Nowy14(1).txt

(18 KB) Pobierz

Rozdział 14



Troje Ziemian siedziało przy wygiętym w półkole stoliku, popijało drinki i zerkało na migoczšcš między barwnymi wiatłami projekcję, przedstawiajšcš parę niemal nagich tancerzy. W takt muzyki wyginali się nader erotycznie na zawieszonej wród mroku scenie.
Ziemianie nie byli jedynymi goćmi w rozległym salonie, zwanym oficjalnie "centrum relaksacyjnym". Wkoło cieszyli się wieczorem jeszcze inni przedstawiciele Gromady, a każda z grup podziwiała specjalnie dla niej przygotowane widowisko.
Tancerze Massudów byli podobni, tyle że rolejsi, bardziej smukli i poronięci szarym futrem. Taniec Waisów pozbawiony był z kolei podtekstów seksualnych. Hivistahmowie zadowalali się samš grš wiateł. S'vanowie bawili się wietnie, nie dziwota zresztš, dla tych bowiem istot mało co nie było zabawne. Pozbawieni niemal wyobrani O'o'yanowie nie oglšdali niczego, pomimo że w centrum dostępne były niemal wszystkie rodzaje rozrywek.
Troje ludzi wolało patrzeć na ekran, miast na siebie wzajem. Wprawdzie sierżant Selinsing była nawet w miarę atrakcyjna, jej towarzysze, Carson i Moreno, nie mieli marzyć nawet o pozbawianiu jej odzienia. Po pierwsze, należała do grupy, po drugie, była najstarsza stopniem.
Carson pomanipulował co przy sensorach na krawędzi stołu i już po chwili siedziało przy nim całkiem udane stworzenie, kuszšce oczami jak u łani i resztš perfekcyjnie dobranych

atrybutów kobiecoci. Wiedział, że projekcja jest realna, że mógłby jej dotknšć, popiecić... Ale cóż z tego, była to tylko fikcja, kochanka ze snu, jak sen nie spełniona. Carson westchnšł, musnšł sensor i cudna zjawa wróciła do krainy cieni.
Moreno wrócił do rzeczywistoci jako drugi. Ku dyskretnemu rozbawieniu kolegów, Selinsing najdłużej zabawiła w fikcyjnym wiecie. Zamrugała oczami, gdy zniknšł ostatni fantom.
- Tego jeszcze nie było - powiedziała lekko tylko speszona. - Zmutowany centaur... Bardzo ciekawe.
- Oszczęd nam szczegółów - mruknšł Moreno i popił koktajlu. Był najniższy z całej trójki, małomówny i oszczędny w gestach. Poważny i smutnawy niczym więty miał w sobie jednak co z jadowitej żmii. Ogarnšł centrum małymi, czarnymi oczami.
- Niedobrze mi, gdy na to patrzę. Widzicie tych tam? - wskazał głowš.
Carson obrócił się leniwie niczym niedwied obudzony ze snu zimowego. Selinsing tylko lekko przekrzywiła głowę i też zerknęła na dwóch pogršżonych w konwersacji Waisów. Słowa uzupełniali bogatš gestykulacjš. Ich ruchy były wdzięczne, ale nie do rozszyfrowania dla obcych.
- Siedzš tak sobie na pierzastych tyłkach i nigdy nie podejdš nawet na sto kilometrów do pola bitwy, ale gdy przychodzi co do czego, zaraz głosujš przeciwko nam - powiedział Moreno. - Nie chcš nas widzieć w Gromadzie.
Carson czknšł.
- Kto by się przejmował. Do diabła z Gromadš. Pieprzyć jš.
- Odwalamy całš mokrš robotę, a oni nie chcš nas u siebie - warknšł Moreno.
- Mało mnie to obchodzi - stwierdziła Selinsing. - Nie podoba mi się tylko, że musimy siedzieć cicho i czekać na decyzje tej ich Rady. Zawsze przesadzajš z ostrożnociš.
- Włanie - zgodził się Moreno. - Jeli chcemy naprawdę skończyć z tymi parszywcami, to musimy dać im takiego kopa, żeby się nie pozbierali. A tu co? Siedzimy i nic.
- Jak wstaniemy, to niewiele zmieni - przypomniał mu Carson. - Rozkazy. Jak zawsze. Wiesz, czego chce Rada. Cierpliwie, powoli i tak dalej.
- Tak, tak. I jeszcze dadzš nam Massudów, by patrzyli na ręce. Pieprzone mordy.

- Oni tu zawsze słuchajš się Rady - mruknęła Selinsing. - To dlatego wojna cišgnie się bez końca. To nie tchórze, brakuje im tylko zdecydowania. Za bardzo słuchajš S'vanów i Waisów. O Turlogach nie mówišc.
- Słyszałem, że dwa takie kraby siedziały na Eirrosad - warknšł Moreno, zerkajšc na siedzšcych dalej S'vanów. - Ustalali taktykę.
- Wcale mnie to nie dziwi - stwierdziła pani sierżant. - Rozkazy zabraniajš wypuszczania się dalej niż dwa kilometry przed własne linie. Inaczej grozi okršżenie.
- Gówno, nie okršżenie - palnšł Moreno. - Tyle tu wojujemy, że każdy wietnie zna pozycje robali, a oni znajš nasze. Wiemy nawet, gdzie jest ich sztab. Trzeba ršbnšć w samo sedno, żeby kamień na kamieniu... verdcufl i nie przystawać, aż załatwimy główny sztab planetarny. I to będzie fin Celu w tym bagnie. Może potem wylš nas gdzie indziej.
- Ja tam się zgadzam - powiedziała Selinsing - ale dowództwo jest innego zdania.
- Może bycie tak przestali truć dupę? - spytał Carson, siadajšc wygodnie w fotelu. - Tkwimy tu i tkwimy, a nasi oficerowie tylko protesty składajš, że majš te tam... obiekcje wobec oficjalnej strategii Massudów i S'vanów. Gdybymy mieli oficerów z jajami... Już Ampliturowie sš lepsi.
- Co prawda, to oni wcale nie majš jaj - mruknęła Selinsing.
- I pewnie sš cali happy, że tak się grzebiemy - oznajmił Carson tonem wielkiego odkrycia. - Osobicie nie mylę, żeby oni chcieli naprawdę nas pobić. Wystarczy, że poczekajš, aż wymrzemy.
Moreno oparł łokcie na stole. Odbita echem od cian muzyka wracała przyciszonš kakofoniš.
- Kto musi to zmienić - stwierdził. - I to już teraz. Zaraz.
- A kto niby? - spytała Selinsing, przymykajšc oczy. Chyba wspominała niedawnych kochanków.
- Nasze pozycje sš akurat. Najdalej od wszystkich baz. Idealne miejsce, żeby wyprowadzić atak. Eirrosad będzie nasza i już. - Zmrużył oczy i spojrzał na pozostałych. - Jeli starczy nam odwagi... Wtedy znajdzie się jeszcze paru takich i...
- Chcesz, żebymy ruszyli swoje oddziały? - Carson poruszył się niespokojnie. - Za mała siła ognia. I odwołajš nas za wczenie, żebymy zdšżyli co zdziałać.

- Nie, jeli zaczniemy od wydania kilku rozkazów. Takich, jakich nie da się cofnšć - szepnšł konspiracyjnie Moreno.
- Za dużo tu wiateł - odparł Carson. - Nie nadšżam. Moreno położył mu dłoń na ramieniu.
- A jeli rozkaz ataku przyjdzie z samego dowództwa?
- Pobożne życzenia - mruknęła pani sierżant.
- Tak, tak, miłych snów - dorzucił Carson.
- A znacie pułkownika China? - spytał Moreno. Carson aż uniósł brwi.
- Jasne, każdy zna China. Ale nie on tu dowodzi, tylko Wang-lee.
- Owszem, ale Wang-lee poleciał na Katullę i zostanie tam jeszcze trochę na konferencji z krabami. Chin go zastępuje. Przypadkiem dowiedziałem się, że Chin ma dosyć tego czekania tak samo jak my.
- Nigdy nie słyszałam, by mówił co takiego publicznie.
- Mylisz, że będzie popisywał się przy obcych? - Moreno umiechnšł się jak kto dopuszczony do wielkiej tajemnicy.
- Rozmawiałe z nim? - zdumiał się Carson i gwizdnšł z cicha. - Jeli się wyda, to wylšdujemy jako gaciowi na jakim zadupiu.
- Co i tak będzie lepsze niż siedzenie w błocie. wira można dostać.
- Żarty żartami... - mruknęła Selinsing. - Chociaż, gdyby kto taki jak Chin dał rozkaz...
- Rozkaz będzie, do diabła. A może nawet więcej. Jest tak nabuzowany, że sam chętnie poprowadzi atak. - Moreno rozejrzał się nagle i zrozumiał, że chyba przedobrzył. ciszył głos. - Spokojnie. To tylko moje przypuszczenia. Nie wiem dokładnie, ale słyszałem to i owo przy kilku okazjach. Chin jest ostrożny. Poza tym, to dziwak, nawet jak na oficera.
- To mi nie przeszkadza. Swój rozum ma, to pewne - odparł Carson i pokazał na swoje krocze. - Ważniejsze, co z tym.
- Jeli uderzymy z całš siłš - zastanawiała się Selinsing - i to nie w trzy kompanie, ale wszystkim, co mamy, to przetoczymy się po nich jak walec. Yes, może nawet złapiemy parę robali. Wyłuskamy je z dżungli.
- I to będzie to! - ucieszył się Carson, opróżnił szklankę i spojrzał z nadziejš na Moreno. - Jak mylisz, Juan? Chin pójdzie na to?

- Może i tak - zgodził się ostrożnie tamten. - Chin myli o swojej karierze, jak każdy oficer zresztš. Najpierw musi jako obić sobie dupę blachš na wypadek, gdyby jednak się nie udało.
- Nawet w oficjalnych komunikatach zdarzajš się czasem przekłamania, błędy wynikłe z subiektywnej interpretacji - stwierdziła z umiechem Selinsing, której drugš specjalnociš była łšcznoć. - W dziale operacyjnym jest pewien oficer, Massud. Gdyby te hipotetyczne rozkazy były po massudzku, kto musiałby je przetłumaczyć. Z braku fachowców mogłoby pać na pierwszš z brzegu, minimalnie kompetentnš osobę.
- Na przykład na ciebie? - spytał Carson. Pani sierżant znów się umiechnęła.
- To całkiem możliwe. Potem oczywicie ten dwuznaczny rozkaz dotarłby do dowódcy bazy. Ten musiałby podjšć decyzję. Opierajšc się na opinii eksperta, rzecz jasna. A pod rękš byłaby tylko jedna osoba o dowiadczeniu bojowym.
- Znów ty - stwierdził Carson z rosnšcym podziwem. Moreno poczuł się nieco zdumiony tempem rozwoju operacji.
- Chwilę, poczekajcie. Jestemy w połowie pijani, a wy...
- Żadne takie - żachnšł się Carson. - Ja jestem pijany co najwyżej w czterdziestu pięciu procentach.
- A jeli Chin nie potraktuje naszego pomysłu z należytym entuzjazmem?
Selinsing wzruszyła ramionami.
- To zawsze jeszcze mogę dać ciała przy tłumaczeniu z massudzkiego. Tyle skłonna jestem zaryzykować. Jakby co, będzie mógł obwinić nas jedynie o nadmiar woli walki.
Fotel Carsona odsunšł się samoczynnie i mężczyzna wstał. Nieco chwiejnie odszedł od stolika, reszta podšżyła za nim. Ledwo opucili przeznaczonš dla Ziemian niszę, kuszšca projekcja zamigotała. Miast lubieżnej dziewczyny pojawiła się przysadzista i kudłata sylwetka S'vanki.
- No, to do roboty - stwierdził Carson niecierpliwie. - Im szybciej, tym lepiej. Doć mam wysiadywania. Muszę kogo zabić.
Nie była to deklaracja szczególnej krwiożerczoci, ale normalny dla Carsona przypływ dobrego humoru i przyjaciele wietnie o tym wiedzieli. Poszeptujšc konspiracyjnie, cała trójka wyszła z centrum i reszta goci wyranie odetchnęła.
Chin mieszkał w głębi bazy, gdzie kontakt ze wiatem był

ograniczony, za to ryzyko niewielkie. Jako drugi po dowódcy miał do dyspozycji aż trzy pomieszczenia: jamę sypialnš, prywatnš łazienkę i salonik służšcy też jako pokój operacyjny. Cały ko...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin