AR. REYSTONE
Seria „OTCHŁAŃ" obejmuje:
· Powrót orków, Michael Peinkofer
· Odwet orków, Michael Peinkofer
· Anubis, Wolfgang Hohlbein
· Dziewiąty Mag, A.R. Reystone
· Dziewiąty Mag. Zemsta, A.R. Reystone
· Ritus, Markus Heitz
PROLOG;
W Oazie
Piastunów
-A jak dolośne, to ziośtane oficielem
i bede mieć plawidziwy buzidygan! - sep
lenił wesoło mały chłopczyk o bardzo
błękitnych oczach siedzący na kolanach pia-
stuna.
- Jasne, Marcus, jasne. - Opiekun po
gładził go po czarnej, niesfornej czupry
nie. - Tylko najpierw musisz się dużo uczyć.
I bardzo starać. Oficerami zostają wyłącznie
najlepsi. To elita, ch łopcze. I to tacy, co nie
zadzierają nosa i nie grymaszą przy jedzeniu
owsianki albo kiedy trzeba iść wcześnie spać.
Musisz się jeszcze du żo, dużo uczyć, mój
mały. A przede wszystkim muszą cię polu
bić smoki - powiedział z naciskiem piastun,
zaś jego twarz rozjaśnił uśmiech. Marcus był
jego ulubieńcem, chociaż dobry opiekun nie
powinien faworyzować nikogo.
- P h i ! - Dziecko wydęło usta. - I tak
ziośtane oficielem! I bede jeździł na smo
kach, ziobaciś!
- M a r c u s , na smokach się N I E jeździ! N i m i się d o w o d z i .
Prawdziwy oficer lata na pegazie, a smoki tylko trenuje... do
walki, pamiętasz? - tłumaczył cierpliwie piastun, ale pokrę
cił głową z dezaprobatą. Upór tego malca czasem działał
mu na nerwy.
- Do bani taki inteleś - wykrzyknął zdenerwowany
chłopiec - jak sie nie można psielecieć na smoku! - Teraz
był bliski płaczu.
Piastun przytulił go do piersi i pogładził po głowie.
- No to może będziesz urzędnikiem albo sklepika
rzem? - zaproponował nieśmiało, choć wiedział, że próba
ze smokiem wypadła jednoznacznie. Przekomarzał się dla
zasady
- Eeeee, to jeś dla flajelów! - zaprotestowało dziecko. -
Bede oficielem i pokieluje najwiekśią almią smoków, jaką
w ziciu widziałeś!
- Jasne. Oczywiście - zgodził się szybko piastun, żeby
uciąć ten spór. „Mam nadzieję, że nigdy nie będziesz mu
siał" - dodał w myślach. - A teraz śmigaj do łóżka i nim
doliczę do trzech, chcę słyszeć twoje chrapanie. Mówię se
rio, Marcus! - Zrobił groźną min ę, a przynajmniej tak mu
się wydawało.
Chłopczyk popędził do swojego łóżka, jakby go troll go
ni ł. Chwilę później jego buzia we śnie uśmiechnęła się do
pięknego smoka i dosiadającej go osoby. Znowu...
*
Wiele lat później
Sala odpraw w koszarach trzeciego miasta była prosto
i skromnie urządzona. Ścian nie zdobił żaden gobelin. Ta
fle szyb okiennych wyłożono witrażami ze scenami walk
smoków z różnymi fantastycznymi stworzeniami. Na
ścianach i z sufitu zwisały ample o smoczych kształtach,
zwykle „ziejące" ogniem, aby oświetlić to dość ponure p o -
mieszczenie. Jednakże w tej chwili nie było to konieczne,
ponieważ słońce rzucało dość promieni, nawet mimo ma
łych okien.
To nie miał być piękny budynek. Miał służyć jednemu
celowi: naradom oficerów, przekazywaniu im grafików
patroli oraz innych ważnych informacji czy szkoleniu te
oretycznemu adeptów. Stąd wyposażenie też było proste
i funkcjonalne. Wszystko tutaj w jakiś sposób nawiązywało
do smoków, począwszy od tych okiennych witraży, na rzeź
bieniach krzeseł i stołów skończywszy. Ostatecznie była to
kwatera główna oficerów, więc czy mogło być inaczej? Bycie
oficerem stanowiło nie lada przywilej - okupiony wieloma
latami nauki, wyrzeczeń, mozolnych treningów, a przede
wszystkim wymagający akceptacji samych smoków, które
z reguły pożerały mniej więcej co dziesiątego adepta. Dlate
go jedynie ci, którzy przeszli to mordercze szkolenie, zasłu
giwali na zielony oficerski płaszcz z naszywką w kształcie
głowy smoka. Tu nie było miejsca na zabawy. Oficerowie co
dnia udowadniali swoim życiem, wysiłkiem i lojalnością, że
zasłużyli na ten przywilej. W końcu strzegli bezpieczeństwa
miast, nie? Dlatego byli traktowani z tak niezwykłym sza
cunkiem, podziwem i zazdrością.
Czarodziejem w k o ń c u m o ż e być K A Ż D Y , ale czarodzie
jem i oficerem jednocześnie tylko NIELICZNI.
- Dobra, panowie! - zagrzmiał generał Zorian, postaw
ny i energiczny e l f cieszący się ogromnym autorytetem.
Akustyka w sali odpraw była tak doskonała, że nie potrze
bował żadnego wzmacniacza głosu. - Ściągnąłem was tu
wszystkich, ponieważ mam wam coś niezwykle ważnego
do obwieszczenia.
Zrobił przerwę, a kilkudziesięciu oficerów-strażni-
ków p o r t a l i natychmiast u m i l k ł o , koncentrując całą s w o j ą
uwagę na generale. Wszystkich intrygowało, po co zostali
tak nagle wezwani.
- Jak wiecie - ciągnął Zorian - mamy coraz większe
problemy z obsadzeniem wszystkich patroli. Nasze smo
ki są... hmm... coraz słabsze i kadra oficerów niestety też
się nieco skurczyła. - Szmer szeptów potwierdził, że jego
podwładni mają tego pełną świadomość. - Dlatego Wiel
ka Rada Czarnoksiężników wyznaczyła nam bardzo waż
ne zadanie - powiedział, cedząc każde słowo. - Poszukuję
samych ochotników, więc jeśli ktoś nie ma zamiaru wziąć
w tym udzia łu, proszę, żeby teraz opuścił salę.
Nastąpiła chwila ciszy. Nikt się nie poruszył. Opuszcze
nie sali odpraw byłoby równoznaczne z tchórzostwem, dla
tego wszyscy ci piękni mężczyźni wciąż siedzieli na swych
niewygodnych stołkach i zachodzili w głowę, jakie to zada
nie ma dla nich generał.
- Skoro ten punkt programu mamy już za sobą - tu Z o -
rian uśmiechnął się krzywo - przejdę do rzeczy. Potrzebuję
dwunastu chętnych do dość trudnego zadania, a ponieważ
jest was tu kilkudziesięciu, więc będziemy musieli tę dwu
nastkę wylosować. Addar, wnieś kocioł!
Generał był najwyraźniej przygotowany na taką ewen
Mężczyźni po kolei podchodzili do kociołka i wrzucali
karteczki.
- Cokolwiek to jest, mam nadzieję, że to będę ja. -
Marcus mrugnął porozumiewawczo do swego przyjacie
la, czarnoskórego elfa Fabiena. - Te patrole są taaaaaaakie
n u d n e ! - Uda ł, że ziewa, wzbudzając rozbawienie wspó łto
warzyszy.
Kiedy ostatni oficer wrzucił swoją kartk ę, generał wy
mamrota ł pod nosem zaklęcie, zakręcił młynka buzdyga
nem i dotknął nim kociołka. Po chwili naczynie zaczęło
wirować wokół własnej osi, a karteczki w środku zaczęły się
mieszać. Kilka minut później czar ustał i kociołek ponow
nie stanął nieruchomo.
- Addar, zacznij losowanie - nakazał Zorian.
Chochlik doskoczył do kociołka. Małą czteropalczastą
rączką zaczął wyciągać karteczki i podawać generałowi.
Ten odczytywał nazwiska jedno po drugim. Kiedy od
czytał ostatnie, niewylosowani oficerowie z żalem wyszli,
a pozostali skupili się wokół elfa. Zorian jeszcze raz dobył
buzdyganu. Skierował go w kierunku drzwi i zablokował
je zaklęciem zamykającym. Znowu wymruczał zaklęcie,
zatoczył buzdyganem krąg wokół pozostałych oficerów
tualno ś ć, bo teraz jego chochlik Addar taszczył solidne na
czynie z dziurą w pokrywce.
- Przyjaciele - powiedział elf - proszę, aby każdy z was
wypisał swoje imię na karteczce i wrzucił do środka. Od
czytani pozostaną w tej sali. Reszta powróci natychmiast do
swoich obowiązków, zapominając o tym zebraniu. Jasne?
Tym, którzy nie zostaną wybrani, dziękuję za chęć pomocy.
A tym, których wylosuję, mam nadzieję, że wystarczy sił,
odwagi i wytrwałości, aby wypełnić z honorem misję i bez
piecznie do nas powrócić - zakończył nieco pompatycznie,
ale znany był z tego, że wszystko, co dotyczyło smoków czy
Korpusu Oficerów, traktował śmiertelnie poważnie.
k
i natychmiast otoczyła ich magiczna, nieprzezroczysta kap
suła dźwiękoszczelna, a lustrzana tafla za plecami generała
zmieniła się w ekran.
Dwunastu oficerów długo zapoznawało się z celem mi
sji oraz grożącymi im niebezpieczeństwami. Niektórzy byli
zszokowani, inni oburzeni, ale wszyscy przyjęli do wiado
mości konieczność wykonania zadania.
...
AllPrivate