

              s                                 z               e                                  c

dla ciebie wszystko. Musiałem poja to wczenie, bo rzadko dostawałem lanie.

                                          ęc           s

Ale nie Ross; Boże, nie Ross. Wspominam o tym epizodzie dlatego, ze włanie

                     z                                                                ż      s

wtedy moja matka i brat po raz pierwszy naprawdę się starli. Ross zniszczył fotel,

                                                           ee

                                        e

matka go zbiła i wyrzuciła zabawkę do smieci. Ross ja wyjał i kiedy matka wyszła

                                                                ę     ę

z domu, starannie wypalił dziury w podeszwach jej nowych drogich botków.

     Odkryła szkodę po godzinie i, ku mojemu przerażeniu, spytała, czy to ja. Ja!

                      e                                         z

Byłem prostaczkiem, który obserwował tych dwoje tytanów z boja nia i drże-         zę         z

niem. Nie, to nie ja. Oczywicie wiedziała o tym, ale chciała to usłysze ode

                                  s                                                         c

mnie, zanim przystapi do działania. Kiedy wmaszerowała do pokoju Rossa, mój

                         ę

brat siedział na łóżku, spokojnie czytajac komiks. Matka równie spokojnie pode-

                     z                         ę

szła do szafki i wzię ła jego ulubiony model samolotu. Wyję ła wypalarkę z kie-

                         e                                               e               e

szeni fartucha, właczyła ja do kontaktu i na oczach zdumionego Rossa wypaliła

                      ę       ę

dziury porodku obu skrzydeł. Mój brat wybuchnał płaczem, po pokoju rozszedł

           s                                                ę

się okropny smród, czarne, wiotkie nitki zwę glonego plastyku poszybowały w po-

  e                                                 e

wietrzu. Matka odstawiła samolot na szafkę i wyszła, zachowujac tytuł mistrza.

                                                   e                          ę

     Wówczas wygrała, lecz z wiekiem Ross stawał się coraz bardziej pomysłowy

                                                                e

i przebiegły; ich pojedynek trwał, ale byli jużrównymi przeciwnikami.

                                                     z

                                                                                      s

     Problem polegał na tym, ze mój brat odziedziczył po matce witalnoc i apetyt

                                ˙

na zycie, ale zamiast jak ona łakna wszystkiego, wolał duże porcje okrelonych

    ż                                  ęc                             z                 s

da . Jeli zycie było wystawna uczta, chciał tylko pasztetu, ale całego.

   n sż                          ę        ę

     Potrafił manipulowa lud mi jak nikt inny. Ze mna, najwię kszym niedojda na

                            c   z                                 ę       e                   ę

                                                             s

swiecie, radził sobie bez trudu. Kiedy miałem szec lat, w ciagu trzech letnich

                                                                            ę

 

                                                 7

 

miesię cy zmusił mnie, abym: wybił okno w gabinecie ojca, rzucił kamieniem

       e

w ul (podczas gdy stał w drzwiach domu i patrzył), oddawał mu kieszonkowe

w zamian za ochronę przed Bogiem, który, jak powiedział, w każdej chwili może

                      e                                               z              z

mnie wtraci w ogie piekielny. Ojciec miał stare wydanie Piekła z ilustracjami

            ęc         n

Dorego i Ross pokazał mi je którego popołudnia, bym wiedział, co mnie czeka,

                                          s

jeli przestanę płaci . Obrazki były tak przerażajace i tak fascynujace, ze przez

  s             e     c                             zę                    ę˙

kilka nastę pnych tygodni, dopóki czar nie prysł, sam się gałem po ksiażkę i ze

            e                                                e                ęz e

zdumieniem patrzyłem, czego to udało mi się unikna dzię ki pomocy brata.

                                                e       ęc e

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin