Fakty i Mity 2008-47.pdf

(9056 KB) Pobierz
114522459 UNPDF
SENSACYJNA PRZEMOWA OBAMY
 Str. 15
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 47 (455) 27 LISTOPADA 2008 r. Cena 3,00 zł (w tym 7% VAT)
Faktty::
–– 13 llatt zarrejjesttrrowany jjako tajjny współłprracowniik;;
–– prrowadzony prrzez trrzech kollejjnych offiicerrów bezpiiekii;;
–– wiiellokrrottny gość konspiirracyjjnego llokallu SB;;
–– uhonorrowany prrzez PRL tyttułłem prroffesorra nadzwyczajjnego;;
–– prrezenciikii chęttniie prrzyjjmowane..
Miitty::
–– Niigdy niie donosiiłłem SB – mówii Życiińskii..
 Str. 3
ISSN 1509-460X
Prezydent elekt jest antyklerykałem, krytykuje Biblię i chrześcijaństwo
114522459.022.png
2
KSIĄDZ NAWRÓCONY
Nr 47 (455) 21 – 27 XI 2008 r.
FAKTY
KOMENTARZ NACZELNEGO
Kościół – matka nasza – ustami swojej watykańskiej centrali
rozkazała wyrzucić precz portret... Jana Pawła II z ołtarza
w Gdyni-Orłowie. Bo pod Papą widniał napis: „Módl się za
nami”, a coś takiego możliwe jest tylko w przypadku świę-
tych. Powędrował był zatem konterfekt Wojtyły do bocznej
nawy. Tam wisi wzgardzony i zapomniany. I za co nam, Po-
lakom, to zrobiono? Za 1000 lat wiernopoddaństwa!
Edu-kato-wanie
„Szkoda, że modlitwa nie rozjaśnia także skóry” – oto napis
z ulotki załączonej do „Małego Gościa Niedzielnego”. Na niej
murzyńskie dziecko taki właśnie żal wyjawia. „To rasizm w czy-
stej postaci” – orzekli socjologowie. „To tylko taka pomyłka”
– bagatelizuje sprawę redakcja gazetki. Może, ale nam się ma-
rzy ulotka opatrzona podpisem: „Szkoda, że modlitwy z katolic-
kich mediów nie rozjaśniają w głowach”. A wręcz przeciwnie...
PO-PSL, zarówno wystąpienia premiera, jak i Jarosła-
wa K. Prawda leży pewnie pośrodku. Oczywiście pośrod-
ku tego, co mówił Tusk, bo kwakanie Kaczora było jak zwy-
kle kupą demagogii. Z akcentem na kupę.
Każdy pomysł rządu jest kontestowany dlatego, że
jest. PiS, LPR i funkcjonariusze Opus Dei potępiają nawet
kształcenie dzieci od 6 roku życia – standard UE. Według
nich, jest to odbieranie dzieci rodzicom, a dzieciom dzie-
ciństwa, i w ogóle demoralizacja. Czyżby biskupi, moco-
dawcy prawicy, bali się, że dzieci zaczną samodzielnie
myśleć, zanim wtłoczy się im naukę papieży? I to jest praw-
dziwy problem, gdyż
z jednej strony
uczniowie dosta-
ją sporą dawkę
obiektywnej
Dla współczesnych polskich Janków Muzykantów nie ma
dziś, na początku XXI wieku, przestronnych sal, doskona-
le wyposażonych pracowni, rządowych stypendiów, wy-
różnień czy miejsca w telewizji publicznej. Nie dla nich wy-
daje się pieniądze na nowe gmachy. Ważniejsze są bu-
dynki dla teologów i księży (patrz: inwestycje UKSW
w Warszawie czy Uniwersytet Opolski). Ci, którzy w przy-
szłości będą tworzyć produkt krajowy brutto, gnieżdżą się
w starych klitkach i pracują na sprzęcie, który pamięta la-
ta 80. i 90. Wszędzie na świecie, nawet w Afryce (np. Tu-
nezji), zdolni, młodzi ludzie objęci są specjalnymi progra-
mami pomocy, i to od dzieciństwa; chucha się na nich
i dmucha, bo to przyszła elita kraju, motory napędowe go-
spodarki. U nas ważniejsza jest lustracja i nowe siedziby
dla IPN, zaś naukowe sławy i idoli, jak prof. Wolszczana,
gnoi się i zmusza do emigracji.
Dom Pracy Twórczej w Wigrach – mekka artystów z całej Pol-
ski (i nie tylko) – zostanie w kwietniu przyszłego roku zlikwi-
dowany. Powód? Bo należy się Kościołowi, jako że w XVIII
wieku w obiekcie mieścił się klasztor kamedułów. Później bu-
dynki popadły w całkowitą ruinę, a jeszcze później odbudo-
wała je niesłuszna komuna. Myślała, że dla potrzeb DPT. Nie-
słusznie i świętokradczo myślała – jak się okazuje.
Ksiądz Mirosław Piesiur, członek Komisji Majątkowej, po-
czuł się zniesławiony przez władze dzielnicy Białołęka (War-
szawa) i złożył na samorządowców doniesienie do prokuratu-
ry... w odpowiedzi na ich zawiadomienie o przestępstwie. Sa-
morządowcy uznali bowiem za rażącą niegospodarność prze-
kazanie gminnych gruntów siostrom elżbietankom i zaniżenie
ich wyceny przez kościelnych rzeczoznawców (z 240 mln na
30 mln zł). Szantażem i presją na samorząd pachnie na kilo-
metr. Ale może też chodzić o bezwzględną walkę z Bogiem...
Wielka konferencja naukowa na KUL-u. Temat: „Wychowa-
nie seksualne – edukacja czy cios w rodzinę”. Radiomaryjna
prelegentka, lekarka Hanna Wukowska, zabiera głos i twier-
dzi, że „nie istnieje coś takiego jak wychowanie seksualne”,
bo już sama zbitka tych słów to sodoma, gomora i obraza Bo-
ga. A my zdrówka lekarce życzymy.
Piękne kiełkują kwiatki, a zima za pasem... Oto okazuje się,
że były rząd PiS ogłosił przetarg na komputeryzację polskich
szkół. Wygrało go 19 firm, które wiedziały, że w razie niewy-
wiązania się z kontraktu czekają je kary umowne. No i nie
wywiązały się. Kary narosły do 200 milionów złotych. Wów-
czas to PiS-owski wiceminister MEN Jarosław Z. (dziś sekre-
tarz generalny partii Kaczorów) – zdaniem prokuratury – upo-
ważnił swojego podwładnego, a ten 200 baniek umorzył. Pro-
kuratura pracuje. I jak capnie pana Z., raz-dwa okaże się, że
to „zemsta polityczna”.
We wtorkowe popołudnie Małgorzata Gosiewska opowiada-
ła w TVN Ewie Drzyzdze, jak wyglądało jej rozstanie z Ed-
garem – obrońcą cnót chrześcijańskich, stałym gościem Ra-
dia Maryja. Mówiła o pozostawieniu jej z 5-letnim dzieckiem
bez pieniędzy i mieszkania... Ktoś z oglądających powiedział
„świnia”. Tuczniki w chlewach całego kraju zakwiczały obu-
rzone tym porównaniem!
wiedzy, a z drugiej – na zajęciach z katechezy słyszą, że
to, czego się dowiedzieli na lekcjach biologii czy fizyki, to
bujda. Kościołowi udało się, niestety, uzyskać wpływ tak-
że na programy, podręczniki i lektury. Fakt ten w połącze-
niu z katopropagandą z publicznych i kościelnych mediów
spowoduje, że młode pokolenie Polaków wyjdzie ze szko-
ły z upośledzonym oglądem świata. Inaczej być nie może,
skoro już w wieku 7 lat dziecko uczy się, że Murzyni to
gorsza rasa (patrz: ostatni numer „Małego Gościa Nie-
dzielnego”), że geje to podludzie, in vitro to morderstwo,
a wyłącznym zadaniem kobiety jest rodzenie dzieci i pro-
wadzenie domu. Ale takiego świata już nie ma. Taki świat
istnieje wyłącznie w marzeniach panów Glempa, Michali-
ka, Rydzyka oraz Orzechowskiego czy Jurka. Swoją drogą
dziwię się, że tych ostatnich i im podobnych zaprasza się
jeszcze do medialnych debat i tok-szoków. Ich organizato-
rzy nie szanują przez to ani siebie, ani widzów.
Wracając do rocznicowego sprawozdania Tuska – za-
brakło mi w nim odniesienia do jednej z głównych obiet-
nic i nadziei sprzed wyborów. A mianowicie reemigracji
młodych Polaków do kraju. Wszak przyszły premier głów-
nie po to ponoć pojechał do Anglii, by zachęcić do maso-
wych powrotów. Tymczasem jest ich niewiele, a to po-
niekąd z winy rządu, który nie uruchomił wielkich inwe-
stycji (autostrady, stadiony itp.), tj. tysięcy miejsc pracy,
nie stworzył też dotąd dogodnych warunków
do inwestowania funtów czy euro.
Jest jeszcze gorzej, ale to są już zaniedba-
nia co najmniej z lat kilkunastu. Kolejne pol-
skie rządy zapominały o wspieraniu edukacji
młodych, zdolnych Polaków, jeszcze zanim ci
zdecydowali się wyjechać. Tymczasem od
lat nasi chłopcy i dziewczęta gromią swoich
rówieśników z Rosji, Chin, USA czy Wielkiej
Brytanii na międzynarodowych olimpiadach in-
formatycznych, matematycznych, chemicznych.
I to pomimo uwłaczających pensji nauczycie-
li i źle wyposażonych pracowni w szkołach.
Na konferencji Centrum Stosunków Międzynarodowych
„UE pięć lat po rozszerzeniu”, w obecności zagranicznych
dyplomatów, wysokiej rangi urzędnik Urzędu Komitetu In-
tegracji Europejskiej – niejaki Jakub Wiśniewski – powie-
dział, że to dobrze, iż młodzi i wykształceni Polacy wyjeż-
dżają za granicę, bo poznają świat. A że większość z nich
nie wróci, to nie problem – mówił polski urzędnik. Dzien-
nikarz „FiM” obecny na konferencji zobaczył rząd karpich
ust zagranicznych gości. Oni myśleli, że trzeba chronić mło-
de ręce i umysły. Oferowali im stypendia, środki na bada-
nia. A tu masz – polski urzędnik otworzył im oczy!
Rozwój edukacji jest oczkiem w głowie Unii Europej-
skiej. Wiadomo, że im lepiej wykształcone społeczeństwo,
tym chętniej są tam lokowane inwestycje. A nowe inwe-
stycje to nowe miejsca pracy i popyt; rośnie konsumpcja
i zamożność lokalnej społeczności. W czasie kryzysu trud-
niej jest o nowych inwestorów. Aby ich zdobyć, trzeba po-
walczyć. Jednym z narzędzi jest edukacja. Odpowiedzi na
to wyzwanie udzieliły „asy” z PiS, które kierują samorzą-
dami Podkarpacia i Lubelszczyzny (do maja 2008 r.). Tere-
ny te zajmują kolejno 16 i 15 miejsce na liście województw,
jeśli chodzi o środki z UE przeznaczone na szkolenia, edu-
kację i pomoc dla najzdolniejszych dzieci. Za to dofinanso-
wanie Kościoła jest tam największe. Zgodnie ze starym przy-
słowiem: wszyscy księża są nasi.
Oskarżony o współpracę z SB dominikanin ojciec Konrad Hej-
mo wydał książkę pt. „Moje życie, mój krzyż”, w której roz-
licza się z przeszłością. Czyli wybiela. Także mocno oskarża...
Kościół. Konfratrzy w habitach zawyli ze zgrozy. Donosiciel-
stwo mogli mu wybaczyć, ale zdradzanie prawdy... Nigdy!
„Katolicy, którzy w amerykańskich wyborach prezydenckich
oddali głos na Baracka Obamę, powinni powstrzymać się od
przyjmowania Komunii Świętej, ponieważ kandydat Demokra-
tów jest zwolennikiem aborcji i popieranie go stanowi fizycz-
ne obcowanie ze złem” – oznajmił amerykański Kościół usta-
mi księdza Jaya Scotta Newmana z Kalifornii. A czy – proszę
księdza – od datków na tacę też mają się powstrzymać?
Włoska dziewczynka Antonietta Meo zmarła na raka w wie-
ku 6 lat. No i teraz ma szansę zostać mianowana doktorem
Kościoła. Nie dlatego akurat, że bawiła się w doktora – co
w tym wieku byłoby normalne – lecz z tego powodu, że pisa-
ła listy do Trójcy Świętej i Maryi. Co ciekawe (i mało grzecz-
ne), adresaci listów nigdy nie utrudzili się odpowiedzią.
Polska choroba znana jako „pierdolec pospolity” rozprzestrze-
nia się jak zaraza. Oto w Rzymie jedną z ulic nazwano imie-
niem Francesca Crucittiego. Kto zacz? A to był taki lekarz,
co to wykurował JPII po zamachu 13 maja 1981 r. Teraz wy-
pada kolejną ulicę nazwać imieniem lekarza, który leczył
doktora Crucittiego. I tak dalej. Po 100 latach w Rzymie zo-
stanie już tylko Via Apia. I to nie na pewno.
JONASZ
Prezydent Paragwaju Fernando Lugo zwariował. Zapropono-
wał klerowi katolickiemu, by ten zajął się dystrybucją państwo-
wych funduszy przeznaczonych na rolnictwo i poprawę sytu-
acji najbiedniejszych. Teraz Lugo może już wziąć do ręki gum-
kę i wymazywać swój kraj z mapy świata.
Na Bogu można nieźle zarobić. I wcale nie trzeba do tego za-
kładać sutanny. Oto wielka brytyjska firma bukmacherska Pad-
dy Power przyjmuje zakłady, czy Stwórca istnieje naprawdę,
czy może Biblia to jedna wielka lipa. Jeśli (kiedyś) okaże się
przypadkiem, że Bozia jest całkiem prawdziwy, to za jednego
funta dostanie się cztery.
Z uwagą wysłuchałem sprawozdań rocznicowych rządu
114522459.023.png 114522459.024.png 114522459.025.png 114522459.001.png 114522459.002.png 114522459.003.png 114522459.004.png
Nr 47 (455) 21 – 27 XI 2008 r.
GORĄCY TEMAT
3
grafii 60-letni arcybi-
skup metropolita lu-
belski Józef Życiń-
ski istnieje dopiero od 1982 r., kie-
dy to objął swoje pierwsze ekspono-
wane stanowisko prodziekana Wy-
działu Filozoficznego Papieskiej Aka-
demii Teologicznej w Krakowie. Je-
śli chodzi o jego wcześniejsze doko-
nania, to z owych biografii wiadomo
w zasadzie jedynie tyle, że się uro-
dził, a w 1972 r. został księdzem po
ukończeniu Wyższego Częstochow-
skiego Seminarium Duchownego
z ówczesną siedzibą w Krakowie.
Uzupełnienie życiorysu arcybisku-
pa zawierają archiwa IPN, gdzie za-
chowały się tzw. zapisy ewidencyjne
dokumentujące fakt, że Józef Życiń-
ski – jeszcze jako ksiądz – był w la-
tach 1977–1990 zarejestrowany
przez Służbę Bezpieczeństwa jako
spotkań) SB o kryptonimie „Wan-
da” przy ul. Józefitów 15 w Krako-
wie, gdzie przyszły arcybiskup kon-
ferował z oficerami SB.
~~~
– Po skończeniu seminarium
Życiński był przez rok wikariuszem
w Wieluniu, skąd trafił następnie do
parafii w Gidlach koło Radomska. In-
teresowaliśmy się nim bardziej niż ru-
tynowo, bo zdecydowanie wyróżniał
się talentami na tle swoich rówieśni-
ków – wspomina w rozmowie z „FiM”
były oficer SB z Częstochowy.
„Esbek Stanisław Boczek nawie-
dził mnie na mej placówce duszpa-
sterskiej w Gidlach w 1974 r. Zaczął
od wyrazów ubolewania, że pracuję
w trudnych wiejskich warunkach, pod-
czas gdy powinienem być na studiach”
– twierdził w styczniu 2007 r. abp
Życiński w autoryzowanym wywiadzie
dla Katolickiej Agencji Informacyjnej.
z tym pasztetem – tak jak powinien
– do biskupa, ten kazałby mu spo-
rządzić notatkę, która by trafiła do
kurialnego archiwum. On dobrze wie,
że nic takiego nie napisał, więc wer-
sja z Bąbińskim jest dla niego naj-
bezpieczniejsza, bo niesprawdzalna
– zauważa oficer.
~~~
Z początkiem roku akademic-
kiego 1974/1975 ks. Życiński został
ustanowiony przez biskupa prefek-
tem częstochowskiego seminarium
duchownego, co umożliwiało mu
równoległą pracę nad doktoratem
w krakowskim Wydziale Teologicz-
nym (późniejsza Papieska Akade-
mia Teologiczna).
Opowiada nam były analityk Wy-
działu IV SB z Częstochowy:
– Zapoczątkowane przez Boczka
kontakty operacyjne z Życińskim kon-
tynuował naczelnik Perliceusz. Nie
że kieliszki nie stanowią dla nikogo
z mych bliskich artykułu pierwszej po-
trzeby, i wyraziłem oburzenie. W od-
powiedzi usłyszałem: »Nie ma się co
oburzać, bo my chcieliśmy tylko prze-
testować, jak się ksiądz będzie zacho-
wywał«” – przekonuje abp Życiński.
– Gdy z końcem czerwca 1978
roku Perliceusz awansował na sta-
nowisko zastępcy Komendanta Wo-
jewódzkiego MO ds. Służby Bezpie-
czeństwa w Przemyślu, naczelnikiem
Wydziału IV został Boczek, który
przejął najważniejszą agenturę,
w tym również „Filozofa”. Powiedz-
my sobie otwarcie: wyrejestrowanie
TW uchylającego się od współpracy
nie było dobrze widziane, bo świad-
czyło o błędach w procesie pozyska-
nia. Zdarzało się więc czasem, że upar-
cie trzymano jednego z drugim
„na kontakcie” jako czynnego agen-
ta, choć praktycznie nie funkcjonował.
~~~
„Wiele faktów wskazuje na to, że
abp Józef Życiński, zarejestrowany
jako TW „Filozof”, nie mógł być fik-
cyjnym agentem” – upiera się kościel-
ny enfant terrible ks. Tadeusz Isa-
kowicz-Zaleski , pionier „oświaty”
o kolegach agentach. Oto okoliczno-
ści jego zdaniem najistotniejsze:
~ Aż 13-letni okres rejestracji
„Filozofa”. „Gdyby to była mistyfi-
kacja (po co?), wcześniej czy później
wykryłyby ją wewnętrzne kontrole mi-
nisterialne” – zauważa ks. Zaleski;
~ Ilość oficerów prowadzących.
„Prawdopodobieństwo, że wszyscy
trzej przez tyle lat oszukiwali swoich
przełożonych (w tym wypadku bez-
pośrednio Departament IV MSW),
jest równa zeru” ;
~ Spotkania w lokalu kontakto-
wym „Wanda”. „Duchowny, godząc
się na tę konspirację, świadomie łamał
przepisy kościelne, zakazujące jakich-
kolwiek spotkań z esbekami poza urzę-
dami parafialnymi czy paszportowymi” ;
~ Dyspozycyjność umożliwiają-
ca przekazanie TW na potrzeby in-
nej jednostki SB. „W 1983 r. z oka-
zji drugiej pielgrzymki papieskiej do
Ojczyzny »Filozof« został przekazany
z Wydziału IV SB w Częstochowie do
Wydziału IV w Krakowie. Gdyby był
to agent fikcyjny, wykryłyby to służby
krakowskie” – akcentuje ks. Zaleski.
– Zaleskiemu można zarzucić
wszystko, oprócz tego, że nie ma bla-
dego pojęcia o interpretacji wytwo-
rzonych przez nas dokumentów. Nie
docenia jednak faktu odbywania spo-
tkań z „Filozofem” w LK „Wan-
da”. Żeby wprowadzić tajnego współ-
pracownika na taki zakonspirowa-
ny obiekt, „firma” musiała mieć głę-
bokie przeświadczenie o jego lojal-
ności. Rzecz w tym, że w określo-
nym lokalu odbywano spotkania
z 2, 3 agentami i gdyby któryś z nich
zdradził, automatycznie narażał po-
zostałych – tłumaczy analityk.
– Nikt dotychczas nie zauważył
jeszcze jednej, bardzo istotnej oko-
liczności, która nie została odnoto-
wana w żadnych biografiach Życiń-
skiego, bowiem boi się on jej jak
diabeł święconej wody. Oto już
w 1981 r. komunistyczna Rada
Państwa nadała księdzu Józefo-
wi Życińskiemu tytuł profesora
nadzwyczajnego . Nie wiem, czy był
TW, bo nie znajdował się w sferze
zainteresowań mojego wydziału.
Możecie być wszakże pewni, że ta
jego profesura absolutnie by
w ówczesnych realiach nie prze-
szła bez silnego poparcia kierow-
nictwa Departamentu IV – ujaw-
nia „FiM” jeden z byłych wysokich
rangą oficerów tej jednostki.
Nikt w Polsce nie jest upraw-
niony do oceniania któregokolwiek
z biskupów . Jeśli zajdzie taka potrze-
ba, to jest to rola Stolicy Apostolskiej”
– odpiera nagabywania dziennika-
rzy rzecznik prasowy Episkopatu ks.
dr Józef Kloch . Co ciekawe: też fi-
lozof, którego czułym promotorem
pracy doktorskiej był „Filozof”...
ANNA TARCZYŃSKA
tarczynska@faktyimity.pl
„Filozof”
W archiwach IPN znalazły się kwity
kompromitujące hierarchę kat. Kościoła,
najładniej ze wszystkich potrafiącego
mówić o moralności...
jej tajny współpracownik o pseu-
donimie Filozof . Z tychże zapisów
wynika ponadto, że zwerbował go
do współpracy podpułkownik Alojzy
Perliceusz , ówczesny naczelnik Wy-
działu IV w Częstochowie, a kolejny-
mi oficerami prowadzącymi „Filozo-
fa” byli: kapitan Stanisław Boczek
(1978–1984) i porucznik Zbigniew
Kalota (od 1984 r.).
Najważniejszych kwitów, czyli
teczki personalnej i teczki pracy TW
nie odnaleziono, bowiem w stycz-
niu 1990 r. (cztery miesiące przed
formalnym rozwiązaniem SB) zosta-
ły zniszczone. Dlaczego zadbano aku-
rat o utylizację teczek „Filozofa”,
skoro zachowała się np. dokumen-
tacja abp. Stanisława Wielgusa
„Greya” czy o. Konrada Hejmy
alias „Hejnał” i „Dominik”?
– Niszczono przede wszystkim
teczki najbardziej czynnej agentury.
Na całkowite zatarcie śladów współ-
pracy i zagwarantowanie bezpieczeń-
stwa wszystkim zabrakło, niestety,
czasu. W najgorszej sytuacji są dzi-
siaj tajni współpracownicy, którzy
przed końcem 1989 r. byli z jakichś
powodów wyrejestrowani, bowiem ich
kompletne akta spoczywały zapo-
mniane w archiwum i prawdopodob-
nie zostały później przejęte przez IPN
– żalił się nam onegdaj jeden z sze-
fów Departamentu IV MSW (por.
„Kurtyna w dół” – „FiM” 23/2006).
Fatalnym dla „Filozofa” zbiegiem
okoliczności, których istotę za chwi-
lę wyjaśnimy, przetrwały natomiast
akta lokalu kontaktowego (lokal
wykorzystywany do konspiracyjnych
A na czym esbek skończył? Te-
go już metropolita dziennikarzowi
KAI nie zdradził...
Nie ujawnił też żadnych okolicz-
ności oraz przebiegu tej niecodzien-
nej wizyty przełożonym. „Powiedze-
nie wprost byłoby o tyle nietaktowne,
że wyglądałoby, iż chcę sobie załatwić
studia, powołując się w dodatku na
opinię SB” – przekonywał hierarcha.
Podkreślił, że zameldował o spo-
tkaniu z funkcjonariuszem zaprzy-
jaźnionemu „kierownikowi ducho-
wemu z seminarium, ks. prałatowi
Henrykowi Bąbińskiemu ”, który
– zdaniem Życińskiego – ani chybi
powtórzył jego relację ówczesnemu
ordynariuszowi częstochowskiemu bi-
skupowi Stefanowi Barele , bowiem
ten wezwał po kilku tygodniach mło-
dego wikarego na rozmowę, a na-
stępnie... skierował go na studia.
– Patent był bardzo prosty: z pod-
słuchu w kurii mieliśmy już wcześniej
sygnały, że chcą Życińskiego zrobić
naukowcem, co było też i jego ma-
rzeniem. Boczek poszedł więc do nie-
go z sugestią, że „firma” postara
mu się to załatwić, i żeby pamiętał,
komu zawdzięcza karierę. Józef
o mały włos nie posikał się wówczas
ze szczęścia – ujawnia kulisy opera-
cyjnej „kuchni” SB nasz rozmówca.
Czy w tej sytuacji Życiński rze-
czywiście mógł coś napomknąć ks.
Bąbińskiemu o spotkaniu z funk-
cjonariuszem?
– Bąbiński i Bareła już od kilku
lat nie żyją, więc można im dzisiaj
przypisać wszystko. Z wyjątkiem jed-
nej kwestii: gdyby Życiński poszedł
wiem, z jakim dokładnie skutkiem,
bo nie było mnie przy tych rozmo-
wach, aczkolwiek domyślam się, że
mógł też rozgrywać pewne znane
nam, kłopotliwe dla Życińskiego wąt-
ki obyczajowe. Pułkownik był bar-
dzo skrupulatny w sprawach po-
zyskań, więc jeśli osobiście zdecy-
dował się na rejestrację TW, to
nie mogło być w tym żadnej lipy .
Pamiętam, że opracowywałem sporo
„doniesień spisanych ze słów” agen-
ta o pseudonimie Filozof. Należy
raczej wykluczyć, że podpisał zobo-
wiązanie do współpracy. Według obo-
wiązujących wówczas reguł stosowa-
nych wobec ważnych księży, wystar-
czyło, że duchowny godził się na re-
gularne, dyskretne spotkania i przyj-
mowanie okazjonalnych upominków.
„Nigdy wśród zmieniających się
esbeków nikt nie podjął w rozmowie
ze mną wątku współpracy i nie sfor-
mułował podobnej propozycji. Raz na-
tomiast usiłowano mi wręczyć prezent.
Podając paszport na wyjazd do USA,
funkcjonariusz, podpułkownik Alojzy
Perliceusz, dołączył kolekcję kryszta-
łowych kieliszków, tłumacząc, że bę-
dzie to prezent dla mych amerykań-
skich przyjaciół. Odpowiedziałem mu,
Gdyby taka sytuacja dotyczyła
„Filozofa”, Boczek skrzętnie sko-
rzystałby z odejścia Perliceusza,
żeby wypchnąć balast do archi-
wum . Było jednak całkiem inaczej
i nie miał żadnych kłopotów z wy-
woływaniem kolejnych spotkań
z Życińskim odbywanych w Krako-
wie. Nie przywoził z nich nadzwy-
czajnych rewelacji, ale pamiętam,
że nie były to jakieś „gazetowe”
śmieci. Żeby wobec braku teczki
pracy odtworzyć szczegóły, trzeba
by było przekopać się przez akta
spraw obiektowej i rozpracowania,
prowadzonych na seminarium, oraz
przez teczki ewidencji operacyjnej
biskupów i księży, bowiem tam tra-
fiały wyciągi z informacji dostarcza-
nych przez „Filozofa” – podpowia-
da analityk.
„Poza szczupłymi notatkami nie
ma tam (w materiałach operacyjnych
SB – dop. red. ) żadnych cytatów z na-
szych rozmów, nie ma niczego, do cze-
go mógłbym się odnieść, a tym bar-
dziej niczego, za co mógłbym się wsty-
dzić” – przekonuje dziś abp Życiń-
ski, komentując spekulacje medial-
ne wokół znalezionych w IPN zapi-
sów ewidencyjnych.
W edług oficjalnych bio-
114522459.005.png 114522459.006.png 114522459.007.png
4
Z NOTATNIKA HERETYKA
Nr 47 (455) 21 – 27 XI 2008 r.
POLKA POTRAFI
Żeby głowa nie bolała...
Prowincjałki
W kościele parafialnym w Gądkowie Wielkim
padły strzały. Z wiatrówki. Sprawcą zamiesza-
nia był 25-letni zakochany mężczyzna, który w ten sposób zamanifestował swo-
je niezadowolenie z powodu odrzuconych zalotów. Ofiara – 20-letnia miesz-
kanka Gądkowa – przypłaciła swój brak uczuć ranami okolicy ust. Z kolei amant
z Katowic tak pragnął obdarować swą ukochaną czymś wartościowym, że
ukradł ze sklepu futro o wartości 5 tysięcy zł. Razem z manekinem.
– Mamusiu, mamusiu, skąd się
biorą dzieci? – Dzięki takim spe-
cjalnym nasionkom, które ma ta-
tuś. – A mamusia musi połknąć te
nasionka? – Tylko jeśli chce mieć
nowy sweterek...
Celem każdej przyzwoitej kobie-
ty jest założenie rodziny przypomi-
nającej tę z reklamy margaryny. Kie-
dy wreszcie jej się to udaje, z czy-
stym sumieniem porzuca niewdzięcz-
ną rolę seksownego kociaka, aby móc
zająć się bardziej godnymi obowiąz-
kami pani domu i matki. Czasem
na drodze ku szczęściu staje własny
mąż, który, choć upragnione potom-
stwo jest już na świecie, wciąż i wciąż
się domaga...
Kulturalny małżonek powinien
ten problem załatwić – nomen omen
– na własną rękę i dać nam święty
spokój. Co zrobić, kiedy trafi się szcze-
gólnie upierdliwy? Co zaradniejsze
żony wywnioskowały, że z małżeń-
skiego pożycia można wyciągnąć
znaczne korzyści, a wiadomo, że wy-
poszczony mąż zgodzi się na wiele.
Procedura ta doczekała się nawet swo-
jego fachowego określenia – prosty-
tucja małżeńska. O tym, jak wygląda
ona w praktyce, najlepiej opowiedzieć,
cytując wypowiedzi pojawiające się na
internetowych forach dla sfrustro-
wanych mężów i pomysłowych żon.
Od samego początku warto usta-
lić, że „seks z nami ma być nagro-
dą” , a nie codziennym rytuałem, bo
„nie ma nic za darmo. Wiadomo, że
facet w chałupie to wrzód na dupie” .
Przyjmując takie założenie, nale-
ży odpowiednio wysoko ustawić po-
przeczkę... „Prawie cały czas o coś się
na mnie gniewała. A to zachowałem
się nie tak na imieninach u teściowej,
a to wróciłem za późno do domu, a to
za długo lub za krótko praco-
wałem. Po piwie z kole-
gami ciche dni trwały
nawet miesiąc. Żo-
na miała takie po-
wiedzenie: »Pocze-
kasz, to zmiękniesz«”.
Właściwie daw-
kowany seks może
pomóc w nauce do-
mowych obowiązków.
Po krótkim szkoleniu mąż
wie, że aby w oczach żony
zasłużyć na wieczorne szaleństwo,
już za dnia musi „zatankować jej sa-
mochód, naprawić zawias w szafce,
który urwał się trzy miesiące temu, zro-
bić dzieciakom kolację, dopilnować
lekcji, mycia zębów i pójścia spać” .
Towarem wymiennym mogą być
konkretne dobra materialne i wszel-
kiego rodzaju rozrywki, w zależności
od naszej pomysłowości, aktualnych
potrzeb i, niestety, głębokości mężow-
skiego portfela. W praktyce może to
wyglądać na przykład tak: najpierw
wspomina się, mimochodem oczywi-
ście, o widzianej na wystawie bluzecz-
ce, a następnie rzuca powłóczyste spoj-
rzenie sugerujące, że kiedy zaraz się
w nią przyodziejemy, dziś głowa
z pewnością nie będzie bolała...
„Działanie wypłaty na seksualną
dyspozycyjność kobiet jest wprost zba-
wienne; powinno być opisa-
ne w jakimś podręczni-
ku”; „mój zasadniczy
argument: »Misia,
skoczmy do Galerii pu-
ścić tysiaka«, zamienia
ją w zwierzę”.
Kobiece zamiło-
wanie do zbytku może
więc być naszym skromnym
wkładem w walkę z powszech-
nym lenistwem: „W niecały
rok po ślubie mąż, jak przy-
niósł wypłatę do domu, to kładł
ją na stole. Dopiero wtedy wieczorem
ze mną sypiał” . Po opisaniu zjawi-
ska pozwolę sobie na pewną radę:
Miłe Panie, zważcie, czy szantażowa-
ny w ten sposób małżonek nie wpad-
nie w końcu na koncept, że i taniej,
i milej jest w pobliskiej agencji towa-
rzyskiej. Przestrzegam!
JUSTYNA CIEŚLAK
Służbowe auto można wykorzystywać do najróż-
niejszych celów. Przykład dał pracownik lubuskie-
go urzędu wojewódzkiego, który urzędowym lanosem przewoził nie tylko zna-
jomych, ale również amfetaminę i marihuanę. Został dyscyplinarnie zwolniony.
13-letni uczeń gimnazjum w Łazach poczęsto-
wał swojego kolegę chipsami. Ale żeby nie by-
ło tak zwyczajnie, do jednego z nich wsadził zagiętą szpilkę. Ciało obce
z przełyku obdarowanego 12-latka usunęli operacyjnie chirurdzy.
Dwaj byli górnicy z Bytomia ukra-
dli 210 metrów kabla zasilające-
go kopalnię. W chwili, kiedy przewód przecinali, płynął nim prąd o napięciu
sześciu tysięcy woltów. Obaj panowie żyją. Oczywiście, „jakimś cudem”...
W wyniku napadu na bar w Rudzie Śląskiej
właściciel stracił cenne, zdobiące ścianę myśliw-
skie trofea – skórę dzika i poroże jelenia. Barman, który z narażeniem życia
próbował łup odbić, został dotkliwie pobity. Porożem.
Oburzeni są mieszkańcy Podlesia Machow-
skiego faktem, że panie lekkich obyczajów
w ich okolicy obsługują swoich klientów pod miejscową kaplicą. Ludziska pró-
bowali już wszystkiego, łącznie z zamykaniem drogi wjazdowej drutem kol-
czastym, ale bez skutku. Burmistrz jest bezsilny. Policja też.
Opracowała WZ
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE
kowo niewielką większością wybrali prezy-
denta niezwykłego jak na stosunki panujące za oce-
anem. W wielu krajach świata zrobiono sondaże
nt. poparcia dla obydwu kandydatów amerykań-
skich, a preferencje wiele mówią o tych narodach.
Także o Polakach...
Badania zorganizował
kanadyjski dziennik „La
Presse”, który wziął na ta-
petę Polskę, Japonię,
Wielką Brytanię, Szwaj-
carię, Francję, Kanadę
i Meksyk. We wszystkich tych krajach – gdyby ich oby-
watele mogli głosować w amerykańskich wyborach
– zdecydowanie wygrałby Barack Obama . Wszędzie ta
wygrana byłaby większa niż w ojczyźnie gwieździstego
sztandaru. Wyraźna przewaga Obamy jest świadectwem
tego, jak bardzo niepopularny w świecie stał się Bush
i jak mocno obmierzła wszystkim imperialna buta USA.
Popularność Obamy to także znak tego, że więk-
szość krajów świata ma znacznie bardziej lewicowe
skłonności niż USA. Jak bardzo? To już zależy od
kraju, bo wymienione nacje dzielą prawdziwe przepa-
ści. Wynik najbardziej zbliżony do amerykańskiego
wypadłby w Polsce, gdzie na Baracka chciało głosować
63 proc. ankietowanych, natomiast prawdziwy tryumf
czarnoskóry kandydat odniósłby w Szwajcarii (92 proc.)
i we Francji (93 proc.). Co ciekawe, w pozostałych
krajach wyniki byłyby raczej zbliżone do francuskich
niż polskich. To jest, oczywiście, świadectwo konserwa-
tyzmu polskiego elektoratu, choć można dodać, że już
samo zwycięstwo Obamy u nas jest pocieszające – za-
daje ono kłam twierdzeniu, że jesteśmy jacyś megara-
sistowscy. Oczywiście, polski rasizm to nie jest tylko
mit, ale zapewne nie jest on tak wszechogarniający,
jak wiele osób sądzi.
Ciekawe i zabawne zarazem są polskie preferen-
cje w zależności od wykształcenia i wieku ankietowa-
nych. Wbrew temu, co można by przypuszczać, naj-
więcej głosów Obama zebrałby wśród... emerytów
i osób z wykształceniem zawodowym. Zwolenników
McCaina było natomiast w Polsce najwięcej wśród
osób z wykształceniem
wyższym. Dokładnie od-
wrotnie niż za oceanem,
gdzie większość elit po-
parła Obamę. W „Gaze-
cie Wyborczej” taki wy-
nik wyjaśniano faktem,
że o Obamie mówiono w Polsce więcej niż o jego
kontrkandydacie i dlatego osoby mniej wykształcone
głosowałyby właśnie na tego pierwszego jako na oso-
bę lepiej „osłuchaną”. Nie jestem pewien, czy taka ob-
serwacja jest trafna – Obama był u nas przedstawia-
ny jako kandydat prospołeczny, czyli jakoś lewicowy,
a tak się składa, że prospołeczne sympatie mają
u nas właśnie osoby starsze i mniej wykształcone. Nie
tylko dlatego, że tym grupom społecznym trudniej jest
się przedzierać przez gąszcz kapitalizmu. Także dla-
tego, że w naszym kraju ludzie wykształceni są – pa-
radoksalnie – zarażeni bardziej neoliberalną, egoistycz-
ną propagandą, ponieważ to te kręgi są czytelnikami
obstawionej przez neoliberałów prasy codziennej i co-
tygodniowej. Stopień zatrucia polskiej młodzieży i lu-
dzi wykształconych konserwatyzmem i egoizmem spo-
łecznym to temat, który przewija się przez tę rubry-
kę od lat, a mimo to nie przestaje napełniać mnie
zgrozą. No i jeszcze rzecz zabawna – okazuje się, że
polscy emeryci nie baliby się czarnego prezydenta,
gdyby okazał się prospołeczny! A zawsze powtarzano
nam, że to ci wielkomiejscy, młodsi i dobrze wy-
kształceni Polacy są bardziej tolerancyjni i otwarci.
ADAM CIOCH
Chciałbym być ministrem spraw zagranicznych, bo zawsze można się z kimś
spotkać, wystąpić na konferencji prasowej, zjeść obiad, śniadanie, kolację,
pojechać za granicę. Nie ma takiej orki na ugorze, jak to jest w Minister-
stwie Sprawiedliwości.
(Zbigniew Ćwiąkalski)
RZECZY POSPOLITE
Porównywanie tej strony do naszej to jak zestawianie mercedesa klasy A z tra-
bantem. (Mariusz Kamiński
o internetowej odpowiedzi na www.porazkaroku.pl)
Poseł z mównicy poselskiej może mówić dowolne głupoty. Pamiętam ta-
kich posłów, co nawet mówili w taki sposób, co to nie wiedzieliśmy, co
mówią, więc trudno było komentować. Tutaj Górski wpisał się w tę taką
plejadę polityków, którzy mówią z mównicy co im ślina na język przynie-
sie.
Prezydent świata
(Elżbieta Jakubiak)
To było zupełnie prywatne oświadczenie jednego posła, czyli jednego oby-
watela polskiego. (Jarosław Kaczyński o wystąpieniu posła Górskiego
z mównicy sejmowej nt. zwycięstwa Baracka Obamy)
Czy pan Niesiołowki, pan Palikot, pan Karpiniuk, pan Nowak, pan Chle-
bowski, pan Bartoszewski ze swoim „bydłem”, pan Sikorski ze swoją „do-
żynaną watahą”, pani Kopacz ze swoimi „hienami cmentarnymi” to są
członkowie PiS, czy też może PO? Niszczy się polskie życie publiczne i bę-
dziemy musieli przez wiele lat odrabiać te straty, leczyć te rany...”.
(Jarosław Kaczyński)
Wszyscy przyznają Piusowi XII nieprzeciętną inteligencję, doskonałą pa-
mięć, szczególną znajomość języków obcych i znaczną wrażliwość. Mówi
się, że był świetnym dyplomatą, prawnikiem, teologiem – i słusznie, ale to
jeszcze wszystkiego nie wyjaśnia. Był u niego również stały wysiłek i zde-
cydowana wola oddania się Bogu, nie szczędząc sił i wątłego zdrowia.
Stąd właśnie wynikało jego postępowanie. Wszystko rodziła miłość, jaką
żywił względem swojego Pana, Jezusa Chrystusa, oraz miłość do Kościo-
ła i ludzkości.
(Benedykt XVI o Piusie XII – papieżu Hitlera)
Wybrali: OH i PPr
MIŁOŚĆ JAK POCISK
DILER URZĘDOWY
DAJ SPRÓBOWAĆ...
ZAKABLOWALI WŁASNE GNIAZDO
SKOK NA JELENIA
STAJE POD KRZYŻEM
Z nękani wojnami i kryzysem Amerykanie stosun-
114522459.008.png 114522459.009.png 114522459.010.png 114522459.011.png 114522459.012.png 114522459.013.png 114522459.014.png 114522459.015.png 114522459.016.png
Nr 47 (455) 21 – 27 XI 2008 r.
NA KLĘCZKACH
5
KRAKÓW SIĘ BRONI
przez brać studencką słów papieża
oraz – teoretycznie – wprowadzaniu
ich w życie. Komu mało, może „wzbić
się ma wyżyny duchowości”, biorąc
udział w innych akcjach odlotowe-
go duszpasterstwa: „Turbulencjach
wiary” – dyskusjach, „Wieczorach
w terminalu” – apelu jasnogórskim
lub „Czarnej skrzynce”, czyli adora-
cji ze spowiedzią. Spodziewany jest
nowy wysyp cudów...
CERKIEW CERKWI
O tydzień Naczelny Sąd Admi-
nistracyjny przesunął decyzję w spra-
wie Komisji Majątkowej, która lek-
ką ręką od blisko 20 lat obdarowu-
je Kościół najatrakcyjniejszymi tere-
nami i nieruchomościami w całej
Polsce. Kwestia jest tak trudna, że
sędzia Alicja Plucińska-Filipowicz
chce dalszych konsultacji i rozsze-
rzenia składu sędziowskiego. Od
przebiegu sprawy w NSA zależy dal-
sze funkcjonowanie KM i losy wie-
lomilionowych majątków państwa.
Brak możliwości odwołania od
decyzji komisji to główny zarzut mia-
sta Krakowa. Władze, zamiast przy-
klepać przychylną Kościołowi decy-
zję Komisji Majątkowej, nie pod-
dały się i złożyły tzw. skargę kasa-
cyjną. Historia sięga 2006 roku.
Wówczas to Komisja Majątkowa
na niejawnym (sic!) posiedzeniu, bez
udziału kogokolwiek z przedstawi-
cieli Krakowa, zadecydowała, że
7 atrakcyjnych działek miejskich do-
stanie zakon cystersów. Tereny wy-
ceniono na 24 mln złotych. Żadna
z tych działek nigdy nie należała do
zakonu, a potraktowano je jako mie-
nie zamienne. Wobec skarg rządo-
wo-kościelna komisja bezczelnie
oznajmiła, że jest organem jednoin-
stancyjnym i nikomu nic do tego, co
i komu daje. Stanowisko to podtrzy-
mał Wojewódzki Sąd Administracyj-
ny, do którego zwróciło się miasto.
Ostatnią deską ratunku dla Krako-
wa jest właśnie NSA. Podczas ponie-
działkowej rozprawy radca miasta do-
wodził, że od czasu wejścia w życie
Konstytucji RP żaden organ nie mo-
że być wyłączony spod kontroli są-
dowo-administracyjnej. DP
KOLEJKA
DO OŁTARZY
w Inowrocławiu tak bardzo szczyci
się swoim imieniem, i to od kilku-
nastu lat, że dorabia do niego na-
wet legendę 110-letniej historii wal-
ki o zachowanie „polskiej wiary”. Na-
zwa „Szkoła Panny Maryi” miała
jakoby przypominać polskim uczen-
nicom uczęszczającym do niemiec-
kiej szkoły „symultannej” (wielowy-
znaniowej) o ich katolickich i naro-
dowych korzeniach. Tymczasem po-
toczna nazwa „Marienschule” – za-
łożonej w 1898 roku niemieckiej
szkoły dla dziewcząt – pochodzi od
ulicy Panny Maryi, przy której ją wy-
budowano. Nawet w II Rzeczypo-
spolitej nie doszło do oficjalnego
usankcjonowania tej nazwy. AK
W Biłgoraju powstanie cerkiew
upamiętniająca burzenie (za podusz-
czeniem hierarchów katolickich) pra-
wosławnych świątyń w Polsce (głów-
nie na Chełmszczyźnie i Południo-
wym Podlasiu) w 1938 roku, o czym
pisaliśmy („FiM” 13/2008). Kilka dni
temu poświęcono kamień węgielny
pod budowę świątyni.
AK
BS
CZEMU NIE
„ADAMÓW”?
UKRADLI KOŚCIÓŁ
W podmoskiewskiej wsi Koma-
rowo zniknął... budynek kościelny.
Cerkiew starała się o zwrot od pań-
stwa 200-letniego budynku, który
w ostatnich dziesięcioleciach słu-
żył jako szkoła dla chorych dzieci.
Zanim budynek trafił w ręce Cer-
kwi, przedsiębiorczy mieszkańcy
rozebrali go cegła po cegle, a ma-
teriał budowlany uzyskany z roz-
biórki odsprzedali miejscowemu
biznesmenowi. Przedstawiciele Ko-
ścioła są wściekli i oskarżają miej-
scowych o świętokradztwo i bluź-
nierstwo.
„Ksiądz biskup Adam Śmigielski
jako przyjaciel Będzina i honorowy
obywatel naszego miasta w sposób
szczególny zapisał się w świadomości
mieszkańców. Wszystkich zasług ks.
biskupa dla diecezji, w tym Będzina,
nie sposób wymienić” – twierdzą
przedstawiciele Obywatelskiego Fo-
rum Samorządowego, którzy uznali,
że nazwanie jednej z ulic imieniem
zmarłego niedawno watykańczyka bę-
dzie wystarczająco godnym sposobem
uczczenia jego pamięci. Władze mia-
sta zdecydują, mieszkańcy której głów-
nej ulicy będą biegać po urzędach,
żeby wymienić dokumenty. OH
Grozi nam prawdziwa lawina
świętych! Jak poinformował niedaw-
no o. Gabriel Bartoszewski , pro-
motor sprawiedliwości w wielu pro-
cesach beatyfikacyjnych i kanoniza-
cyjnych, toczą się wspólne procesy
męczenników II wojny światowej
w diecezji pelplińskiej (122), war-
mińskiej (50) i bielsko-żywieckiej
(kilkanaście). Kongregacja ds. Ka-
nonizacyjnych rozważa m.in. hero-
iczność cnót kardynała Augusta
Hlonda , analizuje także dokumen-
tację dotyczącą sługi Bożego Jerze-
go Popiełuszki , Jerzego Ciesiel-
skiego (inżynier AGH, świecki przy-
jaciel JPII ) oraz Stanisława Kow-
nackiego (zmarły w 1995 r. ordy-
nator oddziału zakaźnego szpitala
w Nowej Hucie).
O MATKO BOSKA!
W herbie Jaworzna, zgodnie
z wielowiekową tradycją, widnieje
rozłożysty jawor symbolizujący na-
turę oraz dwóch drwali z siekierami
odzwierciedlających ludzką władzę
nad przyrodą. I błąd, bo nie było ele-
mentu władzy nad ludźmi. Nadludz-
kiej. No więc proboszcz jaworskiej
parafii Józef Lenda nakazał, by do
godła dołączyć Matkę Boską Nieusta-
jącej Pomocy, która to miałaby sie-
dzieć... w koronie drzewa. Wniosek
księdza o modyfikację herbu trafił
już do tamtejszego prezydenta Paw-
ła Silberta , który nie kryje zdumie-
nia. Ale klecha ma za sobą – jak twier-
dzi – połowę miasta, uważającą jego
pomysł za świetny. Władze nie wy-
kluczają referendum.
MaK
EFEKT BENEDYKTA
OJCZYZNA
W POTRZEBIE
Świątynie wysprzedawane, coraz
mniej kościelnych przedszkoli, bra-
kuje księży, łączy się parafie, spada
liczba wiernych – taki jest obraz nie-
mieckiego Kościoła katolickiego.
Niemieckie media orzekły: „Efekt
Benedykta XVI nie działa”.
Od zjednoczenia Niemiec za-
mknięto co dziesiatą świątynię ka-
tolicką w Berlinie. Z najnowszych
statystyk wynika, że w Niemczech
było w roku ubiegłym 25,46 mln
katolików, o 4 mln mniej niż kilka-
naście lat temu, a z Kościoła kato-
lickiego występowało rocznie około
150 tysięcy osób.
„Ogromną rolę odgrywa postę-
pująca liberalizacja” – tak twierdzi
Reiner Kampling , teolog z Wol-
nego Uniwersytetu w Berlinie.
Oprócz wiernych w wielu para-
fiach brakuje księży. „Za kilka lat
w wielu parafiach nie będziemy mie-
li ani jednego księdza” – ostrzega
biskup Felix Genn z Essen. PPr
BS
11 listopada w Święto Niepod-
ległości w kościele pw. NMP Nie-
pokalanie Poczętej w Sierakowie
sprawowano aż trzy msze w intencji
ojczyzny. Nie byłoby w tym nic szcze-
gólnego, gdyby nie fakt, że podczas
mszy z okazji 90. rocznicy odzyska-
nia przez Polskę niepodległości
w sierakowskim kościele zbierano na
tacę kasę dla Watykanu. O czym in-
formuje ogłoszenie parafialne:
„We wtorek 11 listopada – Na-
rodowe Święto Niepodległości:
a) zapraszamy na Msze św.
o godz. 8.00, 9.30 i 11.00 w intencji
Ojczyzny,
b) składka z tego święta prze-
znaczona jest na potrzeby Stolicy Apo-
stolskiej – Świętopietrze”.
I znów potwierdza się prawda,
że Watykan to prawdziwa ojczyzna
katolików.
VIVA RESOVIA
PAR
BIEDNY KOŚCIÓŁ
Ileż to razy na łamach „FiM” pi-
saliśmy, że jedną z nielicznych oaz
względnej szczęśliwości rodaków jest
Rzeszów – średniej wielkości pol-
skie miasto, w którym – o dziwo
– wszystko działa tak jak powinno,
a ludzie są uśmiechnięci. Wielokrot-
nie twierdziliśmy też, że zdecydowa-
nie najgorszym miejscem do życia
jest Łódź, gdzie nic nie funkcjonu-
je tak jak należy, zaś chodzący zruj-
nowanymi ulicami mieszkańcy mie-
lą w ustach przekleństwa.
No i... No i pierwszy wielki ran-
king miast polskich (wyniki na pod-
stawie ankietowania tysięcy miesz-
kańców 26 metropolii) pokazał, że
i tym razem nie myliliśmy się. Pierw-
sze miejsce zdobył zarządzany przez
prezydenta Tadeusza Ferenca (le-
wica) gród nad Wisłokiem. Ostat-
nie miejsce – Łódź zarządzana przez
Jerzego Kropiwnickiego (katopra-
wica). Identyczne pozycje w rankin-
gu zajęli odpowiednio prezydenci
obu miast.
SEANS
SPIRYTYSTYCZNY
Zmasowany atak na Komisję Ma-
jątkową zajmującą się zwrotem Ko-
ściołowi mienia niegdyś zabranego
to nie przypadek. „Atakowany ma
mniej odwagi, aby upominać się
o swoje” – twierdzi ks. Mirosław
Piesiur , szef KM. Jak widać, Ko-
ściół przechodzi do kontrofensywy,
obawiając się nie tylko zablokowa-
nia dalszego rozdawnictwa ziemi
przez samorządy, ale i niekorzyst-
nego werdyktu Trybunału Konstytu-
cyjnego w tej sprawie. A ma się cze-
go bać, bo Polakom wreszcie otwie-
rają się oczy na łamanie prawa. Za
„FiM” także inne media (m.in. „Wy-
borcza”) podnoszą ten problem.
Krk po wojnie stracił – jak twier-
dzi – ok. 170 tys. ha. Jednak ode-
brał do dziś znacznie więcej i wciąż
jednocześnie korzysta z Funduszu
Kościelnego (rocznie ok. 100 mln zł
z kasy państwa). Ks. Piesiur robi
więc Polakom wodę pod kopułą,
twierdząc, że Kościół chce likwida-
cji wspomnianego Funduszu, ale pa-
skudni rządzący celowo odwlekają
taką decyzję. Dlaczego? By mieć...
powód do ataku na biedny Kościół!
BS
Dominikanin Jan Góra , który
od kilkunastu lat organizuje w Led-
nicy doroczne spotkania młodzieży,
dwoi się i troi, by przyciągać coraz
więcej młodych ludzi, tym bardziej
że po śmierci JPII bardzo spadło
zainteresowanie tymi spędami.
W przyszłym roku Góra chce ścią-
gnąć do Lednicy delegacje młodzie-
ży ze wszystkich krajów Europy. Im-
preza ma być czymś w rodzaju świa-
towych spotkań z papieżem. PS
SK
ODLOT Z JP2-ÓJKĄ
MarS
W trosce o duchowe przygoto-
wanie do obchodów 10 rocznicy po-
bytu papieża w Bydgoszczy Duszpa-
sterstwo Akademickie Martyria za-
prasza studentów na „wysokie loty
z Janem Pawłem II”, czyli do udzia-
łu w „odlotowych JP2-ójkach”. Co-
miesięczne „odlotowe JP2-ójki” ma-
ją być kontynuacją październikowe-
go maratonu papieskiego, podczas
którego bydgoszczanie przez cztery
doby non stop czytali publicznie i na
głos teksty JPII. Szumnie obiecy-
wany „odlot z JP2-ójką” również ma
polegać na czytaniu i rozważaniu
SZKOŁA MARYI
Czy polska publiczna szkoła
może mieć za patronkę Pannę Ma-
ryję? Głupie pytanie! Szkoła Pod-
stawowa nr 2 im. Panny Maryi
114522459.017.png 114522459.018.png 114522459.019.png 114522459.020.png 114522459.021.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin