Nowy51(1).txt

(16 KB) Pobierz
CZTERDZIECI DZIEWIĘĆ 
Hrunkner Unnerby spędził mnóstwo czasu w Dowództwie Lšdowym; 
zasadniczo była to baza wypadowa dla wszystkich jego operacji budowlanych. 
Co najmniej dziesięć razy w roku odwiedzał wewnętrzne sanktuarium 
wywiadu Akord. Codziennie kontaktował się z generał Smith za 
pomocš poczty elektronicznej; widywał się z niš na naradach sztabu. Ich 
spotkanie w Calorice - czy to było już pięć lat temu? - nie przebiegało w 
serdecznej atmosferze, ale przynajmniej dawało okazję do uczciwej i 
szczerej wymiany myli. Lecz przez siedemnacie lat... przez cały ten czas, 
jaki upłynšł od mierci Gokny... nigdy nie był w prywatnym biurze generał 
Smith. 
Generał miała nowego asystenta, kogo młodego, spoza fazy. Hrunkner 
nawet tego nie zauważył. Wszedł w ciszę gabinetu szefa. Pomieszczenie 
to było tak duże, jak zapamiętał, z otwartymi niszami i oddzielnymi 
grzędami. Przez moment wydawało się, że jest sam. Kiedy, nim wprowadziła 
się tu Smith, mieciło się tu biuro Struta Greenvala. Funkcję osobistego 
gabinetu szefa wywiadu pomieszczenie to pełniło zresztš jeszcze 
 


przez dwa poprzednie pokolenia. Ówczeni lokatorzy zapewne z trudem 
rozpoznaliby to miejsce. Znajdowało się tu więcej sprzętu komputerowego 
niż w biurze Sherka w Princeton. Jednš ze cian pokoju zajmował ogromny 
monitor, równie złożony jak wideomancja. W tej chwili pokazywał obraz z 
kamer umieszczonych na zewnštrz; Królewskie Wodospady zastygły ponad 
dwa lata temu. Okoliczne wzgórza były nagie i posępne, w wyższych 
partiach pokrywał je szron utworzony z zamarzniętego dwutlenku węgla. 
Ale bliżej... z budynków wylewała się nadczerwień, błyszczała jasno w 
gazach wypluwanych przez pojazdy na ulicach. Przez moment Hrunk 
wpatrywał się w ten obraz, mylšc o tym, jak wyglšdał wiat dokładnie 
pokolenie wczeniej, pięć lat w Ciemnoci. Do diabła, ten pokój był już 
wtedy pusty. Ludzie Greenvala siedzieli upchnięci w małej jaskini, 
wdychali mierdzšce powietrze i słuchali ostatnich wiadomoci radiowych, 
zastanawiajšc się przy tym, czy Hrunk i Sherk przetrwajš w swych 
podwodnych otchłaniach. Za kilka dni Greenval miał zakończyć wszystkie 
operacje, a Wielka Wojna zapać w lodowaty sen. 
Lecz w tym pokoleniu nie mylimy nawet o odpoczynku, zmierzajšc ku 
najstraszliwszej wojnie wszech czasów. 
Widział, jak do pokoju wchodzi cicho generał. 
- Sierżancie, proszę usišć. - Smith zaprosiła go gestem do zajęcia 
miejsca na grzędzie przed jej biurkiem. 
Unnerby oderwał spojrzenie od monitora i usiadł. Na półkolistym 
biurku Smith leżały sterty raportów, większoć miejsca zajmowało jednak 
szeć małych monitorów. Trzy z nich ukazywały abstrakcyjne wzory, 
podobne do tych, w jakich zagubił się Sherkaner. Więc nadal pozwala mu 
się tym bawić. 
Umiech generał wydawał się sztywny i wymuszony, dlatego włanie 
mógł być szczery. 
- Nazywam pana sierżantem. Zabawne. Ale... dziękuję za przybycie. 
- To mój obowišzek. -Dlaczego mnie tu wezwała?Może jego szalony 
plan dla północnego wschodu miał jakie szanse powodzenia. Może... - 
Widziała pani moje projekty, generale? Za pomocš eksplozji jšdrowych 
moglibymy wykopać osłonięte, głębokie jaskinie, i to szybko. Północno-- 
wschodnie łupki byłyby idealne. Dajcie mi bomby, a w cišgu stu dni zapewnię 
schronienie wszystkim mieszkańcom i do tego jeszcze miejsce pod 
uprawy. - Te słowa same mu się wyrwały. Koszty podobnej operacji 
przekraczałyby możliwoci Korony czy prywatnych inwestorów. Generał 
musiałaby wprowadzić stan wyjštkowy, bez względu na ustalenia Przymierza. 
Nawet wtedy nie mogliby być pewni ostatecznego sukcesu. Lecz 
gdyby wybuchła wojna - kiedy by wybuchła - jego plan uratowałby życie 
milionów. 
Victory Smith uniosła rękę. 
- Hrunk, nie mamy stu dni. Jestem przekonana, że wszystko rozstrzy 
gnie się w cišgu trzech. - Wskazała na jeden z małych monitorów. - Do- 
 


wiedziałam się włanie, że wielebna Pedure jest w Gwiedzie Południa i 
osobicie pilnuje swoich spraw. 
- Do diabła z niš. Jeli sprowokuje atak na Gwiazdę, sama zginie. 
- Dlatego prawdopodobnie jestemy bezpieczni, dopóki stamtšd nie 
odleci. 
- Słyszałem różne plotki. Nasz wewnętrzny wywiad jest w rozsypce? 
Thract został zdymisjonowany? - Pojawiły się straszliwe podejrzenia, że w 
samym sercu wywiadu grasujš agenci Kindred. Szyfrowano teraz nawet 
zwykłe, rutynowe transmisje. Choć nieprzyjaciel nie pokonał ich grobami i 
prowokacjš, teraz mógł wygrać dzięki panice i zamieszaniu, jakie panowały 
w szeregach Akord. 
Smith poderwała gniewnie głowę. 
- To prawda. Zostalimy wymanewrowani na Południu. Nadal mamy 
tam jednak swoich ludzi, ludzi, którzy polegali na mnie... ludzi, których 
zawiodłam. - To ostatnie zdanie wypowiedziane zostało niemal szeptem, ale 
Hrunk przypuszczał, że i tak nie było skierowane do niego. Smith milczała 
przez chwilę, potem wyprostowała się. - Jest pan ekspertem od sub-struktur 
Gwiazdy Południa, prawda, sierżancie? 
- Ja je zaprojektowałem i nadzorowałem większoć prac przy ich budowie. 
- Działo się to w czasach, gdy Akbrd i Republika Południa były ze 
sobš bardzo zaprzyjanione. 
Generał bujała się nerwowo na grzędzie. Jej ramiona drżały. 
- Sierżancie... nawet teraz nie mogę znieć twojego widoku. Mylę, 
że wiesz o tym. 
Hrunk pochylił głowę. Wiem. O tak. 
- Ufam ci jednak w prostych sprawach. Ba, na Głębię, teraz cię po 
trzebuję! Rozkaz nie miałby tu żadnego znaczenia... ale czy pomożesz mi 
w Gwiedzie? - Wydawało się, że wydobywa z siebie te słowa z najwięk 
szym trudem. 
Musisz prosić? Hrunkner uniósł ręce. 
- Oczywicie. 
Najwyraniej Smith nie spodziewała się tak szybkiej odpowiedzi. 
Przez moment milczała zaskoczona. 
- Rozumiesz, na co się godzisz? To się wišże z ogromnym ryzykiem. 
- Tak, tak. Zawsze chciałem pomóc. - Zawsze chciałem wszystko naprawić. 
Generał patrzyła nań przez chwilę. Wreszcie powiedziała cicho: 
- Dziękuję, sierżancie. - Wystukała co na klawiaturze. - Tim Downing... 
- ten nowy, młody asystent? - ...dostarczy ci póniej szczegółowš 
analizę. Krótko mówišc, jest tylko jeden powód, dla którego Pedure mogła 
przyjechać do stolicy Południa; sprawa nie jest jeszcze przesšdzona. Pedure 
nie ma jeszcze kontroli nad wszystkimi kluczowymi członkami Parlamentu. 
Kilku z nich poprosiło mnie, bym tam przyjechała. 
- Ale... to Król powinien zajmować się takimi sprawami. 
 


- Tak. Zdaje się, że w tej Ciemnoci nie po raz pierwszy i ostatni mu 
simy zerwać z tradycjš. 
,. - Nie może tam pani jechać, generale. - Unnerby nie mógł się powstrzymać, 
choć wiedział, że tego rodzaju uwagi sš pogwałceniem wojskowej 
etykiety. 
- Nie jeste jedynš osobš, która mi to odradza... Ostatnia rzecz, jakš 
powiedział mi Strut Greenval, niecałe dwiecie jardów od miejsca, w którym 
teraz siedzimy, brzmiała podobnie. - Umilkła, wracajšc mylami do 
wspomnień. - Zabawne. Strut przewidział tyle rzeczy. Wiedział, że trafię na 
jego miejsce. Wiedział, że nieraz będę miała ochotę osobicie wkroczyć do 
akcji. Przez pierwsze dekady Jasnoci co najmniej kilkanacie razy mogłam 
uratować sytuację - a nawet ludzkie życie - gdybym tylko wyszła na 
zewnštrz i sama zrobiła to, co konieczne. Ale to, co powiedział mi Greenval, 
było raczej rozkazem niż radš, a ja do tej pory stosowałam się do tego i żyłam, 
by walczyć dalej. - Rozemiała się nagle, powracajšc uwagš do teraniejszoci. 
- Teraz jestem już starszš paniš uwikłanš w sieć intryg. Nadszedł 
wreszcie czas, by złamać zasadę Struta. 
- Ależ... rada generała Greenvala odnosi się do tej sytuacji tak samo 
jak do wszystkich poprzednich. Pani miejsce jest tutaj. 
- To ja pozwoliłam, by doszło do tego bałaganu. To była moja decyzja, 
konieczna decyzja. Jeli jednak polecę teraz do Gwiazdy osobicie, być 
może uda mi się uratować wielu ludzi. 
- Ale jeli się nie uda, pani zginie, a my z pewnociš przegramy! 
- Nie. Jeli zginę, wojna będzie bardziej krwawa, ale w końcu i tak 
przetrwamy. -Wyłšczyła wszystkie monitory. -Wylatujemy za trzy godziny, 
z czwórki. Proszę tam być. 
Hrunkner miał ochotę krzyczeć z frustracji. 
- Proszę przynajmniej zabrać specjalnš ochronę. Młodš Victory i... 
- Zespół Lighthill? - Generał umiechnęła się lekko. - Dorobili się 
niezłej reputacji, co? 
Hrunkner także odpowiedział jej umiechem. 
- Tak. Nikt nie wie, czego się właciwie po nich spodziewać... Ale na 
pewno można na nich polegać w każdej sytuacji. - Hrunkner słyszał już 
różne opowieci o wyczynach Młodej Victory i jej rodzeństwa. Niektórzy 
ich chwalili, inni nie cierpieli, nikt jednak nie zarzucał im braku profesjonalizmu. 
- Ty naprawdę ich lubisz, co Hrunk? - Smith wydawała się tym szczerze 
zdumiona. -W cišgu najbliższych siedemdziesięciu pięciu godzin majš 
inne, ważniejsze zadania do wykonani*... Sherkaner i ja przez lata wiadomie 
tworzylimy obecnš sytuację, to był nasz wybór. Znalimy zagrożenia. 
Teraz nadszedł czas zapłaty. 
Po raz pierwszy, odkšd wszedł do pokoju, wymieniła imię Sherkanera. 
Współpraca, która zaprowadziła ich tak daleko, dobiegła końca, teraz 
generał była zdana tylko na siebie. 
 


Pytanie to nie miało większego sensu, ale musiał je zadać. 
- Rozmawiała o tym z Sherkiem? Co on robi? 
Smith milczała przez chwilę, jakby zastanawiajšc się nad odpowiedziš. 
- Wszystko, co w jego mocy, sierżancie - odparła wreszcie. -Wszyst 
ko, co w jego mocy. 
Noc była czysta nawet według standardów Raju. Obret Nethering 
spacerował ostrożnie wokół wieży na szczycie wyspy, sprawdzajšc sprzęt 
przed wieczornš sesjš. Jego podgrzewane nogawice i kurtka były stosunkowo 
lekkie i wygodne, gdyby jednak zepsuł się ogrzewacz powietrza albo 
przerwał cišgnšcy się za nim kabel zasilajšcy... Wcale nie kłamał, kiedy 
mówił swoim asystentom, że ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin