Leto Julie Elizabeth - Na widoku.pdf

(594 KB) Pobierz
untitled
Julie Elizabeth Leto
Na widoku
Rozdział pierwszy
– Hej, laluniu, podrzucić cię gdzieś?
Ariana Karas poprawiła plecak i starając się o nic nie
zaczepić wystającym zwojem planów architektonicz-
nych, wsiadła do autobusu, który miał ją dowieźć do
restauracji. Mocniej naciągnęła na czoło grecką czapecz-
kę rybacką i posłała Benowi dyżurny uśmiech. Ben,
kierowca po sześćdziesiątce, zalecał się do niej regular-
nie, co zawsze poprawiało jej nastrój.
– Laluniu? – zmarszczyła brwi. – Chyba powinnam
się obrazić.
Ben zaśmiał się, nacisnął na dzwonek i autobus odjechał
z przystanku. W środku było pusto, jeśli nie liczyć Ariany
i kilku zmarzniętych turystów na ostatnim siedzeniu.
Jechali wzdłuż Powell Street w stronę nabrzeża.
– Nie odważyłbym się ciebie obrazić. Ten twardy
zwój, który od paru miesięcy wozisz w tę i z powrotem
z restauracji do architekta, na pewno wylądowałby na
mojej głowie.
Ariana roześmiała się. Ciekawe, dlaczego Ben i wszys-
cy inni uważają ją za taką twardzielkę. Owszem, bywała
ostra, kiedy stali bywalcy baru wchodzili jej na głowę lub
kiedy chciała przegnać agresywnych rozrabiaków kręcą-
cych się przed lokalem. Częściej jednak odżywała w niej
niepewność, towarzysząca jej stale, odkąd młoda i sprag-
niona niezależności, postanowiła wyprowadzić się z do-
mu. Wbrew woli rodziny – dziadków, ojca, matki oraz
czwórki rodzeństwa – spakowała się i przeniosła na
drugi koniec kraju, z Tarpon Springs na Florydzie do San
Francisco w Kalifornii. Zabrała ze sobą dyplom księgo-
wej i nikłą wiedzę o świecie, który do tej pory oznaczał
dla niej zamknięty światek greckich imigrantów.
Zabrała też coś ważniejszego: marzenia sięgające
wyżej i dalej niż most Golden Gate w San Francisco.
Chciała należeć tylko do siebie, na własnych warunkach
spełniać swoje sny i żyć po swojemu.
Minęło osiem lat. Dzisiaj, po trzech latach małżeń-
stwa i rozwodzie, po pięciu latach ciężkiej pracy, do
spełnienia jednego z jej marzeń pozostał już tylko
tydzień. Jutro zacznie się generalny remont restauracji,
zostanie zamknięta po raz pierwszy, odkąd wuj powie-
rzył Arianie kierowanie lokalem. Po remoncie i przebu-
dowie ’’ Ateny nad Zatoką’’ będą obsługiwać miejs-
cowych i przyjezdnych, a goście będą ustawiać się
w kolejce, żeby spróbować najlepszego greckiego i włos-
kiego jedzenia i sączyć oryginalne nektary pomysłu
Ariany w jej własnym barze, który nazwie ’’ Oazą Ari’’.
Dopóki ciotka Sonia nie wniosła lokalu w posagu,
wuj Ariany sprzedawał z obwoźnego straganu samo-
dzielnie złowione ryby. Z czasem restauracja się roz-
 
rosła, ale popękane białe ściany, sieci rybackie zwisające
z sufitu i obrusy w czerwono-czarną kratkę zaczynały
zdradzać swój wiek. Nawet wuj Stefano nie bronił się
przed zmianami, chociaż sam wolał popijać kawę po
turecku i ouzo w towarzystwie gości lokalu niż pilnować
kucharza czy prowadzić księgę przychodów.
Kiedy Ariana opuściła dom rodziców z zamiarem
podjęcia pracy u Stefano i Soni, miała nadzieję, że kiedyś
odziedziczy interes po bezdzietnych krewnych. Małżeń-
stwo z Rickiem pokrzyżowało te plany. Jednak po
śmierci Soni i po rozwodzie chętnie przystała na propo-
zycję wuja, by zająć się barem. W rekordowym czasie
przywróciła restauracji jej zgasłą sławę i znalazła środki
na generalny remont. Przez pięć lat pracowała na swój
zawodowy sukces
Zostało jej siedem dni – ekipa budowlana przyjdzie
burzyć ściany wewnętrzne dopiero w przyszły ponie-
działek. Wuj Stefano obiecał, że osobiście przypilnuje
wynoszenia sprzętu i mebli do magazynu, i nalegał, by
Ariana wzięła tydzień wolnego. To miały być jej pierw-
sze prawdziwe wakacje od przyjazdu do Kalifornii.
Miała tydzień na poznawanie miasta, cal po calu, zanim
pochłonie ją nadzorowanie fachowców, przeobrażają-
cych jej jadłodajnię w dokach w restaurację o światowej
sławie.
Rozklekotany autobus trząsł się i trzeszczał przy
wjeździe pod górę. Czuła na policzkach wieczorny
chłód. Wilgoć parowała nad zatoką, powietrze było
jednak przejrzyste, a migocące neony dodawały uroku
budowlom. Prawie nie znała tego pełnego czaru, tęt-
niącego życiem miasta, które było teraz jej domem.
 
Nocne wypady Ariany ograniczały się do klubów, w któ-
rych niegdyś grał zespół jej męża, i najbliższych okolic
chińskiej dzielnicy, gdzie wynajmowała mieszkanie nad
sklepem zielarskim pani Li.
Zastanawiała się właśnie, co ojciec powiedziałby na
te odważne plany, kiedy jej wzrok padł na pomięte
pismo, wystające spod siedzenia. Na podłodze leżał
jeden z magazynów dla młodych kobiet, które pani Li
kupowała czasem do swojej herbaciarni. Jej zacne klient-
ki chętnie przeglądały błyszczące pisma, popijając her-
batę i dyskutując niewiarygodną naiwność, z jaką przed-
stawiano młodym czytelniczkom różne aspekty życia
kobiety.
Zazwyczaj Ariana zgadzała się z nimi, ale tym razem,
z braku innej rozrywki, sięgnęła po gazetę. ’’ Seksowne
noce w mieście. Styl San Francisco’’ – przeczytała.
Seks. Tak, z trudem przypominała sobie, że kiedyś
oznaczał dla niej ciekawy rodzaj aktywności we dwoje.
Przerzucając stronice gazety, natrafiła na duże zdjęcie
pary opierającej się o pomarańczowe poręcze Golden
Gate. Mrok i delikatna mgiełka zacieniały ciała modeli,
ale ich twarze były zwrócone w stronę aparatu. Twarz
mężczyzny wyrażała pożądanie. Z oczu kobiety wyzie-
rała rozkosz. Cokolwiek z nią robił, sprawiało jej to
przyjemność. Ogromną przyjemność.
Ari przełknęła ślinę, zaskoczona jawną zmysłowością
zdjęcia. Poczuła napięcie i nikłe wrażenie lub tylko
przeczucie dotyku męskich palców prześlizgnęło się
między jej udami. Odezwała się samotność, ta sama,
którą czuła po wieczornym prysznicu lub wcześnie rano,
po nocy pełnej erotycznych marzeń sennych.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin